Aktualizacja strony została wstrzymana

Najpiękniejsze oblicze Kościoła

1 listopada Kościół oddaje cześć swym najlepszym dzieciom. Jest to dzień dumy, a zarazem święto pokory. Uroczystość Wszystkich Świętych ukazuje „Ecclesia triumphans”, czyli Kościół triumfujący, w całej swojej chwale i dostojeństwie, ale zarazem nam, „ludziom w drodze”, zwraca uwagę, że nim jeszcze nie jesteśmy i nie możemy takiego Kościoła udawać. Nasz problem polega też na tym, że tracąc coraz bardziej z oczu eschatologiczny horyzont własnych dążeń, nie jesteśmy w stanie zrozumieć, czym jest w istocie świętość. Jesteśmy bardziej skłonni postrzegać ją jako bohaterstwo niż codzienną, konkretną aż do bólu walkę ze swoimi słabościami, przekraczanie siebie w miłości.

O świętych mówi się czasem, że są awangardą chrześcijaństwa. Nader często odarci z tego, co „nazbyt ludzkie” i historyczne, w praktyce jawią się bardziej jako ci, których raczej podziwiamy, niż naśladujemy. Święci proponują nam nową perspektywę spojrzenia na ludzki los – wskazują na szczyt, z którego widać lepiej, a który zwie się Nadzieją. Trudne do wyjaśnienia dogmaty nagle – w perspektywie konkretnych biografii umiejscowionych w ludzkim „tu i teraz” – stają się czytelne. Bez świętych historia Kościoła byłaby anemiczna i pozbawiona mocy świadectwa.

Prawdziwy kształt życia
Nie chodzi tu tylko o świętych, którzy w sposób uroczysty zostali tak nazwani przez Kościół – mam na myśli niezliczoną rzeszę anonimowych „małych-wielkich” świętych, którzy przez wieki dojrzewali do uczestnictwa w niebieskiej liturgii. Antycypując nadejście królestwa Bożego, stali się kluczem do zrozumienia teraźniejszości i przeszłości, pomagali i nieustannie pomagają zhierarchizować widzialną rzeczywistość, ustalić priorytety, odsiać ziarno od plew. Tym też w zasadniczy sposób różnią się od bohaterów, na których zapotrzebowanie w skomercjalizowanej rzeczywistości nie ginie, a wręcz przeciwnie – ciągle wzrasta. Herosi w przeciwieństwie do świętych skupiają uwagę na sobie, ale też zdumiewająco szybko tracą swoją pozycję. Przychodzą nowi. Będąc znakami zapytania (czy nawet wykrzyknikami) dla świata – choć czynią swoisty wyłom w jego odrętwieniu – nie wykraczają poza określone ramy, w nikłym stopniu są w stanie go zmienić. Dlaczego? Nadal do niego przynależą, są zamknięci w jego logice, uwięzieni w jego rytmie. Święci – przeciwnie. Są uniwersalnym znakiem sprzeciwu wobec wszelkich prób ubóstwienia porządku wynikającego z ludzkiego nadania. Ukazują inny, pełniejszy kształt życia. Ich moc, konsekwencja i kierunki działania są inspirowane inną rzeczywistością.

Wyzwolenie z iluzji
Zdarza się, choć już dziś coraz rzadziej, że chrześcijanie błędnie utożsamiają dwa pierwsze listopadowe dni. Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to nie to samo. To, co je łączy – oprócz tego, że odwiedzamy wtedy mogiły swoich bliskich – to fakt, że dobrze, głęboko przeżyte wyprowadzają nas z iluzji, jakoby życiu doczesnemu można było nadać wartość absolutną. Zbawieni prowadzą nas poza jego horyzont, ukazują pełen blask spełnionej obietnicy. Urzeczywistniają prawdę, że uwierzyć nie znaczy tylko przytaknąć zbiorowi dogmatów, sprostać nakazom moralnym, ale to przede wszystkim otworzyć się na Prawdę, „wejść w wydarzenie” Jezusa Chrystusa, pokornie przyjąć je jako klucz do zrozumienia własnego życia, i konsekwentnie to realizować. Z kolei oczekujący na chwałę Nieba cierpiący w czyśćcu – co przypomni nam poniedziałkowe wspomnienie Wiernych Zmarłych – poprzez chłód kamiennych nagrobków obalą kolejny mit o ludzkiej potędze i panowaniu. Będą nas kolejny raz uczyć pokory wobec Tego, który jest Dawcą Źycia, Sprawiedliwym Sędzią, a nade wszystko Miłosiernym Ojcem.

ks. Paweł Siedlanowski


Dotykanie przemijania

Gdyby chcieć streścić w kilku słowach to wszystko, co dzieje się w listopadowe dni, trzeba by użyć zwrotu „ocalenie pamięci”. No bo przecież – patrząc realnie – czy tym, o których istnieniu świadczy już może tylko garść pyłu zmieszanego z czarną jak ludzki znój ziemią, potrzebne są wieńce, zapalone znicze, drogie granitowe grobowce? Odpowiedź jest do bólu szczera: nie. Brzmi to zaskakująco. Ale też nie mają racji ci, którzy deprecjonują wartość tychże może ułomnych znaków pamięci. One są potrzebne. Są ważne o tyle, o ile towarzyszy im coś stokroć ważniejszego. Co? Wiara, że życie nie kończy się z chwilą ostatniego oddechu i ostatniego drgnienia linii na encefalogramie, wiara w świętość „mimo wszystko”, przekonanie, że nasze „obcowanie” może trwać. To nie pajęcza nitka, którą łatwo przerwać. Jeśli prawdą jest, że miłość nie umiera, wielką lekkomyślnością byłoby zapomnienie, pozostawienie samym sobie tych, którzy odeszli, tylko dlatego, że nie można ich już dotknąć, ucałować, przytulić. Oni przecież żyją…

ks. Paweł Siedlanowski




Dar odpustu

Nawiedzając z modlitwą kościół lub kaplicę w uroczystość Wszystkich Świętych oraz w Dniu Zadusznym, możemy pod zwykłymi warunkami uzyskać odpust zupełny, czyli całkowite darowanie kar dla dusz w czyśćcu cierpiących. Ponadto wypełniając określone warunki, możemy uzyskać odpust zupełny od 1 do 8 listopada za pobożne (czyli modlitewne) nawiedzenie cmentarza. Odpust zupełny możemy uzyskać raz dziennie. Warunki uzyskania odpustu zupełnego:
1. Wzbudzić intencję jego otrzymania.
2. Być w stanie łaski uświęcającej.
3. Wyzbyć się przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.
4. Przyjąć w tym dniu Komunię Świętą.
5. Odnowić naszą jedność ze wspólnotą Kościoła poprzez odmówienie „Ojcze nasz”, „Wierzę w Boga” oraz modlitwy w intencjach bliskich Ojcu Świętemu.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 31 października - 1 listopada 2009, Nr 2056 (3577) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20091031&typ=wi&id=wi12.txt

Skip to content