Aktualizacja strony została wstrzymana

Po co babcię denerwować? – Stanisław Michalkiewicz

Kolega Grzegorz Dzik opowiadał mi o swoim przyjacielu z lat szkolnych, jak to przy okazji kolejnego roku szkolnego kupił sobie podręczniki i zaczął je przeglądać. Jeden z nich był zatytułowany: „Witaj szkoło!” .Ten tytuł tak poruszył owego ucznia, że nie mógł powstrzymać się od spontanicznego komentarza: „A to kurwy, ruskie propagandy!” Wyobrażam sobie, że podobnie ludzie dorośli muszą komentować nie tylko rewelacje ogłaszane przez rosyjską razwiedkę na temat najnowszej historii, ale również aktywistyczne pomysły pani minister Katarzyny Hallowej, zapędzającej właśnie sześciolatków do wspólnej obory. Ale cóż począć – nie bez kozery Pan Jezus objawił pewnego razu św. Faustynie Kowalskiej, że kiedy zatwardziali grzesznicy już na nic nie reagują, to On wtedy spełnia wszystkie ich pragnienia. I słusznie – bo po to właśnie Pan Bóg stworzył związek przyczynowy, żeby głupota była karana, jeśli nawet nie natychmiast, to w kolejnych pokoleniach, jako że w Niebiesiech czas liczony jest trochę inaczej, niż w Eurokołchozie. Dlatego też zarówno winni, jak i niewinni, prawdopodobnie już niedługo będą płakali krwawymi łzami nie tylko z powodu graniczącej z głupotą naiwności, z jaką dali się omamić łatwiźnie okrągłego stołu – że to niby komuna do spółki z żydokomuną naprawdę ofiaruje im na tacy wolność, ale i z powodu lekkomyślności, z jaką w kolejnych wyborach powierzali losy państwa i swoje losy osobiste w ręce łajdaków podsuwanych im przez razwiedki cudzoziemskie i tubylcze w charakterze ojczyków ojczyzny.

Oczywiście w środowisku półinteligentów, którzy dzisiaj nadają w Polsce ton dyskursowi publicznemu, do dobrego tonu należy brak wiary w istnienie razwiedki, a już szczególnie w to, że coś tam ona knuje. Obowiązuje rozkaz, że żadnych spisków nie ma, że jest pełny spontan i odlot – z czego należałoby wyciągnąć wniosek, że tajniacy zatrudnieni w 7 tajnych służbach działających w Polsce biorą od Rzeczypospolitej forsę za nic. I w pewnym sensie tak rzeczywiście jest, bo – jak to coraz lepiej widać z badania sprawy zabójstwa Krzysztofa Olewnika – tubylcze tajne służby wprawdzie biorą publiczne pieniądze pod pretekstem pilnowania interesów Rzeczypospolitej, jednak na te interesy nie tylko kładą lachę, ale w dodatku wykorzystują swoje tajniacze możliwości do skuteczniejszego rozkradania i rozkładania państwa, nie cofając się przed mokrą robotą, wykonywaną przez agenturę rekrutowaną w środowiskach „socjalnie bliskich”, czyli – wśród zawodowych kryminalistów. „Każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka i swojego zająca, którego się boi”. Tajniacy obracają tubylczą ludnością, jak chcą i nikt nie może im nawet skoczyć, a już specjalnie ci, którzy teoretycznie mają ich kontrolować. Jakże bowiem traktować warunek sine qua non kontrolowania w postaci certyfikatu dostępu do informacji niejawnych, który swoim kontrolerom wystawia? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Oczywiście nikomu nie można zabronić wierzyć, że wystawi ona taki certyfikat również osobie nie będącej konfidentem. Kto chce – niech wierzy. Ale i tajniacy są „pod władzą postawieni” i przed, dajmy na to, FSB, CIA, BND, Mosadem, czy gdzie tam jeszcze się poprzewerbowywali, trzaskają kopytami, aż miło posłuchać. Prawda, że miło?

A właśnie czeska kontrrazwiedka czyli BIS, ogłosiła raport za rok 2008, z którego wynika, że rosyjska razwiedka gwałtownie nasiliła penetrację Republiki Czeskiej. Czy to w związku z zapowiedzią umieszczenia tam amerykańskich radarów, czy z jakiegoś innego powodu – mniejsza o to. Ciekawe, że – w odróżnieniu od Republiki Czeskiej – Polska przez ruską razwiedkę wcale penetrowana nie jest. W każdym razie nic nie słychać, żeby o takiej penetracji nasi tajniacy raportowali – chociaż przecież to u nas miała być zainstalowana sławna amerykańska „tarcza”, co to pojawia się w noc świętojańską, niczym kwiat paproci. Naturalnie możliwe jest, że ruska razwiedka specjalnie Polski nie penetruje, bo to jest surowo zabronione, ale nie można też wykluczyć, że tubylczy tajniacy mogli dostać rozkaz, by pod żadnym pozorem tej penetracji nie zauważać, ani – tym bardziej – wszczynać z jej powodu alarmu. „Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy” – śpiewał Wojciech Młynarski i słusznie, bo czyż to nie jest wzór podejścia humanitarnego?

Za takim prawdopodobieństwem przemawia oferta, jaką podczas międzynarodowych zawodów w polityce historycznej, zorganizowanych 1 września na Westerplatte w Gdańsku, przedstawił zimny rosyjski czekista Włodzimierz Putin. Zaoferował mianowicie polskim badaczom dostęp do rosyjskich archiwów – na zasadzie wzajemności. Oferta ta wzbudziła w Polsce zaniepokojenie graniczące z paniką, bo przecież każdy wie, że w ruskich archiwach jest kompletna dokumentacja nie tylko agentury SB, ale i WSI. Naturalnie zimny rosyjski czekista Putin nie mówił tego serio, zwłaszcza, że pewnie już wiedział, iż na żadną wzajemność premieru Tusku starsi i mądrzejsi nie pozwolą, ale sapienti sat, że było to przypomnienie i zarazem ostrzeżenie pod adresem tubylczych konfidentów, że mają pilnie służyć i że nie jest bezpiecznie. Ruska razwiedka każdego nieposłusznego, a nawet i posłusznego, w każdej chwili może postawić do pionu ot, choćby i dla przykładu. Oczywiście, taki jeden z drugim będzie się tłumaczył, że on „bez wiedzy i zgody”, niczym Jego Ekscelencja, albo Aleksander Kwaśniewski, ale od 1 września każdy już siedzi na jednym – excusez le mot – półdupku. I dopiero w tym kontekście warto przyjrzeć się sejmowym sporom o oświadczenie, jakie należy wydać z okazji 17 września. PiS wali po oczach, że „agresja” oraz „plan zniszczenia i grabieży”, podczas gdy Platforma, szarpiąc się na krótkiej smyczy strategicznego partnerstwa, ustami marszałka Komorowskiego pragnie już tylko łagodnie wytknąć Stalinowi „złamanie zasad prawa międzynarodowego”, czyli zachowanie niesportowe. Inna sprawa, że PiS dlatego tak odważnie wali, bo doskonale wie, iż uchwała tej treści w Sejmie nie przejdzie, a poza tym – warto przypomnieć, że jeszcze marszałek Edward Śmigły- Rydz wydał rozkaz, by „z bolszewikami nie walczyć”. Tego rozkazu nikt nigdy nie odwołał i pewnie dlatego również PiS podejmuje wyłącznie działania pozorujące.

Właśnie z tego powodu przyszłoroczne wybory prezydenckie, do których kampania właśnie się rozpoczęła, zapowiadają się tak ciekawie. Jeszcze pan dr Andrzej Olechowski nie wyruszył w zapowiadaną ekskursję po Polsce, żeby dowiedzieć się, czy naród kocha go w stopniu wystarczającym, a już pojawiła się skrzydlata wieść, że pod egidą IPN w październiku ukaże się książka przedstawiająca agenturalne uwikłania Aleksandra Kwaśniewskiego, który zarejestrowany został przez SB jako Tajny Współpracownik o pseudonimie „Alek”. Aleksander Kwaśniewski oczywiście wszystkiemu zaprzecza i wzorem jednej z „koncepcji” Lecha Wałęsy twierdzi, że „wie”, co to za jeden, ten „Alek”, ale nie o to przecież chodzi, tylko o to, że do ustalania listy kandydatów właśnie przystąpili starsi i mądrzejsi. W tej sytuacji nawet premier Tusk zaczął doceniać korzyści ze znienawidzonego IPN, a przecież to dopiero początek, bo czegóż to będziemy mogli się dowiedzieć, kiedy do kampanii wyborczej włączą się nie tylko razwiedki zarówno strategicznych partnerów, ale i zamorskie? Wygląda na to, że kandydatowi strategicznych partnerów, czyli stronnictwa pruskiego może zostać przeciwstawiony kandydat szlachty jerozolimskiej. Czy wygra ten, czy wygra tamten, wybory będą wygrane, bo nie możemy zapominać, iż podczas ostatniej wizyty prezydenta Peresa w Rosji, uzgodnił on i zatwierdził z prezydentem Miedwiediewem nie tylko dopuszczalną wersję najnowszej historii, ale pewnie i inne sprawy – zwłaszcza sposób urządzenia sławnej „strefy buforowej”, jaka prawdopodobnie zostanie utworzona na „polskim terytorium etnograficznym”, kiedy już integracja europejska wejdzie w rozstrzygającą fazę. Tymczasem, zanim jeszcze padnie ta salwa trzeba będzie narodowi tubylczemu urządzić demokratyczne igrzyska, bo po co babcię denerwować, zwłaszcza przedwcześnie?


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2009-09-11  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.


Skip to content