Aktualizacja strony została wstrzymana

Galopująca normalizacja – Stanisław Michalkiewicz

Święta, święta i po świętach. Triduum świąteczne rozpoczęło się 9 listopada w Berlinie od wielkiego zjazdu dygnitarzy, któremu towarzyszył bogaty program rozrywkowy. Kulminacyjnym punktem tego programu było obalenie kostek domina, które reżyser widowiska powierzył byłemu prezydentowi naszego państwa Lechowi Wałęsie. Lech Wałęsa, jak wiadomo, spełnił pokładane w nim nadzieje i domino obalił, doznając przy okazji bolesnej kontuzji od niemieckiego kamerzysty. Co tu dużo mówić; inauguracja Unii Europejskiej nie wróży nam nic dobrego, a to przecież nawet nie początki, bo traktat lizboński wchodzi w życie dopiero 1 grudnia. Na domiar złego pan prezydent Lech Kaczyński, który 11 listopada tak pięknie przemówił o potrzebie „nowego patriotyzmu”, akurat potrzebował się przeziębić i w rezultacie nie tylko nie statystował na kolejnym szczycie UE przy wyborze prezydenta Unii Europejskiej i unijnego ministra spraw zagranicznych, ale musiał też odwołać różne ważne spotkania.

Wśród tych spotkań obserwatorzy w Warszawie wiele sobie obiecują po spotkaniu z zimnym rosyjskim czekistą Putinem, który „nie wykluczył” swego przybycia wiosną przyszłego roku na uroczystości katyńskie. W rewanżu prezydent Kaczyński, śladem prezydenta Kwaśniewskiego i generała Jaruzelskiego, ma pojechać do Moskwy na uroczystości obchodów kolejnej rocznicy zwycięstwa nad Niemcami. Jeśli te pogłoski okażą się prawdziwe to kontury „nowego partiotyzmu” zaczynają rysować się coraz wyraźniej – oczywiście w ramach strategicznego partnerstwa, bo wiadomo – tak krawiec kraje, jak mu materii staje, a wedle stawu grobla. Ponadto z głębi zaplecza pana prezydenta dobiegają opinie, według których podgrzewanie nastrojów antyniemieckich i antyżydowskich bezpośrednio szkodzi Polsce. Jak tak dalej pójdzie, to nawet premieru Tusku trudno będzie pana prezydenta przelicytować w życzliwości dla świata, chyba, żeby w prezydenckie szranki stanął Włodzimierz Cimoszewicz.

Zastrzega się on, że kandydować nie chce, chyba, żeby się okazało, że Polsce grozi reelekcja Lecha Kaczyńskiego. Wtedy Włodzimierz Cimoszewicz własną piersią zasłoni Polskę przed tym paroksyzmem – ale najpierw zaniepokojony naród będzie chyba musiał urządzić proszalną procesję, niczym kiedyś ruski lud Iwanowi Groźnemu. Wprawdzie Włodzimierz Cimoszewicz nie jest mężczyzną aż tak urodziwym jak dr Andrzej Olechowski, ale na tle premiera Tuska, nie mówiąc już o panu prezydencie Kaczyńskim, wygląda jak piękny Stasio ze znanej piosenki („był raz piękny Stasio sobie, wszystkim ludziom ku ozdobie; była sobie piękna Basia, co kochała baaardzo Stasia – i on ją kochał bardzo, a przy tym piękny był”). W tej sytuacji salus Reipublicae wydaje się leżeć w tym, że pan prezydent Kaczyński będzie musiał uciec się do wypróbowanej strategii „mniejszego zła” – że to niby wszyscy patrioci muszą głosować na niego, bo w przeciwnym razie Naszej Złotej Pani Anieli oraz złemu Putinowi sprzeda Polskę albo Tusk, albo Cimoszewicz.

Więc kiedy już opadł nastrój świąteczny, Polska wraca w stare koleiny. Sejm, coraz bardziej wchodząc w rolę przedsiębiorstwa przemysłu rozrywkowego, rozpisuje scenariusze przesłuchań w komisjach śledczych, wśród których powaby nowości roztacza oczywiście komisja hazardowa. Będzie ona przesłuchiwać nie tylko „Mira”, „Zbycha” i „Grzecha”, ale nawet premiera Tuska i byłego już szefa CBA Mariusza Kamińskiego, któremu razwiedka za karę cofnęła certyfikat dostępu do informacji niejawnych, pozbawiając w ten sposób indygenatu. Ale rozrywki – rozrywkami, a interesy – swoją drogą, toteż rząd premiera Tuska w stachanowskim tempie wyprodukował i wniósł do laski marszałka Komorowskiego projekt ustawy hazardowej. Ogólnie biorąc, zmierza on w kierunku oczyszczenia rynku hazardowego z wszelkiej przypadkowej konkurecnji ze strony detalistów i chałupników i ustanowienia w tej branży faktycznego monopolu razwiedki. Najwyraźniej starsi i mądrzejsi obmyślili premieru Tusku taką karę i za Vogla i za te wszytkie niedyskrecje z kontem generała Gromosława Czempińskiego, ze stoczniami i podsłuchami. Nawiasem mówiąc, podsłuchy okazały się całkowicie legalne. Tak w opinii przedłożonej premieru Tusku orzekła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, której wiceszef, pan płk Jacek Mąka był w tej sprawie podejrzewany, więc nietrudno się dziwić, że poznańska prokuratura posłusznie ukręciła śledztwu łeb.

Skoro na krajowej scenie politycznej obserwujemy takie aż do bólu objawy normalizacji, to premier Tusk mógł spokojnie udać się za granicę, gwoli statystowania na nazwyczajnym szczycie UE, gdzie obrano prezydenta w osobie belgijskiego premiera Hermana van Rempuy’a oraz ministra spraw zagranicznych w osobie brytyjskiej baronessy Katarzyny Ashton. Widać wyraźnie, że wszystko odbyło się po myśli starszych i mądrzejszych, co pokazuje, że nie tylko krajowe sceny polityczne, ale i scena europejska normalizują się aż miło. Pewne zamieszanie wprowadziła epidemia świńskiej grypy, ale nawet tubylcza pani minister zdrowia Ewa Kopacz, dotychczas z braku pieniędzy opierająca się hurtowym zakupom szczepionek na gryupę świńską, zdecydowała się kupić szczepionki na grypę zwyczajną. A że właśnie Światowa Organizacja Zdrowia przegłosowała, że i jedna i druga szczepionka jest całkowicie nieszkodliwa, więc można się szczepić, chociaż można też się i nie szczepić, ponieważ epidemii się nie ogłasza z powodu braku pieniędzy.

Z lekarstwami w ogóle lepiej nie przesadzać, o czym boleśnie przekonała się pani Anna Świderska-Schwerin, do niedawna dyrektor poznańskiego Teatru Wielkiego. Któregoś dnia występującemu w tym teatrze izraelskiemu tancerzowi przywidziało się, że za kulisami stoi Hitler. Tak to nim wstrząsnęło, że nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zażądał tedy, by ów Hitler – a okazało się, że to pracownik teatru, podobno trochę podobny – natychmiast zniknął mu z oczu. Temu żądaniu zadośćuczyniono w podskokach, może trochę zbyt skwapliwych, bo ów pracownik pragnący ze zrozumiałych względów zachować anonimowość, poskarżył się pani dyrektor na „dyskryminację”. Kiedy ta nazajutrz zwróciła się do izraelskiego artysty z wyjaśnieniem, że dyrektorem jest ona, podczas gdy on – pier…ym Żydem, tancerz wyprowadził ją z błędu informując, że dyrektorem już nie jest, bo jest „nazistką”. Niezwłocznie zawiadomił izraelską ambasadę, która oświadczyła, że przywiązuje do sprawy najwyższą wagę. W tej sytuacji do pani Anny Świadrskiej-Schwerin z szybkością płomienia dotarła decyzja pozbawiająca ją stanowiska dyrektora i w ten sposób poznański teatr stał się „Nazifrei”. Zgodnie z wykładnią „nowego patriotyzmu” powinniśmy przyjąć to do aprobującej wiadomości, podobnie, jak wyrok niezawisłego sądu w Szczytnie, nakazującego rodzinom Moskalików i Głowackich opuszczenie domu w miejscowości Narty na Mazurach, będącego własnością Niemki, pani Agnieszki Trawny, która właśnie teraz postanowiła go odzyskać.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   22 listopada 2009

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1029

Skip to content