Aktualizacja strony została wstrzymana

Krótka historia śniegu na chodniku w Warszawie

Śnieg sobie spadł i leżał. Grubą warstwą. Najwcześniej idący do pracy trochę go zmiętosili butami, ale wcale przez to chodzenie nie stało się łatwiejsze.

W końcu obudził się dozorca i, zgodnie z przepisami, zgarnął śnieg z chodnika na pryzmę przy krawężniku, skąd, zgodnie z przepisami, powinny go zabrać służby miejskie.

Potem przyszli właściciele zasypanych samochodów i odśnieżając swoje auta znowu zasypali cały chodnik.

Wtedy przebudziły się władze miasta. Ale nie aż tak, żeby przysłać kogoś do uprzątania śniegu. Przysłały patrol straży miejskiej, który opatyczył ciecia za śnieg na chodniku i z wielką łaską powstrzymał się od ukarania go mandatem, poprzestając na pouczeniu.

Potem, po długim czasie, władze miasta obudziły się jeszcze bardziej i przysłały pług, który cały rozjeżdżony śnieg, czy raczej błocko, z ulicy, zepchnął na chodnik.

Potem właściciele samochodów, by móc gdzieś zaparkować, znowu śnieg porozrzucali, częściowo na ulicy, częściowo na chodniku.

Potem dozorca znowu rozepchnął śnieg na chodniku, robiąc wąską ścieżkę dla przechodzących.

A potem przyszła ekipa do odśnieżania dachów. Przyszła i cały śnieg z dachu − sruuuu! − z łoskotem na chodnik.

Wszystko to jest niedaleko ode mnie, więc dzień po dniu obserwuję. Mija tydzień − problem śniegu okazuje się nierozwiązywalny. Jak zrobić kwadratowy trójkąt, po prostu. Chciałoby się rzec, że jak za komuny, z jej typowym zagraniem, gdy najpierw jedna ekipa kładła asfalt, a nazajutrz druga go pruła, żeby położyć rury. Ale to by było nieuczciwe. Za komuny zima zawsze zaskakiwała służby miejskie, ale kiedy się już one po paru dniach z zaskoczenia otrząsały, to przyjeżdżały ciężarówki i faceci z łopatami, ładowali ten śnieg na pakę i gdzieś go wywozili.

Teraz podobno nie ma go czym wywozić. Miasto nie ma wywrotek. Pewnie wywrotek jest w stolicy od diabła i trochę, i na pewno nie mają w tej chwili nic lepszego do roboty, bo przecież budowy stoją z powodu mrozów – ale to by trzeba rozpisać jakiś przetarg, a może nawet najpierw przetarg na doradzanie w przetargu właściwym, to nie można tak z dnia na dzień, zanim by te wywrotki wynajęto, byłby marzec, i ile by się trzeba było tłumaczyć przed kontrolą z zasadności wydatku. A z syfu i zasp na ulicach nie trzeba się tłumaczyć nikomu. Zresztą, słyszał ktoś kiedyś, żeby urzędnika ukarano za to, czego nie zrobił?

Nieoczekiwana pointa − patrzę na ten w nieskończoność przepychany tu i tam, brudny śnieg, a tu wpadło mi w rękę pismo kolorowe. A w kolorowym piśmie znana szansonistka Kora Jackowska wyznaje swój podziw dla pani prezydent Hanny Gronkiewicz Waltz. Bo za Kaczora w mieście było szaro i brudno, a teraz, wszędzie pięknie posprzątane, gdzie nie spojrzeć, posprzątane, czyściutko jest!

Pani Koro − puk, puk, puk?

Rafał Ziemkiewicz

Za: Blog Rafała Ziemkiewicza | http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/

Skip to content