Aktualizacja strony została wstrzymana

Odbudowujemy państwo totalitarne – Stanisław Michalkiewicz

Świadectwa z epoki dostarczają opisów wyboru atamana koszowego na Siczy Zaporoskiej. Przypominały one trochę wybory sołtysa w zaborze rosyjskim. Jak wspomina Adam Grzymała-Siedlecki, godność sołtysa dostarczała takiej osobie wiele udręki i zdarzało się, że podczas kłótni między sąsiadami, jeden drugiemu się odgrażał: “poczkoj hyclu, bendom wybory, to cie wybierzemy!” Nie inaczej bywało między Kozakami na Siczy Zaporoskiej. Kandydaci jeden przez drugiego wymigiwali się od tej godności rękami i nogami, ale kiedy zabawa w demokrację przeciągała się nadmiernie, suwerenowie dawali wyraz swemu zniecierpliwieniu: “Przyjmuj zaszczyt psi synu, a nie – to w gardło wepchniemy!” Po takiej zachęcie demokracja zwykle zwyciężała – aż do następnych wyborów.

Przypominam o tym również dlatego, by pokazać, że dobrodziejstwa, jakie niesie za sobą demokracja, nie zawsze są doceniane. Podobnie niedoceniane bywają dobrodziejstwa, jakie masom pracującym niesie socjalizm. Na przykład, żeby przychylić nieba chłopom, w Związku Sowieckim trzeba było “rozkułaczyć” miliony, z czego aż 11 milionów przypłaciło to życiem. Aleksander Sołżenicyn wspomina, że pewnego razu cały transport “rozkułaczonych” chłopów został przewieziony statkami na bezludną Wyspę Zajęczą na Oceanie Lodowatym i tam pozostawiony własnemu losowi. Kiedy po roku wyspę odwiedziła inspekcja NKWD, nie została tam nikogo żywego, a tylko starannie ogryzione przez morskie ptactwo kości. Inni z kolei trafiali na Nową Ziemię. Co tam się budowało – dotychczas dokładnie nie wiadomo – chociaż pewne światło rzuca na tę sprawę przeprowadzona w październiku 1961 roku eksplozja nad Nową Ziemią słynnej “car-bomby” wodorowej o mocy 58 megaton. Chodziło, ma się rozumieć, o walkę o pokój, ale pamiętam, że obserwowane nawet z Lubelszczyzny północne niebo, przez kilka nocy świeciło na wiśniowo. Tak, czy owak, z wywiezionych na Nową Ziemię więźniów nie wrócił nigdy nikt. A przecież i rozkułaczanie i walka o pokój były prowadzone dla dobra “ludzi sowieckich”. Akurat czytam książkę Władimira Bukowskiego, którego miałem zaszczyt poznać osobiście i nawet – pochlebiam sobie – się z nim zaprzyjaźnić, pod tytułem: “I powraca wiatr”. Opisuje on tam, jakie wrażenie na bezpieczniakach zrobiła jego deklaracja, że żadnym “człowiekiem sowieckim” nie jest, a tylko – obywatelem ZSRR. Najzwyczajniej nie mogło pomieścić im się w głowach, że człowiek jest zdolny do takiego zuchwalstwa i takiej czarnej niewdzięczności. Warto przy tej okazji przypomnieć, czym różni się “człowiek sowiecki” od człowieka normalnego. Otóż człowiek normalny – o czym poucza nas katechizm Kościoła katolickiego – ma pewną konstytutywną właściwość w postaci wolnej woli, to znaczy – zdolności do świadomego wybierania. Tymczasem “człowiek sowiecki” właśnie tej zdolności się wyrzekł na rzecz Partii. W związku z tym “człowiek sowiecki” nie może żyć w normalnym świecie, bo tu trzeba codziennie dokonywać samodzielnych wyborów – a on tej umiejętności właśnie się wyrzekł, Dlatego człowiekom sowieckim trzeba stworzyć sztuczne środowisko, w którym mogliby oni żyć. Tym środowiskiem jest państwo totalitarne, które charakteryzuje się m.in. tym, że nie uznaje, ani nie toleruje żadnej władzy poza własną. A więc np. władzy rodzicielskiej, która właśnie na naszych oczach i za naszym przyzwoleniem jest likwidowana i został z niej tylko obowiązek alimentacyjny, czy też władzy religijnej – o czym możemy przekonać się naocznie kiedy to budowniczowie państwa totalitarnego w osobach rozwydrzonych zboczeńców i rozwydrzonych kobiet, ostrze swojej nienawiści kierują właśnie przeciwko Kościołowi katolickiemu. I jedni i drugie stanowią bowiem proletariat zastępczy komunistycznej rewolucji, w awangardzie której tradycyjnie pozostaje żydokomuna. To właśnie jej zawdzięczamy zorganizowanie pandemii, to znaczy – jak to na etapie gołębim mawiał obecny epidemiczny jastrząb, czyli pan prof. Krzysztof Simon – “medialnej histerii”, dzięki której – jak w niepojętym przypływie szczerości zdradził stary żydowski finansowy grandziarz Jerzy Soros – trafiła się “rewolucyjna szansa” przeforsowania przedsięwzięć, które w normalnych warunkach byłyby albo w ogóle nilemożliwe, albo bardzo trudne. Postawienie na instynkt samozachowawczy okazało się strzałem w dziesiątkę, bo właśnie dzięki temu z miliardów ludzi można – jak pisze Kazimiera Iłłakowiczówna – “wszyzstko zrobić i w każdą formę ulepić”. W każdą – a więc również – w formę “człowieka sowieckiego”, w którym organizatorzy komunistycznych rewolucji szczególnie sobie upodobali.

Zaczęło się od nakręcania “medialnej histerii”, która okazała się jeszcze bardziej zaraźliwa i szkodliwa, niż zbrodniczy koronawirus, bo ten atakuje tylko ciało, podczas gdy “medialna histeria” – i ciało i duszę. Na tak przygotowanym gruncie można było przejść do zorganizowanego na skalę głobalną medycznego eksperymentu, którego ostatecznego celu nie znamy, ale są podstawy do obaw, że na pewno nie będzie to nic dobrego. O tym jednak nikt, albo prawie nikt głośno nie mówi, natomiast organizatorzy “medialnej histerii” no i oczywiście – demokratyczne rządy – przyjęły metodę, którą Adam Mickiewicz opisuje w balladzie “Świtezianka”: “słowicze dźwięki w mężczyzny głosie, a w sercu – lisie zamiary”.

Jak bowiem pamiętamy, partia, rząd i niezależne media głównego nurtu solennie się zaklinały, że masowe “wyszczepianie” użytkowej trzody, hodowanej dla własnych potrzeb przez okupującą nasz mniej wartościowy naroód tubylczy biurokratyczną szajkę – więc że to “wyszczepianie” będzie absssolutnie dobrowolne. Tak zresztą stanowi konstytucja, z która podobno sypia Kukuniek – że “nikt” nie może być zmuszony do uczestnictwa w eksperymencie medycznym. Na nic zdały się ostrzeżennia, podnoszone również przez niżej podpisanego – że to będzie znana z czasów pierwszej komuny “dobrowolność przymusowa”. Wprawdzie trafiają się podejrzliwcy, wśród których trafiają się również lekarze – ale właśnie dlatego organizatorzy i administratorzy epidemii doszli do wniosku, że z etapu umizgów trzeba przejść do etapu surowości. Oto Parlament Europejski zatwierdził projekt “paszportu szczepionkowego”, którty już od czerwca ma być wprowadzany w poszczególnych bantustanach członkowskich. Bez takiego “paszportu” obywatel nie będzie mógł ani podróżować, ani się rozrywać, ani też – chociaż do przyjdzie dopiero na końcu – niczego kupić. Ale nie ma tak dobrze, by nie mogło być jeszcze lepiej – więc w rządzie “dobrej zmiany”, która zaczyna wchodzić w coraz bardziej egzotyczne sojusze – “rozważa się” możliwość karania tych, którzy będą odmawiać “wyszczepiania” się grzywnami w wysokości 10 tys złotych, aż do wyczerpania limitu 50 tysięcy złotych. Prawo Murphy`ego głosi, że jak coś złego może się stać, to na pewno się stanie tym bardziej, że rząd musi na gwałt poszukać 20 miliardów, które miał zdobyć dzięki “opłacie przekształceniowej” OFE na IKE Ponieważ ustawa ta, zamiast wejść w życie 1 czerwca, musiała natychmiast zejść z porządku obrad Sejmu, to teraz trzeba poszukać alternatywnych źródeł dochodów. Na te działania nakładają się inicjatywy stachanowców. Oto prezydent Wałbrzycha, pan Roman Szełemej, przeforsował uchwałę o wprowadzeniu w tym mieście obowiązku szczepień. Wystąpił też do rządu, by porzucił pozory, uznał COVID 19 za chorobę zakaźną objętą obowiązkiem szczepień i wprowadził ten przymus na terenie całego naszego bantustanu. Jak widzimy, socjalistyczne państwo długo bawić się w konstytucje i w ogóle – ceregielić się z obywatelami nie może, bo przecież chodzi tu o wprowadzanie socjalistycznych przemian, które ludowi pracującemu przychylają nieba, więc państwo je im przychyli, nawet wbrew ich woli. Skoro tedy już wkroczyliśmy na drogę budowy państwa totalitarnego, to czyż mogą nas zaskakiwać, czy dziwić coraz bardziej egzotyczne sojusze w które wchodzi Naczelnik Państwa?

Stanisław Michalkiewicz

Za: magnapolonia.org (30 kwietnia 2021)

Skip to content