Aktualizacja strony została wstrzymana

Amerykańscy biskupi zezwolili na środki poronne; Bp Morlino nie przykłada ręki – Robert Wit Wyrostkiewicz

Niechlubny szlak przetarła katolicka diecezja Hartford, której biskupi zezwolili na stosowanie tabletek „Plan B” (środek antykoncepcyjny lub wczesnoporonny). Wbrew pozorom i wbrew oficjalnej nauce Kościoła, nie było darcia szat z tego powodu (od Redakcji: po tym jak sprawę tę nagłośnił w Polsce PRAWY.PL, naszą publikacją zainteresowali się pracownicy Episkopatu Polski). Teraz zaś cała Konferencji Biskupów Amerykańskich zdecydowała się zająć tzw. neutralne stanowisko w sprawie przepisów nakazujących szpitalom, w tym szpitalom katolickim, udostępnianie środków poronnych.

Episkopat amerykański nie po raz pierwszy sprzeciwia się tradycyjnemu nauczaniu Kościoła katolickiego. Wiele osób zajmujących się sprawami Kościoła twierdziło, że już Jan Paweł II myślał o sankcjach dla amerykańskich biskupów, którzy notorycznie i z błahych powodów unieważniali sakrament małżeństwa (tzw. rozwód kościelny). Nie dawno Benedykt XVI opublikował dokument „Summorum pontificum”, w którym przywrócił do łask Mszę trydencka i większość sakramentów w starym rycie. I tutaj również biskupi z Ameryki spowodowali, że papież musiał ich nieposłuszeństwo upomnieć stosownym listem (zresztą jako pierwszy podporządkował się papieżowi  ten sam bp Morlino). Swojego czasu Jan Paweł II musiał rozwiązać problem Episkopatu Niemiec, który zezwalał na prowadzenie katolickich poradni dla kobiet wydających im zaświadczenia o odbytej rozmowie (zgodnie z niemieckim prawem, takie zaświadczenie było konieczne do wykonania aborcji). Dzisiaj, następca papieża Polaka, ma przed sobą problem amerykańskiego episkopatu, który zezwala nie tylko na antykoncepcję, ale na jedną z zakamuflowanych metod aborcyjnych.

I być może szokujące dla katolików decyzje amerykańskiego episkopatu przeszłyby bez echa w mediach, gdyby nie głos jednego tylko biskupa, Roberta Morlino z diecezji Madison w stanie Wisconsin, który zdystansował się od stanowiska swojego episkopatu. Bp Morlino napisał, że „Nadzieją Konferencji Biskupów była neutralność, która ma umożliwić ochronę kobiety – ofiarę gwałtu, a jednocześnie ochronić nienarodzone życie (…) Moje stanowisko – jako Biskup diecezji Madison – w sprawie wcześniejszego neutralnego podejścia (…) staje się nieważne.”. Zresztą bp Morlino wyraził swoje zdanie nie tylko wobec swoich współbraci w biskupstwie. 17 grudnia tego roku napisał w liście z do ustawodawców stanowych: „Wzywam Was tym listem, abyście odrzucili AB377” (dop. Redakcji: numer ustawy dopuszczającej zastosowanie środków poronnych w przypadkach gwałtu).

Oczywiście myliłby się ten, kto sądziłby, że biskupi werbalnie stanęli po stronie feminazistek, czy innych zwolenniczek lub zwolenników aborcji. Biskupi zezwalają na zło, krygując się przy tym swoją troska o kobietę. Co więcej, wedle ichniejszej logiki nie zezwalają oni na aborcję. Podobnie jak ich koledzy z diecezji Hartford (czytaj również: Diecezja Hartford zezwoliła na „Plan B” Hierarchowie: Lepiej nie wiedzieć?), Konferencja Biskupów Amerykańskich uparcie twierdzi, że zezwala li tylko na środki uniemożliwiające zapłodnienie (antykoncepcyjne) i to wyłącznie w sytuacji, w której rozchodzi się o zgwałconą kobietę. Już to oczywiście łamie katolicką naukę nt. stosowania antykoncepcji, ale i jest zwykłym biologicznym kłamstwem. Owszem, środki poronne, o których mowa, mogą mieć działanie antykoncepcyjne, ale w przypadku, gdy dojdzie już do zapłodnienia, działanie tych środków polega na zapobieganiu zagnieżdżenia się embrionu w ściance macicy i odrzuceniu go przez organizm kobiety. To się nazywa poronienie! Zabicie dziecka! Koniec ciąży! Jednak wedle nowych koncepcji, niestety czasami również medycznych, aby doszło do ciąży musi nastąpić owulacja, jajo musi być zapłodnione przez męski plemnik i, uwaga, zapłodnione jajo musi zagnieździć się w ścianie błony śluzowej macicy. Jeśli nie zdoła (bo dany środek – zastosowany bez biskupiego sprzeciwu – mu na to nie pozwoli), ciąży nie ma i nie było. Nie ma więc aktu niemoralnego. Jest tylko troska o zgwałconą kobietę i o to, aby nie zaszła w ciążę (zgodnie z chorą definicją ciąży).

I za nic mają owi biskupi zarówno medyczną prawdę o życiu powstałym od momentu zapłodnienia komórki jajowej kobiety, a nie od momentu zagnieżdżenia jajeczka. I za nic mają również oświadczenie Papieskiej Akademii „Pro Vita” z 2000 roku, mówiącej o tym, że „Nie jest dozwolone inicjowanie lub rekomendowanie zabiegu mającego na celu bezpośrednio usunięcie, zniszczenie lub ingerencję w proces implantacji zapłodnionego jaja”.

Część jednak biskupów argumentuje, że moralnie dopuszczalne jest stosowanie środków antykoncepcyjnych (czytaj wczesnoporonnych), jeśli „nie ma dowodu, iż zapłodnienie już nastąpiło”. Ale, na Boga, jeśli nie ma dowodu, a bez testów owulacyjnych (które wedle np. biskupów diecezji Hartford nie są wymagane!) nikt nie jest w stanie stwierdzić czy do zapłodnienia doszło. A więc aplikacja środków, o których mowa, może albo wyeliminować skuteczność plemnika, albo doprowadzić do obumarcia już zapłodnionego jaja. Nie ma więc pewności, jak zadziała tabletka. Czy uniemożliwi powstanie życia, czy je zabije. A przypomnę biskupom słynny kazus z teologii moralnej. Myśliwy zapędził się za sarną w tereny sąsiadujące z ludzkimi siedliskami. Widzi jak coś buszuje w krzakach. Myśliwy zastanawia się: czy to sarna, czy może to dzieci bawią się w zieloności? Mimo niepewności oddaje strzał. Jaki jest moralnie czyn myśliwego wedle nauki katolickiej? Otóż, jeśli zabił dziecko, popełnił grzech śmiertelny. Jeśli zabił sarnę, popełnił również grzech śmiertelny, bo strzelał ze świadomością, że prawdopodobnie jego nabój może dosięgnąć ludzkie życie…

Robert Wit Wyrostkiewicz
wyrostkiewicz@prawy.pl

p.s. informację o sprawie podała między innymi www.lifenews.com oraz www.bibula.com

Za: prawy.pl

 

ZOB. RÓWNIEŻ:

 

Skip to content