Aktualizacja strony została wstrzymana

Będzie drogo! Polska zarzyna bezpieczeństwo energetyczne – Tomasz Cukiernik

Czy chcemy tego, czy nie, węgiel nadal jest w Polsce podstawowym źródłem energii. Z uwagi na łatwość w dostępie do złóż i niską cenę generacji energii elektrycznej istotną rolę w produkcji energii pełni węgiel brunatny.

Dostęp do taniej energii oznacza niskie rachunki za prąd zarówno dla gospodarstw domowych, jak i – przede wszystkim – dla firm. W tym drugim przypadku daje to dodatkowo przewagę konkurencyjną na rynkach międzynarodowych.

Branża węgla brunatnego nie jest likwidowana z powodów ekonomicznych, ponieważ państwo do niej nie dopłaca, a co więcej – energetyka oparta na węglu brunatnym wpłaca do budżetu państwa i do budżetów samorządowych olbrzymie kwoty z tytułu podatków. Branża znajduje się na etapie likwidacji wyłącznie z powodów polityczno-ideologicznych.

 

Węglowe bogactwo a ideologia dekarbonizacji

Na życzenie Unii Europejskiej polski rząd niszczy wielkie bogactwo po to, by utracić bezpieczeństwo oraz niezależność energetyczną. Nie zdając sobie nawet sprawy z prawdziwego stanu rzeczy, zmanipulowane społeczeństwo wyraża zgodę na tę destrukcję, ponieważ bombardowane jest coraz bardziej alarmistycznymi „faktami” mającymi potwierdzić tezę o antropogenicznym źródle zmian klimatycznych na Ziemi. Przykładem takiego właśnie „rządzenia strachem” jest choćby ostatni raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu ONZ, który ma zostać opublikowany w 2022 roku. W opracowaniu nazwanym „czerwonym alertem dla ludzkości” pisze się, że „jest niebezpiecznie blisko nieodwracalnych zmian klimatycznych”.

Przypomina to Egipt faraona. Kapłani, którzy potrafili przewidywać zaćmienie słońca, straszyli lud, że musi przebłagać bogów, bo inaczej czeka go katastrofa w postaci braku słońca. Lud w to wierzył i robił, co kazali kapłani, bo ich „prognozy” się sprawdzały. W naszym przypadku politycy skupili się na zmianach klimatycznych, które z powodów naturalnych mają miejsce od zawsze (podobnie jak ekstremalne zjawiska pogodowe), więc ich przewidywanie nie jest niczym trudnym – czy to globalne ocieplenie, czy oziębienie, to już sprawa wtórna. Wmówili natomiast ludziom, że winny jest człowiek i trzeba coś zrobić. Aby mieć wpływ na ludzi, straszy się klimatyczną apokalipsą.

Teoretycznie węgiel brunatny, którego geologiczne zasoby bilansowe przekraczają 23 mld ton, jeszcze przez setki lat mógłby zapewniać Polsce bezpieczeństwo energetyczne (realnie minimum przez 200 lat), ponieważ elektrownie napędzane tym paliwem generują stabilną, przewidywalną i tanią energię elektryczną. Niestety na tej drodze stoi unijna ideologia dekarbonizacji i mitycznej zeroemisyjności. Politycy bez zwracania uwagi na rachunek ekonomiczny eliminują węgiel z systemów elektroenergetycznych. UE wprowadziła absurdalny podatek od emisji CO2 (w ramach ETS, czyli unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji) i inne regulacje (np. tzw. konkluzje BAT czy dyrektywa IED), które sztucznie i w sposób radykalny podnoszą koszty wytwarzania energii elektrycznej z węgla albo nawet je uniemożliwiają.

 

Politycy zdecydowali

Na realizację tej skrajnie niekorzystnej dla Polski polityki wyrazili zgodę polscy politycy i już ją realizują. Ma kosztować gigantyczną kwotę 1,6 bln złotych, czyli niemal cztery roczne budżety Polski. Można tylko spekulować, że w tej sumie nie ujęto wszystkich kosztów i w trakcie realizacji dojdzie wiele dodatkowych. Mało osób zdaje sobie sprawę, że to największa rewolucja w polskiej gospodarce od 30 lat. I to bardzo dla nas szkodliwa i droga. Tymczasem cały ten wysiłek, w tym przede wszystkim Polski, to para w gwizdek, bo UE odpowiada za mniej niż 10 proc. światowej emisji CO2, Polska – za mniej niż 1 proc., a inne kraje (szczególnie Chiny i Indie, ale także Rosja, Japonia, Indonezja, Korea Południowa, Filipiny, Wietnam czy Turcja) intensywnie inwestują w nowe bloki energetyczne oparte na węglu.

Główny cel polityki surowcowej i energetycznej nie powinien sprowadzać się do realizacji szkodliwej dla Polski unijnej polityki energetyczno-klimatycznej, ale – jak piszą naukowcy z AGH – powinien polegać na zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego Polski na bazie krajowych kopalin, tym bardziej że „nasz kraj posiada wszystkie atuty dla kontynuacji i rozwoju górnictwa węglowego. Wspomniane zalety to między innymi: zasoby geologiczne, bogate doświadczenie kadry, zaplecze naukowe i projektowe oraz firmy produkujące maszyny i urządzenia na najwyższym światowym poziomie” (Zbigniew Kasztelewicz, dr hab. Miranda Ptak i dr inż. Mateusz Sikora, Węgiel brunatny optymalnym surowcem energetycznym dla Polski, „Zeszyty Naukowe” Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN 2018, nr 106).

Prof. Wojciech Naworyta, kierownik Pracowni Górnictwa Odkrywkowego AGH, uważa, że „produkcja energii w istniejących ośrodkach górniczo-energetycznych opartych na węglu brunatnym powinna być utrzymana do czasu wyeksploatowania udostępnionych złóż. Moim zdaniem przy obecnym potencjale wytwórczym nie stać nas na przyspieszenie procesu likwidacji kopalń i elektrowni opartych na węglu brunatnym. Czas pozostały do wyczerpania udostępnionych złóż węgla brunatnego (Bełchatów, Turów i Tomisławice) to zaledwie dwie dekady, a to w energetyce bardzo niewiele dla przeprowadzenia gruntownych zmian. Bez obecnie funkcjonujących elektrowni opartych na węglu brunatnym oraz bez konkretnych działań mających na celu zwiększenie dynamiki rozwoju alternatywnych źródeł energii, Polska już wkrótce stanie wobec dramatycznego problemu narastającego deficytu energii elektrycznej” (Wojciech Naworyta, Jak długo jeszcze?, „Energetyka Cieplna i Zawodowa” 2020, nr 6).

 

„Zeroemisyjności” nie da się zrealizować 

O tym, w jakie źródła energii można i warto inwestować, powinien decydować rynek, a nie eurokraci. Cała branża nie tylko postawiona jest na głowie, bo jest w większości państwowa, ale na dodatek tak niewolona regulacjami i interwencjonizmem państwowym, że istnieje niewielkie pole manewru. Już tu jest problem, a decydowanie na ponadnarodowym szczeblu w Brukseli o tym, w jakie źródła energii można inwestować, a w jakie nie, jest totalnym absurdem i zaprzeczeniem efektywnego gospodarowania. Powinno się to odbywać właśnie na poziomie lokalnym i z uwzględnieniem miejscowych specyfik, o czym eurokraci w ogóle nie myślą. Uważają natomiast, że oni ręcznie lepiej pokierują całą branżą na skalę kontynentu, co już jest całkowitą aberracją i odejściem od paradygmatu, że rynek działa lepiej niż interwencjonizm państwowy. W rzeczywistości serwowane przez Brukselę centralne planowanie także w energetyce nie jest dobrym rozwiązaniem.

Transformacja energetyczna powinna się odbywać wyłącznie na zasadzie rachunku ekonomicznego, bez przymusu politycznego czy to w postaci dotacji i zwolnień podatkowych dla odnawialnych źródeł energii, czy ingerencji państwa poprzez sztuczne stanowiony i szkodliwy mechanizm handlu uprawnieniami do emisji CO2, który napędza bogactwo spekulantom kosztem nie tylko opartej na paliwach kopalnych energetyki, ale całej gospodarki, bo przecież koszty są przerzucane na klientów i konsumentów energii.

Niestabilne OZE, uzależnione od warunków atmosferycznych, siłą rzeczy nigdy nie będą stanowiły podstawowego zabezpieczenia systemu energetycznego. Jak twierdzi prof. Naworyta, hasła „zeroemisyjności” w ogóle nie da się zrealizować. Uzasadnia to w następujący sposób:

– Do wytworzenia wiatraków czy paneli PV potrzebne są surowce, które nie tylko trzeba wydobyć, ale również przetransportować, zwykle z zamorskich krajów, bo w Europie tych surowców nie ma. Ślad węglowy instalacji PV albo elektrowni wiatrowej jest duży i wynika właśnie z tych czynności, które trzeba podjąć, aby wyprodukować, przetransportować i zbudować instalację PV albo farmę wiatraków. Na każdym etapie zużywa się energię i spala się ropę. Sporo się mówi o obniżeniu śladu węglowego produkcji cementu – produktu niezbędnego dla rozwoju naszej cywilizacji. Tymczasem na chwilę obecną nie ma technologii produkcji klinkieru bez użycia dużej ilości ciepła, a to uzyskuje się, spalając paliwa kopalne i odpady, np. stare opony. Również tzw. biopaliwa nie są w żadnym wypadku zeroemisyjne. Przecież zarówno rzepak, jak i zrębki drewniane trzeba albo uprawiać albo gdzieś pozyskać. Na każdym etapie uprawy, ścinania, transportu emituje się CO2 w procesie spalania paliw kopalnych. Zeroemisyjność to moim zdaniem wspaniałe, ale niestety utopijne hasło.

 

Unia i rząd szykują nam katastrofę

Nie zmienimy konsekwentnie realizowanej polityki UE. Bezpieczeństwo energetyczne Polski można budować wyłącznie WBREW unijnej polityce, bo ta oznacza w naszym przypadku import surowca (gaz, uran), import technologii (OZE, energetyka jądrowa, wodorowa), import samej energii lub wszystko naraz. Na dodatek na to ostatnie w dużej skali również nie ma technicznych możliwości (brak odpowiednich sieci przesyłowych). A przecież oparcie się na imporcie surowców energetycznych, technologii i samej energii jest zaprzeczeniem suwerenności i bezpieczeństwa energetycznego. Realizacja przez Polskę każdego scenariusza zgodnego z unijnymi planami poskutkuje utratą suwerenności i bezpieczeństwa energetycznego na rzecz całkowitego uzależnienia od importu. Rezygnacja z energetyki węglowej oznacza też likwidację całych dużych gałęzi gospodarki i utratę dziesiątków tysięcy miejsc pracy. Nie mówiąc o cenie – bez unijnych regulacji energia z węgla brunatnego jest najtańsza. Pozbawiając się jej, uderzamy w konkurencyjność polskiej gospodarki.

Efektem realizacji unijnej polityki energetyczno-klimatycznej przez Polskę będzie olbrzymi wzrost ceny energii elektrycznej i ciepła. Tak jak to już przerabialiśmy odnośnie paliw silnikowych, których cena w okolicach wejścia Polski do UE wzrosła z powodu implementacji unijnego minimum akcyzowego czy w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z kilkukrotnymi podwyżkami cen za odbiór odpadów, co wynikało z najgorszego modelu implementacji unijnych regulacji w tym zakresie. Ale nie wysokie ceny energii będą najgorsze, a jej braki. Ludzie będą marzli w swoich domach, bo nie będą działały kotły gazowe. Nie będzie nawet możliwości ładowania forsowanych przez Brukselę samochodów elektrycznych. Pierwsze blackouty przewiduje się w ciągu najbliższych pięciu lat. To doprowadzi do katastrofy całą gospodarkę. Dlatego jedynym ratunkiem już nie tylko dla polskiej energetyki, a właśnie całej gospodarki jest jednoznaczne i kategoryczne odrzucenie coraz bardziej zaostrzanej (fit for 55) unijnej polityki energetyczno-klimatycznej.

Tymczasem rządzący Polską pod dyktando Unii Europejskiej bezrefleksyjnie szykują nam totalną katastrofę gospodarczą, a w mediach o tym niemal cisza. Wbrew polskiej racji stanu, wbrew logice i na przekór polskim interesom gospodarczym władze potulnie realizują wytyczne płynące z Brukseli, które doprowadzą do największego zubożenia Polaków i największego zamykania firm od czasów tzw. transformacji ustrojowej. Zamiast rozmawiać ze społeczeństwem, czy nam się to czasami mniej opłaca niż „Polexit” i głębokiej analizy ekonomicznej, zanim zacznie się realizować ten szkodliwy plan, on już jest w trakcie realizacji bez zawracania sobie przez polityków głowy takimi szczegółami. Polska nie jest przygotowana na tak głęboką transformację energetyczną, jaką się wprowadza: nie ma na nią gigantycznych pieniędzy, nie ma surowców, nie ma nawet kadr ani technologii, by w tak krótkim czasie, jakiego żąda Bruksela, gładko zrealizować tę totalną rewolucję energetyczną, polegającą na całkowitym zlikwidowaniu energetyki i ciepłownictwa opartych na węglu kamiennym i brunatnym.

„Według definicji Światowej Agencji Energii, bezpieczeństwo energetyczne to ciągłe dostawy energii po akceptowalnych cenach. Takie zaś są w stanie zapewnić nam tylko trzy typy elektrowni: atomowe, gazowe lub węglowe. Atomowej nie mamy i nie wiadomo, czy zdecydujemy się na jej budowę. Nie mamy też gazowej, a zawirowania na rynku tego surowca stawiają jej budowę pod znakiem zapytania. Pozostają nam więc elektrownie węglowe, oparte o surowiec, którego mamy pod dostatkiem. Tylko one w polskich realiach są w stanie nam zagwarantować bezpieczeństwo” – konkludował w 2017 roku prof. Kasztelewicz. Dlatego jego zdaniem „górnictwo węglowe może i powinno być przez wiele dekad XXI wieku gwarantem energetycznym Polski. Z nośnika tego można dalej produkować najtańszą energię elektryczną, nie tylko teraz, ale także w przyszłości. Fakt niedocenienia roli tego surowca w rozwoju kraju jest zupełnie niezrozumiały. Nasilającym się w ostatnich latach zjawiskiem jest brak akceptacji społecznej dla inwestycji górniczych i energetycznych, a kopalń odkrywkowych w szczególności. Winę za to ponosi w znacznym stopniu „czarny PR”, związany z brakiem rzetelnej informacji na temat charakteru i oddziaływań tej metody eksploatacji na środowisko otaczające” (Zbigniew Kasztelewicz, Przyszłość czy przeszłość górnictwa węgla brunatnego w Polsce, Ogólnopolska Konferencja „Przyszłość polskiej elektroenergetyki opartej na węglu brunatnym”, Bełchatów 2017).

Tomasz Cukiernik

Za: Najwyższy Czas! (24 września 2021) | https://nczas.com/2021/09/24/bezpieczenstwo-energetyczne-z-wegla-brunatnego/

Skip to content