Aktualizacja strony została wstrzymana

Minister Sikorski wysadza tory – Stanisław Michalkiewicz

Starsi ludzie – a i młodym też by się przydała znajomość tej historii – na pewno pamiętają anegdotkę o zapomnianym partyzancie, na którego natrafili w lesie jacyś grzybiarze. Zaskoczenie było obustronne; grzybiarze nie posiadali się ze zdumienia na widok wynędzniałego i obdartego – ale uzbrojonego po zęby partyzanta, podobnie jak i on – na widok grzybiarzy wyglądających jak najbardziej pokojowo. Po wymianie wstępnych grzeczności okazało się, że partyzant w ogóle nie wiedział, że wojna już dawno się skończyła. Kiedy grzybiarze mu to uświadomili, nie mógł się nadziwić: patrzcie państwo – a ja wysadzam te tory i wysadzam…

Podobnie wygląda aktualna faza stosunków między Polską a Białorusią. Jak powszechnie wiadomo, w Europie, a może nawet na świecie, pogarda i lekceważenie postępuje z zachodu na wschód. Dlatego Amerykanie pogardzają Anglikami, Anglicy – Francuzami, Francuzi – Niemcami, Niemcy – Polakami, Polacy – Rosjanami , a Rosjanie – Czukczami. Potem jest Pacyfik, ale wcześniej Chińczycy pogardzają Japończykami, Japończycy – Amerykanami – i wszystko zaczyna się od początku. Wyjątek potwierdzający tę regułę stanowią Żydzi, pogardzający wszystkimi „gojami” bez względu na długość geograficzną, za co tamci rewanżują się im lepiej lub gorzej skrywaną nienawiścią i pogardą. Ponieważ Rosja jest obecnie strategicznym partnerem Niemiec, a ponadto z dawnych czasów ma w Polsce rozbudowaną agenturę, która przynajmniej niektórymi – bo inni podlegają pozostałym agenturom, – tubylczymi mężykami stanu kręci we wszystkie strony, Polsce, przynajmniej oficjalnie, pogardzać Rosją nie wolno. Niechby tylko który z ministrów „spraw zagranicznych” spróbował, to „dałaby świekra ruletkę mu!”. „Świekra” – znaczy Nasza Złota Pani Aniela. Dlatego nasi statyści wynaleźli sobie zastępczy obiekt do lekceważenia w postaci Białorusi. Pełni ona przede wszystkim funkcję terapeutyczną, pozwalając naszym dygnitarzom, zmuszonym do ustawicznego czołgania się przed starszymi i mądrzejszymi („Oto biuro, kałuża niepokoju. Od ósmej do trzeciej Tatuś się czołga”) na odreagowanie tych upokorzeń. A to wyślą ostry protest, a to dadzą niezależnym dziennikarzom rozkaz, żeby sporządzili jakiś paszkwil na znienawidzonego Łukaszenkę, a to nawet wezwą ambasadora – i od razu kompleksy znikają, jakby ręką odjął i każdy znowu czuje się ważny. Niezależnie od tego polityka Polski wobec Białorusi bywa, to znaczy – bywała również funkcją lokalnych interesów starszych i mądrzejszych.

Jak pamiętamy, wiosną 2005 roku ówczesna sekretarz stanu w administracji prezydenta Buska Kondoliza Rice, oświadczyła w Wilnie, że trzeba „zrobić porządek” również na Białorusi. W ramach robienia przez USA ruskim szachistom dywersji, w listopadzie 2003 roku w Gruzji wybuchła „rewolucja róż”, w następstwie której starego komucha Edwarda Szwardnadze zastąpił tam amerykański protegee Michał Saakaszwili. Na przełomie roku 2004 i 2005 „filantrop” Soros sfinansował „pomarańczową rewolucję”, zakończoną przejęciem prezydentury przez innego amerykańskiego protegee, Wiktora Juszczenkę i do pełnego klina między Cesarstwem Europejskim, a Cesarstwem Rosyjskim brakowało już tylko Białorusi, dla której przewidziano nawet niebieski kolor rewolucji. Prezydent Bush bowiem pragnął zlikwidować strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie poprzez wzniecenie zarzewia konfliktu między obydwoma cesarstwami i zmuszenie w ten sposób Cesarstwa Europejskiego czyli Niemiec do zabiegania o przyjaźń Cesarstwa Amerykańskiego. Było to w zasadzie zgodne z polskim interesem państwowym, ale problem polegał na tym, że na Białorusi nie było właściwie żadnej opozycji wobec prezydenta Łukaszenki, który w dodatku chyba trzymał tamtejszą bezpiekę w garści, więc nawet „filantropowi” trudno byłoby ją przekupić, jak na Ukrainie. Toteż wykonując rozkaz Kondolizy, minister Daniel Rotfeld poderwał Związek Polaków na Białorusi, który w ten sposób stanął na czele nieistniejącej tamtejszej opozycji.

W odpowiedzi znienawidzony Łukaszenka powołał własny Związek Polaków, zmuszając w ten sposób Polskę do jawnego popierania jednej grupy białoruskich obywateli pochodzenia polskiego przeciwko drugiej. W tej sytuacji nietrudno było pokazać, że cała ta opozycja, to tylko zagraniczna agentura – i znienawidzony Łukaszenka właśnie z tego klucza wszystkim śpiewa. W rezultacie wpływy polskie na Białorusi zostały zniwelowane do gołej ziemi, co wychodzi naprzeciw skrytym oczekiwaniom strategicznych partnerów, którym Polska między nimi jest potrzebna, jak psu piąta noga. Czy aby nie za to właśnie pan Rotfeld został awansowany do Rady Mędrców NATO? Na domiar złego Amerykanom znowu się odmieniło, bo odkąd, po rozmowach z ruskimi szachistami, starsi i mądrzejsi wetknęli prezydentowi Obamie nos w trop irański, 17 września ub. roku dał on do zrozumienia, że ma większe zmartwienia, że strategiczne partnerstwo mu nie przeszkadza i na razie żadnych dywersantów nie potrzebuje. W rezultacie polska polityka wobec Białorusi znalazła się w położeniu owego partyzanta z anegdoty, co to wysadza tory i wysadza.

Tej uporczywej kontynuacji nie można już wytłumaczyć jakąkolwiek racją stanu, bo Polska Białorusi może co najwyżej, jak to mówią, „skoczyć” – a i to nie jest pewne, bo przecież i w Mińsku i w Warszawie doskonale wiedzą, że będzie tak, jak postanowi Nasza Złota Pani Aniela, która nad takimi sprawami nie naradza się z naszymi mężykami stanu, tylko z zimnym ruskim szachistą Putinem, a ich decyzję ministru Sikorskiemu zakomunikuje ta Angielka podobna do konia. W tej sytuacji uporczywą kontynuację można tłumaczyć jedynie opisanymi wyżej względami terapeutycznymi – co byłoby nawet zabawne, gdyby nie skrupiało się na Bogu ducha winnych tamtejszych Polakach. I ciekawa rzecz; Łukaszenka postępuje wobec nich podobnie, jak kiedyś bezpieka wobec KOR, zatrzymując np. jadącą z pieniędzmi dla rodzin aresztowanych robotników z Radomia Halinę Mikołajską pod zarzutem podejrzenia o kradzież kożucha – bo 5 dni aresztu pod pretekstem podejrzenia o napad rabunkowy wygląda podobnie. Takie szykany są oczywiście obrzydliwe, ale Polska, jak się wydaje, właśnie traci moralne prawo do krytykowania Łukaszenki, skoro pan Braun, autor filmu „Towarzysz Generał”, został postawiony pod charakterystycznym i znanym z czasów komuny zarzutem czynnej napaści na policjantów.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   23 lutego 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1510

Skip to content