Aktualizacja strony została wstrzymana

O Leo Straussie, mumii Lenina, żydowskich faszystach oraz innych sprawach i osobach – Tomasz Gabiś

Dzisiaj nawet stagnacja wymaga nadzwyczajnych wysiłków. (László András)

Swój znany esej Zur Geschichte der Religion und Philosophie in Deutschland Heinrich Heine opublikował w 1834 r., najpierw po francusku, na łamach „Reuve des Deux Mondes“. W przedmowie do pierwszego wydania niemieckiego autor z niejaką dumą informuje czytelnika, że, kiedy jego esej ukazał się we Francji, przed francuską Izbą Deputowanych omawiał go jeden z „największych francuskich mężów stanu” hrabia Louis-Mathieu Molé. Coś niebywałego, omawiać w parlamencie (!) ponad stustronicowy esej (w moim wydaniu – Heines Werke in fünf Bänden, tom piąty, Berlin [Ost] 1981 – 139 stron) na temat idei teologicznych i filozoficznych z innego kraju! Żądam powrotu prawdziwego parlamentaryzmu!

* * *

 Niemożliwe jest opuszczenie Ziemi na ziemski sposób. (László András)

* * *

Kiedy w 1971 r. w Paryżu lewicowa studencka hałastra awanturowała się przed domem pisarza Marcela Jouhandeau, ten wychylił się przez okno i krzyknął do nich: „Wynocha stąd sukinsyny! Za dziesięć lat i tak wszyscy będziecie notariuszami!”

* * *

Gdyby różnica pomiędzy płciami była nic nieznacząca, to w ogóle nie istniałyby odmienne płci. (László András)

* * *

W 22 numerze wydawanego w Bonn nieregularnika „Etappe” znajdziemy m.in. długą i arcyciekawą rozmowę z Panajotisem Kondylisem – ponieważ dostępna jest w języku polskim w kwartalniku „Studia z Historii Filozofii”, więc jej tutaj nie omawiam. Jedna obserwacja jest szczególnie aktualna – współczesna masowa demokracja spoczywa, według Kondylisa, na dwóch filarach: masowej produkcji i masowej konsumpcji. Jednak nadchodzące czasy zapowiadają się na epokę wyrzeczeń, czyli charakteryzować je będzie ograniczenie konsumpcji – jak oświadczył prezydent Francji Macron, „żyjemy pod koniec ery obfitości”. Jaki więc los czeka masową demokrację, kiedy ten filar zacznie się kruszyć?

„Etappe” przedrukowuje fragment książki Franza Blei`a (1871-1942) – niemieckiego (Austriak żydowskiego pochodzenia) pisarza, dramaturga, eseisty, krytyka literackiego, wydawcy, założyciela i redaktora kilku czasopism, bibliofila i tłumacza. Przyjaźnił się m.in. z Robertem Musilem i Franzem Kafką. W 1932 r. opuścił Niemcy, zamieszkał w Hiszpanii a ostatecznie osiadł w Nowym Jorku, gdzie zmarł w biedzie i zapomnieniu. Fragment przedrukowany w „Etappe” pochodzi z książki Zeitgenössiche Bildnisse (Portrety współczesne), która ukazała się w Amsterdamie w 1940 r. Z odredakcyjnej noty dowiadujemy się, że Portrety współczesne wznowiła w 1963 roku erefenowska oficyna dtv; wznowiła, bezceremonialnie wyrzucając wzmiankowany fragment. Po jego lekturze w „Etappe” każdy łatwo się domyśli, dlaczego tak postąpiła: otóż Blei wskazuje na podobieństwo łączące niemiecki narodowy socjalizmu z inną postacią etnomesjanizmu. Co ciekawe, jak dowiadujemy się z zamieszczonego w tym samym numerze omówienia książki Domenico Contego Weltgeschichte und Pathologie des Geistes. Benedetto Croce zwischen historischem Denken und Krise der Moderne (Leipzig 2010) autorstwa Evy-Marii Panteone, włoski filozof miał podobny pogląd co Blei. Według Crocego narodowosocjalistyczny wariant europejskich doktryn rasowych to „zoologiczna wersja wybraństwa narodu”, stąd jej strukturalne pokrewieństwo z inną siłą religijno-polityczną. Jak podaje Panteone, w powojennym niemieckim przekładzie książki Il dissidio spirituale della Germania con L’Europa Crocego, opublikowanym w Szwajcarii, te fragmenty wycięto .

Traf chciał, że w tym samym czasie, kiedy zagłębiałem się w „Etappe”, zajrzałem do starego numeru „Kronosa” (2010 nr 2) i dowiedziałem się, że z wydanego przez „Gazetę Wyborczą” w formie audioksiążki Doktora Faustusa Tomasza Manna po prostu usunięto jeden rozdział. Przypomnijmy tu, że wydawcy korespondencji Waltera Benjamina nie uznali za stosowne umieścić jego listu do Carla Schmitta, zapewne obawiając się, że wystosowanie nie zawierającego obelg listu do, wyklętego przez postępowych demokratów, myśliciela politycznego może rzucić cień na nadawcę.

Jak wiadomo, adresat listu Benjamina powrócił w 1948 r. z „wielkiego świata” do rodzinnej, liczącej dwadzieścia kilka tysięcy mieszkańców, miejscowości Plettenberg. Od 1970 do śmierci w 1985 r. mieszkał w niedużym trzypokojowym parterowym domu – to domicilium a zarazem refugium „koronnego jurysty” wystawiono niedawno na sprzedaż za 240 000 euro (dom można obejrzeć na stronie Carl–Schmitt–Gesellschaft: https://www.carl-schmitt.de/carl-schmitt/schmitt-chronik. Oby tylko nie nabyli go jacyś zajadli wrogowie autora Nomosu Ziemi, żeby móc go wyburzyć do fundamentów, następnie odprawić tam jakieś rytualne świeckie egzorcyzmy i na tym „przeklętym” miejscu wznieść Muzeum Demokracji Liberalnej czy coś w tym duchu.

* * *

Różne formy demokracji takie jak demokracje liberalne czy demokracje dyktatorskie są zasadniczo nieakceptowalne z duchowego punktu widzenia. Jest tak, ponieważ, jeśli duch objawia się w dziedzinie polityki, nie czyni tego w sposób demokratyczny. (László András)

* * *

We wspomnianym numerze „Kronosa” pojawia się także Leo Strauss, na którego Schmitt wywarł głęboki i trwały wpływ; to Schmitt w 1932 r. zarekomendował Straussa Fundacji Rockefellera, za co ten mu listownie dziękował. Do Straussa miałem jakieś niejasne uprzedzenie – wiele lat temu mój przyjaciel i towarzysz intelektualnej drogi śp. Aleksander Popiel już w połowie lat 80. zeszłego wieku zachęcał mnie do lektury Prawa naturalnego w świetle historii (Warszawa 1969), ale jakoś nie mogłem się do tego zabrać . Jednakże kiedy ze dwadzieścia lat temu lewica wyniosła Straussa do rangi ojca duchowego tzw. neokonserwatystów (stąd ich przezwisko „leocons”) i zaczęła bezpardonowo atakować jako „najwyższego kapłana ultrakonserwatystów”, „reakcjonistę”, „radykalnego krytyka projektu nowoczesności”, który żywił najwyższą niechęć do postoświeceniowego liberalizmu, z miejsca nabrałem do niego sympatii. Podobały mi się, przypisywane przez wrogów jemu (i „straussistom”) poglądy, że narodowy socjalizm i komunizm były konsekwencją politycznego liberalizmu, że istnieje podobieństwo pomiędzy ostatecznymi celami politycznego liberalizmu i komunizmu, a liberałowie podzielają główne założenia marksizmu. „Straussista” zdaje sobie sprawę, że nieuniknione jest dziś używanie języka liberalnej demokracji, ale w głębi duszy nią pogardza, przydatność „demokratycznego pluralizmu” widzi w tym , że łatwo nim manipulować, jest przekonany, iż rozumiana dosłownie liberalna demokracja to oczywisty absurd i może służyć wyłącznie jako maska dla rządów wąskiej elity. Nierówność jest niemożliwym do wykorzenienia aspektem ludzkiej kondycji, oświeconą oligarchię przedkładać należy ponad mięczakowatą „liberalną” anarchię prowadzącą do chaosu, możliwy jest „dobry cezaryzm”, nie będący tyranią, amerykańska konstytucja zasługuje na pochwałę, ponieważ nakłada wędzidła na rządy motłochu, podziw powinno budzić imperium brytyjskie z jego trzeźwą i dalekowzroczną polityką. W sumie, jak zauważył jeden z jego krytyków, Strauss reprezentuje „ponurą, cyniczną, autorytarną, elitarystyczną” filozofię polityczną, sprzeczną ze wszystkim, w co wierzą Amerykanie. Two cheers for Leo!

Dodajmy, że jego student Harry Victor Jaffa pisał przemówienia dla senatora Barry Goldwatera, a w 1964 r. Strauss głosował podobno na tego bezkompromisowego konserwatywnego kandydata na prezydenta USA. Jeśli rzeczywiście tak było, to z pewnością kierował się względami ideowymi, a nie etnicznym nepotyzmem (dziadek Barry`ego Michał Goldwasser pochodził z Konina).

* * *

 Teorie ewolucji są niebezpiecznymi przesądami nie tylko dlatego, że to co wyższe wyprowadzają z tego co niższe, ale także dlatego, że traktują postęp jako konieczny czy też nieuchronny fakt. (László András)

* * *

W „Kronosie” opublikowano list Straussa do Karla Löwitha wysłany z Paryża 19 maja 1933 r. List, który ujrzał światło dzienne po raz pierwszy w 2001 r. (Leo Strauss, Gesammelte Schriften Bd.3, Stuttgart 2001), wzbudził niemałe poruszenie, zwłaszcza w amerykańskich kręgach filozoficzno-politologicznych. W liście, przełożonym dla „Kronosa” przez znawcę myśli Straussa Pawła Armadę, czytamy : „A co się tyczy samej sprawy: z tego, że Niemcy, skręciwszy na prawo, nie tolerują nas [ Żydów – TG], nie wynika zgoła nic, co by przeczyło prawym zasadom. Przeciwnie: tylko na podstawie prawych zasad – faszystowskich, autorytarnych, i m p e r i a l n y ch ­– możliwy jest przyzwoity – bez śmiesznego, żałosnego odwołania do droits imprescriptibles de l ’homme [franc. niezbywalnych praw człowieka –TG] – protest przeciw marnej swawoli”. (s.186)

Przyznam szczerze, że mam pewien kłopot z tym tłumaczeniem – Armada die rechten Prinzipien przekłada jako „prawe zasady”, co oczywiście nie jest tłumaczeniem błędnym, czy jednak nie należałoby oddać tego bardziej dobitnym sformułowaniem, unikając nieporozumień, czyli po prostu „prawicowe zasady”? Tak czynią wszak autorzy anglosascy, którzy tłumacząc list Straussa, die rechten Prinzipien przekładają jako the principles of the right, ba, Richard Wolin w opublikowanym w 2006 r. na łamach „The Chronicle of Higher Education” artykule Leo Strauss, Judaism, and Liberalism, tłumaczy to sformułowanie wprost jako the principles of the Right. Polska tłumaczka artykułu Wolina („Res Publica Nowa”, nr 8, zima 2009) Samanta Stecko fragment listu Straussa tak przełożyła: „z tego tylko, że Niemcy wybrali prawicę i nas [niemieckich Żydów] wyrzucili, nie wynika, że zasady prawicowe powinny zostać odrzucone. Przeciwnie, tylko w oparciu o zasady prawicy […]”.

Zatem całkowicie jasne jest, że „zasady faszystowskie, autorytarne, imperialne” to zasady „prawicowe”, które część ówczesnej twardej, reakcyjnej czy konserwatywno-rewolucyjnej, prawicy bez wątpienia uważała za „prawe”. U Armady „tylko na podstawie prawych zasad” możliwy jest „protest przeciw marnej swawoli”. O jakąż to „marną swawolę” może tu chodzić? Dlaczego powinno się protestować przeciwko „marnej swawoli” na podstawie „zasad faszystowskich, autorytarnych, imperialnych”? W oryginale mamy das meskine Unwesen – zwrot wieloznaczny niełatwy do przetłumaczenia; meskin to wyraz rzadko używany, dziś chyba w ogóle nieużywany , o zawikłanej, niejasnej etymologii. Najbliższe byłoby „nędzny”, tak też czynią autorzy anglosascy oddając meskin jako shabby, zaś Unwesen jako abomination. Wolin tłumaczy das meskine Unwesen jeszcze ostrzej jako the mean nonentity – zapewne nazbyt dosłownie traktując Unwesen jako Un-Wesen czyli, powiedzmy, „nie-byt” , co w tłumaczeniu Samanty Stecko pojawia się jako „plugawa nicość”. Das meskine Unwesen u Armady jest „marną swawolą”, natomiast u Stecko „plugawą nicością” – różnica kolosalna! W każdym bądź razie, das Unwesen to coś fatalnego, złego, paskudnego – dodajmy, że Unwesen w różnych kontekstach znaczyć może np. monstrum – coś o wiele, wiele gorszego niż „marna swawola” Armady. Wszak przejęcie władzy przez NSDAP – a to polityczne wydarzenie ma na myśli Strauss – bynajmniej nie było „marną swawolą”.

* * *

Duch jest zawsze teokratyczny, autokratyczny i arystokratyczny. (László András)

* * *

W interpretacji Wolina, któremu pogląd Straussa „jeży włosy na głowie”, młody filozof za najskuteczniejszy (i przyzwoity) środek do zwalczania „radykalnego faszyzmu” narodowych socjalistów uważa „normalny faszyzm”! Idąc tym tropem można domniemywać, że Strauss narodowemu socjalizmowi przeciwstawia „faszystowskie”, „autorytarne”, „rzymskie” (cezariańskie) zasady i koncepcje ideowo-polityczne partii kierowanej przez Benito Mussoliniego. W gruncie rzeczy powtarza on tutaj polityczno-filozoficzny gest swojego mentora Carla Schmitta , który zresztą sympatyzował z włoskim, portugalskim i hiszpańskim faszyzmem i nim się inspirował próbując dokonać syntezy łacińskiego katolicko–rzymsko-imperialnego faszyzmu i niemieckiej idei Rzeszy, co miało oddalić groźbę rewolucji i wojny domowej (na temat „łacińskiego faszyzmu” i Carla Schmitta jako „Rzymianina” i katolika zob. Richard Faber, Lateinischer Faschismus. Über Carl Schmitt den Römer und Katholiken, Hamburg 2021). W sytuacji, kiedy konstytucja republiki była już de facto martwa, jedyną szansę dla przetrwania republiki upatrywał „autorytarny liberał” Schmitt (zob. Renato Cristi, Carl Schmitt and Authoritarian Liberalism. Strong State, Free Economy, Cardiff 1998; według niektórych historyków idei Schmitt był typem ordoliberała zwalczającego „państwo totalne”, czyli „socjaldemokratyczne interwencjonistyczne welfare state”) w prezydenckiej dyktaturze feldmarszałka Hindenburga albo w rządach wojskowych z generałem Kurtem von Schleicherem na czele. Jedynym sposobem, aby zatrzymać narodowych socjalistów w ich marszu po władzę było więc oparcie się na „zasadach prawicowych” – „faszystowskich, autorytarnych i imperialnych” w ich niemieckim wydaniu.

Tylko autorytarna „prawica”, która obywa się bez śmiesznego, pożałowania godnego i bezsilnego odwoływania do »niezbywalnych praw człowieka«, mogłaby stanowić realną alternatywę dla narodowego socjalizmu. Dodajmy, że Strauss ze swoim poglądem na pozytywną rolę zasad „prawicowych” (faszystowskich) w konfrontacji z narodowym socjalizmem nie był całkiem osamotniony wśród wybitnych osobistości żydowskich, na przykład Karl Krauss miał nadzieję, że to austrofaszystowski reżim Engelberta Dollfussa przeszkodzi w rozlaniu się narodowego socjalizmu na Austrię.

Już Juan Donoso Cortés stwierdzał, że mając do wyboru „dyktaturę szabli” czy „dyktaturę sztyletu”, należy bez wahania wybrać tą pierwszą. Podobnie Strauss mając do wyboru faszyzm i narodowy socjalizm wybiera –teoretycznie – ten pierwszy, czyli, w jego oczach, mniejsze zło. Intencję Straussa można więc odczytywać w ten sposób, że „normalny faszyzm” ( „faszyzm z ludzką twarzą”?) to np. faszyzm włoski, zaś nienormalny – niemiecki narodowy socjalizm. „Normalność” włoskiego faszyzmu polegałaby m.in. na tym, że do 1938 r. nie miał on – przynajmniej gdy chodzi o oficjalną politykę i ideologię reżimu – żadnej obwiązującej doktryny rasowej, i w swoim programie nie głosił żadnych celów i poglądów antyżydowskich (porzucenie w 1938 r. „koszernego faszyzmu” może być interpretowane jako aktualizacja antyżydowskich wątków socjalizmu ; na temat socjalistycznego socjalistycznego antysemityzmu zob. książkę Josefa Schüsslburnera, Czerwony, brunatny i zielony socjalizm, przeł. Tomasz Gabiś, Wektory, Wrocław 2009; zob. też http://www.tomaszgabis.pl/2022/10/28/zmienny-obraz-benito-mussoliniego/).

Dlatego reżim faszystowski przez trzy czwarte czasu swojego istnienia tolerował, w przeciwieństwie do narodowosocjalistycznego, włoskich Żydów, ba, włoscy Żydzi położyli duże zasługi dla powstania i rozwoju ruchu faszystowskiego. Te fakty są dobrze znane i wielokrotnie opisywane były w literaturze naukowej zob. np. Meir Michaelis, Mussolini and the Jews. German-Italian relations and the Jewish Question in Italy 1922–1945, Renzo De Felice, Storia degli ebrei italiani sotto il fascismo, Maurizio Molinari, Ebrei in Italia: un problema di identità (1870–1938), Michele Sarfatti, Gli ebrei nell’Italia fascista. Vicende, identità, persecuzione, (wyd.ang. The Jews in Mussolini’s Italy. From Equality to Persecution, Thomas Schlemmer, Hans Woller, Der italienische Faschismus und die Juden 1922 bis 1945, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte“ (2005 z. 2), Maurizio Bach, Stefan Breuer, Faschismus als Bewegung und Regime. Italien und Deutschland im Vergleich, zredagowany przez Michele Sarfattiego monotematyczny numer czasopisma „Quest“ Italy`s Fascist Jews. Insights on an Unusual Scenario („QUEST. Issues In Contemporary Jewish History. Journal of Fondazione CDEC” , październik 2017, https://www.quest-cdecjournal.it/wp-content/uploads/file/Q11/Q11_DEF.pdf), w języku polskim zob. Piotr Podemski, Faszyzm włoski wobec kwestii żydowskiej 1919–1938, Acta Universitatis Wratislaviensis, No 3466, “Studia nad Autorytaryzmem i Totalitaryzmem” 34, nr 1, Wrocław 2012 – autor porusza także kwestę współpracy faszyzmu i syjonizmu) [najważniejsze fakty znajdziemy pod hasłem: „Italienisches Judentum während des Faschismus (1922–1945)“. https://de.wikipedia.org/wiki/Italienisches_Judentum_während_des_Faschismus_(1922–1945)].

Już w 1919 r. byli Żydzi, którzy wspierali finansowo rodzący się ruch faszystowski. Jeszcze przed „marszem na Rzym” czarne koszule nosiło ok. 600 Żydów. W spotkaniu w Mediolanie 23 marca 1919 r., na zebraniu Fasci Italiani di Combattimento, które uznaje się za akt założycielski włoskiego faszyzmu, uczestniczyło sześciu (według innych autorów – ośmiu) Żydów; jeden z nich, niejaki Cesare Goldmann, mediolański przedsiębiorca , który już wcześniej wspierał finansowo dziennik Mussoliniego „Il Popolo d’Italia” – udostępnił salę na obrady. Sto lat temu 230 włoskich Żydów wzięło udział w w „marszu na Rzym”. Trzech bojowników żydowskich, poległych z rąk komunistów, zostało pośmiertnie wyróżnionych jako „męczennicy rewolucji faszystowskiej”.

Trudną do przecenienia rolę w narodzinach i rozwoju ruchu faszystowskiego odegrała, pochodząca z zamożnej, weneckiej żydowskiej rodziny, Margherita Grassini. Jako młoda dziewczyna poślubiła żydowskiego prawnika, socjalistę Cesare Sarfattiego (była matka jego trojga dzieci). W 1912 poznała młodego dziennikarza Benito Mussoliniego mianowanego redaktorem socjalistycznej gazety „Avanti”, dla której pisała o sztuce – jako krytyk sztuki wpłynęła na poglądy estetyczne Mussoliniego. Tak rozpoczął się ich dwudziestoletni związek zarówno miłosny, jak i duchowo-ideowy. O wielu aspektach tego związku dowiemy się, kiedy dostępne staną się listy – w sumie 1272 – pisane do Margherity przez Benito, które zabrała ona ze sobą, kiedy w 1938 roku wyjechała z Włoch, i które przywiozła w z powrotem do włoskiej ojczyzny w 1947 r. Od tamtego czasu znikły tzn. rodzina, będąca najpewniej w ich posiadaniu, nie udostępnia ich badaczom.

Przypomnijmy tu, że przed Margheritą ukochaną Mussoliniego była rosyjska Żydówka Angelica Bałabanow (1878-1965) – marksistka i działaczka socjalistyczna. Jak widać, w dziedzinie erotycznej duce nie miał żadnych narodowościowych uprzedzeń. Jeśli chodzi o ewentualne polityczne uprzedzenia to nie musiał ich przezwyciężać ponieważ jako działacz partii socjalistycznej dzielił wówczas przekonania Angeliki , podobnie jak wspólnota faszystowskich poglądów łączyła go z Margeritą.

W latach 1913-1919 Sarfatti wniosła wiele do wypracowania podstaw ideologicznych i filozoficznych faszyzmu, planowała wraz z Mussolinim „marsz na Rzym”, zbierała też pieniądze na jego organizację. Była zauszniczką, tajną doradczynią faszystowskiego „Księcia”. Napisała autoryzowaną biografię Mussoliniego Dux , która stała się bestsellerem światowym – przełożono ją na 19 języków (wyd. amerykańskie The Life of Benito Mussolini, New York: Frederick A. Stokes, 1925), Promowała swojego partnera zagranicą. Uchodziła za szarą eminencję reżimu i najbardziej wpływową kobietę we Włoszech. Niektórzy dziennikarze, zapewne dumni ze swojej rodaczki, ochrzcili ją nawet zaszczytnym tytułem „żydowskiej matki faszyzmu” (por. The Jewish mother of Fascism; http://www.haaretz.com/the-jewish-mother-of-fascism-1.192344).

Należała do gremium redakcyjnego czasopisma „Gerarchia”, będącego najważniejszym organem teoretycznym włoskiego faszyzmu. Część artykułów sygnowanych nazwiskiem Mussoliniego, które ukazały się w piśmie, była w rzeczywistości jej autorstwa. Z pismem współpracował m.in. żydowski ekonomista, poseł, polityk gospodarczy i teoretyk państwa korporacyjnego Gino Arias. Pisał też dla dziennika partyjnego „Popolo d’Italia” i dwutygodnika kulturalnego „Critica Fascista”.

Ideowy wkład do doktryny faszyzmu wniósł również Angelo Oliviero Olivetti, który przeszedł drogę od tradycyjnej socjaldemokracji przez rewolucyjny syndykalizm i narodowy syndykalizm do faszyzmu i korporacjonizmu; wywarł znaczący wpływ na młodego Mussoliniego. W marcu 1925 r. był jednym z trzech żydowskich mówców na Kongresie Kultury Faszystowskiej. W 1931 r. został powołany na uniwersytet w Perugii jako profesor politologii.

Pochodzący z jednej najważniejszych rodzin żydowskiego mieszczaństwa we Włoszech, przemysłowiec Jesaja Levi, cieszył się ze zwycięstwa faszyzmu i od 1925 roku był jednym z głównych działaczy partii w Turynie. W 1933 r. w uznaniu zasług dla rozwoju przemysłu został mianowany senatorem i bardzo aktywnie udzielał się na niwie parlamentarnej. Po 1945 r. szykanowany był przez antyfaszystów.

Ciekawą postacią w ruchu faszystowskim był potomek bogatej rodziny żydowskiej Ettore Ovazza. Działał w szeregach związków bojowych czarnych koszul (squadristi), uczestniczył w założeniu w 1919 r. Fascio Torinese i organizowaniu „marszu na Rzym”. Należał do pierwszych członków Partito Nazionale Fascista (PNF). W 1929 roku został zaproszony na spotkanie z Mussolinim jako członek delegacji żydowskich weteranów wojennych. O tym spotkaniu pisał później: „Po usłyszeniu mojej deklaracji o niezłomnej lojalności włoskich Żydów wobec Ojczyzny, jego Ekscelencja Mussolini spojrzał mi prosto w oczy i powiedział głosem, który trafił głęboko do mojego serca: „Nigdy w to nie wątpiłem”. Jako „faszysta i jako Włoch” Ovazza widział w Mussolinim człowieka, którego „Opatrzność zesłała Włochom”. W 1934 r. założył żydowsko-faszystowskie pismo „La Nostra Bandiera“ (wychodziło do 1938 r.), które atakowało zarówno faszystowskich żydożerców, jak i antyfaszystowskich i syjonistycznych Żydów jako „kosmopolityczną hałastrę”.

Nie brakowało Żydów zajmujących dość eksponowane stanowiska w reżimie faszystowskim np. zastępcą szefa policji był do 1938 r. Dante Almansi, sędzią Sądu Najwyższego Lodovico Mortara. Guido Jung brał udział w „marszu na Rzym”, był współpracownikiem ministra finansów Alberto De Stefani, stał na czele Società Finanziaria Industriale Italiana, prezesował Narodowemu Instytutowi Eksportu. Jako doradca Mussoliniego w kwestiach finansowych został w 1932 r. ministrem finansów (pełnił urząd do 1935 r.). Był członkiem Wielkiej Rady Faszystowskiej. Po odejściu ze stanowiska ministra odznaczył się jako dowódca podczas wojny w Etiopii .

Ugo Ancona, inżynier , profesor ogólnej teorii maszyn na Wyższym Instytucie Technicznym w Mediolanie a później dyrektor Szkoły Techniki Lotnictwa w Rzymie został w 1923 r. mianowany senatorem, wstąpił do partii faszystowskiej, w parlamencie (1927-1934) aktywny był zwłaszcza w komisji finansów i petycji .

Do Wielkiej Rady Faszystowskiej należał Carlo Finzi, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i zastępca komisarza ds. aeronautyki. Ważną rolę w przemyśle włoskim jako doradcy odgrywali Guglielmo Reiss-Romoli i Oscar Sinigaglia, którzy w tym samym charakterze i w tych samych branżach przemysłowych służyli powojennej Republice Włoskiej.

Weteran włoskiego nacjonalizmu, należący do założycieli ruchu faszystowskiego w 1919 r., generał milicji faszystowskiej Maurizio Rava został sekretarzem generalnym ds. kolonii, wicegubernatorem Libii i gubernatorem Somalii (1931-35); w 1935 r. opublikował książkę o Somalii, do której przedmowę napisał jego protektor Benito Mussolini. Były squadrista, prawnik Renzo Ravenna był przez 12 lat podestą Ferrary, profesor prawa międzynarodowego i filozofii Giorgio Del Vecchio został w 1925 roku mianowany pierwszym faszystowskim rektorem Uniwersytetu Rzymskiego– pełnił tę funkcję przez dwa lata, wykładał na rzymskim uniwersytecie do 1938 r. W okresie faszyzmu napisał i opublikował kilka ważnych prac naukowych.

W 1935 r. Mussolini zlecił wybitnemu architektowi żydowskiego pochodzenia Vittori`emu Morpurgo zaprojektowanie siedziby kierownictwa Narodowej Partii Faszystowskiej w Rzymie; dziełem Morpurgo były także inne reprezentacyjne budowle tamtego okresu. Mussolini powierzył mu też nadzór nad wykopaliskami i nowymi budowlami wokół mauzoleum Augusta w Rzymie – oczko w głowie duce.

Z badań historycznych wynika, że ​​ w latach 1922-1938 r. włoscy Żydzi nieprzerwanie wstępowali do partii faszystowskiej. Na krótko przed wprowadzeniem w 1938 r. bezsensownego i pod każdym względem szkodliwego dla państwa i narodu, antyżydowskiego ustawodawstwa, ok. 10 000 osób spośród włoskich Żydów powyżej 21 roku życia mogło poszczycić się posiadaniem legitymacji partyjnej. Stanowili między 0,2 a prawie 0,3% wszystkich członków PNF, co przy udziale 0,1% Żydów w całej populacji Włoch świadczyć może o nadreprezentacji Żydów w partii. Z pewnością byli wśród nich tacy, którym chodziło wyłącznie o posady, zwłaszcza w urzędach i w instytucjach publicznych, ale nie brakowało też ideowych faszystów. Występowały oczywiście lokalne różnice np. w Ferrarze przed „marszem na Rzym” 8% wszystkich członków partii w mieście stanowili Żydzi, a w październiku 1938 r. – 22% . W Trieście do lokalnej organizacji partyjnej należało w 1938 r. 498 Żydów , wśród nich burmistrz miasta w latach 1933-1938, dwaj prezesi Gminy Żydowskiej (1937-1939) i naczelny rabin .

Występowały oczywiście lokalne różnice np. w Ferrarze przed „marszem na Rzym” 8% wszystkich członków partii w mieście stanowili Żydzi, a w październiku 1938 r. – 22% . W Trieście do lokalnej organizacji partyjnej należało w 1938 r. 498 Żydów , wśród nich: burmistrz miasta w latach 1933-1938 Enrico Paolo Salem, prezesi Gminy Żydowskiej (1937-1939) Achille Levi-Bianchini i Marco De Parente, naczelny rabin Italo Zolli (1919-1940). Jak podaje włoski historyk Michele Sarfatti w 1938 r. żydowscy członkowie partii stanowili w przybliżeniu 26.9% dorosłych obywateli Włoch pochodzenia żydowskiego. Co ciekawe, zauważa Sarfatti, podobny udział członków partii był pod koniec 1937 r. wśród naczelnych rabinów – 5 na 21.

Według Sarfattiego, w 1938 r. żydowscy członkowie partii stanowili w przybliżeniu 26.9% dorosłych obywateli Włoch pochodzenia żydowskiego. Co ciekawe, zauważa Sarfatii, podobny procent członków partii był pod koniec 1937 r. wśród naczelnych rabinów – pięciu na dwudziestu jeden.

Według historyków przeważająca większość włoskich Żydów biernie popierała Mussoliniego do 1938 roku, czyli do momentu zmiany kursu reżimu na antyżydowski, wyrażający się m.in. w usuwaniu Żydów z partii, aparatu państwowego i innych instytucji publicznych. Rzecz jasna, Żydzi znajdowali się również wśród członków i sympatyków obozu antyfaszystowskiego.

Od końca 1931 r. wszyscy z około 1200 wykładowców uniwersyteckich przysięgało wierność Mussoliniemu i faszystowskiemu reżimowi (wśród nich było 100 profesorów pochodzenia żydowskiego), tylko 14 z nich (wśród nich 6 żydowskiego pochodzenia) odmówiło złożenia przysięgi i w konsekwencji straciło stanowisko nauczyciela akademickiego.

W różnych dziedzinach życia kulturalnego włoscy Żydzi czy też Włosi żydowskiego pochodzenia działali swobodnie do 1938 r. Tak było też w przypadku kompozytorów, dyrygentów, muzyków , wykładowcy muzyki by wymienić takie postaci jak Mario Castelnuovo-Tedesco, Guido Alberto Fano, Alfredo Casella, Giuseppe Martucci, Vittorio Rieti, Aldo Finzi, Leone Sinigaglia, Ferdinando Liuzzi, Vittore Veneziani (dyrygujący chórem La Scali od 1921 r.) Kompozytor Renzo Massarani brał udział w „marszu na Rzym”, zaliczał się do gorących zwolenników faszyzmu, dekada 1928-38 była bardzo twórczym okresem w jego karierze, pełnił też ważne funkcje w oficjalnych strukturach kulturalnych państwa faszystowskiego. Skomponował specjalny utwór dla masowego widowiska z okazji rocznicy „marszu na Rzym” a jego utwór Danza Atletica zgłoszony został do międzynarodowego konkursu muzycznego na igrzyskach olimpijskich w Berlinie . [ zob. na ten temat Harvey Sachs, Jews and Music in Fascist Italy; https://holocaustmusic.ort.org/politics-and-propaganda/jews-and-music-in-fascist-italy/ ; Sachs jest autorem pracy Music in Fascist Italy (London 1987)]

Żydzi zajmowali wysokie stanowiska w armii włoskiej, niektórzy dosłużyli się stopni generalskich i admiralskich (należał do nich generał wojsk artyleryjskich dziadek wspomnianego wyżej historyka Michele Sarfattiego, usunięty z wojska w 1938 r.) W grudniu 1938 r. w parlamencie zasiadało czterech żydowskich posłów a w senacie dziewięciu żydowskich senatorów. W faszystowskich Włoszech schronienie przed prześladowaniami ze strony narodowych socjalistów znaleźli liczni żydowscy emigranci. Jeszcze w 1938 r., austriaccy i niemieccy Żydzi uciekali do Włoch.

Nie byłoby zatem niczym dziwnym, gdyby w oczach Leo Straussa włoski faszyzm był (przed rokiem 1938 ) faszyzmem dość „normalnym”. Zwłaszcza w obliczu pochwał, jakimi obdarzano Mussoliniego na świecie, np. „New York Times” w listopadzie 1923 roku porównał Mussoliniego aż do trzech Ojców-Założycieli: Adamsa, Hamiltona i Waszyngtona.

Dodajmy, że, mający wszak żydowskie korzenie, adresat listu Straussa Karl Löwith, w latach 1934-1936 jako stypendysta Fundacji Rockefellera mieszkał w Rzymie, gdzie musiał mieć idealne warunki do pracy intelektualnej, skoro właśnie pod błękitnym niebem faszystowskiej Italii powstała jego „fundamentalna rozprawa” (tak Arkadiusz Górnisiewicz w „Kronosie”) Nietzsches Philospophie der ewigen Wiederkehr des Gleichen , która następnie ukazała się w 1935 r. w Berlinie w wydawnictwie Die Runde założonym przez członków fanklubu Stefana Georgego.

* * *

Podobnie jak światło magnetyzuje pewne rodzaje owadów, tak duchowa ciemność wabi przeważającą większość ludzi. (László András)

* * *

„Teologia Polityczna” ( nr 4/2006–2007) opublikowała – w przekładzie Karoliny Wigury-Kuisz – wygłoszoną w 1962 r. prelekcję Leo Straussa Dlaczego pozostajemy Żydami? Czy żydowska wiara i historia wciąż do nas przemawiają? Spodobały mi się dwie anegdoty:

Należałem również do syjonistycznej organizacji studenckiej. Dzięki temu od czasu do czasu spotykałem Żabotyńskiego, przywódcę rewizjonistów. Zapytał mnie kiedyś: „Co robicie?”. Odpowiedziałem: „Czytamy Biblię, studiujemy żydowską historię, teorię syjonistyczną, oczywiście idziemy wraz z postępem i tak dalej”. Odpowiedział mi: „A uczycie się używać broni?”. Musiałem odpowiedzieć, że nie.

Odwieczne przeciwieństwo: Żabotyński – homo politicus, człowiek woli, działania, czynu, Strauss – homo cogitans, człowiek poznania, refleksji i akcji duchowej. Ważne było i jest, aby tych dwóch postaw, tych dwóch ról nie mieszać ze sobą. Dawno temu Armin Mohler ostrzegał, że to tak, jakby na obie stopy wkładać dwa prawe albo dwa lewe buty. Skutkiem będzie potykanie się w obu dziedzinach.

W innym miejscu swojego wykładu, Strauss mówi, jak to Ben Gurion (nawiasem mówiąc nazywany przez politycznych wrogów „Benito Gurion”) pojechawszy do Tajlandii, by negocjować w jakiejś sprawie, wybrał się do świątyni buddyjskiej. W Izraelu krzyk się wówczas podniósł ze zwyczajowych powodów.

Tutaj drobne sprostowanie podane przez redaktora tekstów Straussa, Kennetha Harta Green`a: chodziło nie o Tajlandię, ale o Birmę, gdzie w grudniu 1961 r. Ben Gurion gościł z wizytą u swojego przyjaciela premiera U Nu; w świątyni buddyjskiej na terenie jego rezydencji przez osiem dni medytował, pościł i czytał buddyjska literaturę.

Strauss wspomina: „Zasugerowałem człowiekowi, który opowiedział mi tę historię, że powinien przekazać Ben Gurionowi, by usprawiedliwił swoją wizytę w świątyni buddyjskiej, że medytował nad negocjacjami w sprawach polityki zagranicznej Izraela, co powinno stanowić okoliczność łagodzącą”. I to się nazywa inteligentna rada politycznego realisty. Dodajmy, że jak podaje Green, na życzenie Ben Guriona codziennie dostarczano mu hebrajskie gazety. Medytacja medytacją a spraw politycznych cały czas trzeba pilnować.

Strauss tak podsumowuje swoje wywody o tytułowym problemie : „Nie można przestać być Żydem. Niemożliwa jest ucieczka od swoich korzeni. Niemożliwe jest pozbycie się swojej przeszłości na życzenie”. W dyskusji po wykładzie jeden z uczestników zapytał: „Tytuł wykładu brzmi: »Dlaczego pozostajemy Żydami?«. Czy dobrze zrozumiałem, że Pańska odpowiedź brzmi: bo nie mamy innego wyjścia?” Odpowiedź Straussa była zdecydowana : „Jako ludzie honoru, nie mamy”.

Czy my też możemy też powiedzieć „Nie można przestać być Polakiem (Francuzem, Niemcem, Węgrem etc.). Niemożliwa jest ucieczka od swoich korzeni. Niemożliwe jest pozbycie się swojej przeszłości na życzenie”. Czy jeśli chcemy pozostać ludźmi honoru, musimy pozostać Polakami (Francuzami, Niemcami, Węgrami itd.), bo nie mamy innego wyjścia?

* * *

W telewizyjnym magazynie „Kronosa” poświęconym „Wrogowi” musieli nieuchronnie pojawić się i Schmitt i Hobbes – praca Leo Straussa na temat „politycznej nauki Hobbesa“ napisana na przełomie 1933/34 roku, należy podobno do najlepszych jakie poświęcono angielskiemu myślicielowi (przy okazji trzeba będzie po nią sięgnąć). Przed programem gawędziliśmy z generałem Skrzypczakiem, który podał definicję wroga: „Wrogiem jest ten, kogo żołnierz ma celowniku”. Ta, nomen omen, celna definicja wymaga tylko drobnego uzupełnienia, że o tym, kogo żołnierz ma na celowniku, nie on decyduje, ale kierownictwo polityczne państwa.

Co do Hobbesa, to wszyscy znamy jego definicję „stanu natury” – jest to oczywiście opis stanu hipotetycznego, czy raczej pewna teoretyczna konstrukcja, jednakże jeśli ma nam jakoś opisywać rzeczywistość, to musi być logiczna, wewnętrznie spójna, a taką nie jest, jeśli przyjrzeć się jej z prakseologicznego punktu widzenia – co robią na przykład niemiecki socjolog i politolog Stefan Blankertz czy amerykański publicysta Joe Jarvis, stały współpracownik portali internetowych The Daily Bell i Sovereign Man.

W znanej każdemu studentowi nauk politycznych metanarracji o wyjściu ludzkości ze stanu natury Hobbes rysuje ciemny obraz rzeczywistości , kiedy nie było żadnych praw, wszyscy toczyli wojnę przeciwko wszystkim, wszyscy się nawzajem okradali itd. Przyznajmy, sytuacja niezbyt komfortowa. W wielokroć cytowanym fragmencie Lewiatana czytamy: „W takim stanie nie masz miejsca na pracowitość, albowiem niepewny jest owoc pracy; i co za tym idzie, nie masz miejsca na obrabianie ziemi ani na żeglowanie, nie ma bowiem żadnego pożytku z dóbr, które mogą być przywiezione morzem; nie ma wygodnego budownictwa, nie ma narzędzi do poruszania i przesuwania rzeczy, co wymaga wiele siły; nie ma wiedzy o powierzchni ziemi ani obliczania czasu, ani sztuki, ani piśmiennictwa, ani społeczności. A co najgorsze, jest bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”.

W końcu ludzie poszedłszy po rozum do głowy, jakoś się umówili (choć w stanie natury żadnych umów znać nie mogli) i przenieśli „cała swoją moc i siłę na jednego człowieka lub zgromadzenie” , któremu się podporządkowali w zamian za bezpieczeństwo, pokój i obronę. I tak powstał wielki Lewiatan (suwerenna władza państwowa), który wybawił ich ze stanu natury.

Dzięki Lewiatanowi – głosi soteriologiczna doktryna Hobbesa – życie przestało już być „samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”. Tyle tylko, że Lewiatan (aparat państwowy) może zaistnieć tylko pod warunkiem, że uprzednio wytworzone zostały materialne zasoby, które umożliwiły jego powstanie. Innych zasobów nie posiadał, ponieważ sam niczego nie wytwarza, toteż musi je zaczerpnąć skądinąd, aby w ogóle móc zaistnieć. Logiczny wniosek jaki z tego wynika, to taki, że praca, podział pracy, kooperacja, pracowitość, produkcja, jakieś formy własności, wymiana, pewność posiadania owoców pracy, zwyczajowe prawa i umowy musiały istnieć jeszcze przed powstaniem Lewiatana, tylko bowiem w takich warunkach mogłyby zostać wytworzone zasoby i środki, które są absolutnie konieczne, aby mógł on zaistnieć – nie można wszak opodatkować bogactwa zanim nie zostanie stworzone. Musiała przeto być możliwa kreacja zasobów materialnych bez Lewiatana. Tymczasem koncepcja Hobbesa zakłada, że to, co jest warunkiem zaistnienia Lewiatana, miałoby być możliwe dopiero po jego zaistnieniu! Innymi słowy Lewiatan poprzedzałby samego siebie! Suwerenna władza państwowa byłaby uprzednia wobec… suwerennej władzy państwowej! Ponieważ jest to absurd, przyjąć należy, że tak w sensie prakseologicznym jak i – ewentualnie – historycznym pewien ład społeczny musi poprzedzać ład, który dopiero miałby zapewnić Lewiatan; ten społeczny ład jest pierwotny, zaś Lewiatan wtórny.

Wielka opowieść Hobbesa nie jest żadną teorią państwa i suwerennej władzy, ale ideologiczną formułą legitymizacyjną władzy w ogóle; nie służy poznaniu i zrozumieniu rzeczywistości politycznej , ale uzasadnia roszczenia Lewiatana do panowania, stosowania przemocy i wymuszania posłuszeństwa. Angielski myśliciel straszy poddanych wszystkich państw wszystkich epok : „Uważajcie, bo jak nie będziecie się we wszystkim słuchać Lewiatana, to wróci pan Jones ( stan natury) a wasze życie znowu stanie się samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”.

Pisał Panajotis Kondylis: „Przyjaźń i pokój na równi należą do situation humaine, co wrogość i wojna. To nie jest jakiś artykuł wiary, lecz trywialna prawda, której może się nauczyć każdy, czytając codziennie rano gazety”. Nie, nie na równi – przyjaźń i pokój są pierwotne o tyle, że bez nich nie ma zasobów, umożliwiających praktykowanie politycznej wrogości i toczenie wojen. Kondylis ma oczywiście rację, podkreślając, że wśród ludzi trwa stała mobilizacja sił napędzana wolą nieprzerwanej ekspansji a temu celowi mogą służyć wszelkie środki – zarówno materialne, jak i duchowe. Jednakże – podkreślmy raz jeszcze oczywistą prawdę – owe środki muszą zostać uprzednio przez kogoś wypracowane, aby walczący o władzę mogli je zmobilizować i użyć dla ekspansji.

Pojawia się zagadkowa kwestia, skąd w takim razie wziął się Lewiatan? No cóż, wprawdzie człowiek jest – nie bójmy się tego otwarcie przyznać – z natury dobry, ale nie oznacza to bynajmniej, że nie targają nim rozmaite namiętności np. pożądanie władzy i dominacji. Każdy z nas nosi w sobie Lewiatana, inni większego, jedni mniejszego. W określonych warunkach ci pierwsi zdobywają przewagę i monopolizują swoją pozycję. Ze dwadzieścia lat temu znalazłem u jakiegoś rosyjskiego socjologa czy historyka hipotetyczną genezę władzy. Otóż na styku lasów i jezior, stepów i uprawnych nizin funkcjonowały wolne targi (wolne rynki), gdzie ludzie wymieniali owoce swojej pracy. „Opłacali” oni grupę opiekującą się targowiskami, dbającą o porządek itd. czyli tworzącą coś na kształt firmy ochroniarskiej. Dysponowała ona siłą, która pozwoliła jej w sprzyjających warunkach przekształcić się w zalążek władzy i ściągać pod przymusem opłaty z producentów i handlowców przybywających na targi.

Podobny proces opisał Brad Linaweaver w opowiadaniu No Market for Justice (1997): dobrowolne opłaty za użytkowanie oraz czynsze zbierane przez prywatne spółki potajemnie, niespostrzeżenie dla społeczności ewoluują w kierunku podatków – w ten sposób rodzi się Lewiatan. Z kolei w mikropowieści Anarchy in New England (2015), wspomnianego wyżej, Joe Jarvisa, której akcja rozgrywa się po upadku starego Lewiatana, występują Cole Drake właściciel firmy ochroniarskiej New England Security Agency, która znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, oraz jego przyjaciel Read Barry ze spółki arbitrażowej Barry Arbitration, wzięty pod lupę przez „Business Ethics Review” w związku z podejrzeniami o przyjmowanie łapówek. Przed Drake`iem stoi widmo bankructwa, od Barry`go mogą odwrócić się klienci korzystający z jego usług arbitrażowych, jeśli „Business Ethics Review” opublikuje raport o jego stronniczych wyrokach. Drake i Barry obmyślają plan „reformy” polegającej m.in. na tym, że pierwszy zostanie Ministrem Bezpieczeństwa a drugi Ministrem ds. Arbitrażu – innymi słowy chcą zlikwidować doskonale funkcjonującą anarchię w Nowej Anglii i odrestaurować rządy Lewiatana. Następują prowokacje, symulowane zagrożenia, walki agentów z różnych firm ochroniarskich, tajemnicze zgony itd. Na szczęście dzielna Molly Metis z „Business Ethics Review” wykrywa spisek i udaremnia go z pomocą agencji ochroniarskich wiernych zasadom wolności.

Najprawdopodobniej więc Lewiatan wyłonił się z prywatnych agencji „ochroniarskich”, prywatnych policji, takich czy innych straży i służb, które wykorzystały zasoby przekazane im przez klientów do zapanowania nad nimi. Jak ujmuje to Stefan Blankertz, Lewiatan nie powstał w wyniku najazdu zewnętrznego, lecz „najazdu wewnętrznego”, dokonanego przez przedstawicieli prywatnego biznesu pragnących zmonopolizować swoją pozycję, zamienić dobrowolne umowy w przymusowe i zagwarantować sobie stałe zyski w postaci podatków – to oni zawiązali sprzysiężenie w celu ustanowienia Lewiatana, który z upływem czasu nabrał cech legalności a stosowaną przezeń przemoc poddani w większości uznali za prawowitą.

Ta alternatywna, antyhobbesowska metanarracja przydatna jest zwłaszcza dzisiaj, ponieważ każe nam podejrzliwie przyglądać się wielkim kapitalistom i bankierom, którzy są de facto organami Lewiatana, powołanego do życia przez ich „protoplastów”. W czasach, gdy obserwujemy coraz bezczelniejsze i coraz dalej idące roszczenia Lewiatana do kontrolowania jednostki i panowania nad nią, należy pamiętać, że fundamentem społeczności jest zawsze sfera dobrowolnych akcji i interakcji ludzi, tworzone przez nich i wymieniane wartości materialne i duchowe, ich praca i współpraca, działanie i współdziałanie, więzy rodzinne, przyjaźń , solidarność, lojalność, życzliwość – to jest rzeczywista „baza” ludzkiego świata. Jeśli ona zniknie, wielki Lewiatan utraci podstawy swojego bytu, cała polityczna „nadbudowa” w mgnieniu oka rozpłynie się w nicość.

* * *

 Walka przeciwko ciemności manifestującej się w świecie jest czymś podstawowym, ale moim najpierwszym obowiązkiem jest bitwa przeciwko ciemności w mojej własnej duszy. (László András)

* * *

Od wielu już lat toczą się spory na temat, co zrobić z moskiewskim mauzoleum Lenina; jedni są za jego pozostawieniem, inni za usunięciem. Swego czasu głos w tej sprawie zabrał rosyjski pisarz i publicysta Władimir Borysowicz Awdiejew (1962-2020), który w 1998 r. opublikował esej Mumia Lenina przedrukowany następnie w zbiorze jego artykułów (zob. Владимир Борисович Авдеев, Мумия Ленина (оккультные и расовые аспекты ) [w:] tenże, Метафизическая антропология, Мoskwa 2002).

Awdiejew rekonstruuje najpierw genezę decyzji o uwiecznieniu i „unieśmiertelnieniu” Lenina oraz jej ideologiczne podglebie, które tworzą – stopione w jedną całość – mistyka i biologia, materializm i czarna magia, ateizm i okultyzm, lamarcksizm i satanizm. Jego zdaniem bolszewicki plan budowy „nowego świata“ i „nowego typu człowieka“ (homo sovieticus) należy interpretować w sposób dosłowny – planowano zmienić nie tylko duchową, ale i rasowo-biologiczną strukturę i substancję narodu rosyjskiego. Wstępem do tej przemiany była likwidacja całych dawnych warstw społecznych: arystokracji, korpusu oficerskiego, duchowieństwa, stanu kupieckiego, inteligencji, zagłodzenie na śmierć milionów chłopów, zorganizowanie systemu obozów koncentracyjnych.

Według rosyjskiego autora, kult mumii Lenina, tego „wiecznie żywego” Czerwonego faraona to w rzeczywistości kult śmierci, będący najbardziej wyrazistym atrybutem nowej religii bojowego ateizmu. Stanowi on odwrócenie funkcji egipskiego kultu, albowiem egipscy faraonowie z zaświatów towarzyszyli swojemu ludowi i stamtąd oddziaływali na jego cielesną egzystencję, błogosławiąc mu i go chroniąc. Natomiast komunistyczny faraon ma wpływać na fizyczną egzystencję swojego narodu nie z zaświatów, ale ze sfery doczesnej. Dawni faraonowie ukrywali swoje zabalsamowane ciała nawet przed oczyma wtajemniczonych, natomiast współczesny wódz swoje ciało ukazuje oczom zdumionego i oniemiałego tłumu. Egipscy faraonowie rządzili w królestwie zmarłych, podczas gdy Czerwony faraon wciska się w szeregi żywych a nawet uzurpuje sobie bycie bardziej żywym niż oni sami – „Lenin jest dzisiaj najbardziej żywy spośród żywych“.

Mumifikacja egipskiego faraona to symbol tego, że wszystkie jego pozytywne energie na płaszczyźnie metafizycznej przejdą na cały lud, wzmacniając jego zdolność do życia, jego witalność i długowieczność. W przypadku mumii Czerwonego faraona odnajdziemy to samo metafizyczne jądro, ale z dokładnie odwróconym znakiem – jego organiczna, cielesna „nieśmiertelność” zapewniona jest tylko kosztem redukowania witalności całego narodu. To jest prawdziwa funkcja mumii Lenina: ma on nawiedzać naród jako wampir, który wysysa jego żywotne soki i dbać o to, żeby nigdy nie wyzwolił się z czerwonej zguby bolszewizmu – to jest sens socjalistycznej okultystycznej nekrofilii. Swoimi siłami życiowymi naród gwarantuje trwanie zabalsamowanych zwłok, nieśmiertelność jednostki możliwa jest tylko kosztem redukowania zdolności do życia całego narodu. Lenin to Kościej Nieśmiertelny, który zabija młodych ludzi pijąc ich życiodajną krew; jest on centralnym elementem kultu śmierci, całego tego okultystyczno-nekrofilskiego systemu, w którym splatają się biologia (mumia wydziela trupie jady) i czarna magia, i który sprawia, że naród rosyjski chorzeje i degeneruje się.

Zgodnie z prawami parazytologii, organizm żywiciela musi wytworzyć życiowe soki i warunki, w których pasożyt może istnieć. Kult mumii wodza wywołuje podobne skutki, ponieważ jest nabożnie czczona, a przede wszystkim dlatego, że odwiedza się grobowiec z bolszewicką relikwią, wydzielającą trupie jady. Odwiedzający „święte miejsce rewolucji” są w fizycznym, biologicznym i okultystycznym sensie roznosicielami wyziewów i trupich jadów a ponieważ mauzoleum odwiedzają też obcokrajowcy, produkty rozkładu i trupie jady roznoszone są po całym świecie.

W zamyśle radykalnych „socjal-lamarksistów” chcących dokonać zmiany struktury biologicznej narodu a ostatecznie całej ludzkości, kult mumii Lenina miał być rodzajem odwróconej higieny rasowej i eugeniki (idei popularnych na przełomie wieków zarówno w wersji „prawicowej”, jak i „lewicowej”) . Wcielali oni w życie wulgarny biologiczny satanizm, wiedząc, że dla idei komunizmu najłatwiej pozyskać ludzi nieudanych i zdeformowanych pod względem duchowym, moralnym i biologicznym, dewiantów, degeneratów i lumpów.

Według Awdiejewa nie tylko mumia Lenina, ale także jego życie, jego genetyczne dziedzictwo i historia jego chorób rzucają światło na główny cel komunistycznej religii śmierci. Władimir Sołouchin w książce W świetle dnia (При свете дня, Moskwa 1992) przeanalizował pochodzenie „wodza światowego proletariatu”, dochodząc do wniosku, że był mieszanką kałmucko-żydowską, trudno więc w ogóle uznać go za Rosjanina. W rodzinie ojca Kałmuka znany był „chów wsobny”, co mogłoby tłumaczyć odchylenia Lenina od normy psychicznej. Ten bezpłodny (w rezultacie syfilisu połączonego z tryprem), przedwcześnie łysy maniakalny pigmej, który wybrał karierę zawodowego rewolucjonisty, co z psychologicznego punktu widzenia wskazuje na skłonności przestępcze, który całe życie poświęcił niszczeniu Rosji i rosyjskości, leży dokładnie w centrum Moskwy i symbolizuje zjednoczenie się ze swoim narodem, którego krew przelewa nadal i po swojej śmierci. Mumia Lenina jest energetycznym wampirem, fatum prowadzącym do duchowej a w konsekwencji fizycznej śmierci narodu rosyjskiego. Bolszewicka świątynia znajdująca się dokładnie w geograficznym centrum, mającej formę okręgu, rosyjskiej stolicy emanuje na całe miasto okultystyczną energią.

Zachowując w historycznym i kulturalnym centrum Rosji nierozkładające się zwłoki jako największą narodową świętość, wysysamy – uważa Awdiejew – zdrowe żywotne soki z „ciała narodu“ rosyjskiego i skazujemy go na powolną śmierć. Mit nieśmiertelności Lenina, jak i starannie pielęgnowana pamięć o nim spełnia w duszach funkcję telegonii, co oznacza, że cechy wodza, jego defekty i dewiacje, jego anormalność, przechodzą w drodze „dziedziczenia“ na naród rosyjski, wchodzą do rosyjskiego świata duchowego i do rosyjskiej puli genowej. Najgorsze jest to, że mumia nie ma mózgu, który trzymany jest oddzielnie; to działa na życie narodu rosyjskiego przypuszczalnie jeszcze bardziej zgubnie niż wszystko inne. Brak mózgu symbolizuje zbędność umysłu i myślenia; masom ma wystarczyć ślepa wiara.

W dość łatwej do przewidzenia konkluzji swojego artykułu Awdiejew nawołuje, aby mauzoleum wyburzyć aż do fundamentów, wszystkie składniki „rewolucyjnej nekropolii” usunąć z Placu Czerwonego, zdemontować satanistyczne gwiazdy z wież kremlowskich. Na końcu należy dokładnie splantować teren i przeprowadzić ceremonię oczyszczenia, aby wypędzić demony oraz usunąć trupie jady. Współczesne ortodoksyjne chrześcijaństwo prawosławne ze swoją więdnącą energią i swoim kultem skruchy niewiele może w tej sprawie zdziałać. Jedynie ario-wedyjskie pogaństwo w jego tradycyjnej słowiańskiej formie ma na tyle mocy, aby skończyć z bolszewicką nikczemnością. Mumię Czerwonego faraona należy spalić, zaś popioły rozsypać poza lądowymi granicami Rosji, najlepiej nad morzem; to samo należy zrobić z jego przechowywanym oddzielnie, przeżartym syfilisem mózgiem. Tyle Awdiejew.

Nadmieńmy tutaj, że istnieje też pogląd, iż w mauzoleum znajduje się wyłącznie atrapa, ponieważ podczas ewakuacji z Moskwy po wybuchu wojny z Niemcami zmumifikowane zwłoki wodza rewolucji szybko uległy rozkładowi, a wezwani eksperci nie widzieli szans, żeby można je było dalej konserwować; to, co dzisiaj znajduje się w Moskwie jest, być może, duplikatem stworzonym na polecenie Stalina.

* * *

To, co otacza człowieka, jest odbiciem jego świata wewnętrznego. (László András)

* * *

Ogromna polityczno-medialna wrzawa wybuchła, kiedy „lud wszedł na Kapitol”. Przedstawiciele ludu udali się tam, głęboko, acz naiwnie wierząc, że idą do siedziby suwerenności ludu, do prawdziwej świątyni demokracji, gdzie zapadają najważniejsze dla państwa i dla narodu decyzje. Trochę mi żal mi poczciwców, bo nie wiedzieli, że realna władza już dawno się stamtąd ewakuowała. „Szturmowali” pustą twierdzę, pustą nawet wówczas, gdy jest pełna rozemocjonowanych posłów i senatorów.

Nie był to żaden „zamach stanu” czy „insurekcja”, ale polityczno-medialna szopka – rebelianci uzbrojeni byli w smartfony, którymi uwieczniali swój udział w akcji wrzucając filmiki na fejsa czy innego tłitera. Mogłaby wywoływać co najwyżej rozbawienie, gdyby nie to, że jeden z funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa niedbale pilnujących pustej twierdzy, zastrzelił bezbronną „powstankę”, weterankę armii amerykańskiej. Ashli Babbitt R.I.P.

* * *

Sofija jest najwyższym archetypem kobiety i kobiecości. (László András)

* * *

W jednych z poprzednich Zapisków pisałem o dystopijnej powieści Juli Zeh Corpus delicti. Proces (przeł. Sława Lisiecka, WAB, Warszawa 2011). Jej główna bohaterka Mia Holl, „wymiotowała w nocy do miski, której zawartość wylewała następnie do ulicznego rynsztoka, żeby sensory w toalecie nie zarejestrowały zwiększonego stężenia kwasów żołądkowych w rurze kanalizacyjnej”. Okazuje się, że istnieje już inteligentna toaleta , która – wyposażona w sensory funkcjonujące w oparciu o technologię sztucznej inteligencji – monitoruje stan fizyczny i psychiczny użytkownika oraz jego nawyki żywieniowe. Jak na razie zamontowanie takiej toalety jest dobrowolne, ale w przyszłości, kto wie, może być nieco mniej dobrowolne tak jak to dzieje się w powieści Juli Zeh.

Udając się na wieczorny spoczynek możemy dziś sobie na ciele umieścić zestaw czujników mierzący osiem parametrów naszego snu, dzięki czemu można na bieżąco kontrolować jego przebieg. Zastanawiam się, czy w przyszłości funkcjonariusze technokratyczno-terapeutycznego państwa menedżerskiego pozostający w sojuszu z biokapitalistami, nie zapragną kontrolować i zarządzać nie tylko naszym snem, ale także naszymi marzeniami i koszmarami sennymi? Niemożliwe? W książce Mimowolne cyborgi. Mózg i wojna przyszłości (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022) Łukasz Kamieński przewiduje sterowanie urządzeniami elektronicznymi za pomocą myśli (rozdz.4 „Mózg oczipowany i usieciowiony”). Kiedy to się powiedzie, postęp będzie postępował dalej i obdarzy nas fantastycznymi możliwościami „kognitywnej infiltracji”, czyli sterowania myślami za pomocą urządzeń elektronicznych. I to na odległość, a nie przez zwykłe „wszczepialne moduły mózgowe” zachwalane przez Elona Muska i innych neuroinżynierów! Coś mi się zdaje, że już czas udać się na strych po folię.

* * *

Większość nowoczesnych teorii jest błędna do tego stopnia, że nawet poglądy będące z nimi dokładnie sprzeczne, są równie błędne. (László András)

* * *

Członek Latającego Cyrku Monty Python John Cleese (ur.1939) dał kilka lat temu cykl występów reklamowanych jako Last Time to See Me Before I Die . Występu nie oglądałem, ale poczytałem kilka rozmów z aktorem, który zasłynął nie tylko stwierdzeniem, że „Londyn nie jest już angielskim miastem”, ale także udziałem w reklamie Banku Zachodniego WBK, w czasach, kiedy prezesem zarządu banku był Mateusz Morawiecki. Przeciwko ośmieszaniu Pcimia w reklamie protestował jego ówczesny wójt Daniel Obajtek.

Cleese zdradził, że to, co obecnie uprawia na scenie, nie nazywa się już „monolog na stojąco” (stand-up), ale „monolog na siedząco” (sit-down): „Doprawdy, stanie jest bardzo męczące”. Zapytany, czy w kabarecie wolno robić sobie żarty z proroka Mahometa albo z Allacha odpowiedział: „Oczywiście, należy się tylko liczyć z tym, że cię zabiją”.

Jakże na czasie brzmi fragment jego rozmowy z Adamem Savage`m:

– Savage: To, co pan powiedział, przypomina mi opinię Richarda Feynmana że „nauka to wiara w ignorancję ekspertów”.

–Cleese: Cudowne! W zeszłym roku kardiolog w Londynie, wysokiej klasy specjalista od serca, mówi mi, „pomyliliśmy się”. Przez sześćdziesiąt lat gadali, że problemy z sercem biorą się z jedzenia tłuszczów. A teraz on mi mówi: „To nie tłuszcze, to cukier”.

– Savage: O cholera! Jeśli jest rzecz, którą bardziej lubię niż tłuszcz, to właśnie cukier.

– Cleese: Ja też, ja też! To są złe wiadomości. Problem w tym, że przez 60 lat kładli nam w uszy, żebyśmy unikali tłuszczów. Wszystko się na tym opierało a teraz zdecydowali „Oj, nie, pomyliliśmy się. Sorry”!

Zapytany, co zawarłby w mowie wygłaszanej na swoim pogrzebie, Cleese odpowiedział: „Wolałbym to zachować w tajemnicy, ponieważ naprawdę nagram swoją własną mowę pogrzebową i każę odtworzyć przed zgromadzonymi na pogrzebie. Potraktuję to jako idealną okazję do wyrównania starych rachunków. Na pewno wyjawię pewne tajemnice innych członków Monty Pythona. Mam nadzieję, że żałobnicy będą się świetnie bawić”.

* * *

 Myśl jest ważna, myślenie jest ważniejsze, ale najważniejszy jest myślący. (László András)

* * *

I na koniec coś optymistycznego i pokrzepiającego – nota bene tytuł utworu, tytuł płyty i nazwa zespołu ładnie się komponują! W piosence Touch Of Grey (tekst Robert Hunter, muzyka Jerry Garcia) z płyty In the Dark (1987) grupa Grateful Dead śpiewa:

Siwiejemy, zegary się spóźniają, jest nawet gorzej, niż się zdaje, z czynszem zalegam, pies nie był karmiony od lat, jest nawet gorzej, niż się zdaje, ale wszystko gra, krowa daje naftę, siedemnastolatek nie umie czytać, słowa, które zna, są wszystkie obsceniczne, ale wszystko gra, but jest na tej ręce, na którą pasuje, wszystko gra, wszystko jest w porządku.

Damy radę,

Damy radę,

Damy radę,

Damy radę

Przetrwamy.

 

Tomasz Gabiś

Pierwodruk: „Arcana” nr 167 (5/2022). Wersja nieco rozszerzona.

 

Za: Tomasz Gabiś blog (01.19.23) | http://www.tomaszgabis.pl/2023/01/19/o-leo-straussie-mumii-lenina-zydowskich-faszystach-oraz-innych-sprawach-i-osobach/

Skip to content