Aktualizacja strony została wstrzymana

Prof. Piotr Kuna: Samotność i brak czułości niszczą naszą odporność przeciwwirusową

Spokojne rady doświadczonego lekarza nt. chorób, w tym wirusowych. I o panice.

Dla nas, lekarzy, najważniejszą rzeczą dzisiaj – oprócz oczywiście unikania zakażenia na COVID-19 i to podkreślam, trzeba go unikać za wszelką cenę – jest leczenie chorób przewlekłych. Nie możemy zaniedbywać naszych pacjentów, należy dobrze leczyć nadciśnienie, choroby płuc, cukrzyce itd. I bardzo pilnować pacjentów, żeby nie przestali brać leków, żeby nie popadli w lęki i obsesje – mówi prof. Piotr Kuna, pulmonolog, alergolog

========================================

Na sto sekcji zwłok chorych, którzy zmarli na COVID-19, ani jedna osoba nie zmarła w wyniku infekcji

========================================

Panie profesorze, co właściwie COVID-19 robi z naszymi płucami?

Wirus SARS-COV2 wywołuje u niektórych pacjentów zapalenie płuc o charakterze wirusowym. Podobne zapalenie płuc mogą wywoływać inne wirusy, takie jak wirus grypy, czy tak zwany wirus RSV. Nie jest to coś wyjątkowego dla medycyny, mamy z takimi rzeczami do czynienia od dawna, tyle, że ten wirus jest nowy, wcześniej nie był zidentyfikowany, ale zmiany, jakie wywołuje nie są, z punktu widzenia medycznego, czymś nowym. Powiem wprost: w podręczniku chorób zakaźnych, który mam z lat 70., czyli z czasów, kiedy byłem studentem medycyny – 50 lat temu, opisywano dokładnie tę samą chorobę i te same koronawirusy. Nic się przez 50 lat w tej kwestii nie zmieniło. Tylko, kto pamięta, co było w podręcznikach sprzed 50 lat?

Ale w poniedziałek zmarło 58 osób, które miały COVID-19, oczywiście większość z nich miała również choroby współistniejące. To jednak sporo, nie uważa pan?

Ja bym powiedział w ten sposób: codziennie w Polsce umiera mniej więcej 1200 osób, z czego 400 na nowotwory. Więc pytanie nie dotyczy tego, że umarło 58 osób w jeden dzień, ale tego – jak się kształtuje śmiertelność w Polsce począwszy od marca bieżącego roku? Należałoby porównać śmiertelność w marcu, kwietniu, maju, czerwcu, lipcu, sierpniu do śmiertelności w tych miesiącach w latach 2018, 2019. Spróbujmy być pragmatyczni. Z danych, które posiadam wynika, że ta śmiertelność jest niższa w tym roku niż w minionych latach. I tłumaczymy ją tym, że lęk przed COVID-19 spowodował próby utrzymania dystansu społecznego przez jakiś czas, mycie rąk, noszenie maseczek – generalnie zmniejszył ilość infekcji wirusowych. A tak naprawdę bardzo wielu ludzi umiera nie z powodu choroby podstawowej, jaką jest cukrzyca, czy niewydolność krążenia, a z powodu infekcji u osoby z niewydolnością krążenia, czy infekcji u osoby z cukrzycą. Tak było zawsze. Jeszcze raz podkreślam: to nic nowego. Oczywiście pojawił się nowy problem. Wielu pacjentów ma od marca 2020 roku ograniczony dostęp do leczenia, jednostki ochrony zdrowia zbudowały bariery dla chorych. To się może teraz odwrócić przeciwko naszym pacjentom i liczba zgonów zacznie rosnąć. Tylko czy z powodu zaniedbania leczenia chorób przewlekłych, czy z powodu zakażenia wirusem SARS-COV2 ?

Chce pan powiedzieć, że histeryzujemy z tym koronawirusem?

Zatraciliśmy jakikolwiek rozsądek. Rozmawiałem z dziennikarzem jednej z wiodących stacji telewizyjnych, który prowadzi programy informacyjne, mówił mi o ogromnym wzroście oglądalności programów informacyjnych, z którego są niesłychanie zadowoleni. A słuchacze oczekują negatywnych i złych informacji, a szczególnie oczekują strasznych informacji o COVID-19 i są im te informacje dostarczane. Mam odczucie, że podobnie zachowują się niektórzy politycy.

No dobrze, ale pojawiły się informacje, że jeśli ktoś przejdzie COVID-19, to pozostają u takiej osoby trwałe zmiany w płucach. Brzmi dość groźnie, przyzna pan profesorze?

To nieprawda. Po pierwsze opisane przypadki COVID-19 są z grudnia ubiegłego roku, w związku z tym maksymalny okres obserwacji mógł trwać 10 miesięcy. I, rzeczywiście, z tego okresu obserwacji wynika, że u pewnej niskiej liczby chorych mogą się utrzymywać zmiany włókniste w płucach, dotyczy to jednak pojedynczych osób – mniej niż kilku na stu zakażonych. Zmiany te, stopniowo, same się wycofują. Jest kilka publikacji na ten temat: wszystkie pokazały, że w ciągu sześciu miesięcy te zmiany ustąpiły całkowicie. Natomiast to, co się jeszcze utrzymuje to obniżona jest zdolność do wymiany gazowej w płucach, innymi słowy zdolność przechodzenia tlenu do krwi. Ale te zmiany też stopniowo zanikają. Znalazłem tylko jedną publikację, opartą na piętnastu latach obserwacji u pacjentów, którzy przechorowali SARS-COV1, który był dużo gorszy niż SARS-COV2. I na 85 pacjentów obserwowanych przez 15 lat, tylko u jednego po 15 latach nadal zaobserwowano zmiany w układzie oddechowym, a u 84 te zmiany ustąpiły. Najczęstszy czas ustępowania zmian to rok. Więc perspektywa, że zostaną jakieś trwałe zmiany w płucach po przejściu SARS-COV2 jest według obecnej wiedzy mało prawdopodobna. Poza tym, jeśli ktoś przechoruje gronkowcowe zapalenie płuc lub zapalenie płuc pneumo-kokowe, czy zapalenie płuc grypowe, też ma zmiany w płucach, które się utrzymują do roku czasu. Jeszcze raz mówię: nic nowego, to jest zwykłe, wirusowe zapalenie płuc.

W przestrzeni publicznej krążyła też informacja, że palacze papierosów na COVID-19 nie zapadają. Prawda czy fałsz?

To nie jest informacja krążąca w przestrzeni publicznej – wybitny, naprawdę wybitny francuski naukowiec, który od wielu lat zajmuje się nikotyną stwierdził, że osoby, które palą papierosy, rzeczywiście, rzadziej zapadają na COVID-19. Nie jest to jednak efekt palenia papierów, ale efekt działania nikotyny. Ten naukowiec udowodnił, że nikotyna interferuje z receptorami wirusa SARS-COV2. W związku z tym zaproponował badanie, które we Francji jest prowadzone – nauczyciele i pracownicy służby zdrowia otrzymują substytucję nikotyny, nie wiem, w jakiej postaci, nie wiem, czy w postaci gumy do żucia, czy plastrów, czy inhalacji. Wyników tych badań do tej pory nie znamy, ale praca została opublikowana i istnieje w przestrzeni naukowej, nie tylko publicznej. Natomiast, co mówią dane – dane mówią jedno: osoby, które palą papierosy chorują na COVID-19 tak samo często, jak osoby, które nie palą papierosów, czyli ryzyko zarażenia jest podobne. Natomiast, jeśli dojdzie do zarażenia, to ryzyko, że osoba, która pali będzie miała ciężki przebieg choroby i umrze jest od kilku do kilkunastu razy wyższe niż u osoby, która nie jest palaczem.

Dlaczego? Bo ma płuca zniszczone przez nikotynę?

Tak, dlatego, że ma zniszczone płuca, ale nie przez nikotynę, tylko przez smołę z palonego tytoniu i ma słabszą odporność, bo substancje toksyczne znajdujące się w dymie z palonego tytoniu obniżają odporność. Dlatego bardzo wyraźnie pragnę podkreślić: badacze francuscy stwierdzili, że sama nikotyna może chronić przed COVID-19 – sama nikotyna. Nikotyna, jako taka nie jest szkodliwa, nikotyna powoduje uzależnienie. Kwas nikotynowy jest podawany chociażby w leczeniu chorób naczyń, chorób serca – jest stosowany w medycynie. Tyle tylko, że papieros zawiera 7 tysięcy substancji toksycznych, w tym substancje smoliste o działaniu rakotwórczym i toksycznym i to one powodują supresję naszej odporności.

Po jakim okresie palenia papierosów jest pan w stanie stwierdzić, że rozmawia z palaczem?

To zależy od tego, ile papierosów wypala palacz.

Dwadzieścia dziennie.

Dwadzieścia dziennie. Drugie pytanie: czy to osoba predysponowana do rozwoju chorób związanych z paleniem tytoniu? To nie jest tak, że wszyscy palacze tytoniu chorują. Na choroby płuc zapada mniej więcej 15 procent z nich, 85 procent nie zapada. Ale wiemy, że palenie tytoniu jest jedynym, pojedynczym czynnikiem, który zwiększa ryzyko chorób płuc, czy nowotworów, zwiększa też ryzyko chorób serca i naczyń. Nie jest prawdą, że u wszystkich tak samo – u jednych mocniej, u innych słabiej. Więc gdyby była pani predysponowana, to poznałbym, że jest pani palaczką tytoniu już po dziesięciu latach palenia dziennie paczki papierów. Jeśli nie jest pani predysponowana, to mniej więcej po dwudziestu latach dostrzegam takie rzeczy, jak zażółcone zęby, zmiany odbarwieniowe na palcach, czyli zmiany spowodowane działaniem smoły. Nie nikotyny. Na zdjęciu klatki piersiowej można już wtedy zobaczyć także zmiany okołooskrzelowe, czyli zmiany zapalne wokół oskrzeli.

Bardzo wiele osób ucieka w papierosy elektroniczne, czy bardzo modne dzisiaj IQOS. One są rzeczywiście mniej szkodliwe niż tradycyjne papierosy?

Paląc zwykłego papierosa dochodzi do spalania tytoniu w temperaturze około 800 stopni Celsjusza. W trakcie tego procesu wytwarza się bardzo dużo substancji smolistych, z których 70 ma działanie rakotwórcze – jest ich jednak w sumie 7 tysięcy, inne mogą uszkadzać płód, czy działać toksycznie na organizm. Można powiedzieć, że w skali punktowej, taki papieros szkodzi na 100 punktów. Potem mamy kolejne produkty tytoniowe, na przykład mamy fajkę, albo fajkę wodną – kiedy bada się, jaka jest zawartość substancji smolistych w dymie z fajki wodnej, albo z cygara, to okazuje się, że jest pięć razy mniejsza niż w dymie z tradycyjnego papierosa, czyli szkodliwość w skali punktowej ma 20 punktów, a nie 100. Kiedy mówimy o tak zwanych innowacyjnych produktach tytoniowych, w których proces spalania został zastąpiony procesem podgrzewania do 350 stopni Celsjusza – w procesie podgrzewania liczba substancji, które szkodzą drastycznie spada o 95 procent. W procesie podgrzewania powstaje około pięciuset substancji chemicznych i według danych ze stron Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) podkreślam danych FDA, a nie moich, liczba substancji rakotwórczych spada trzydziestokrotnie. I rzeczywiście, kiedy dym z papierosów podgrzewanych weźmie się na filtr, to on w ogóle nie zawiera substancji smolistych. Nie zostawia śladu. Uważa się, że tytoń podgrzewany jest dwadzieścia razy mniej szkodliwy niż tytoń spalany, czyli papierosy tradycyjne. Kolejny element na tej liście to tak zwany SNUS, czyli tytoń do żucia popularny w Szwecji.

On też jest mniej szkodliwy niż tradycyjny papieros?

Tytoń do żucia, jak się okazuje, jest około trzydzieści razy mniej szkodliwy niż papieros. Potem mamy papierosa elektronicznego i tu niestety panuje wielki bałagan. Bo jeśli chodzi o papierosy z podgrzewanym tytoniem, to one wszystkie podlegają badaniom i na przykład IQOS, jako jedyny jest zarejestrowany przez FDA, czyli Amerykańską Agencję do spraw Leków i Żywności, która dopuściła IQOS do sprzedaży na rynku, jako produkt wpływający na zmniejszenie szkodliwości palenia tytoniu. Natomiast żaden papieros elektroniczny, żaden – podkreślam, nie został dopuszczony przez FDA do użycia. W Polsce rejestruje się płyny do papierosów w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, jest ponad 10 tys. zarejestrowanych płynów i naprawdę nikt nie wie, co one zawierają. To jest cały problem – te płyny są niewystandaryzowane. Był jeden amerykański płyn wystandaryzowany, nazywał się Juul, ale ponieważ jest droższy od innych, więc w Polsce nie ma na niego chętnych.

Pan oczywiście nie pali, prawda?

Nigdy nie paliłem, nie palę, moim rodzice też nie palili.

Wracając jeszcze do koronawirusa – wiele osób zastanawia się, jak smog wpłynie na nasze przechodzenie COVID-19. Smog będzie miał znaczenie? Może się okazać, że z powodu smogu będziemy ciężej przechodzić tę chorobę?

Absolutnie tak. Mamy już badania, głównie z Lombardii – we Włoszech wprost powiązano wysoką częstość występowania koronawirusa, ciężki przebieg choroby i liczbę zgonów z zanieczyszczeniem. Lombardia, gdzie było centrum epidemii, jest najbardziej zanieczyszczonym regionem Włoch. Sardynia, która jest najczystszym regionem Włoch prawie w ogóle nie miała koronawirusa. Im większe zanieczyszczenie, tym więcej przypadków COVID-19, cięższy przebieg choroby, więcej zgonów. W Polsce największe zanieczyszczenie jest na Śląsku, gdzie przypadków koronawirusa jest najwięcej. Jest ich także dużo w wielkich miasta, bo jest jeszcze jeden ważny czynnik – zagęszczenie ludzi na kilometr kwadratowy, ale przejdźmy do czystszych regionów: lubuskie, warmińsko-mazurskie, podlaskie – tam liczba zachorowań i zgonów jest niska. Im czystsze powietrze, tym mniej nie tylko zakażeń, ale przede wszystkim ciężkiego przebiegu choroby i mniej zgonów. To jest główny problem: zanieczyszczenie powietrza to większe ryzyko ciężkiego przebiegu choroby i zgonów, tak samo jak palenie papierosów.

Czyli myśli pan, że zimą, kiedy ludzie palą w piecach, ciężkich zachorowań i zgonów może być więcej? Może być dużo gorzej?

Tak jest, może być dużo gorzej, jestem tego pewien. Proszę pamiętać, że według oficjalnych statystyk, smog w Polsce powoduje co roku 50 tysięcy przedwczesnych zgonów.

Powiedział pan, że SARS-COV2 powoduje dość typowe wirusowe zapalenie płuc, co sprawia, że jedne z osób nie mające żadnych chorób współistniejących, wychodzą z niego, a inne nie?

Mamy bardzo wiele czynników, które o tym decydują. Oficjalnie w Polsce na grypę, mówię o sezonie 2018-2019, chorowało 3 miliony 800 tysięcy osób, ale zmarło niewiele.

Tak dużo?!

Tak, to oficjalne dane. Na COVID-19 mamy do tej pory 100 tysięcy zachorowań. Kiedy chory na grypę umiera, nie piszemy, że umarł na grypę, tylko, że umarł z powodu niewydolności krążeniowej, zapalenia płuc – wpisujemy różne rozpoznania, ale generalnie nie wpisuje się grypy jako przyczyny śmierci. Wiemy, że jeśli ktoś ma cukrzycę, niewydolność nerek i zachoruje na grypę, to kombinacja grypy i przewlekłej choroby zawsze zwiększa ryzyko. Są nawet takie piękne badania i to polskie, z Uniwersytetu Jagiellońskiego, z których wynika, że ryzyko udaru mózgu u osób chorujących na grypę wzrasta osiem razy, a udar potem zabija, podobnie z zawałem serca – ryzyko w grypie rośnie 10 razy i też się umiera, ale na zawał. Z tych, którzy dostaną udaru, prawie 40 procent umiera, ale jako przyczynę zgonu wpisuje się udar, a nie grypę.

Natomiast, z COVID-19 zrobiono tak, że jeśli atakuje osobę z chorobami przewlekłymi i jeśli taka osoba umrze, a miała wynik dodatni, to wpisuje się, że umarła na COVID-19. Wie pani, jest piękna praca profesora patomorfologii z Hamburga, oczywiście opublikowana – on zrobił sekcje zwłok u ponad 100 osób zmarłych na COVID-19 i podsumował to tak: na sto sekcji zwłok chorych, którzy zmarli na COVID-19, ani jedna osoba nie zmarła w wyniku infekcji. One wszystkie umarły z powodu chorób podstawowych, które po prostu rozwinęły się jeszcze bardziej pod wpływem infekcji wirusowej, tak jak te zawały i udary po grypie. Przecież wiadomo, że jeśli ma pani dwie choroby, to będzie pani chorowała ciężej, ale umiera pani z powodu choroby podstawowej, która wyniszczała pani organizm przez wiele, wiele lat. I dlatego dla nas, lekarzy, najważniejszą rzeczą dzisiaj – oprócz oczywiście unikania zakażenia na COVID-19 i to podkreślam, trzeba go unikać za wszelką cenę – jest leczenie chorób przewlekłych. Nie możemy zaniedbywać naszych pacjentów, należy dobrze leczyć nadciśnienie, choroby płuc, cukrzyce itd. I bardzo pilnować pacjentów, żeby nie przestali brać leków, żeby nie popadli w lęki i obsesje. Nie można ludzi zostawiać bez opieki. Mamy dowody naukowe, że ludzie samotni mają dużo większe ryzyko zgonu z powodu COVID-19 od osób żyjących w parach lub mieszkających z rodziną. Samotność, brak czułości koszmarnie niszczy naszą odporność przeciwwirusową i to w każdym wieku.

To skąd się wzięła ta światowa panika? Zamykają się miasta, zamykają się państwa, nie latają samoloty. Może my wszyscy mamy koronawirusową obsesję?

To brak pragmatyzmu. Na świecie, w życiu, polityce zaczynają dominować teorie spiskowe, a nie twarde argumenty naukowców. Proszę zobaczyć, co się teraz dzieje w Szwecji. Tam postanowiono doprowadzić do odporności stadnej. Mówiono, że jest mnóstwo zgonów, mnóstwo zachorowań i co? Wszystko stanęło w miejscu. Zrobiono to, co należało zrobić i teraz wszystkie kraje, które się izolowały wyprzedzają Szwecje pod względem liczby zachorowań i zgonów. Szwecja stoi w miejscu, bo tam osiągnięto cel. Pragmatyzm. Niech pani popatrzy na Finlandię, na Koreę, na Tajwan, na Singapur, tam nie było takich obostrzeń – owszem, ludzie się zarażają, ale nie ma tylu ciężkich przypadków i zgonów, jak w tych krajach, które wprowadziły ostre zasady izolacji. Mówiłem przed chwilą, co izolacja robi z naszą odpornością. Podkreślam wyraźnie, dodatni wynik na zarażenie wirusem SARS-Cov-2 nie mówi o tym, że ktoś jest chory na COVID-19. Gdybyśmy dzisiaj zrobili wymazy Polakom, to oświadczam pani, że 95 procent Polaków ma gronkowca w nosie i gardle. Czy to znaczy, że oni chorują na gronkowcowe zapalenie płuc? Nie, część z nich zapadnie na gronkowcowe zapalenie płuc, jasne, ale kto zapadnie? Ci, którzy mają słabą odporność, ci, którzy są schorowani, ci, którzy są w grupie ryzyka, pozostali będą tego gronkowca nosić i nie zachorują. Mamy ludzi, którzy mają w nosie i gardle wirusa SARS-COV2 i nie wywołuje u nich choroby. Problem oczywiście, że inni się od nich zarażą. Powiem tak: dopóki 60, 70 procent społeczeństwa nie zetknie się z tym wirusem, to będziemy mieli to, co mamy i tyle. I nic na to nie poradzimy.

Dobrze, to jakie jest pragmatyczne wyjście z tej sytuacji? Co pan radzi ludziom?

Przede wszystkim wypełniać te zalecenia, które są proponowane przez ministerstwo zdrowia – to są naprawdę mądre i logiczne zalecenia. Czyli to regularne mycie rąk przez co najmniej 20 sekund, stosowanie środków odkażających, które należy nosić z sobą i używać po kontakcie z innymi osobami. Nosić maseczki, nawet jeśli są wątpliwości, co do ich protekcji i jak najczęściej te maseczki zmieniać. Nosić maseczki, oczywiście nie z materiału, ale przynajmniej takie chirurgiczne, a najlepiej profesjonalne, czyli maseczki FP2, albo N95 – takie mają oznaczenia. Jeśli mamy nosić maseczki z materiału, to możemy ich nie nosić, bo one są bezwartościowe. Zdecydowanie utrzymać dystans społeczny, co najmniej 1,5 metra, ale lepiej 2 metry, nie mówić do nikogo twarzą w twarz, tylko na bok. Nie śpiewać, nie krzyczeć. Jeśli mówię, to drobinki śliny z moich ust mogą znaleźć się metr, do półtora metra ode mnie, ale jeśli śpiewam, albo krzyczę, to mogą się znaleźć sześć metrów ode mnie. Starać się wysypiać, nie nadużywać alkoholu, jeść warzywa, owoce i dużo kiszonej kapusty, codziennie iść na 30 minutowy szybki spacer. Dalej – jeśli wydaje nam się, że mamy infekcje: mamy stan podgorączkowy, mamy kaszel, natychmiast pozostać w domu. Nie iść do pracy, unikać innych ludzi, powiedzieć: „Coś się ze mną dzieje, muszę się izolować”. Świadoma, samodzielna izolacja – od razu. Mamy teraz mnóstwo poradni online, można tam zadzwonić, uzyskuje się poradę lekarską i zwolnienie lekarskie – wszystko za darmo. Nie trzeba nigdzie chodzić. I takich poradni, z tego, co wiem, jest bardzo wiele w Polsce. Zachować spokój, po prostu, spokój. I wiedzieć, co się robi – zero paniki. Chodzę do pracy codziennie, w pracy zachowujemy się odpowiedzialnie, chodzę do sklepu, chodzę na spacery, uprawiam sport – żyję normalnie. Moje wnuki chodzą do szkoły, wszyscy są zdrowi, nikt się nie zaraził. Po prostu trzeba się pilnować – to pomaga nie tylko na COVID-19, to pomaga również na grypę, pomaga na inne wirusy. Bo dzisiaj głównym zagrożeniem w Polsce są przeziębienia wywołane rhinowirusami, adenowirusami, wirusami paragrypy, koronawirusami i innymi. Na przeziębienie w zeszłym roku zapadło w Polsce 30 milionów ludzi. Prawie każdy będzie chorował na przeziębienie, pytanie: jak odróżnić przeziębienie od wirusa grypy, czy wirusa COVID-1?

A można odróżnić?

Można. Przeziębieniu towarzyszy katar, ból gardła, zazwyczaj nie ma gorączki i mija po siedmiu dniach, samo. Natomiast grypy od COVID-19 już nie odróżnimy. Więc jeśli mamy takie objawy, jak gorączka, bóle mięśni, osłabienie, kaszel, to natychmiast musimy wziąć lek na grypę, natychmiast, bo prawdopodobieństwo, że zaraziliśmy się grypą, a nie COVID-19 jest sto razy większe. Trzeba więc wziąć lek na grypę jak najszybciej. Dlaczego? Bo on działa tylko w ciągu pierwszych 24 godzin od pojawienia się objawów, jeśli się spóźnimy z tym lekiem, to on już nie zadziała. Ale najważniejsze, zachowajmy spokój, nie panikujmy. W naszym otoczeniu jest według opinii naukowców około 200 miliardów drobnoustrojów, połykamy je, wdychamy, wcieramy w skórę i żyjemy. Człowiek w czasie ewolucji przeżył setki takich pandemii. Każda pandemia wzmacnia nas jako rasę, a ta spowoduje coś jeszcze – mamy szansę w końcu opracować skuteczne leki na choroby wirusowe. Jeśli to się stanie, to będzie to jedno z największych odkryć w medycynie, podobnie jak odkrycie antybiotyków.

Prof. dr hab. med. Piotr Kuna
Kierownik II Katedry Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Prezydent Polskiego Towarzystwa Chorób Metabolicznych. V-ce Prezydent Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (12.10.2020) | http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=29294&Itemid=53

Skip to content