Equality Challenge Unit (ECU), pozarządowa organizacja działająca na rzecz równouprawnienia na uczelniach, przeanalizowała dane dotyczące wyników nauczania studentów. Okazało się, że rośnie przepaść między wynikami osiąganymi przez Białych a tymi, które uzyskują studenci czarnoskórzy lub z mniejszości etnicznych.
Analitycy ECU wzięli pod uwagę studentów, którzy ukończyli naukę z wynikiem First Class Honours (1) i Second Class Honours, Upper Division (2:1) – czyli najwyższymi ocenami przyznawanymi przez uczelnie. Okazało się, że w roku akademickim 2003-04 najlepsze oceny (1 i 2:1) zdobyło 63,1 proc. białych studentów. O wiele gorsi byli ich azjatyccy koledzy – najwyższe noty zdobyło 46,9 proc. Najgorzej wypadli czarni studenci – tylko 35,5 proc. ukończyło studia z najwyższymi ocenami.
Dysproporcje pomiędzy studentami zwiększyły się w roku akademickim 2007-08. Najlepsze oceny zdobyło: 66,4 proc. białych studentów, 48,8 proc. Azjatów oraz 37,7 proc. Murzynów.
Jeszcze bardziej wyraziste są proporcje w wynikach, gdy porówna się liczbę studentów z najwyższą oceną (1). Zdobyło ją 14,7 proc. białych studentów, 8,2 proc. Azjatów i tylko 4,2 proc. Czarnych – wynika z przedstawionego w „The Guardian” raportu ECU.
Uczelnie powinny się zastanowić, czy prowadzona przez nie polityka nie prowadzi do pogłębiania się tej przepaści – komentuje wyniki badań dyrektor ECU Levi Pay. Muszą sprawdzić czy ich program nauczania, metody oceny, pomoc dla studentów, a nawet zajęcia pozalekcyjne są rzeczywiście sprawiedliwe i działają na rzecz integracji – dodał.
Jednakże z punktu widzenia zdrowego rozsądku Levi Pay wyraził mocno kontrowersyjną uwagę odnośnie odgórnych reakcji na powyższe wyniki. Bo czy konieczne jest, aby odgórnie ingerować w procesy, które kształtują się w sposób naturalny? Oczywiście nikt tu nie kwestionuje ewentualnej naukowej pomocy dla osób osiągających gorsze wyniki w nauce. Dyskusyjna wydaje się jednak kwestia owej „sprawiedliwości”, na którą powołuje się dyrektor ECU. Na czym tak właściwie miałby polegać schemat jej realizowania? Czy celem właściwym w ujęciu polityki uczelnianej byłoby sprowadzenie owej „sprawiedliwości” do roli mechanizmów faworyzujących wszystkich niebiałych studentów, np. na drodze statutowego podnoszenia ocen w oparciu o pochodzenie? Ale co to miałoby wówczas wspólnego z samą sprawiedliwością, skoro prowadziłoby tym samym do dyskryminacji wszystkich białych studentów? Zapewne sam dyrektor ECU byłby zadowolony z faktu osiągania zbliżonych wyników w nauce, jakie byłyby udziałem studentów różnych ras czy narodowości. Pytanie tylko, czy zaspokajanie tych ideologicznych szaleństw w imię równości byłoby rzeczywiście zjawiskiem sprawiedliwym? Czemu konkretnie miałoby to wszystko służyć?
Jak widać akcja afirmatywna, będąca wyznacznikiem jawnej dyskryminacji i niesprawiedliwości, zaznacza swoją obecność również w polityce, zdawałoby się, niezależnych instytucji.
Źródło: Guardian.uk