Aktualizacja strony została wstrzymana

Trening do ludożerstwa – Stanisław Michalkiewicz

O poziomie wyjałowienia polskiego życia politycznego najlepiej świadczy rozgłos, jaki sprzedajni propagandyści i konfidenci ulokowani w mediach usiłowali nadać debacie pomiędzy ministrem Radosławem Sikorskim i marszałkiem Bronisławem Komorowskim – kto będzie lepszym kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta. Ale nawet przy najlepszych chęciach niewiele z tej martwoty udało się wycisnąć. Najzabawniejsze było obsadzenie w roli zadających kandydatom na kandydatów podchwytliwe pytania partyjnych kolegów w osobach posłanki Joanny Muchy z Lublina i Sławomira Nowaka z Gdańska. W rezultacie debata przypominała do złudzenia sławny w swoim czasie program telewizyjny „Tele-Echo” pani red. Ireny Dziedzic, która przesłuchując swoje ofiary przed kamerami, wymagała od nich recytowania wyuczonych uprzednio na pamięć odpowiedzi, które sama im przygotowała. Przynosiło to często niezamierzony efekt komiczny, ale nikomu to nie przeszkadzało, bo efekt pedagogiczny był ważniejszy – a każdy mógł na własne oczy się przekonać, jaki w telewizji jest rygor. Więc najciekawszym elementem debaty między obydwoma wpływowymi mężami stanu były nogi posłanki Joanny Muchy – rzeczywiście kształtne, podobnie jak i reszta ciała, więc doprawdy szkoda, że pokazała je tylko do kolan. W ogóle byłoby lepiej, gdyby w debacie wzięła udział wyłącznie pani posłanka Mucha, bez tych dukających z kartki i ględzących mężów stanu, którzy byli tam potrzebni, jak psu piąta noga. Ale początki są zawsze trudne, na błędach ludzie się uczą, więc nie ulega wątpliwości, że następną debatę kandydatów na tych całych tubylczych prezydentów można będzie wypełnić interesującym show w wykonaniu najkształtniejszych posłanek z koalicji i opozycji, a nawet dla kontrastu – luksusowych dam spoza Sejmu – a publiczność mogłaby głosować, która partia lepiej zrobiła szpagat, albo inne standardowe figury tańca na rurze. „Sto tysięcy tancerek rzeźbionych jak bóstwa zdeptało twoje serce i jego złą pychę” – pisała stłamszona Paryżem poetessa Maria Pawlikowska Jasnorzewska, słusznie nazywana polską Safoną – i o to właśnie chodzi. Niech się wszyscy uczą pokory!

A tymczasem razwiedka nakazała Platformie Obywatelskiej przeforsowanie kolejnego pozoru legalności dla przechwytywania ręcznego sterowania państwem. Właśnie Sejm uchwalił nowelizację do ordynacji wyborczej, przewidującą zakaz kandydowania dla osób prawomocnie skazanych za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego. Z pozoru słusznie – ale w Związku Radzieckim też uchwalano niby słuszne ustawy, no a potem, kiedy na ich podstawie „wielki Soso milionom podejrzanych osób zgotował zasłużony zgon” – było już za późno. „Źegnajcie mi na zawsze chłopcy i dziewczęta, żegnajcie druhowie i ty, miłości ma!” Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tak zwanym międzyczasie rozdzielona została funkcja ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego – nawiasem mówiąc, w normalnych warunkach jak najbardziej słusznie – w Polsce to może oznaczać (a jak może, to na pewno będzie oznaczało) – przejęcie przez razwiedkę za pośrednictwem prokuratora generalnego ręcznego sterowania całym pionem prokuratury cywilnej, wojskowej i prokuratury IPN przez całych 6 lat, bez względu na wynik wyborów parlamentarnych. Kiedy w dodatku uświadomimy sobie narastającą dyspozycyjność niezawisłych sądów, w których na kluczowych stanowiskach w wojewódzkich miastach, jak np. Rzeszów, ostentacyjnie zasiadają nie tylko członkowie, ale dawni funkcjonariusze PZPR, to nie ulega wątpliwości (nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania; lepiej… ach, co za myśli przychodzą człowiekowi do głowy!), że mamy oto przed oczyma sprawne narzędzie odpowiedniego kształtowania sceny politycznej poprzez dyscyplinowanie i stawianie do pionu wszystkich wpływowych mężów stanu. Niech no któryś tylko się wychyli, albo niech no tylko jakiś intruz zechce wykorzystać mechanizmy demokratyczne do zakłócenia przewidywalności politycznej sceny, to prokuratura nie będzie miała chyba kłopotów z oskarżeniem takiego delikwenta o jakieś przestępstwo, no a niezawisłe sądy w stachanowskim tempie postarają się o prawomocne wyroki.

Rzecz właśnie została przećwiczona na „knurach”, czyli wpływowym ongiś mężu stanu Stanisławie Łyżwińskim i przewodniczącym Samoobrony Andrzeju Lepperze. „Póki gonił zające, póki kaczki znosił” – nie było w całej Polsce mocnych. Charyzmatyczny premier Buzek gryzł sobie palce z irytacji, ale przecież wiedział, że jak jest rozkaz, to jest – i trzeba cierpliwie czekać do zmiany etapu. A kiedy etap się zmienił, natychmiast pani Aneta Krawczykowa przypomniała sobie, że obydwa „knury” starły z niej puszek niewinności, oburzona takim bezeceństwem prokuratura pryncypialnie oskarżyła, a niezawisły sąd w podskokach wydał jedynie słuszny wyrok. A ponieważ pań obdarzonych znakomitą pamięcią u nas ci dostatek, więc żaden ambicjoner nie będzie pewien dnia ani godziny – już nawet pomijając to, że – jak powiadają Rosjanie – nikt nie jest bez grzechu wobec Boga i bez winy wobec cara. Poeta zatem wszystko przewidział: „Nie płoszmy ptaszka, niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje (…) aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki. Wnet się posypią piękne wyroki!” Z tym oczywiście, że dzisiaj już żadne „tanki” chyba nie będą potrzebne, bo czyż „piękne wyroki” nie wystarczą?

Wystarczą – więc w tej sytuacji możemy trochę rozejrzeć się po świecie. Właśnie zakończyło się spotkanie izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu z prezydentem USA Barackiem Husejnem Obamą. Prezydent Obama musiał być bardzo nadąsany, bo chociaż pierwsza część spotkania trwała półtorej godziny, a druga – 35 minut, to ani nie było wspólnego komunikatu, ani nawet – uścisku dłoni i sportowego uśmiechu dla gawiedzi. Wszystko się rozbija o 1600 apartamentów, jakie władze Izraela zatwierdziły do budowy w okupowanej części Jerozolimy – i to w dodatku w trakcie wizyty wiceprezydenta Bidena. Najwyraźniej starsi i mądrzejsi uznali, że pozycja najstarszych i najmądrzejszych w Ameryce jest już tak mocna, że tym wszystkim prezydentom można zagrać na nosie, żeby i skołowany świat wreszcie zobaczył, kto tu rządzi. Oczywiście tym wszystkim prezydentom taka ostentacja trochę się nie spodobała i stąd dąsy – ale skoro już pozwolili żeby ogon wywijał psem, to o cóż tu się dąsać? Warto w związku z tym przypomnieć wizytę premiera Netanjahu w Waszyngtonie za pierwszej jego kadencji. Przemawiając w Kongresie powiedział m.in: „Jerozolima nie będzie już podzielona nigdy. NIGDY!” I część kongresmanów na te słowa wstała na baczność i zaczęła klaskać, Inni trochę się ociągali, ale w końcu też wstali i klaskali – bo każdy przecież wiedział, że niechby tylko któryś nie wstał, czy nie klaskał, to zaraz międzynarodowa prasa by mu przypomniała, że przed 30 laty molestował dziecko i – żegnaj kariero!

Jak się okazuje, dobre wynalazki upowszechniają się z szybkością płomienia, więc nic dziwnego, że i nasz tubylczy Sejm nie chce już mieć w swoim gronie kryminalistów skazanych za przestępstwa z oskarżenia publicznego. Z prywatnego – proszę bardzo! Więc pewnie i prezydent Obama się udobrucha, zwłaszcza, że gdyby tak, niech Bóg zabroni, znalazł się prawdziwy oryginał aktu jego urodzenia, to… ach, lepiej o tym nie myśleć! Skoro nawet my nie chcemy o tym myśleć, to cóż dopiero prezydent Obama, gdy, dajmy na to, w nocy budzi się zlany potem i już nie może zasnąć do samego rana? Na jego usprawiedliwienie trzeba podnieść, że robi co może, by Amerykę uszczęśliwić socjalizmem, wymyślonym przecież i umiłowanym przez starszych i mądrzejszych. Na pewno tedy wybaczą mu dąsy i wszystko zakończy się wesołym oberkiem. W tym miejscu warto wtrącić melancholijną uwagę, że socjalizm w Rosji został narzucony dopiero po wieloletniej, okrutnej i krwawej wojnie domowej, podczas gdy w Ameryce może się bez tego wszystkiego obejść. Co tu dużo mówić; świętą rację miał Stanisław Lem, pisząc w „Głosie Pana”, że nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie. A cierpliwości i systematyczności ani starszym i mądrzejszym, ani razwiedczykom przecież nie brakuje, więc wygląda na to, że znowu świat się przygotowuje do ciekawych czasów.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   28 marca 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1566

Skip to content