Aktualizacja strony została wstrzymana

Europejski dzień przeciwko sprawiedliwości – Łukasz Kluska

„W ciemności dzikiej nocy statek rozbija się o skałę i tonie. Lecz jeden z żeglarzy chwyta się desperaracko kawałka wraku i zostaje wyrzucony na bezludną plażę. Rano dźwiga się na nogi, przeciera swoje zasolon oczy i rozgląda się wokół, aby zobaczyc gdzie jest. Jedyną rzeczą jaką widzi przed sobą jest szubienica. Dzięki Bogu – krzyczy – Cywilizacja!”

W istocie trudno w kilku zaledwie zdaniach o lepsze zilustrowanie czym w rzeczywistości jest i jaką rolę odgrywa dla społeczeństwa prawo karania śmiercią zbrodniarzy niż uczynił to w swym w krótkim opowiadaniu amerykański pisarz William Berns.

Jeśli o nieznanej nam społeczności dowiemy się tylko tyle, że praktykuje ona stosowanie kary śmierci, możemy śmiało domniemywac stąd, że: 1) nie jest to ludność barbarzyńska (czyli taka co zabija niewinnych ludzi), skoro tak bardzo ceni życie ludzkie, że do jego ochrony przed złoczyńcami praktykuje najskuteczniejszą sankcją karną czyli karą śmierci, 2) społeczność ta powinna być wysoce cywlizowana, gdyż o poziomie cywilizacyjnym społeczństw świadczy prawość postępowania jego członków. A właśnie sprawiedliwość nadaje ludzkim czynom prawość, sprawia więc tym samym, że postępowanie ludzkie staje się dobre. św.Tomasz za Cyceronem powie nawet, że ze względu na sprawiedliwość nazywamy ludźmi dobrymi, gdyż w niej najbardziej jaśnieje blask cnoty (S.Th.II-II,q58,a.3.). Czym kto ma doskonalszy sąd moralny i wyższe pojęcie co jest sprawiedliwe a co niesprawiedliwe, tym bardziej domaga się przywrócenia kary śmierci, ponieważ jest ona najsprawiedliwszym z pozostających w zasięgu aktów zadośćuczynienia za mord (dlatego wszyscy święci Kościoła katolickiego byli zwolennikami kary śmierci), 3) całkiem możliwe, że jest to społeczność głęboko religijna, jeśli rozumie konieczność zodośćuczynie sprawiedliwosci Bożej za grzech zabójstwa.

Załóżmy jednak, że w miejscu rozbitka z anegdoty Bernsa znalazłby się europejski demoliberał. Możemy tylko wyobrazić sobie jego reakcję na sam widok szubinicy. Jego pierwszą myślą na temat nieznanej ziemi byłaby zapewne szczera pogarda dla mieszkańców krainy w której się znalazł – „Coż to za barbarzyństwo aby w XXI wieku postępować jeszcze według zasad sprawiedliwości? Nie słyszeli oni o tolerancji i demokracji?” Nastepnie naszego demokratę ogarnełyby uczucia strachu: „a może tubylcy będą chcieli zaraz mnie powiesić?” Pewien mądry kapłan nauczał kiedyś, że ci którzy z taką śmiałością negują istnienie piekła, czynią tak, choć są wewnętrznie bardzo przekonani, że właśnie tam trafią po swojej śmierci. Trochę podobnie być może jest ze współczesnymi piewcami lewicowej rewolucji: w niezwykle żarliwy sposób potrafią oni występować przeciwko karze głównej, lecz może właśnie dlatego, że wewnętrznie są zupełnie przekonani jak bardzo na nią zasługują.

Lewica szczerze nienawidzi kary śmierci. To prawdziwy kamień obrazy dla ich ideałów. Ta nienawiść musi być wielka skoro chcą ją manifestować aż specjalnym świętem. Zresztą historia pamięta już podobne praktyki spontanicznych zachowań abolicjonistów. Za czasów Komuny Paryskiej rewolucyjny motłoch 6 kwietnia 1871r. zgromadziwszy się pod pomnikiem Woltera w uroczystej oprawie ostentacyjnie spalił symbol egzekucji. Wówczas całkowita liwidacja kary śmierci była jednym z naczelnych postulatów proletariackiej rewolty. Notabene także jeden z największych katów rewolucji francuskiej, satanista Maksymilian Robespierre należał w młodości do najgorliwszych działaczy ruchu abolicyjnego we Francji. Jeszcze w 1791r. podczas obrad Zgrodmadzenia Narodowego żarliwie występował przeciwko praktykowaniu kary głównej.

Nikt rozsądny nie wierzy, że lewica występuje z abolicjonistycznymi hasłami na sztandarach ze względu na szacunek do ludzkiego życia. O większy szacunek dla ludzkiego życia należałoby posądzać członków rosyjskiej mafii niż lewicowych aktywistów. Komuniści maja na swoim sumieniu sto milionów ofiar, a liczba morderstw aborcyjnych wielokrotnie przewyższa tę liczbą. Nie mają także lewicowcy żadnej litości dla ludzi chorych i starych, więc śmiało lansują eutanzję. Co więc skłania lewicę do fanatycznego propagowania abolicjonizmu? Aksjologiczna wrogość do cnoty sprawiedliwości, czyli do takiego postępowania, które oddaje każdemu to co mu się słusznie należy. Lewicowiec to permanentny rewolucjonista. A każda rewolucja to nic innego jak bunt przeciwko odwiecznym wartościom i prawom, na jakich Pan Bóg oparł porządek stworzenia świata. „Zabrać bogatym – dać biednym” – to hasło dzieci rewolucji aplikują do każdej dziedziny życia. Lewica gwałci na wszystkie sposoby zasadę sprawiedliwości i naucza tego społeczeństwo za pomocą przeróżnych chwytów socjotechnicznych. Jeśli rozum człowieka zostaje skorumpowany, niezwykle łatwo grać wówczas na jego zmysłach czyli ślepych uczuciach. Co do zasady większość sloganów lewicy to nic innego jak tylko wyrafinowana gra na ludzkich uczuciach postawionych w opozycji do tradyjnych wartości i zasad zdrowego rozumu. W przypadku lansowania przez nich przykładowo kradzieży tj. fiskalizmu państwa i konieczności wysokich podatków będzie to hasło: „szklanka mleka dla biednych dzieci w szkole”. W zakresie propagowania abolicjonizmu w społeczeństwie odwołają się natomiast do haseł podnoszących okrucieństwo tego aktu i współczucia dla morderców. Aborcja i eutanazja to zabijanie niewinnych (lewica jest za), kara śmierci to sprawiedliwe zabijanie winnych (lewica jest przeciw). Kult niesprawiedliwości praktykowany przez lewicę to jednak zaledwie jedna strona medalu walki z karą śmierci.

Odwieczny dylemat

„Czy pan wie czym jest dzisiejsza rewolucja?” – spytał kiedyś Donoso Cortes – „Szczytem ludzkiej zarozumiałości”. W ostatnich tygodniach dowodem nieustannej aktualności tych słów była próba lewicowego establishmentu przeforsowania na Starym Kontynecie �dnia przeciwko karze śmierci”. Zuchwały, bezczelny krok duchowych dzieci Woltera i Marksa – nie wystarczy im triumfalne wykreślenie kary głownej ze wszystkich kodeksów karnych Europy, chcą pastwić się nad cnotą sprawiedliwości przez ogłoszenie dnia kultu abolicjonizmu. Idea „dnia przeciwko karze śmierci” ma jednak drugie, dużo głębsze podłoże a jest nim ateistyczny „kult człowieka”. Dlatego kara śmierci to także bardzo skuteczne antidotum na wolnomularskie bałwochwalstwo.

Gdy spojrzymy przekrojowo na całą historię świata, pomimo wielkich różnic dzielących ludzkości, dojdziemy do przekonania, że od prawieków wszystkie społeczności zgadzały się ze sobą w jednym zasadniczym punkcie: „musi istnieć jakaś skaza na na naszej naturze”, „zbyt często i zbyt łatwo skłaniamy się ku złu, choc przecież wiemy że postępujemy bardzo źle”. Chesterton napisł kiedyś: „ludzie mieli najróżniejsze wierzenia, ale zawsze wierzyli, że z ludzkością jest coś nie tak”. I także co do drugiej prawidłowości, która wynika z pierwszej, istniała dawniej niebywała zgoda wśród wszystkich ludów: za popełnione zło należy się zadośćuczynienie, odpokutowanie, dokonanie zadość sprawiedliwości. Każdy zły czyn domaga się ścisłej ekspiacji. Zasada ta odnosi się do stosunków panujących między ludźmi ale także i przede wszystkim w relacji do Boga. Dlatego już starożytni Rzymianie mówili: Pereat mundus, fiat justitia! – niech zginie świat a sprawiedliwości stanie się zadość. Rozumienie konieczności zadośćuczynienia mniej lub bardziej zgodnie pojmowały wszystkie ludy pogańskie. Przykładowo wśród hindusów pojęcie pokuty skłanioło ich do wielu brutalnych praktyk jak przybijanie sobie stopy do pnia drzewa lub dobrowlne poddawanie się zmiażdzeniu przez słonia. Dzieje świata rozpoczynają się od niczego innego jak właśnie ofiary złożonej Bogu przez Abla. Z biegiem czasów, na skutek pogłębiającej się w świecie degeneracji moralnej ludzkość zatraciała pamięć o pierwotnym objawieniu Boga jakie przekazali jej pierwsi rodzice Adam i Ewa. Ludzie poczęli więc sklaniać się do ohydnej wiary w wielobóstwo, stąd ich rozumienie skladania ofiar przybierało coraz bardziej zwyrodniały charakter. Jednak pojęcie konieczności odpokutownia zaciągniętych win wciąż pozostało. Stąd na kartach historii nie znajdziemy prawie żadnej pogańskiej społeczności, której byłoby obce składanie ofiar przebłagalnych fałszywym bożkom. Ludzkość straszliwie błądziła w tym względzie, gdyż pogaństwo było przeświadczone, że każda niewinna ofiara może zodośćuczynic za grzech sprawiedliwości boskiej. Stąd przed Chrystusem niezmierzone barbarzyństwo skłaniało wiele ludów do praktykowania ofiar z samych ludzi. Jednak według hiszpańskiego konserwatysty Donoso Cortesa świat pogański mylił się w zakresie krwawych ofiar jedynie częściowo, gdyż krew człowieka nie mogła zmazać grzechu pierworodnego, ale może przecież zmyć jego grzech osobisty.

Filozofia oświecenia dokonała w tym względzie prawdziwej rewolty przeciwko odwiecznej prawdzie o człowieku. Korpucja ludzkich umysłów jaką wywołała racjonalistyczna trucizna XVIII wieku doprowadziła do zanegowania najoczywistszej prawdy o upadku natury ludzkiej. Odrzucenie prawdy o skażeniu grzechem pierwrodnym rodzaju ludzkiego było niezbędnym posunięciem dla ośweceniowych ateuszy. Bez odrzucenia pojęc takich jak: wina, kara, grzech nie mogli oni przejść do budowy nowej religii opartej na kulcie człowieka. Pewien bardzo znamienny epizod z czasów rewolucji francuskiej w pełni odzwierciedla duchowy korzeń abolicjonizmu: Gdy rebelianci z polecenia Robespierra zajęli katedrę Notre Dame strącili krzyż z głównego ołtarza a w jego miejsce wstawili popiersie Woltera, Rousseau i Franklina. „Będziecie jak bogowie” – powiedział wąż do Ewy w raju. „Bogowie” nigdy nie są winni. Stąd lucyferyczna dążnośc filozfii oświecenia do usprawiedliwienia za wszelką cenę człowieka bez aktu jakiegokolwiek zadośćuczynienia z jego strony, aby postawić go na piedestale, na miejscu samego Boga. To jest w istocie kamień węgielny współczensego abolicjonizmu, którego celem jest uczynić z człowieka istotę, która zawsze w ostateczności sama w sobie jest „niewinna” – dlatego nigdy nie zasługuje i nie może zasługiwać na karę śmierci. W świetle abolicjonistycznych urojeń człowiek nie może ponieść kary, gdyż odpowiedzialnością za jego zbrodnie obarcza się okoliczności, chorobę, trudne warunki ekonomiczne, otoczenie etc…. Jednak ci ateistyczni ślepcy nigdy nie chcą dostrzec zła w samym człowieku, gdyż stał się dla nich bożkiem przed którym palą swoje kadzidła. Donoso Cortes uchwycił ten proces w następująch słowach: „Zbrodniarz przemienił się z wolna w oczach ludzkich, i ten, który dla naszych ojców był przedmiotem wstrętu, dla ich synów jest tylko przedmiotem litości; stracił on nawet swą nazwę: nie jest to już zbrodniarz ale szleniec lub głupiec. Racjonaliści nowożytni zbrodnię zdobią nazwą nieszczęścia; jeżeli to pojęcie zapanuje szerzej, przyjdzie dzień, w którym rządy społeczeństwa przejdą w ręce tych nieszczęśliwych, i wówczas zbrodnią będzie niewinność. Po szkołach liberalnych przyjdą socjaliści ze swoją nauką o świętych rewolucjach i o heroicznych zbrodniach; a nie będzie to jeszcze koniec: na dalekich widnokręgach poczynają krwawsze jeszcze przeświecać zorze. Na galerach piszą może nową ewangelię dla świata. Jeśli świat będzie zmuszony do przyjęcia tych nowych apostołów i ich ewangelii, zaprawdę wart tego będzie.” – Oto właśnie stan duchowy starego kontynentu w europejskim dniu przeciwko karze śmierci.

Łukasz Kluska

 

Za: Organizacja Monarchistów Polskich – Oddzial Lublin

 

ZOB. RÓWNIEż:

 

Skip to content