Aktualizacja strony została wstrzymana

Z ręką w nocniku – Stanisław Michalkiewicz

Jeśli ktoś nie wierzy, to niech sprawdzi: większość problemów, jakie Stany Zjednoczone miały w polityce międzynarodowej, miała swój początek w tym, że porzucony przez USA amerykański agent zaczynał stawać dęba i kąsać rękę, z której dotychczas jadał. Tak było w Wietnamie, kiedy agent kominternu Ho Chi Minh, hołubiony przez Amerykanów w czasie wojny z Japonią, został później uznany za sukinsyna jakiegoś takiego nie naszego, no i narobił bałaganu, z którego potem musiał Amerykę wyciągać do spółki z Chinami prezydent Nixon. Podobnie było z późniejszym egipskim prezydentem Naserem, irackim dyktatorem Saddamem Husajnem, czy wreszcie – ze straszliwym Osamą Bin Ladenem. No a teraz, kiedy prezydent Obama ułożył się z ruskimi szachistami co do warunków, na jakich zachowają chwalebną powściągliwość w sytuacji, gdy suwerenny Izrael uderzy na Iran, płaczliwą suplikę podpisała drużyna byłych prezydentów, wzmocniona dwoma politykami drobniejszego płazu w osobach Janusza Onyszkiewicza i Adama Daniela Rotfelda. Ameryka – powiadają sygnatariusze – nie może zapomnieć o Europie Środkowej. Uuu, to bardzo poważna zastawka – ale właściwie dlaczego „nie może”? Co sygnatariusze listu zrobią Ameryce, jeśli ta ewentualnie o Europie Środkowej „zapomni”? Powiedzmy sobie otwarcie i szczerze, zarówno Lech Wałęsa, jak i Aleksander Kwaśniewski, nie mówiąc już o panu Onyszkiewiczu, czy Rotfeldzie, będą mogli w takiej sytuacji Ameryce, jak to się mówi, „skoczyć”.

Sytuacja jest następująca: Cesarstwo Europejskie, którego politycznym kierownikiem są i będą Niemcy, dąży do ułożenia sobie poprawnych stosunków z Cesarstwem Rosyjskim, czego symbolem i przekonującym dowodem jest strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, które bez szwanku przetrwało próby niszczące w rodzaju testu gruzińskiego w sierpniu ub. roku, czy testu gazowego na przełomie roku 2008-2009. Wychodzi to naprzeciw oczekiwaniom innych uczestników Cesarstwa Europejskiego, w rodzaju Francji, czy Italii, które nie ukrywają dążenia do „europeizacji Europy”, czyli stopniowego eliminowania wpływu Stanów Zjednoczonych na politykę europejską. Dotychczas jednak Cesarstwo Amerykańskie nie rezygnowało z aktywnej polityki w Europie, której celem było wzniecenie zarzewia konfliktu między Cesarstwem Rosyjskim i Cesarstwem Europejskim. Taki konflikt bowiem zmusiłby Cesarstwo Europejskie do zabiegania o przyjaźń z Cesarstwem Amerykańskim, dzięki czemu Ameryka odgrywałaby w polityce europejskiej rolę arbitra i w ten sposób kręciła całą Europą. Podsycanie zarzewia konfliktu między Cesarstwem Europejskim i Rosyjskim odbywało się dotychczas przy pomocy dywersantów, w rodzaju Gruzji, czy Ukrainy, gdzie dzięki taki zwanym kolorowym rewolucjom Amerykanie ulokowali swoich agentów – oraz Polski, na której czele stał Aleksander Kwaśniewski, który za obietnicę posady sekretarza generalnego ONZ, a przynajmniej NATO, poświęcał polski interes państwowy. W rezultacie Polska wyszła z Iraku z przysłowiowym fiutem w garści, podczas gdy taka np. Turcja nigdy na takie plewy nabrać się nie dała. Inna rzecz, że w Turcji agentów bez ceregieli biorą na powróz, podczas gdy u nas mija już 14 rok od oskarżenia Józefa Oleksego o szpiegostwo na rzecz Rosji – i nic. Ale bo też agenci stanowią u nas sól ziemi czarnej, zażywają reputacji autorytetów moralnych, a w najgorszym razie – wachlują się męczeńskimi palmami.

Więc kiedy okazało się, że Ameryka może w Azji Środkowej mieć askarisów z Europy Środkowej za darmo, a pan Rotfeld, na skinienie Kondolizy, poderwał białoruski Związek Polaków, żeby w charakterze namiastki tamtejszej demokratycznej opozycji robił dywersję Łukaszence, prezydent Obama uznał, że nadszedł czas, by korzystniej sprzedać to co jeszcze zostało do sprzedania. W zamian za uznanie rosyjskiej strefy wpływów na wschód od linii Ribbentrop-Mołotow i odstąpienie od budowy tarczy (jeśli zniknie zagrożenie ze strony Iranu, to tarcza nie będzie potrzebna) w Czechach i Polsce, Stany Zjednoczone mogą uzyskać od ruskich szachistów obietnicę neutralności w momencie, gdy suwerenny Izrael będzie obrzucał bombami irańskie instalacje atomowe.

Nie oznacza to naturalnie, że Stany Zjednoczone o Europie Środkowej zapomną. O tym nie ma mowy, a najlepszym tego dowodem jest praska konferencja „Mienie ery holokaustu” oraz przyjęta tam deklaracja, uznająca prawo żydowskich organizacji przemysłu holokaustu nawet do tzw. mienia bezspadkowego, no i wreszcie – mianowanie ambasadorem USA w Warszawie pana Lee Feinsteina, o którym pan Waldemar Piasecki w magazynie internetowym „Forum Żydzi, Chrześcijanie, Muzułmanie” pisze, że ma „żydowskie korzenie”, co mu sięgają całej „Europy Środkowo-Wschodniej”, więc nic dziwnego, że jest również zwolennikiem bezpieczeństwa Izraela, wrogiem „wszelkich przejawów antysemityzmu”, a także „opowiada się za szybkim rozwiązaniem bolesnego problemu zadośćuczynienia za zrabowane przez władze komunistyczne mienie ich obywateli, w tym wielu ofiar holokaustu”. Panie Wałęsa, panie Kwaśniewski, panie Onyszkiewicz! Wyjąć rękę z nocnika! Nie mazać się! Już wiecie, jaki jest rozkaz, co macie robić i z jakiego klucza śpiewać!


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2009-07-28  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.


Skip to content