Aktualizacja strony została wstrzymana

Dobra Nowina – Stanisław Michalkiewicz

Każdy postępowy człowiek doskonale wie, że życie w Średniowieczu było koszmarem. A cóż dopiero – w Starożytności? Na szczęście starożytni nie wiedzieli, że żyją w Starożytności, podobnie jak mieszkańcy Średniowiecza – że żyją w Średniowieczu. Myśleli, podobnie jak i my, że ich sytuacja jest normalna i to pozwalało im jakoś przetrwać, podobnie, jak i nam. Oczywiście nasza sytuacja jest bez porównania lepsza, bo – w odróżnieniu od starożytnych i średniowiecznych – my zdajemy sobie sprawę, że żyjemy w najbardziej nowoczesnej i postępowej epoce i na nic już specjalnie nie czekamy.

Co niesie przyszłość?
Starożytni to co innego. Jeśli nawet nie zdawali sobie sprawy ze starożytnego charakteru ich epoki, to instynktownie musieli czuć, że wszystko dopiero przed nimi. Można się tego domyślić choćby stąd, jak wielką wagę przywiązywano wtedy do przepowiedni. Tylko człowiek, który instynktownie czuje, że wszystko dopiero przed nim, pragnie dowiedzieć się, jakie właściwie jest, to „wszystko” i na wszelkie sposoby próbuje przedrzeć się przez zasłonę skrywającą przyszłość. Na domiar złego, nikomu wtedy nie śniło się nawet o Unii Europejskiej, więc nic nie wskazywało na to, że „wszyscy ludzie będą braćmi”. Przeciwnie – Rzym, który jeszcze w epoce hellenistycznej udawał przyjaciela królów judzkich i występował na międzynarodowej arenie jako ich adwokat, wkrótce odsłonił swoje prawdziwe oblicze i zajął Palestynę zbrojnie, surowo wybijając wszystkim z głów jakiekolwiek mrzonki o odzyskaniu suwerenności. O żadnym „braterstwie” nie było mowy. Nic więc dziwnego, że w tej rozpaczliwej sytuacji pojawiła się wśród Judejczyków narastająca tęsknota za kimś, kto ich z tego beznadziejnego położenia wydobędzie, umożliwiając powrót do godnego, szczęśliwego i bezpiecznego bytowania. Świadomość potęgi Rzymu podpowiadała, że musi to być ktoś korzystający z Boskich auxiliów, bez których dokonanie tego wszystkiego wydawało się oczywistym niepodobieństwem. Że musi to być Boski Pomazaniec, człowiek Namaszczony Przez Boga, czyli w miejscowym języku – Mesjasz.

Jak rozpoznać Mesjasza?
Było oczywiste, że pojawienie się Mesjasza powinny poprzedzać jakieś zwiastuny. Sęk w tym, ze nikt dokładnie nie wiedział – jakie, toteż Judejczykowie pilnie studiowali księgi Starego, a właściwie wtedy jeszcze nie Starego, tylko po prostu Testamentu w nadziei, że tam właśnie odnajdą wskazówki pozwalające odgadnąć czas pojawienia się Mesjasza, no i umożliwiające jego identyfikację. Rozpoznanie Mesjasza było sprawą niesłychanej wagi, bo od tego zależeć miała przyszłość całego narodu, a kto wie – może nawet i całego świata, bo przecież Judejczykowie wierzyli, że są wybrani przez Boga, by nad światem panowali. No, może nie od razu, bo dajmy na to, w tej chwili Rzymianie mocno trzymali ich w garści, ale przecież… kiedyś… na pewno. Pojawienie się Mesjasza nadawałoby tej nadziei znamiona pewności i dlatego bezbłędne rozpoznanie go było takie ważne. Ponieważ pierwszą rzeczą, jakiej powinien był dokonać Mesjasz, musiało być zmobilizowanie całego ludu, a następnie poprowadzenie go do zwycięskiej walki o zrzucenie rzymskiego jarzma, nietrudno było domyślić się, że oczekiwany Mąż musi odznaczać się cechami przywódczymi, a nawet wodzowskimi i to rozpoznawalnymi już na pierwszy rzut oka. Takiego oczekiwano.

Być prosiakiem u Heroda
Nadzieje te ożywiły się w okolicach roku, który dzisiaj nazywamy 40 przed Chrystusem, ale wtedy rachuba czasu była zupełnie inna. Wtedy pewien Idumejczyk imieniem Herod, zwany później Wielkim, otrzymał z rąk rzymskich triumwirów godność królewską. Herod, jako Idumejczyk był zaledwie w połowie Judejczykiem, ale od roku, który dzisiaj nazywamy 37 przed Chrystusem, zaczął rządzić Judeą. Rządził okrutnie, toteż faryzeusze, którzy spośród Judejczyków nienawidzili go chyba najbardziej, również jako pół-Żyda, doszli do wniosku, że jego panowanie jest „biczem karzącym” którym Najwyższy chłoszcze swój lud, wywołując w ten sposób „bóle porodowe Mesjasza”. Nie zmieniło tego nastawienia nawet to, że Herod wielkim kosztem wybudował w Jerozolimie świątynię, podobno tak wspaniałą i piękną, że nawet faryzeusze powtarzali, iż kto jej nie widział, ten nie widział niczego pięknego. Ale bo też Herod był patologicznie podejrzliwy, podobnie jak później Józef Stalin, zwłaszcza pod koniec życia, kiedy poskazywał na śmierć nawet swoich synów. Cesarza Oktawiana Augusta, który te wyroki musiał zatwierdzać tak to zbrzydziło, że powiedział, iż „w domu Heroda wolałby być prosiakiem, niż synem”.

Rzymianie też czekają
Wprawdzie Rzymianie panowali podówczas, jak to się wtedy mówiło, „nad światem”, ale mimo tego nie byli ze swojej sytuacji zadowoleni. Wojskowe dyktatury, wojny domowe, towarzyszące im zniszczenia i zdzierstwa, zuchwałość żołnierstwa i brak osobistego bezpieczeństwa doskwierały im tym bardziej, że nie spodziewali się jakiejś zasadniczej odmiany losu nawet w zaświatach. Rzymianie bowiem, podbiwszy Grecję, przyjęli całą tamtejszą kulturę, łącznie z religią, nadając jej tylko charakterystyczny dla nich formalizm. A nawet w słonecznej Grecji wyobrażenie zaświatów nie było zachęcające. Oto co zobaczył Odyseusz, kiedy postanowił zasięgnąć porady wieszczka Tejrezjasza, który podówczas przebywał już w krainie zmarłych: „Dotarliśmy do kresu głębokich strumieni Okeanosa. Tam jest lud i gród Kimeryjczyków, okryty mgłą i chmurami. Nigdy tam nie docierają promienie świetlistego słońca, ani gdy się ono wznosi ku niebu gwiaździstemu, ani gdy z nieba znów zmierza ku ziemi, lecz noc zabójcza rozciąga się nad nieszczęsnym narodem.” Kiedy Odyseusz poczynił wszystkie przygotowania, tzn. wykopał dołek do którego wylał obiatę dla wszystkich umarłych, których dusze na ten widok zaczęły wychodzić z Erebu. Tłum dusz zbliżał się do dołu „z niesłychanym lamentem”, tak że Odys, choć nieustraszony, przecież zdjęty lękiem dobył miecza, by je odpędzać, póki nie przybędzie Tejrezjasz. „Przyszła wreszcie dusza Tebańczyka Tejrezjasza ze złotym berłem w dłoni, poznała mnie i przemówiła: – Czemuż to, nieszczęsny, porzuciłeś światło słońca i przychodzisz oglądać umarłych i ten kraj nieradosny?” Kraj nieradosny… Ano, nie da się ukryć. Zatem – znikąd nadziei, chyba, żeby…

Trwożne nadzieje
W księgach sybilińskich, które Tarkwiniusz Stary otrzymał od Sybilli i które przechowywane były w świątyni Jowisza na Kapitolu zapisano, że Sybilla każdy wiek oddała w opiekę innemu bóstwu. Opiekunem ostatniego, żelaznego, a więc Niszczycielem, miał być Apollo. Niszczycielem – ale może zarazem i Odnowicielem, bo przecież na miejscu zniszczonego świata powstanie nowy? Pewności nie było, aż do roku, który dzisiaj nazywamy 44 przed Chrystusem, kiedy to pojawił się znak. Oto po zabójstwie Juliusza Cezara, jego spadkobierca Oktawian urządził w jego intencji igrzyska ku czci Wenery Rodzicielki, patronki rodu julijskiego. Odbywały się one w ostatniej dekadzie lipca, który wtedy nosił już nazwę Iulius. Podczas tych igrzysk, na niebie pojawiła się kometa, wzbudzając zrazu powszechne przerażenie. Aliści przybyły na miejsce haruspik Wulkacjusz wytłumaczył ten znak całkiem inaczej. Oznacza ona koniec wieku dziewiątego i początek dziesiątego. Według zaś przepowiedni sybillńskiej, w dziesiątym wieku od zburzenia Troi miał nastąpić albo koniec, albo przeciwnie odrodzenie Rzymu, a może nawet całego świata. Jednak warunkiem odrodzenia świata była zagłada świata dotychczasowego. Podobno po wypowiedzeniu tych słów Wulkacjusz za zdradzenie tajemnicy, padł, jak rażony gromem.

Tak czy owak, sprawa się wyjaśniła, a w tej sytuacji również kometa nabierała całkiem innego znaczenia. W starożytności bowiem, podobnie zresztą jak i dzisiaj, ludzie wierzyli w tak zwane katasteryzmy, to znaczy – w przemianę duszy człowieka w gwiazdę. Nikt zatem nie miał już wątpliwości, że w postaci komety objawiła się dusza Juliusza Cezara, by zwiastować Rzymowi nową nadzieję.

Najpierw jednak musiała nadejść zagłada świata dotychczasowego. I rzeczywiście. Jak w „Żywotach sławnych mężów” wspomina Plutarch, „Przez cały ów rok (po zabójstwie Cezara – dop. SM) tarcza słoneczna była stale blada i bez błyszczącego blasku, a ciepło, które szło od niej, było mdłe i słabe. Nad ziemią unosiło się ciężkie i ponure powietrze, ponieważ przeszywające je promienie słoneczne nie miały dostatecznej siły, by je rozwidnić. Tak samo wszystkie plony i owoce pozostały na wpół dojrzałe, nie całkiem rozkwitły i nie dochodziły do pełni swego rozwoju z powodu tego zimna”. Rychło nastał głód, na dodatek wylał Tyber, a wreszcie pojawiła się zaraza. Brakowało tylko wojny.

Proroctwa poetów
Zastanawiając się nad przyczynami tych klęsk, zapoczątkowanych – w co nikt już nie wątpił – zabójstwem Cezara, niektórzy doszli do wniosku, że jest to kara za ciążący nad Rzymem grzech pierworodny. Jak wiadomo, Romulus, zaznaczywszy bruzdą granice swojego miasta zagroził śmiercią każdemu, kto je przekroczy i kiedy jego brat Remus dla żartu przeskoczył bruzdę, Romulus zabił go bez wahania. Zwolennikiem tego poglądu był m.in. poeta Horacy, który pisał: „Tak jest; okrutny Rzymian prześladuje los
I straszny bratobójstwa grzech
Odkąd trysnęła Rema niewinnego krew,
Przekleństwa dla potomnych zdrój
”.

Nie ulega wątpliwości, że takie straszne przekleństwo musi być zmazane, odkupione przez kogoś, kogo inny poeta, Wergiliusz, dostrzegł w młodym Oktawianie: „Bogi ojczyste, ty, ojcze Kwirynie, ty Westo rodzico
Święta, co Tybru koryto i rzymski Palatyn ochraniasz
Czasom przeklętym choć temu z pomocą przyjść młodzianowi
Nie przeszkadzajcie!

Skoro tedy po zniszczeniu starego świata miało nastąpić odrodzenie, Wergiliusz pisał: „Oto ostatni już czas przepowiedni kumańskiej nastąpił
Wieków olbrzymi ordynek z nowego się rodzi początku
Oto powraca Panna, powraca królestwo Saturna (tzn. wiek złoty – dop. SM)
Oto i nowe stworzenie z wyżyny niebieskiej zstępuje
Dziecię się rodzi – i kres pokolenie otrzyma żelaza.
” – po czym zwraca się z inwokacją wprost do Dziecięcia: „Drogi ty niebian potomku, Jowisza ty synu wszechmocny!
Patrz, jak się wszystko raduje na wieku przyszłego spotkanie!

Ale czy aby na pewno tym „potomkiem niebian” jest Oktawian? Horacy też nie ma wątpliwości: „Czy też, synu Mai łaskawej, wolisz
Swój skrzydlaty kształt na młodzieńca postać
Zmienić i na ziemi pozostać wierny
Mściciel Cezara?

Syn Mai”, czyli Merkury – miał według Horacego wcielić się w „mściciela Cezara” – a więc tylko w Oktawiana.

Jak było naprawdę? Dzisiaj też pojawiają się rozmaici Synowie Niebian, Umiłowani Przywódcy, Chorążowie Pokoju, a w najlepszym razie – Nasze Duszeńki i tym podobne, też poeci niekiedy im prorokują, chociaż częściej razwiedka załatwia takie rzeczy przy pomocy zwerbowanych dziennikarzy z prasy, radia, a zwłaszcza telewizji, ale może w starożytności było jednak trochę więcej autentyzmu? Może Wergiliusz i Horacy myśleli tak naprawdę? Oczekiwanie na Mesjasza było w tym czasie, jak się okazuje powszechne, oczekiwali go nie tylko Judejczykowie, ale i Rzymianie. Wreszcie – co sądził o tym sam Oktawian? Trudno powiedzieć, ale nie można wykluczyć, że mógł podzielać opinie poetów, bo w roku, który dzisiaj nazywamy 27 przed Chrystusem, przyjął od Senatu tytuł Augusta, przyznany mu na wniosek Murnancjusza Planka. Augusta – a więc Wywyższonego, albo nawet Uświęconego – oczywiście przez bogów.

Tragedie pomyłek
Gwoli ścisłości trzeba dodać, że Oktawian nie był bynajmniej jedynym pretendentem do bycia Mesjaszem, z którym zarówno Judejczykowie, jak i Rzymianie wiązali nadzieje na trwałe panowanie nad światem. Pośrednio potwierdza to Swetoniusz pisząc, jak to „w Welitrach niegdyś piorun strzaskał część muru. Wyrocznia wówczas orzekła, że obywatel tego miasta będzie kiedyś rządził światem. Dufni w tę przepowiednię mieszkańcy Welitrów rozpoczęli natychmiast zażartą wojnę z Rzymianami i później jeszcze uparcie ją wiedli prawie ku zupełnej zagładzie swego państwa. Dopiero zbyt późno okazało się na podstawie dowodów, ze wróżba ta zapowiadała potęgę Augusta”. Podobne nieporozumienia zdarzały się i później. Oto pisząc o Wespazjanie Swetoniusz wspomina, że około roku, który dzisiaj nazywamy 67 po Chrystusie „na całym Wschodzie rozniosła się dawna i uparta pogłoska, że ci, którzy w tym czasie wyjdą z Judei, będą rządzić światem. Jak okazało się później, na postawie dalszych wypadków, przepowiednia dotyczyła cesarza rzymskiego. Tymczasem Żydzi, odnosząc ją do siebie, podnieśli bunt, namiestnika swego zabili, legata konsularnego Syrii przybywającego z pomocą zmusili do odwrotu, zdobywszy na nim orła. Do stłumienia tego buntu (…) wybrano bez zastrzeżeń właśnie Wespazjana”. Skończyło się to, jak wiemy, zdobyciem Jerozolimy przez syna Wespazjana – Tytusa, który zburzył też zbudowaną przez Heroda Wielkiego świątynię jerozolimską, co po dziś dzień upamiętnia Łuk Tytusa w Rzymie. Zwróćmy jednak uwagę, że Swetoniusz pisze o „dawnej i upartej” pogłosce. Wygląda na to, że mogła ona narodzić się w czasach Oktawiana Augusta, Heroda i… Jezusa Chrystusa.

Z tego i nie z tego świata

Bo dzieje tych trzech osób wydają się ze sobą na wieki związane. Jezus nazywany był „Galilejczykiem” i już choćby z tego powodu Judejczykowie mieli doń pewien dystans. Pochodził bowiem z Nazaretu, który prawdopodobnie nie cieszył się dobrą opinią w Jerozolimie, skoro podczas pewnej dysputy jeden z uczonych w Piśmie wtrąca en passant uwagę: „czy może być co dobrego z Nazaretu?” Ale Jezus nie urodził się z Nazarecie, tylko w Betlejem, w Ziemi Judzkiej, gdzie według proroctw Starego, w tedy jeszcze nie Starego, tylko po prostu Testamentu, Mesjasz miał się narodzić a stało się to za sprawa Oktawiana Augusta. On to bowiem właśnie wydał „dekret, aby spisano wszystek świat”. W następstwie tego dekretu wszyscy ludzie w całym rzymskim imperium ruszyli do miejsc swego urodzenia, aby dać się tam zapisać. Oktawianowi z pewnością nie chodziło wcale o to, by wypełniły się pisma, być może w ogóle nie miał pojęcia o tych testamentowych proroctwach, ale przecież wydał swój dekret akurat wtedy, by w historii Zbawienia odegrać swoją rolę. Czyż nie zagadkowym zrządzeniem Opatrzności jego imię jest wspominane ilekroć wspominane jest Narodzenie Zbawiciela? Człowiek będący „uznanym Mesjaszem świata antycznego” – jak pisze o Oktawianie Auguście Tadeusz Zieliński został w osobliwy sposób związany z Prawdziwym Mesjaszem, o którym wtedy nikt chyba w ten sposób nie myślał, no – może poza pasterzami, Mędrcami ze Wschodu, no i Herodem, który w Jezusa chyba naprawdę uwierzył, tyle – że po swojemu. Trudno nie zadumać się nad znaczeniem tych zbiegów okoliczności, kiedy czytamy lub słuchamy, opisu w Nowym Testamencie jak to „W one dni wyszedł dekret od cesarza Augusta, aby spisano wszystek świat.” Tym bardziej, ze do tych wszystkich zbiegów okoliczności trzeba dodać jeszcze jeden. Oto w roku, który dzisiaj nazywamy 13 po Chrystusie, po śmierci Lepidusa. Oktawian August przyjął jeszcze jeden tytuł – Pontifex Maximus. Tego właśnie tytułu używa po dziś dzień Namiestnik Chrystusa na Ziemi, Papież Świętego Kościoła Rzymskiego. Rzymskiego.




 Stanisław Michalkiewicz
Artykuł  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2007-12-23  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

 

Skip to content