Aktualizacja strony została wstrzymana

Fikcyjne objawy Cov2. Bezobjawowa lobotomia

W portalach głównego nurtu na świecie zaczynają się prześcigać w wynajdywaniu sensacyjnych „doniesień naukowych”, jak również „przebadanych i zweryfikowanych objawach” SARS-Cov-2, szczególnie zwiększające występowanie „głównego” objawu chorobowego – kowidem jest nagła utrata węchu… Na nieszczęście, objaw jest jak najbardziej prawdziwy i powinien martwić, straszyć i siać panikę, lecz jego przyczyna jest zupełnie inna, niż by chcieli wszyscy co sieją te bzdury.

Ludzi z objawami przeziębienia, czy grypy, przewrotnie manipuluje się oraz wywiera presję, aby zgodzili się na test na „obecność korona świrusa” (co jest skończoną bzdurą, ale to do wyjaśnienia w innym tekście)*. Obecnie WHO (prywatna korporacja!) oraz twórcy testu z wymazu z gardła stworzyli dwie procedury pobrania materiału do testu; jeden z nich jest nie inwazyjny, drugi bardzo inwazyjny, ryzykowny i mogący doprowadzać w skrajnych przypadkach do śmierci.

Pierwsza metoda polega na pobraniu plwociny odchrząkniętej z gardła, którą umieszcza się w probówce do badania. Jedynym negatywnym skutkiem tej metody jest chwilowe zaczerwienienie gardła i uczucie suchości, bardzo podobnie jak po zakasłaniu.

Druga metoda polega na wprowadzeniu długiego patyczka zakończonego wacikiem o długości 17-20 cm do nosa, przez jamę nosowo gardłową, aż do gardła. Pierwszym zastanawiającym faktem jest, dlaczego pobieranie materiału wykonuje się przez obie dziurki nosa, skoro docelowy materiał ma być pobrany z gardła!

Drugi fakt, pobranie materiału z gardła można zrobić mniej inwazyjną drogą, bezpośrednio przez jamę ustną, gdzie jedynym dyskomfortem może być podrażnienie języczka i sprowokowanie odruchu wymiotnego przez nieumiejętne pobranie materiału, co nie zawsze musi równać się zwróceniem treści żołądka i na tym byłby koniec. Natomiast starsi i najmądrzejsi wpadli na pomysł, aby zaszkodzić ludziom jak najbardziej i wygenerować nowe objawy, które można przypisać nieistniejącej „szalejącej pandemii”. Wkładanie patyczka do nosa, wiąże się z ryzykiem uszkodzenia kości sitowej, które znajduje się mniej więcej w połowie odległości od nozdrzy do gardła. Jest wyjątkowo delikatna i krucha ze względu na swoją budowę podobną do sitka na makaron, a bezpośrednio nad nią znajduje się już mózg.

W tym miejscu znajdują się ludzkie receptory zapachu (które odpowiadają za odczucia walorów smakowych podczas jedzenia), których informacje są bezpośrednio przekazywane przez nerwy do mózgu. Wystarczy bardzo niewielka siła, aby złamać blaszkę sitową, czy trwale uszkodzić struktury węchu. Wiadomo, że w nosie temperatura jest bardzo dobra, do namnażania się grzybów, bakterii oraz wirusów, wyobraźmy sobie, że teraz mają one bezpośredni dostęp do naszego mózgu, co może w skrajnych przypadkach spowodować stan zapalny mózgu, a nawet śmierć. Średnio od 30% do 40% badanych ludzi skarży się na utratę węchu, 80% na bardzo silny ból w jamie nosa i głowy, niejednokrotnie łącznie ze stanem zapalnym zatok, czy gardła, które jest spowodowane niestety wciskaniem i uszkadzaniem mechanicznym przez patyczek narządu węchu i w 30-40% przypadku połamaniem kości sitowej (a dokładniej blaszki sitowej).

Dziwnym trafem fakty te są pomijane i przemilczane. Niestety w Polsce obowiązuje nadal prawny zakaz wypowiadania się lekarzy na temat pandemii, zasadności wprowadzania restrykcji zbliżania się do innych ludzi, kwarantanny, czy noszenia symbolu niewolnictwa (maseczka).

Rządy świata boją się, że każdy człowiek może skorzystać z własnego przysługującego mu prawa odmowy do przeprowadzenia procedury/zabiegu medycznego (jeszcze, choć nie wiadomo do kiedy to prawo będziemy posiadać).

Zostawiam do rozważenia i zdecydowania o swoim zdrowiu Tobie czytelniku, czy chcesz jeszcze poczuć zapach łąki, ulubionego dania, czy bryzy, bądź czy wolisz poddać się „bezobjawowej lobotomii” i pozbawić się węchu i cieszyć byciem niewrażliwym na wszelkiego rodzaju smrody potu, pierd, czy wszelakich szumowin, a w najgorszym razie trwale uszkodzić fragment swojego mózgu i mieć bliżej nieokreślone problemy.

Na koniec pragnę dodać, że do dnia dzisiejszego, nigdzie na świecie nie wyizolowano wirusa SARS-Cov-2, ani żadnej jego innej mutacji. Przypominam, że jedyną możliwą metodą zdiagnozowania wirusa jako choroby, jest wyizolowanie go z próbki, zobaczenie go pod mikroskopem elektronowym (powiększenie ponad 40 000 x), zreplikowania go, wszczepienia go zwierzęciu i uzyskaniu tych samych objawów, które miał pacjent.

xyz

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego (22.08.2020)

 


 

Skip to content