Aktualizacja strony została wstrzymana

Potomstwo Igo Syma – Stanisław Michalkiewicz

Kiedy po zakończeniu kampanii w Polsce Adolf Hitler ustanowił pod koniec października 1939 roku Generalne Gubernatorstwo, generalny gubernator Frank 31 października zarządził, by podjęły pracę szkoły powszechne i zawodowe – ale bez nauki historii, literatury, geografii, a nawet – gimnastyki. Wychodziło to naprzeciw życzeniom komisarza do Umacniania Niemczyzny Himmlera, by Polacy potrafili liczyć do 500 oraz czytać i pisać, tzn. – przynajmniej narysować swoje imię i nazwisko. 8 marca 1940 roku Frank przekazał zarząd nad działalnością kulturalną w GG Wydziałowi Propagandy, który rozdzielał koncesje na pornograficzne teatrzyki. W tych teatrzykach wystawiano sztuki, jak np. „Cacko z dziurką”, czy „Ząb, zupa, dąb”, dostosowane do poziomu degeneratów. Na przykład teatrzyk „Maska” przy Marszałkowskiej 34 prowadzili dwaj teatralni entreprenerzy: Józef Grodzicki i Witold Zdzitowiecki. Pewnego wieczoru „Maskę” odwiedziła również grupa egzekucyjna i za wysługiwanie się okupantom Grodzicki dostał 20 kijów, a Zdzitowieckiemu tylko ogolono głowę. Koncesję na prowadzenie teatru „Komedia” miał Igo Sym. Ten Igo Sym był aktorem i przed wojną nawet partnerował Marlenie Dietrich, chociaż jego zasadnicze emploi stanowił śpiew, podczas którego akompaniował sobie na pile. No i oprócz tego – folksdojcz oraz konfident Gestapo. Dlatego właśnie 7 marca 1941 roku do mieszkania przy Mazowieckiej 10, gdzie Sym mieszkał, zapukali o 7 rano dwaj mężczyźni i na podstawie wyroku sądu Polski Podziemnej go zastrzelili. W odwecie za tę egzekucję Niemcy wzięli 118 zakładników, spośród których rozstrzelali 21.

Przypominam o tamtych wydarzeniach nie tylko dlatego, że coraz głębiej wchodzimy do Unii Europejskiej, w związku z czym nie można wykluczyć pojawienia się kolejnej postaci kolonii na resztówce polskiego terytorium państwowego, czyli tzw. „polskim terytorium etnograficznym” – ale oczywiście już niekoniecznie niemieckiej. Przypominam o tamtych wydarzeniach przede wszystkim dlatego, że i teraz mamy przecież do czynienia z kształtowaniem zarówno edukacji, jak i przemysłu rozrywkowego w Polsce w myśl nieśmiertelnych oczekiwań Heinricha Himmlera. Oczywiście nie od razu, bo już poprzednio się wyjaśniło, że co nagle, to po diable, ale za to metodycznie i konsekwentnie.

Wprawdzie nie ma dzisiaj żadnego Propaganda Abteilung, który przyznawałby koncesje na pornograficzne, czy podobne teatrzyki, ale to nic nie szkodzi, bo za przyczyną razwiedki mamy dwie komercyjne stacje telewizyjne, które nasycają przemysł rozrywkowy dla tubylców „Cackami z dziurką” i „Zębem, zupą, dębem” aż do wyrzygania. Mam na myśli np. serial o „Kiepskich” i jemu podobne, a także programy rozrywkowe pana Szymona Majewskiego i Kuby Wojewódzkiego, który, z wyżyn swego autorytetu, przystąpił ostatnio do bezlitosnego chłostania tubylczego narodu za pogrążanie się w sprośnej zaściankowości. Ano – jakie czasy, takie autorytety, chociaż z drugiej strony jeszcze kilka lat temu myśl, że Kuba Wojewódzki uzna się za autorytet moralny, nie przyszłaby mi do głowy nawet w gorączce. Ciekawe, czego się tym razem naćpał. To musi być coś nowego i jakieś piekielnie mocne, skoro aż tak zakręciło mu w głowie. Więc za sprawą owych autorytetów, z obydwu razwiedkowych stacji, codziennie chlusta na polską ziemię strumień Scheissu – nawozu historii pod cudny kwiat przyszłej Europy.

Tylko świnie siedzą w kinie” – głosiło hasło „Małego Sabotażu”, przy pomocy którego Kierownictwo Walki Cywilnej w czasie okupacji próbowało zapobiec poddaniu się polskiego społeczeństwa niemieckim zabiegom propagandowym. Jeśli perswazja nie pomagała, urządzano gazowania kin, zaś w przypadkach kolaboracji poważniejszej, Polska wymierzała łobuzom baty, albo nawet posyłała kulę w łeb. Dzisiaj dawni (?) agenci wachlują się męczeńskimi palmami, pryncypialnie piętnując tych, którzy ich zdekonspirowali, za „sianie nienawiści” i „budowanie podziałów”, więc nie ma odpowiedniej atmosfery moralnej do jakichkolwiek działań zapobiegawczych. Ideałem, najwyraźniej forsowanym nie tylko przez razwiedkę, ale i przez COMECE, wydaje się amikoszoneria, kiedy to wszyscy „miłują się” ze wszystkimi, a zwłaszcza – hieny z cielętami. Gdzieżby ktoś tam gazował kina, wymierzał chłostę, czy – Boże broń – kropił w łeb. Inna sprawa, że i żadni cichociemni z pasami wypchanymi „twardymi” i „miękkimi” dzisiaj z nieba nie spadają, a jeśli nawet spadają – to za „twarde” i „miękkie” żądają czegoś zupełnie innego – i znajdują tysiące ochotników.

A powiadają, że zastrzelony Igo Sym nie pozostawił po sobie potomstwa. Jakże nie pozostawił, kiedy od jego córek i synów wokół nas aż się roi do tego stopnia, że nie można splunąć, żeby w jakiegoś potomka nie trafić? Wygląda na to, że to właśnie oni będą nas prowadzili, nie tyle może ku świetlanej przyszłości, co ku naszemu przeznaczeniu.


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2009-07-21  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.


Skip to content