Aktualizacja strony została wstrzymana

Chrystianofobia ujęta w paragrafy

Można powiedzieć, że strasburscy sędziowie mają kolejną sprawę niejako „pod nosem”. W Strasburgu wznosi się przecież jedna z największych katedr gotyckich w Europie zwieńczonych krzyżem. Iluż to ateistów, agnostyków, satanistów i lucyferian jest narażonych w swojej „wolności religijnej”, spoglądając na wieże katedry dominującej nad miastem Trybunału!

Rozmaite teorie spiskowe bazują na przekonaniu, że za fasadą oficjalnego życia politycznego i społecznego istnieją ukryte realne mechanizmy władzy sterowane przez nieliczną grupę osób – spisek tych, którzy dążą do narzucenia światu własnej wizji polityki, społeczeństwa czy kultury. Jestem jak najdalszy od ulegania powabowi spiskowej wizji świata, choć równie nierozsądne byłoby negowanie faktu, że w historii wielokrotnie przełomowe wydarzenia były rezultatem spisku właśnie. Czymże jak nie spiskiem był chociażby pakt Ribbentrop – Mołotow ze swoim tajnym protokołem otwierający drogę do wybuchu II wojny światowej?

Współczesne ustroje liberalnej demokracji na Zachodzie, wydawać by się mogło, są najlepszą ekspresją woli społeczeństwa wyrażonej w nieskrępowanych wyborach, woli obudowanej instytucjami państwa demokratycznego i społeczeństwa obywatelskiego. Na straży transparencji oraz demokratycznych procedur stoją niezależne media. Tyle wirtualny świat deklaracji. Ostatni werdykt Trybunału w Strasburgu nakazujący usunięcie krzyży ze ścian włoskiej szkoły po raz kolejny przypomniał, że ponad wolą większości (w tym przypadku społeczeństwa włoskiego) i ponad procedurami państwa demokratycznego stoi wola paru osób (składu sędziowskiego), które wyznają określoną „linię orzecznictwa”, jak eufemistycznie nazywa się wrogi stosunek paru sędziów do obecności symboli wiary chrześcijańskiej w sferze publicznej.
Gdzie się podziały zapewnienia, które słyszeliśmy tyle razy przy okazji kampanii akcesyjnej czy z okazji debat nad ratyfikacją tzw. europejskiej konstytucji (obecnie zwanej traktatem lizbońskim), że w Unii Europejskiej każdy kraj jest całkowicie suwerenny, gdy chodzi o kwestie religijne czy światopoglądowe? Kuchenne drzwi otwarte przez sędziów w Strasburgu służą obecnie realizacji ekstremalnie chrystianofobicznej polityki. Wszystko pod szyldem „wolności uczuć religijnych”.
Wspomniana „linia orzecznictwa” dominująca w Strasburgu opiera się na zamianie dawnego postulatu – obecnego chociażby w Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku – wolności religii na zasadę wolności od religii. Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki, tak silnie afirmując pod koniec XVIII wieku zasadę wolności religijnej, pojmowali ją jako swobodę wyznawania własnej religii bez odgórnego narzucania komukolwiek tzw. religii państwowej. Taka jest geneza konstytucyjnego zapisu w USA o tym, że państwo nie uznaje tam żadnego kultu za religię państwową. W realiach politycznych panujących wówczas po obu stronach Atlantyku taki zapis był np. dla katolików w USA wielką zdobyczą, skoro przed wojną kolonii o niepodległość w stanach zdominowanych przez protestancką większość narażani byli niejednokrotnie na długie lata oficjalnych (stanowych) restrykcji.


Ameryka – kraj nieograniczonych możliwości… dla sędziów

Ale właśnie Stany Zjednoczone są pierwszym przykładem obrócenia dawnej zasady chroniącej wolność religii w jej przeciwieństwo, tzn. odgórne narzucanie nowego kultu państwowego w postaci agresywnej laickiej ideologii. Również w Ameryce dokonało się to bynajmniej nie w drodze demokratycznie wyrażonej woli większości, a poprzez wolę paru osób, które akurat w latach 70. i 80. ubiegłego wieku tworzyły większość w Sądzie Najwyższym USA. „Linia orzecznictwa” ustalona wówczas przez większość sędziów zasiadających w tym najważniejszym trybunale Ameryki otworzyła drogę przed wojującym laicyzmem.
Przypomnijmy, że zalegalizowanie zabijania poczętych Amerykanów to właśnie „zasługa” Sądu Najwyższego, który większością głosów orzekł w ten sposób w tzw. sprawie Roe przeciw Wade z 1973 roku. W następnych latach Sąd Najwyższy zdominowany przez zwolenników radykalnego sekularyzmu zajął się rzekomą niekonstytucyjnością pacierza w szkołach publicznych – i orzekał stosownie do laickiej „linii orzecznictwa”. W 1987 r. Sąd Najwyższy stwierdził więc, że tzw. moment ciszy w klasie przed zajęciami – a więc czas, w którym dzieci różnych wyznań mogły oddać się krótkiej, cichej modlitwie – jest niedopuszczalnym wspieraniem publicznych aktów kultu przez władze państwowe. W 1992 r. większość sędziów orzekła, że również tzw. niewyznaniowa modlitwa z okazji akademickiego absolutorium jest czymś niedopuszczalnym (w tej konkretnej sprawie, która była w 1992 r. przedmiotem zainteresowania Sądu Najwyższego, chodziło o modlitwę, której przewodził rabin). W latach 90. ubiegłego wieku niższe instancje amerykańskiego sądownictwa zajmowały się sprawami o niekonstytucyjność szopek bożonarodzeniowych wystawianych tradycyjnie w centralnych miejscach amerykańskich metropolii. Niejednokrotnie sędziowie orzekali niekonstytucyjność betlejemskiej szopki, a w niektórych przypadkach zdarzało się nawet, że domagali się większego „zlaicyzowania” szopki poprzez ustawienie w niej bałwana lub Dziadka Mroza. Dziadek Mróz – z czym to się Wam, Drodzy Czytelnicy, kojarzy?
Na uwagę zasługuje fakt, że ten radykalny laicyzm widoczny w tego typu orzecznictwie jest wymierzony we wszelkie symbole religijne, nie tylko chrześcijańskie. Oto w 2005 r. amerykański Sąd Najwyższy (większością 5 do 4) orzekł niekonstytucyjność wywieszonych na ścianach budynków sądowych w Kentucky obramowanych tablic z tekstem Dekalogu – na którym wspiera się przecież nie tylko chrześcijaństwo, ale i judaizm. Większość sędziów orzekła, że tablice służyły „niekonstytucyjnemu celowi faworyzowania monoteistycznej religii”. Co ciekawe, ci sami sędziowie uznali, że zgodna z konstytucją jest obecność monumentu upamiętniającego Dekalog przed siedzibą władz stanowych w Austin (Teksas), ponieważ „wyraża on świeckie znaczenie edukacyjne i historyczne”. Jak mówi klasyk polskiej myśli politycznej: „Jestem za, a nawet przeciw”.
Amerykańska analogia jest pouczająca również z innego powodu. Oto bowiem również za oceanem czynnikiem inicjującym stawianie religii przed trybunałem były radykalne i bardzo głośne mniejszości. W przypadku Stanów Zjednoczonych jest to przede wszystkim American Civil Liberties Union (ACLU) – organizacja promująca ideologię laicką pod szyldem obrony „amerykańskich wolności obywatelskich”. Jak wiemy, w przypadku niedawnej sprawy włoskiej właściwym spiritus movens był działający we Włoszech Związek Ateistów i Agnostyków (skupiający ok. 4 tys. zwolenników wojującego ateizmu).


Bawaria, Włochy… Polska?

Zauważmy, że obiektem „szczególnej troski” laickiej „linii orzecznictwa” rozmaitych europejskich trybunałów (także krajowych) są te kraje Europy, które ukształtowały swoje oblicze kulturowe w oparciu o długowiekowe trwanie w chrześcijańskiej tradycji, a które nie są rządzone przez dzieci rewolucji 1968 roku (jak np. Hiszpania, gdzie Zapatero pracuje za dwa Trybunały strasburskie). Przed Włochami bitwa o krzyże w szkołach rozgorzała przecież w Bawarii w 1995 roku.
Wszystko zaczęło się w 1991 r., gdy niemiecko-chińskie małżeństwo pozwało do sądu bawarskie władze edukacyjne za obecność krucyfiksu w szkole, do której uczęszczała ich córka. Już wówczas pojawił się argument o „naruszeniu wolności religijnej” dziecka. Cztery lata później sprawa oparła się o Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który większością 5 do 3 orzekł, że obecność krzyży w ponad 40 tys. bawarskich szkół jest naruszeniem konstytucyjnej zasady „wolności wyznania”. Już wtedy przyjęto więc interpretację głoszącą raczej „wolność od wyznania”.
Oburzenie w Bawarii na decyzję Trybunału w Strasburgu było ogromne (poparli ją jedynie Zieloni i socjaldemokraci). Przypominano, że po raz ostatni krzyże w bawarskich szkołach zniknęły po 1933 r. – na polecenie władz hitlerowskich. Ostatecznie, na skutek nacisków społecznych, krzyże w szkołach Bawarii pozostały (zmieniono lokalne prawo w ten sposób, by umożliwić rodzicom wpływ na obecność symboli wiary chrześcijańskiej w szkołach). Tym razem jednak do Trybunału z Karlsruhe dołącza ten ze Strasburga.
Można powiedzieć, że strasburscy sędziowie mają kolejną sprawę niejako „pod nosem”. W Strasburgu wznosi się przecież jedna z największych katedr gotyckich w Europie zwieńczonych krzyżem. Iluż to ateistów, agnostyków, satanistów i lucyferian jest narażonych w swojej „wolności religijnej”, spoglądając na wieże katedry dominującej nad miastem Trybunału! A przecież już podczas rewolucji francuskiej poważnie rozważano projekt zburzenia wszystkich wież kościelnych we Francji jako kłócących się z republikańskim etosem równości i postępu „oświeconego światłem Rozumu i Najwyższej Istoty”.


Kiedy sala im. Gomułki w Strasburgu?

Była mowa o historycznych analogiach. Dodajmy, że narodowi socjaliści Adolfa Hitlera zadekretowali w 1938 r. usunięcie modlitwy z niemieckich szkół (innych szkół niż państwowe nie było wówczas w Niemczech). A czyż Władysław Gomułka lub Wojciech Jaruzelski nie zasługują na sale swojego imienia w „szklanych domach” Brukseli lub Strasburga? Przecież „towarzysz Wiesław”, walcząc z krzyżem w Nowej Hucie lub prowadząc akcję dekrucyfikacyjną w szkołach w latach 60. ubiegłego wieku, czynił wiele na rzecz „wolności sumienia” członków ORMO i bezpieki zaniepokojonych „ekspansją Kościoła”. Takie same zasługi miał również reżim Jaruzelskiego po 13 grudnia 1981 r. dzielnie walczący z „ekspresją monoteistycznej religii” na placu Zwycięstwa w Warszawie (por. nielegalne kwiaty układane w krzyż upamiętniające Mszę św. papieską z 1979 r.) czy w szkołach. Jakże wielu prekursorów miała obecna „linia orzecznictwa” Trybunału ze Strasburga. Czy kogoś z Was, Drodzy Czytelnicy, zdziwi wobec tego za parę lat wiadomość, że także Trybunał strasburski dostanie pokojowego Nobla?

Prof. Grzegorz Kucharczyk

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 13 listopada 2009, Nr 266 (3587) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091113&typ=my&id=my11.txt

Skip to content