Zaraz po Bożym Narodzeniu rozpoczyna się adwent szczepionkowy, który zostanie przyciągnięty przez Naszych Dobroczyńców albo do 17 stycznia, albo do Wielkiego Postu, albo nawet – do Wielkanocy – ile tam będzie trzeba, bo wyszczepienie całego kraju jest ważne co najmniej tak samo, jak elektryfikacja za Lenina – bo jedno i drugie jest – jak się wydaje – warunkiem sine qua non zwycięstwa socjalizmu i to nie w jednym kraju, tylko na całym świecie. Taką właśnie świetlaną przyszłość zaprojektował całemu światy stary finansowy grandziarz z kolegami – a wszyscy Nasi Umiłowani Przywódcy padli przed tym worami złota na kolana i w podskokach odgadują ich najskrytsze marzenia. A tak się składa, że te najskrytsze marzenia idealnie pokrywają się z celami rewolucji komunistycznej, to znaczy – przejęcia przez biurokracje dyktatorskiej władzy nad okupowanymi narodami, wprowadzenia ręcznego sterowania gospodarkami, które staną się państwowe, albo państwowo – korporacyjne i w ten sposób zostanie zlikwidowana klasa średnia, a wszyscy – oczywiście z wyjątkiem starszych i mądrzejszych – zostaną sprowadzeni do pozycji najemnego proletariatu. Wreszcie – postępuje proces wypierania chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej Zachodu – czemu towarzyszą coraz bardziej natarczywe żądania wiadomej diaspory, by każde państwo przeznaczyło na walkę z antysemityzmem 0,02 procent swojego produktu krajowego brutto, a „organizacje pozarządowe” – nawet 1 procent. Jak widzimy, świetlana przyszłość rysuje się przed nami już nawet w drobnych szczegółach, ale żeby wspiąć się na te przepastne wyżyny, trzeba było postawić na instynkt samozachowawczy, co wymaga nakręcania spirali paniki i podtrzymywania stanu zagrożenia. I to się właśnie dzieje, bo – jak przenikliwie zauważył wspomniany grandziarz – inaczej albo w ogóle nie można byłoby wcielić w życie tych wszystkich gigantycznych wizji tytanów myśli, albo tylko z najwyższym trudem. Oczywiście nic nie jest za darmo, toteż trzeba było materialnie zainteresować wytwórców szczepionek, od których kupują je rządy, a z okruszków ze stołu pańskiego korzysta Światowa Organizacja Zdrowia, która dzięki temu gotowa jest żyrować wszystko, co tylko będzie miała podsunięte. Wszystko tedy – jak mawiają gitowcy – „gra i koliduje” – i tylko wrogie postępowi wstecznictwo sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów. Ponieważ Czytelnicy wielokrotnie zwracali mi uwagę, że w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów wkłada się kije, podczas gdy piasek należy sypać w tryby, to wyjaśniam, że to jest taka ironia, a poza tym dzisiejszych parowozów dziejowych nie można zatrzymać kijami, tylko piaskiem. Weźmy dla przykładu takie Królestwo Niderlandów. Nie ustaje ono w wysiłkach zaprowadzenia w naszym nieszczęśliwym kraju praworządności, do której tak się stęsknili niezawiśli sędziowie, że tylko patrzeć, jak się sami zdołują i to grubo poniżej poziomu depresji. W tej sytuacji nie ma innej rady, jak podsypać tam piasku przynajmniej na 200 metrów grubości i zaraz wszystko wróci do stanu normalnego. Jak kiedyś mawiano, piasek wyciąga wszystkie choroby, a my dodajmy, że i wszystkie tak zwane „europejskie wartości” też.
Ale to – jak się domyślamy – jest dopiero pieśnią przyszłości, a na razie trzeba rozprawić się ze wspomnianym wstecznictwem („By można było Ludzkość zbawić, trzeba się najpierw z nią rozprawić, bo tylko z morza krwi i męczarń narodzi się przecudna tęcza” – poucza poeta), które nie tylko nie daje ponieść się nakazanemu entuzjazmowi, natomiast podnosi wobec zbawiennych szczepionek wzruszające wątpliwości i to w fazie, kiedy zostały one nie tylko zakupione, ale i zapłacone. To jest sytuacja podobna, jak w przypadku śmigłowców „Caracal”, z tą różnicą, że złowrogi Antoni Macierewicz tamten kontrakt anulował, w związku z czym mnóstwo ludzi budziło się w nocy zlanych zimnym potem i już nie mogło zasnąć aż do rana, bezskutecznie szukając odpowiedzi na pytanie – skąd wziąć szmalec, żeby oddać to, co się pod stołem wzięło. Toteż nic dziwnego, ze po takich doświadczeniach musiała zapaść decyzja ponad podziałami, że tego rodzaju sytuacja powtórzyć się drugi raz nie może. W tym celu zmobilizowane zostały wszelkie rezerwy, również na tych odcinkach frontu, które wcześniej były zaniedbywane, mianowicie na froncie naukowym i celebryckim. Dzięki temu wojna o szczęście ludów prowadzona może być na wszystkich frontach, a w tej sytuacji wstecznictwo wprost nie wie, w co włożyć ręce i miota się bezradnie – jak to wstecznictwo.
Ale wojna – jak to wojna. Pociąga za sobą ofiary, toteż bez zdziwienia przeczytałem lamenty pana profesora Krzysztofa Simona, jak to znani i nieznani sprawcy grożą mu śmiercią, zastraszają mu rodzinę i nazywają doktorem Mengele. To oczywiście karygodne, ale z drugiej strony każda wojna wymaga poświęceń, więc nic by się nie stało, gdyby pan profesor lamentował trochę ciszej, zwłaszcza, że pojawiły się fałszywe pogłoski – jako że wszystkie pogłoski muszą być fałszywe ex definitione – jakoby pan profesor korzystał z tak zwanych „grantów” sponsorowanych przez firmę „Pfizer”, od której nasz nieszczęśliwy kraj kupił zbawienne szczepionki. Jak wiadomo, nie może w tym być ani słowa prawdy, ale nawet gdyby było, to przecież nic złego. Znaczyłoby to bowiem, że panu profesorowi Simonowi nie jest obca cnota wdzięczności, co zasługuje na pochwałę, jako rzadkość wielka i obrosła mitem.
Toteż ze zrozumieniem odnotowujemy jego apel, by Nasi Umiłowani Przywódcy jak jeden mąż zaszczepiliby się publicznie, gwoli dobrego przykładu. To oczywiście świetny pomysł, ale ma też plusy ujemne, bo gdyby na przykład zaszczepił się Naczelnik Państwa, to ze strony autorytetów moralnych i środowisk oświeconych popłynąłby rwący potok życzeń, aby z tego powodu przeniósł się do wieczności – podobnie jak w sytuacji, gdyby zaszczepił się Wielce Czcigodny poseł Pupka – tyle, że wtedy tego samego życzyliby mu wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego. To mogłoby podważyć wiarę w zbawienny charakter szczepionek i dlatego w świątecznym czynie społecznym podsuwam pomysł racjonalizatorski, że skoro już na swoim odcinku zmobilizowani zostali celebryci, to żeby oni też publicznie szczepili się przed kamerami telewizyjnymi – ale nie w ramię, tylko – zwłaszcza celebrytki – w obydwa pośladki. Jestem pewien, że taki przykład, już bez ryzyka politycznego zacietrzewienia, podziałałby przekonująco zwłaszcza na obywateli młodych, a poza tym poprawiłby oglądalność telewizji dostarczając rozrywki na poziomie kultury wysokiej, co jest szczególnie potrzebne w czasach, gdy teatry są pozamykane i nie można tam wystawiać awangardowych przedstawień, podobnie jak kina, gdzie nie można puszczać filmów z tak zwanymi „momentami”. Z jednym tylko pomysłem pana profesora nie mogę się zgodzić, kiedy domaga się on pozamykania kościołów. Owszem, z chrześcijańskim zabobonem trzeba walczyć; to jest poza dyskusją i taki na przykład przewielebny ojciec Kramer nie pozwoli się wyprzedzić nikomu – ale nie można wściekłym kobietom ograniczać miejsc, w których mogłyby protestować. Gdyby kościoły były pozamykane, to gdzie by poszła protestować moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus? Przecież nie do synagogi, bo dopiero by jej pokazano ruski miesiąc, więc nie należy wylewać dziecka z kąpielą tym bardziej, że moja Wielce Czcigodna faworyta twierdzi, że jako katoliczka, ma prawo protestować właśnie w kościele.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 2 stycznia 2021