Aktualizacja strony została wstrzymana

Piloci mogli zostać wprowadzeni w błąd

Prezydencki samolot Tu-154M wyposażony w system TAWS mógł bezpiecznie wylądować na lotnisku pod Katyniem – uważa Marek Strassenburg-Kleciak odpowiedzialny za analizy strategiczne i rozwój sytemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker. Jego zdaniem, urządzenia pokładowe są tak dokładne, że piloci bez trudu powinni byli wykonać ten manewr – chyba że wskazania nie były prawdziwe. Znane są bowiem techniki umożliwiające fałszowanie ich danych, często w sposób niemożliwy do zweryfikowania przez pilotów. Wówczas tragedia jest nieunikniona.

W ocenie Marka Strassenburga-Kleciaka – potwierdzonej przez niemieckiego eksperta Hansa Dodla, autora książki „Satellitennavigation”, oficera Bundeswehry, inżyniera i profesora – analiza zdjęć z katastrofy prezydenckiego samolotu wykonanych przez Sergieja Amielina pozwala sądzić, że Tu-154M z polską delegacją na pokładzie zbliżał się do pasa startowego we właściwy sposób. Tyle że samolot znajdował się w niewłaściwym miejscu. Dokumentacja zdjęciowa pokazuje, że samolot leciał tak, jak powinien: w odpowiednim kierunku (wynika to z analizy poszczególnych uszkodzeń na czubkach pierwszych drzew) i z właściwym nachyleniem horyzontalnym maszyny przy podchodzeniu do lądowania. – Różnica polega tylko na przesunięciu fazowym samolotu: w płaszczyźnie poziomej o ok. 15-25 m do prawidłowego kursu, a w pionie o ok. 5 m; maszyna leciała za nisko – podkreśla Marek Strassenburg-Kleciak. Jak dodał, dane z systemu TAWS (Terrain Awareness and Warning System), w który wyposażony był samolot prezydencki, pokazują pilotom trójwymiarowy model terenu z dokładnością wysokości nawet do 1 metra i umożliwiają pomyślne lądowanie nawet w złych warunkach pogodowych. – Rozwijałem i współtworzyłem systemy trójwymiarowej nawigacji, dlatego też trudno mi to sobie wyobrazić, jak system TAWS, który był zainstalowany w samolocie prezydenta Kaczyńskiego, mógł zawieść. No chyba, żeby mu „pomóc”. Inaczej z tym systemem nie można się rozbić – dodaje.

W jaki sposób wskazania urządzeń mogły zostać przekłamane? W tym celu stosuje się technikę o nazwie „meaconing” (Recording and rebroadcast on the Receive Frequency to confuse Positioning). Jak tłumaczy nasz ekspert, polega ona na tym, że sygnał satelity jest nagrywany przez specjalne urządzenie i z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita. – Im mniejszy interwał czasu stosowanego w „meaconingu”, tym trudniej go rozpoznać, co w konsekwencji prowadzi do błędnego określenia własnego położenia – wyjaśnił Strassenburg-Kleciak. Jak dodał, jeśli zmiana pozycji samolotu jest niewielka – a tak było w przypadku prezydenckiego lotu – to nawet inteligentny odbiornik (typu Receiver-Autonomous-Integrity-Monitoring) nie jest w stanie wykryć oszustwa. Przekłamanie urządzeń pokładowych można wprowadzić zarówno za pomocą satelity, jak i urządzeń znajdujących się na lotnisku. Jeśli zjawisku towarzyszą złe warunki pogodowe, piloci pozostają bezbronni. – Różnica położenia, jaką pokazuje trajektoria samolotu, jest typowa dla „meaconingu”: aby sygnał nie mógł być wykryty, przesunięcie fazowe sygnału równe jest nanosekundom. Daje to przesunięcie położenia rzędu tych wielkości, które widać na dokumentacji Amelina – powiedział Strassenburg-Kleciak. Jak zaznaczył, jego spostrzeżenia w rozmowie telefonicznej potwierdził Hans Dodel.

10 kwietnia br. w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem zginęło 96 osób. Polska delegacja z Parą Prezydencką na czele leciała złożyć hołd polskim jeńcom wymordowanym w 1940 r. przez NKWD.

Marcin Austyn

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 20 kwietnia 2010, Nr 92 (3718) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100420&typ=po&id=po22.txt

Skip to content