Aktualizacja strony została wstrzymana

Prawica w opałach – Adam Wielomski

Spotykam się ostatnio z zarzutami z różnych stron. Ze strony pisiaków, że jestem wrogiem PiS, który swoim krytycyzmem wobec rządu Kaczyńskiego toruje drogę LiDowi do władzy; ze strony zwolenników Ligi RP, że przeszedłem ostatnio na stronę PiS. Aby wyjaśnić moje stanowisko – w przededniu wyborów – napisałem ten tekst. Myślę, że Czytelnicy znajdą tu odpowiedź na wszystkie te i podobne pytania. Tekst ten wyraża mój kanoniczny pogląd na PiS i polską prawicę.


Wiele wskazuje, że w wyniku nadchodzących wyborów wzmocniony zostanie prymat PiS na polskiej scenie politycznej, a po prawej stronie w szczególności. Każe to zastanowić się nad przyszłością prawicy w Polsce.

Trudno antycypować w tej chwili konkretne wyniki poszczególnych komitetów. Nie wiemy czy Liga Prawicy Rzeczpospolitej wejdzie czy nie wejdzie do Sejmu, nie znamy także skali zwycięstwa PiS. Trudno jednak przewidywać inny scenariusz, jak tylko umocnienie się partii Kaczyńskich po prawej stronie sceny politycznej. Musiałaby wydarzyć się jakaś katastrofa, aby stało się inaczej. Także bez względu na to czy Liga PR wejdzie do Sejmu czy nie, nie zmieni to faktu, że odgrywać ona będzie w tej chwili pozycję drugoplanową.

Z punktu widzenia autentycznej prawicy jest gorzej niż źle. PiS prawicą nie był i póki co nie jest nią. Środowisko PC to nic innego jak jakiś neojakobinizm, czyli połączenie haseł lewicowych społecznie, laickich i patriotycznych. Trzeba uczciwie przyznać, że środowisko to w ostatnich kilku latach poważnie ewoluowało na prawo, stając się partią postrzeganą jako katolicka i tradycjonalistyczna. To ewolucja podobna do tej, jaką przeszli piłsudczycy od PPS po OZON. Zmiana ta – skoro już PiS musi odgrywać czołową rolę po prawej stronie sceny politycznej – musi cieszyć. Szczególnie zaś pozytywna jest ewolucja z partii agnostycznej po obronę katolicyzmu, co zostało wymuszone przez prozaiczne fakty: poszukiwanie szerszego elektoratu niż fanatycy antykomunizmu oraz sojusz ze środowiskiem Radia Maryja.

Mimo to środowisko Kaczyńskich w ciągu następnych lat nie stanie się partią prawicową. Wynika to przede wszystkim z poglądów jego nie kwestionowalnych liderów, czyli obydwu braci-bliźniaków. Życiorysy tych „inteligentów z Żoliborza”, zaangażowanie w KOR świadczą o intelektualnej genezie PiS. Lech Kaczyński z małżonką światopoglądowo wydają się raczej pasować do PD czy PO niż do katolickiej partii. Bardziej cyniczny Jarosław zdecydowanie lepiej udaje zaangażowanego katolika, podobnie jak neofita Ludwik Dorn, widywany w kaplicy sejmowej. To byli, są i będą ludzie lewicy, którzy przez przypadek polityczny trafili na prawą stronę sceny politycznej, wnosząc ze sobą lewicową wizję państwa etatystycznego, socjalnego i centralistycznego; a także przynosząc ze sobą romantyczny, sanacyjny i egzaltowany patriotyzm cechujący się przewagą uczuciowości nad rozumem; taki élan Henri’ego Bergsona, nijak mający się do realistycznej (tomistycznej) koncepcji natury ludzkiej partii katolickiej.

Ugrupowanie takie jak PiS sytuacyjnie może pełnić rolę prawicy i bronić cywilizacyjnego dziedzictwa przed laicko-homoseksualną lewicą, ale nie jest zdolne cofnąć procesów rewolucyjnych, gdyż wiele z nich w pełni podziela i akceptuje. Wszystko wskazuje zresztą na to, że Jarosław Kaczyński plan taki realizuje, o czym świadczy start z list PiS wielu działaczy katolickich z jednej, a budowa biurokratyczno-socjalnego państwa z drugiej strony. Z punktu widzenia religijnego i cywilizacyjnego będzie to partia obrony przed laickim, europejskim i „postępowym” PO-LiDem, ale sprzeciwiająca się temu, do czego dąży prawdziwa prawica, czyli przemiany społeczeństwa i państwa w duchu decentralizacji, zwiększenia wolności gospodarczych, zmniejszenia podatków. Zamiast tego PiS proponuje nam etatystyczny socjalizm pokropiony wodą święconą. To nie jest i nie będzie żadna prawica! Jakobinizm/antykomunizm polega na zwolnieniu z pracy urzędników o komunistycznym rodowodzie i obsadzeniu urzędów przez niepodległościowców („ludzi uczciwych”). Tymczasem zmiana autentycznie prawicowa tkwi w przebudowie państwa i jego samowycofaniu się z ingerencji we wszystkie formy życia społecznego. To różnica zasadnicza, a zarazem rzecz nie do zrozumienia dla kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości, które uważa, że socjalizm panujący w Polsce jest dobry, a tylko ludzie się nie sprawdzili. To stara śpiewka lewicy: jakobinizm był dobry, tylko Robespierre się nie sprawdził; socjalizm jest dobry, tylko „tamci kradną”; czy „socjalizm tak, wypaczenia nie”.

Nie należy mieć złudzeń. PiS powstrzymuje realizację kulturalno-cywilizacyjnego projektu lewicy polegającego na radykalnej „europeizacji” świadomości, czyli projektu emancypacji rozmaitych mniejszości kosztem kultury tradycyjnej. Ale trzeba mieć także i zrozumienie tego, że PiS jest partią wyłącznie defensywną; blokuje lewicę, ale nie cofa jej reform, nie przebudowuje państwa w duchu prawicowym. W sposób absolutnie doskonały pokazała to próba nowelizacji konstytucji w celu obrony dzieci poczętych. PiS to partia broniąca aktualnego status quo – aborcja nie, ale wyjątki tak. Na co dzień widzimy to obserwując jak rząd Jarosława Kaczyńskiego nie dokonuje absolutnie żadnych reform strukturalnych państwa socjalnego. Z punktu widzenia prawicowej zmiany systemowej mieliśmy 2 lata całkowitego marazmu, czyli – de facto – konserwowania struktur administracyjnych postkomunizmu.

Ta dwuznaczna pozycja PiS czyni sytuację wielce skomplikowaną z punktu widzenia postulatów prawicowych. Z jednej strony PiS, monopolizując praktycznie prawą stronę sceny politycznej, uniemożliwia rozwój prawicy autentycznej, która powinna powstać wokół postulatów cywilizacyjno-światopoglądowych LPR i programu ekonomicznego UPR. Aby prawica tego rodzaju mogła znaleźć sobie miejsce na scenie politycznej i znacząco wyjść ponad próg wyborczy, PiS musi przestać istnieć. Musi przegrać wybory, stracić znaczącą część elektoratu, który przejmie prawica autentyczna. Tego nie zrozumiał Marek Jurek, który wychodząc z PiS wierzył, że znajdzie dla siebie jakiś elektorat na prawo od tej partii. I przegrał, gdyż elektoratu tego nie znalazł.

Czy powinniśmy przeto kibicować Donaldowi Tuskowi? Spójrzmy na problem z drugiej strony: trudno sobie wyobrazić większą katastrofę niźli totalny rozkład PiS. Wyborcy tej partii, jeśli rozczarują się jej polityką, to poczują się zawiedzeni „prawicą” jako taką, gdyż naiwnie myślą, że partia Kaczyńskich jest partią prawicową. W takiej sytuacji autentyczna prawica nie przejmie wyborców osieroconych przez PiS, lecz mocą słynnego prawa wahadła zagłosują oni na lewicę. Dopiero zapomniawszy o porażce PiS, w kolejnych wyborach, ludzie ci zagłosują na autentyczną prawicę, która zajmie miejsce po partii Kaczyńskich.

I tu tkwi dramatyzm sytuacji. Aby prawą stronę sceny politycznej wyczyścić z jakobinizmu i stworzyć tu autentyczną prawicę, PiS musi zostać zdruzgotany. Ale to oznacza, że na cztery długie lata do władzy musi wrócić lewica. A będzie to lewica bez agnostycznych technokratów w rodzaju Millera czy Dyducha – systematycznie usuwanych z LiD – lecz lewica szykująca nam przyśpieszony proces ideologicznej „europeizacji”, co oznacza kapitulację wobec Brukseli, feminizmu i politycznego homoseksualizmu. Ten nowy nurt symbolizują Olejniczak, Senyszynowa, Biedroń. To nie są bezideowi technokraci, lecz ludzi mający na celu stworzenie w Polsce nowego typu człowieka w miejsce katolika i Polaka, a mianowicie laickiego Europejczyka na wzór Hiszpanii Zapatero. Leszek Miller i jego ekipa nie była rewolucyjna. Można tę ekipę raczej porównać do złodziejaszków czy młodocianego gangu z przedmieścia, który kradnie samochody, ale nie próbuje przekształcać świadomości i kultury ich właścicieli. Miller i Dyduch byli dla Polski wielce szkodliwi, ale nie byli niebezpieczni dla jej cywilizacyjnej tożsamości. Młode pokolenie SLD chce przebudować świadomość Polaków, przez rewolucyjne przekształcenie cywilizacyjne. Czyni to z tych ludzi wyjątkowo niebezpieczną partię.

Cztery lata rządów odnowionego SLD może spowodować tak wielkie zmiany cywilizacyjne, że zwycięstwo prawicy może już nie być możliwe. Co z tego, że autentyczna prawica zastąpi PiS, skoro jej elektorat będzie za mały, aby móc rządzić Polską? Skoro dostanie maksymalnie 15% głosów? Wtedy okazać się może, że dominujące miejsce na prawej stronie sceny politycznej – które dziś okupuje PiS – zajmie nie autentyczna prawica, ale Platforma Obywatelska; Radio Maryja zastąpi jakieś modernistyczne radyjko pod auspicjami kard. Dziwisza i abpa Gocławskiego. Owszem, na gruzach PiS powstanie partia autentycznej prawicy, ale jej wynik w granicach 10 czy 15% nie pozwoli jej dojść do władzy, czyli kształtować Polskę.

Nie ukrywam, że to czego się boję to przypadek Frontu Narodowego Le Pena. We Francji nie ma partii w rodzaju PiS. Nicolas Sarkozy i tzw. centroprawica to lewe skrzydło naszej rodzimej PO. Wprawdzie Le Pen stworzył autentyczną prawicę, ale nie może przekroczyć 15% poparcia wyborczego i nigdy nie dojdzie do władzy, gdyż nie ma partii centroprawicowej z którą mógłby wejść w sojusz. W Polsce dojdzie do podobnej sytuacji, jeśli PiS poniesie klęskę i w centrum sceny politycznej rozpanoszy się Donald Tusk z kolegami. W tej sytuacji wybory będą ogniskować się miedzy PO (prawica) i LiDem (lewica). Czyli wybór pomiędzy dżumą a cholerą…

Reasumując nasze rozważania, trudno nie dojść do wniosku, że perspektywy prawicy w naszym kraju nie są dobre. Aby prawica mogła istnieć, PiS musi przegrać; ale gdy przegra PiS, to prawica może już nigdy nie dojść do władzy. Z punktu widzenia interesów prawicy sytuacja wygląda następująco: partyjny interes prawicy wymaga unicestwienia PiS; interes cywilizacyjny Polski nakazuje nam zadrżeć przed lewicą, która zajmie miejsce Kaczyńskich przy rządowych sterach.

Jedyna moja nadzieja jest taka, że gdzieś pomyliłem się w moich rachubach…

Adam Wielomski

Tekst pierwotnie ukazał się na www.prawy.pl

Za: konserwatyzm.pl

 

ZOB. RÓWNIEŻ:

 

Skip to content