Formalnie celem oddziałów niemieckich fundacji działających na terenie Polski jest edukacja polityczna na rzecz pokoju, wolności i sprawiedliwości. Jest też mowa o wzmacnianiu demokracji, wspieraniu jedności europejskiej i zacieśnianiu stosunków międzynarodowych. Tyle deklaracje. Aktywność fundacji wkracza jednak często na grunt polityki. Przykładem jest Fundacja Friedricha Naumanna – politycznie umocowana w niemieckiej FDP – która sponsorowała m.in. powstanie Instytutu Studiów Strategicznych. Jego założycielem jest obecny minister obrony Bogdan Klich.
Niemieckie fundacje polityczne są dość unikalnym zjawiskiem. Na swą działalność w całości dostają pieniądze od rządu niemieckiego i partii politycznych. I tak Fundacja Friedricha Eberta związana jest z SPD (socjaldemokraci). Fundacja Konrada Adenauera – z CDU (chrześcijańscy demokraci), Fundacja Friedricha Naumanna – z FDP (wolni demokraci), Fundacja Hansa Seidla przypisana jest do CSU (Unia Chrześcijańsko-Społeczna). Z partią Zielonych współpracuje z kolei Fundacja im. Heinricha Bölla. Wszystkie te organizacje, w całości finansowane przez rząd niemiecki, rozpoczynały swą działalność w Polsce po 1989 roku.
Fundacje formalnie prowadzą działalność edukacyjną, wydawniczą, przyznają dotacje na różnego rodzaju programy w Polsce.
Sęk w tym, że ich aktywność nie ogranicza się tylko do sfery społecznej i kulturalnej. Zdaniem Mariusza Muszyńskiego, byłego prezesa Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”, w ten sposób Niemcy budują w Polsce swoją strefę wpływów. – To są w większości fundacje niemieckich partii politycznych. Z punktu widzenia Niemiec to dobrze robiona polityka – komentuje Muszyński.
Przykładem jest m.in. działalność Fundacji im. Roberta Boscha znanej z tego, że sfinansowała niemiecko-polski projekt badawczy pod nazwą „WYPĘDZENIE ludności niemieckiej z Polski 1945-1947”, którym zajmowało się m.in. Seminarium Historyczne przy Uniwersytecie Warszawskim i Seminarium Wschodnioeuropejskie przy Uniwersytecie w Marburgu. Ta sama fundacja zajęła się też krzewieniem wiedzy o pozytywnej cywilizacyjnej misji zakonu krzyżackiego w Europie Środkowej i Wschodniej. Środki rzędu ponad 100 tys. marek Fundacja Boscha przekazała też na budowę Muzeum Historii Żydów w Warszawie, w którym dużo mówi się o antysemickich wystąpieniach w Polsce skierowanych po wojnie przeciwko pozostałej przy życiu ludności żydowskiej.
Fundacja Boscha wsparła też finansowo prace Władysława Bartoszewskiego, byłego ambasadora w Wiedniu i szefa senackiej Komisji Spraw Zagranicznych, nad wspomnieniami na temat porozumienia polsko-niemieckiego. Informacje o tym zawiera sprawozdanie działalności fundacji za lata 1974-2000.
– Specjalnie mnie to nie dziwi. Bartoszewski brał nagrody nie tylko od tej fundacji, ale też od innych stowarzyszeń. Tylko że jakoś nie widać tego w polityce zagranicznej, czyli m.in. w stosunkach polsko-niemieckich – komentuje senator PiS Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Fundacja Boscha ufundowała również Katedrę Cywilizacji Europejskiej w Kolegium Europejskim na warszawskim Natolinie, której szefował Bronisław Geremek. Wśród sponsorów Centrum im. prof. Bronisława Geremka, w którego władzach zasiada m.in. były premier Tadeusz Mazowiecki, znalazła się natomiast np. Fundacja im. Stefana Batorego, w gronie jej darczyńców zaś… Fundacja Boscha. Z pomocy Fundacji Boscha skorzystał też Instytut Stosunków Międzynarodowych w Warszawie. Kwotą 200 tys. marek fundacja wsparła dwa projekty: „Polska i Rosja – sprzeczności i możliwości dialogu” oraz „Miejsce Polski w przyszłym europejskim systemie bezpieczeństwa”. Warto zaznaczyć, że byłym kierownikiem instytutu do 2005 roku był Janusz Reiter, pierwszy po zmianach w 1989 roku ambasador RP w Republice Federalnej Niemiec. To nie jedyny przykład takiej ingerencji: obecny minister obrony narodowej Bogdan Klich jest założycielem Instytutu Studiów Strategicznych finansowanego właśnie przez fundacje: Batorego, Naumanna i Eberta.
Bosch szkoli też polskich urzędników. Kolegium im. Carla Friedricha Goerdelera Fundacji Roberta Boscha będzie szkolić młode kadry kierownicze z sektora publicznego naszego kraju. Informacje o tym nie są bynajmniej zastrzeżone – można je znaleźć na stronach internetowych Serwisu Służby Cywilnej. Od września 2010 r. kolegium organizuje dla członków korpusu służby cywilnej pobyty stypendialne w instytucjach niemieckich. Nabór już trwa. Niestety, nikt z kancelarii premiera nie potrafił nam udzielić szczegółowych informacji o tym, ilu kandydatów zostało zgłoszonych i w jakiej kwocie fundacja pokryje koszty szkoleń. Fundacja Boscha przygotowuje też różnego rodzaju programy w ramach szkolenia zawodowego w Wyższej Szkole Administracji Publicznej w Łodzi.
– Wszelkie organizacje pozarządowe powinny być niezależne politycznie. Ale tajemnicą poliszynela jest to, że za ich działalnością ukrywają się często struktury biznesowo-polityczne. Można tu tylko domniemywać, że niepolskie pieniądze wspierają często kampanie pewnych polityków – mówi dr Przemysław Wójtowicz, politolog z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Zdaniem prof. Jerzego Roberta Nowaka, polska polityka zagraniczna powinna brać przykład z niemieckiego sposobu zabiegania o swoje interesy. Przede wszystkim w kwestii lobbowania na rzecz interesów Narodu Polskiego poprzez reklamę polskiej dobrej literatury oraz zakładania fundacji polskich na Zachodzie. Jak informuje MSZ, „na pewno jest to możliwe”, nie podaje jednak żadnych szczegółów.
Rejestru oddziałów fundacji zagranicznych nie prowadzi Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Informacji na temat ewidencji nie było nam też w stanie dostarczyć Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które wyjaśniło tylko, że takie oddziały mogą działać na terenie Polski na mocy art. 19 ustawy o fundacjach z 6 kwietnia 1984 roku. W myśl ustawy utworzenie takiego przedstawicielstwa wymaga zezwolenia, które oznacza jednocześnie zgodę na podjęcie działalności określonej w zezwoleniu. Zezwolenie wydaje minister spraw zagranicznych.
Oddziały fundacji podlegają rozliczeniom z polskim fiskusem, ale jedynie w aspekcie zatrudniania pracowników. Wszelkie kwoty, jakie przez nie przepływają, nadzorują instytucje niemieckie.
To znaczy, że tak naprawdę nie wiadomo, kto kogo i za ile finansuje. Co innego gdyby to były firmy – wtedy byłaby tu jasna, kontrolowana przez nas wymiana kapitału.
Anna Ambroziak
Kto płaci, ten wymaga
Z prof. Tadeuszem Marczakiem z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawia Anna Ambroziak
Fundacje niemieckie, które działają w Polsce, są solidnie umocowane politycznie…
– Najczęściej tak jest. Ale wiadomo, że one mają określone cele. Dociera do mnie wiele sygnałów, jak te fundacje czy stowarzyszenia działają. Są one po prostu odbiciem określonej polityki. To fakt ogólnie znany. Fundacje te często wręcz ocierają się o korupcję polityczną. Jest to szersze zjawisko – sponsorowanie pewnych ośrodków badawczych przez instytucje zewnętrzne to zjawisko powszechne nie tylko u nas. Pod znakiem zapytania stoi cała polityka grantów.
Fakt, że niektórzy politycy pozwalają się sponsorować zagranicznym fundacjom nie narusza zaufania opinii publicznej wobec nich?
– Jak najbardziej. Zwłaszcza że wiele z tych fundacji jest w stu procentach finansowana przez niemiecki budżet państwa. A wiadomo, że ten kto płaci, ten wymaga. To jest transakcja wiązana. Można tylko się domyślać, w jaki sposób taki polityk musi się później wypłacić. Najczęściej jest to podporządkowanie się obcej polityce, to na jej korzyść taki polityk musi wtedy działać, często wbrew interesom naszego państwa. Zgodzenie się na tego rodzaju „pomoc”, „sponsoring” – to jak otwarcie furtki roszczeniom niemieckim. Dlatego w polskim prawodawstwie nie powinno być w ogóle przyzwolenia na zakładanie na terenie naszego kraju tego typu organizacji. Godzi to bowiem w polską rację stanu.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych bardzo oględnie ustosunkowało się do naszych pytań o wykaz oddziałów fundacji niemieckich działających na terenie naszego kraju. Czy nie wydaje się co najmniej dziwne, że resort, który powinien sprawować kuratelę nad tego typu przedsięwzięciami, nie jest w stanie udzielić szczegółowych informacji na ten temat?
– Wydaje się to nieprawdopodobne. To wygląda na celowe zaniechanie…. trudno mi to inaczej określić. Sądzę, że należałoby dokonać bardzo skrupulatnego przeglądu wszystkich instytucji tego typu, szczególnie tych, które zajmują się stosunkami międzynarodowymi, zwłaszcza pod kątem ich kapitału założycielskiego. Myślę, że takiego przeglądu powinny dokonać też środowiska akademickie – to dziwne, że nikt takiej analizy dotychczas nie zrobił.
Fundacje ogłaszają się jako instytucje krzewiące idee integracji ludów, kształcenia, promocji kultury. W czym więc tkwi to niebezpieczeństwo przekazywanych przez nie treści?
– W poprawności politycznej. Poza tym fundacje te często informują o tym, czym mają się zajmować, ale nie o tym, skąd czerpią środki. Przykładem jest powstająca we Wrocławiu Fundacja na rzecz Studiów Europejskich (jej założycielem jest Klaus Bachmann, stały felietonista m.in. „Gazety Wyborczej”), która już zorganizowała konferencję w kontekście dziedzictwa i polityki historycznej Wrocławia i Gdańska. Należałoby tu też podkreślić, że owa poprawność polityczna dominuje często w wydawanych przez fundacje publikacjach. Chodzi o język, np. operowanie pojęciem „wypędzenia”, a nie „zorganizowane przesiedlenia ludności niemieckiej”, którymi to posługują się uchwały poczdamskie. Przyjmowanie innej terminologii oznacza, że Polska nie wypełniła uchwał poczdamskich albo je złamała.
Dziękuję za rozmowę.Za:Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 24-25 października 2009, Nr 250 (3571)