Surowe kary w związku z faktycznie nielegalnym nakazem zakrywania twarzy. „Legalne” budowy z pominięciem zwykłych przepisów. Próby wprowadzenia bezkarności za bezprawne działania na polu walki z pandemią. Takie niespodzianki zafundowali nam rządzący w związku z COVID-19.
– Będziemy bardzo rygorystycznie jako funkcjonariusze polskiej policji podchodzić do obowiązku zasłaniania ust i nosa. Wydałem komendantom wojewódzkim policji rekomendację, by karać, a nie tylko pouczać osoby niestosujące się do tego obowiązku – powiedział kilka dni temu generalny inspektor Jarosław Szymczyk, Komendant Główny Policji. Jeśli korzystamy ze środków masowego przekazu, podobne komunikaty słyszymy notorycznie, na przemian z dramatycznymi w swej wymowie statystykami zachorowań i zgonów przypisywanych koronawirusowi.
Jeszcze niedawno obostrzenia miały być nakładane lokalnie, dziś już cała Polska objęta jest żółtą bądź czerwoną strefą. Nawiasem mówiąc, stan ten obowiązuje dokładnie od dnia, na który organizatorzy protestów przeciwko reżimowi sanitarnemu zaplanowali demonstracje w kilkudziesięciu miastach kraju.
Nakaz oznacza przede wszystkim zmuszanie Polaków do zakrywania twarzy na otwartej przestrzeni. W miejscach publicznych nie można nawet – teoretycznie – jeść, pić ani zapalić papierosa. Policyjny mandat za brak maski wynosi 500 złotych, kara administracyjna nakładana przez Sanepid – od 5 do 50 tysięcy złotych.
Zostawmy na boku kwestię sensowności takich przepisów. Są one jednak tyleż surowe, co… groteskowe. Władze państwowe straszą Polaków papierowym tygrysem, gdyż restrykcje nie mają oparcia w obowiązującym prawie.
Ustawa o zwalczaniu chorób zakaźnych definiuje, że urzędnicy mogą zobowiązać do stosowania środków profilaktycznych – takich jak maski, przyłbice czy kwarantanna – wyłącznie osoby chore bądź podejrzane o chorobę. Czytaj: wykazujące objawy kliniczne. O ile więc nie został wprowadzony stan wyjątkowy, nadużyciem prawa jest zmuszanie wszystkich do zasłaniania twarzy poprzez wydanie rządowego rozporządzenia, czyli aktu niższego rzędu względem ustawy.
Trudno się zatem dziwić, że sądy hurtowo umarzają sprawy wniesione przez policję przeciwko osobom uchylającym się od przyjęcia mandatów. Władze osiągnęły swój cel w tym względzie, że jednak ogromna większość naszych rodaków nie chce wikłać się w dodatkowe problemy i kary przyjmuje. Ze strachu bądź niewiedzy, ale czy o to chodzi w stanowieniu przepisów? Czy wydawanie takich legislacyjnych „gniotów” wzmocni szacunek Polaków do prawa i jego autorów?
W połowie października rząd postanowił w końcu zalegalizować stosowaną dotychczas praktykę. Możemy się więc spodziewać szybkiego przepchnięcia kolejnej nowelizacji albo ustawy. Tymczasem opozycja wylicza: „(…) Już 2,5 mln Polaków poddano tzw. kwarantannie, czyli bezprawnie pozbawiono wolności (189-191 kk)” – jak napisał na Twitterze poseł Grzegorz Braun.
Samowola na budowie
Na początku marca uchwalona została w związku z pandemią COVID-19 ustawa wprowadzająca specjalne przepisy, które odnoszą się między innymi do inwestycji budowlanych. Do 5 września można było na tej podstawie podejmować takie przedsięwzięcia z pomięciem zwyczajnych regulacji, o ile miało to służyć walce z koronawirusem. Powiaty straciły faktycznie możliwość nadzoru. W całym kraju zaczęły powstawać budowle, które w normalnych warunkach nie miałyby racji bytu.
Dziewięciopiętrowy blok tam gdzie można wznosić co najwyżej domy wysokie na 4 kondygnacje? Osiedle kilkudziesięciu domków na obszarze chronionym? Proszę bardzo, to ze względu na koronawirusa!
I tak inwestor osiedla stawianego w otulinie podwarszawskiego rezerwatu przekonywał, że domy powstają z myślą o ludziach przebywających na kwarantannie oraz innych poszkodowanych przez pandemię. Z kolei deweloper, który chciał postawić w Wieliszewie bloki na 150 mieszkań, nawet nie silił się na uzasadnienie, w jaki sposób jego budowa ma pomóc walce z koronawirusem. W wymienionych przypadkach, dzięki interwencji władz lokalnych, do realizacji przedsięwzięć nie dojdzie, ale problem naciągania prawa dotyczy całego kraju.
Pomimo, że specustawa obowiązywała zaledwie 180 dni, już po upływie tego okresu Związek Powiatów Polskich otrzymuje informacje o kolejnych inwestycjach podejmowanych z powołaniem się na nią. To efekt umieszczenia w ustawie nieprecyzyjnego, dowolnie interpretowanego zapisu określającego konieczność „niezwłocznego” poinformowania o rozpoczęciu robót bądź zmianie przeznaczenia wznoszonych uprzednio budynków. Rząd chciał odbiurokratyzować procedury, by skutecznie walczyć z zarazą. Wygląda jednak na to, że mocno przesadził. Teraz ministerstwo rozwoju obiecuje, że wspólnie z samorządami będzie lustrować podejrzane place budowy.
Z kolei Związek Miast Polskich i Związek Powiatów Polskich mają zadbać o to, by do samorządów dotarły informacje dotyczące właściwej interpretacji ustawy. Zgodnie z nią, inwestycje wyjęte z normalnego rygoru prawa budowlanego powinny być zakończone (a nie rozpoczęte) do 5 września.
Immunitet w imię pandemii
Spore zamieszanie poczyniły też próby wprowadzenia do „ustawy covidowej” zapisu okrzykniętego szybko przez opozycję mianem „Bezkarność+”. Chodzi o dodanie podpunktu brzmiącego: „Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione”.
– To co proponuje PiS to podniesienie pandemii do rangi kluczowego wydarzenia w porządku prawnym Rzeczypospolitej, który może uchylać wszelkie inne prawa. To ośmieszanie całej konstrukcji prawnej, jawna niesprawiedliwość – mówił Krzysztof Bosak z Konfederacji, która jako pierwsza nagłaśniała tę uzurpację.
– Chodzi o to, żeby urzędnik, jakikolwiek urzędnik, który będzie musiał podjąć decyzję, która może ratować życie i zdrowie ludzkie, nie miał zawahania, nie miał z tyłu głowy tego wyjącego alarmu, że działanie potrzebne jest na jutro, a procedury wymagają od niego dwóch tygodni. Żeby nie miał tego rozdarcia, które może kosztować ludzkie życie – przekonywał z kolei Radosław Fogiel, zastępca rzecznika PiS.
Niezależnie od intencji pomysłodawców, brzmienie zapisu uprawniało do interpretowania go w taki sposób by droga do nadużyć pozostawała otwarta. W końcu pod presją opozycji poprawka „bezkarnościowa” została zdjęta z porządku głosowań, jednak może szybko powrócić podczas któregoś z kolejnych posiedzeń Sejmu.
Nie tędy droga
W jaki sposób opisywane tu manewry postrzegają prawnicy? Łukasz Bernaciński, analityk Centrum Analiz Legislacyjnych instytutu Ordo Iuris ocenia, że szereg działań władzy ustawodawczej w okresie pandemii jawi się jako działania doraźne, nieprzemyślane i niespójne. Wskazuje przy tym, że jeśli zmiany w prawie procedowane są w ekspresowym tempie, nie ma możliwości dopracowania przepisów oraz głębszego przeanalizowania ich skutków.
Tak jest w przypadku marcowej ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Pozwala ona na pomijanie obowiązujących przepisów prawa budowlanego, ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym czy ustawy o ochronie zabytków i opiece nad nimi, o ile projektowanie, budowę, przebudowę, remont, utrzymanie i rozbiórkę obiektów budowlanych, w tym zmiany sposobu użytkowania, dokonuje się w związku z przeciwdziałaniem epidemii. W efekcie deweloperzy podejmowali próby budowy całych osiedli mieszkaniowych na terenach, na których normalnie pozwolenie na budowę nie zostałoby wydane.
– Ustawodawca próbował przeforsować zmiany w prawie, mające zdjąć odpowiedzialność z urzędników, którzy popełnili błędy zwalczając COVID-19. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy próbuje się wprowadzić przepis o podobnej konstrukcji w stosunku do jakiejś grupy zawodowej i za każdym razem próby te wywołują mniejszą bądź większą krytykę – wskazuje Łukasz Bernaciński.
Prawnik przyznaje, że wadliwie ustanowiony został również nakaz zasłaniania ust i nosa. Zamiast skorzystać z możliwości nowelizacji obowiązującej ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych, przepis ten wprowadzono w rozporządzeniu, a więc akcie niższego rzędu, który dodatkowo wykracza swym zakresem treściowym poza upoważnienie ustawowe. W związku z tym sankcje za niezastosowanie się do nakazu są nakładane wadliwie.
– Trzeba także podkreślić, że straszenie obywateli sankcjami, szczególnie jeśli nie mają adekwatnej podstawy prawnej, to rażące naruszenie zasady dobrej administracji, która powinna służyć jednostce. Takie działania mogą także być rozpatrywane jako naruszenie zasady ustrojowej wyprowadzanej z art. 2 Konstytucji RP, tj. ochrony zaufania jednostek do państwa i stanowionego przez nie prawa – podkreśla Łukasz Bernaciński.
– Przeciwdziałanie skutkom COVID-19 wymagało i nadal wymaga sprawnego podejmowania decyzji oraz szybkiego tempa wprowadzania rozwiązań prawnych. Sytuacja ta nie stanowi jednak usprawiedliwienia dla tworzenia złego prawa, a brak nowelizacji wadliwych przepisów najszybciej jak to możliwe w istotny sposób podważa zaufanie obywateli do decyzji władz, rodząc szereg trwałych, negatywnych skutków – także w obszarze bezpośredniego przeciwdziałania COVID-19 – podsumowuje analityk instytutu Ordo Iuris.
Roman Motoła
[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]
Przede wszystkim należy zacząć od podstawy, na której zbudowano cały ten cyrk. Gdzie są badania, na których oparto decyzję o odebraniu ludziom pracy i wolności? Dlaczego nikt nie zdementował fałszywych informacji o trupach na włoskich ulicach, o przepełnionych szpitalach w UK? Dlaczego winnych paniki nie pociągnięto do odpowiedzialności? Dlaczego ignoruje się badania wykazujące bezsens masek, przyłbic, kapturów i innych wynalazków? Dlaczego urzędy nakłaniają ludzi do poświadczania nieprawdy w aktach zgonu? Pan wpisze Covid, będzie odszkodowanie. Wreszcie – co to za epidemia, która zbiera śmiertelne żniwo jedynie w TV, gdy w realu ilość pogrzebów spadła o połowę?
Dante