W Szwecji z nowym impetem wróciła debata o eutanazji. Poprosił o nią 70-latek, który od czterech lat choruje na stwardnienie zanikowe boczne. Ma zdrowy umysł, a stopniowo zanika u niego władza ciała.
– Źyję w strachu, że obudzę się, leżąc bez ruchu i możliwości komunikowania się – mówi dziennikowi „Svenska Dagbladet” Lars-Olov Hammergard.
Hammergard nie chce być podłączany do aparatury podtrzymującej życie, więc napisał do rządowej agencji zdrowia o przydzielenie śmiertelnej dawki usypiających barbituranów. Chciałby je sobie sam wstrzyknąć w wybranym momencie pod nadzorem swego lekarza. Hammergard zagroził, że w przypadku odmowy weźmie sprawy w swoje ręce.
Do tego dochodzi historia 31-letniej kobiety cierpiącej od dziecka na rzadkie schorzenie neurologiczne, która tydzień temu napisała do agencji rządowej z prośbą, by lekarze ją uśpili i potem wyłączyli respirator. Według „Svenska Dagbladet” lekarze są pozytywnie nastawieni do obu próśb. O ostateczną decyzję poprosili jednak agencję zdrowia.
– Pomoc w samobójstwie jest rzeczą z natury złą – uważa minister zdrowia Göran Hägglund. Ostatnio w Szwecji taką debatę o eutanazji wywołał przypadek sprzed 3 lat. Wtedy, 35-letnia kobieta zdecydowała się zabić w słynnej klinice eutanazyjnej „Dignitas”. Po tej historii agencja zdrowia wydała wytyczne odnośnie „biernej eutanazji”. Lekarz, w krytycznym przypadku, może się na prośbę pacjenta powstrzymać od utrzymywania go przy życiu.
Ale pojawił się problem w jednoznacznym określeniu, kiedy stan pacjenta można nazwać beznadziejnym. I czy lekarz może rzeczywiście stwierdzić w sposób ostateczny, że nie ma szans na poprawę.
mm/Wyborcza.pl