Aktualizacja strony została wstrzymana

Z głębokości lochu – Stanisław Michalkiewicz

Ludzie mają dobrą pamięć, tylko krótką. Piszę, bom smutny i sam pełen winy, bo na śmierć zapomniałem o atucie, jakim dysponuje rząd premiera Tuska na przyszłoroczne wybory prezydenckie. A przecież już Mateusz Bigda, nieśmiertelny bohater powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego pod tym samym tytułem, całą Rzeczpospolitą miał w swojej spiżarni rozwieszoną na hakach. O roli „haków” w naszym życiu politycznym wprawdzie wspominałem, ale żeby zapomnieć o słoniu w menażerii? Karygodne!

Tym skwapliwiej zatem przypominam, że kiedy my tu się borykamy, a to ze starszą panią Luizą Ciccone, a to z perypetiami barona Münchausena w Afganistanie, to w którymś z aresztów śledczych siedzi sobie pan Peter Vogel, który tak naprawdę nazywa się Filipczyński i był w swoim czasie skazany przez niezawisły sąd na tak zwaną „ćwiarę” za zabójstwo starszej pani. Aliści, dzięki niepojętej łaskawości reżymu, w roku 1979 wyszedł na tzw. przerwę w odbywaniu kary, a w 1983 roku, kiedy to srożyły się surowe prawa stanu wojennego, dostał nawet paszport i wyjechał do Szwajcarii. Tam, już jako Peter Vogel, zaraz został bankierem. Warto przypomnieć, że wtedy rezydentem komunistycznej razwiedki w Szwajcarii był nie kto inny, tylko późniejszy szef UOP generał Gromosław Czempiński, na którego cześć były oficer SB, obecnie też generał Sławomir Petelicki, nazwał sfinansowaną przez Amerykanów i jak się mówi, przeznaczoną pierwotnie do ochrony transportów rosyjskich Żydów przez Warszawę do Izraela jednostkę antyterrorystyczną Grom. Tę niepojętą łaskawość reżymu wyjaśnia nieco okoliczność, że ojciec Piotra Filipczyńskiego był współpracownikiem SB, zaś paszport zagraniczny otrzymał on dzięki wstawiennictwu Biura Studiów SB, które musiało uwzględniać go w swoich projektach.

Bo trzeba nam wiedzieć, że w Szwajcarii PZPR lokowała ogromne sumy w walutach obcych, wyciągane z Pewexu. Bardzo tedy możliwe, że w charakterze strażnika tych Skarbów Labiryntu towarzysze z bezpieki wojskowej i cywilnej postanowili ustanowić chwilowo odciętego z powroza kryminalistę, co gwarantowało jego lojalność. Ale w epoce „szorstkiej przyjaźni” Leszka Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim musiało dojść do jakichś nieporozumień, bo Peter Vogel w 1998 r. został w Szwajcarii aresztowany i przekazany Polsce. Tu jednak w roku 1999 został ułaskawiony przez prezydenta Kwaśniewskiego i wrócił do pełnienia obowiązków szanowanego bankiera w Szwajcarii. Wydawało się, że jest już całkowicie bezpiecznie, aliści, podczas kolejnego pobytu w Polsce Peter Vogel został 24 marca 2008 roku aresztowany przez CBŚ pod śmiesznym pretekstem „prania brudnych pieniędzy”, a niezawisły sąd posłusznie ulokował go w areszcie, gdzie siedzi do dnia dzisiejszego, bo wicepremier Schetyna stwierdził, że „trzeba wyjaśnić” również okoliczności związane z jego paszportem i ułaskawieniem. Pisałem o tym wszystkim w kwietniu 2008 r. w felietonie „Do pierwszej krwi – albo siniaków”, dodając, że po osadzeniu Vogla w areszcie prasa zaczęła rozpisywać się o pladze „samobójstw” w polskich więzieniach, więc jeśli nasz bankier czyta gazety, to aluzję pojmie w lot. Inna sprawa, że wie, iż za zdradę tajemnic razwiedki też nie zostanie pochwalony. I tak źle, i tak niedobrze, ale tak to już jest, gdy się wejdzie między ostrza potężnych szermierzy.

Widocznie jednak rządowi perswazjoniści czymś Petera Vogla przekonali, bo dowiedzieliśmy się właśnie, iż z konta generała Gromosława Czempińskiego w – jakże by inaczej! – szwajcarskim banku wyparowało 2 mln dolarów. Skąd były szef UOP uzbierał tyle forsy i dlaczego chowa ten szmal w Szwajcarii, a nie w Polsce, której gospodarka i system bankowy jest przecież absolutnie bezpieczny? – oto pytania. Ale dlaczego Peter Vogel akurat teraz sobie o tym przypomniał? Ano być może dlatego, że i generał Czempiński całkiem niedawno przypomniał sobie, ile to bliskich spotkań trzeciego stopnia i rozmów operacyjnych musiał przeprowadzić, by doszło wreszcie do utworzenia Platformy Obywatelskiej. Wprawdzie pan Maciej Płażyński wszystkiemu zaprzecza, ale – po pierwsze – co on tam wie, a po drugie – właśnie takie dementi przydaje wspomnieniom gen. Czempińskiego wiarygodności. Wreszcie wspomnienia te generał snuł w kontekście inicjatywy, z jaką wystąpił szef SD Paweł Piskorski, by kandydatem na prezydenta został dr Andrzej Olechowski, w swoim czasie zwerbowany bodajże przez samego Gromosława Czempińskiego do sławnego „wywiadu gospodarczego”. No to jak wy tak, to my tak – co niewątpliwie należy uznać za kolejny etap kampanii prezydenckiej premiera Donalda Tuska. Teraz wszystko zależy od tego, czy prokuratura będzie słuchała swego zwierzchnika, m.in. Andrzeja Czumy, czy też wytrwa w lojalności wobec swoich prawdziwych przełożonych – podobnie jak i niezawisłe sądy.

Stanisław Michalkiewicz

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 21 sierpnia 2009, Nr 195 (3516) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20090821&id=main

Skip to content