Uprzedzając oburzenie Lublinian i zabezpieczając się przed jego medialnymi skutkami, deklaruję jednoznacznie: kocham Lublin i Ziemię Lubelską! Może nie tak mocno jak Legnicę czy Lwów, ale jednak. Kocham Lublin „hurtowo” za historię, za jego zabytki. Kocham go za najlepszy w Polsce akademicki Zespół Tańca Ludowego UMCS.
Z najwyższą atencją wspominam jego twórcę wybitnego folklorystę i pedagoga Stanisława Leszczyńskiego, budziciela polskości w wielu krajach, zwłaszcza za wschodnią granicą naszego kraju. Kocham Lubelszczyznę za pielęgnowanie tradycji Ruchu Ludowego i pamięć o Batalionach Chłopskich. Podziwiam i zazdroszczę rangi i splendoru Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego, kierowanej przez wieloletniego posła PSL Tadeusza Sławeckiego, który pełniąc funkcje ministerialne w systemie edukacji nie zapomniał o historii Kresów i banderowskim ludobójstwie.
Kocham ten region za Franciszka Jerzego Stefaniuka, który będąc wiele lat posłem, a nawet wicemarszałkiem Sejmu RP, nigdy nie przestał być poetą wyzwalającym swoją twórczością najszlachetniejsze uczucia na jakie nas jeszcze stać w tych nieludzkich czasach. Sympatyzuję z Lublinem także za dwóch Janów: dr Jana Sęka, niegdyś Senatora RP roztaczającego w roli przewodniczącego senackiej komisji troskliwą opiekę nad Polonią w świecie i Polakami na Wschodzie, oraz prof. dr. hab. Jana Jachymka, legitymującego się bogatym dorobkiem naukowym w zakresie polskiego ruchu ludowego, człowieka serdecznego i pełnego życzliwości dla innych.
Mógłbym przytoczyć jeszcze wiele osób oraz wydarzeń współczesnych i minionych, które przekonywująco uzasadniałyby moją sympatię do Lublina, Lubelszczyzny i ludzi tam zamieszkujących. Ale mimo to zdecydowanie twierdzę, że Muzeum Dziedzictwa Polskich Kresów Wschodnich nie powinno powstać w Lublinie, tylko tam, gdzie jest największe skupisko Kresowian i ich potomków. Mógłby to być Wrocław lub Warszawa. Stolica jako lokalizacja byłaby nawet bardziej wskazana, bo przecież najwięcej wycieczek szkolnych przyjeżdża do Warszawy. A świadomość historyczna, pamięć kresowa powinna stać się ważnym komponentem wychowania patriotycznego młodzieży. I choć wiem, że za sprawą jednego „ambitnego” wiceministra zapadła decyzja o utworzeniu Muzeum Ziem Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej w Lublinie, nadal twierdzę, że nie będzie to taka instytucja, na którą czekają Kresowianie. Ktoś powie: to czyste czarnowidztwo lub ignorancja!
Nam Kresowianom i całej Polsce potrzebne jest muzeum z obecnością silnego segmentu tematycznego, dotyczącego najnowszej historii polskich Kresów Wschodnich, a nie tylko I Rzeczypospolitej. Jest społeczne oczekiwanie na muzeum podejmujące się roli strażnika i promotora prawdy o Kresach we wszystkich aspektach ich życia i funkcjonowania. Polakom potrzebne jest muzeum, z którego dorobku naukowego, badawczego i wystawienniczego, będą wynikać wnioski do pozytywnych działań współcześnie.
Do działań opartych o intelektualny, artystyczny i moralny wzorzec ukształtowany przez wieki na Kresach Wschodnich przez ludzi różnych narodowości tam zamieszkałych, ze sprawiedliwą oceną proporcji wkładu poszczególnych narodów w tworzenie dziedzictwa kulturalnego tamtych ziem ze Lwowem, Wilnem i Grodnem. W moim pojęciu zasoby takiego muzeum materialne i intelektualne, winny jednoznacznie wskazywać nieprzemijające wartości polskiej kultury tworzonej przez wieki przez naszych przodków. W tym kontekście Muzeum Dziedzictwa Kresowego powinno dobrze rozpoznać polskie zabytki, zwłaszcza „ruchome” (obrazy, rzeźby, sprzęty, meble), które bezużyteczne zalegają w magazynach u naszych wschodnich sąsiadów. Przecież trudno się spodziewać, że obraz H. Batowskiego „Obrona Lwowa w 1918”, będzie eksponowany w tamtejszej Galerii.
Jest wiele tematów do negocjacji, w sytuacji, kiedy władze naszego państwa różnych odcieni politycznych szczycą się „strategicznym partnerstwem” z Ukrainą, która mimo tego partnerstwa nie pozwala przeprowadzić polskiemu IPN-owi ekshumacji szczątków ofiar i zorganizowania godnego pochówku wielu tysięcy (OUN-UPA zamordowała ok. 200 tys. Polaków) bestialsko pomordowanych kobiet, dzieci, starców, mężczyzn i osób duchowych. Wracając „ad rem”, uważam, że takie muzeum jakiego oczekują Kresowianie nie da utworzyć się w mieście, którego flagowy uniwersytet (KUL) nadał tytuł Doktora Honoris Causa prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence.
Do „zasług” tego ostatniego należy m.in. nadanie ideowemu przywódcy i organizatorowi ludobójstwa na Polakach Stepanowi Banderze tytułu bohatera Ukrainy oraz ustanowienie przez Radę Najwyższą święta wojska ukraińskiego, dokładnie w rocznicę utworzenia UPA. Stało się w kilka godzin po tym jak Prezydent RP Bronisław Komorowski, będący w Kijowie z oficjalną wizytą, zszedł z mównicy po wygłoszeniu przemówienia przenikniętego życzliwością dla Ukrainy i Ukraińców. Takiego „przyjaciela” Polski uhonorował KUL, na działalność którego zbieraliśmy datki w każdy poniedziałek Wielkanocy. Z powodu tego „moralnego doktoratu” o zbieraniu datków na KUL napisałem w czasie przeszłym.
Nie sądzę, by dobrym miejscem dla muzeum jakiego oczekują Kresowianie, było miasto, w którym np. odmawia się wynajęcia sali na konferencję o ludobójstwie organizowaną przez szanowanego przez całą społeczność kresową prof. dr. hab. Włodzimierza Osadczego. Skandaliczne przykłady wręcz bluźnierczej postawy różnej proweniencji władz lubelskich, zwłaszcza po objęciu stanowisk przez jedną „słuszną i patriotyczną” formację można mnożyć w nieskończoność. Hucznie na scenie lubelskiej, której odmawiano Kresowianom, podejmowano ukraińskiego piosenkarza znanego z wprowadzenia do obiegu muzycznego w armii ukraińskiej hymnu ludobójczej OUN!!! Pomnik Ofiar Ludobójstwa banderowskiego po wieloletnich fatygach powstał w odległym poza cmentarnym zakątku, podczas gdy skwer T. Szewczenki, znanego z antypolskiej postawy, postawiono na wyeksponowanym miejscu przy wjeździe do miasta. To jest bolesny przykład tzw. „zielonego światła” dla prawdy w sytuacji, gdy nadgorliwcy poprawności politycznej tak właśnie pojmują wolność słowa. „Naszego Słowa”!
Nie powinno się tworzyć w Lublinie Muzeum Dziedzictwa Kresowego, skoro jedna z posłanek tego regionu stwierdziła, że „to nie ma być muzeum polskich sentymentów kresowych”. No jeśli nie polskich, to pytam czyje sentymenty ma podtrzymywać, czy wręcz budzić ta instytucja? Może tych, którzy z sentymentu „krajoznawczego” pragną odebrać Polsce 19 powiatów z Ziemią Chełmską?
Z tego co się słyszy o przygotowaniach do utworzenia Muzeum Ziem Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, placówka ta ma być swoistym poligonem badawczo-ekspozycyjnym, na którym będzie się testować już dawno zdezaktualizowane i zwietrzałe koncepcje Jerzego Giedroycia, który wmówił części naszego społeczeństwa, a zwłaszcza elitom politycznym, że „nie ma bezpiecznej Polski bez niepodległej Ukrainy”. A przypomnę, że politycy ukraińscy często zachowują się tak, jak gdyby to wyłącznie Polsce zależało na dobrych relacjach z Ukrainą, a nie odwrotnie. Zresztą Ukraina wykpiła niedawno naszą wielkoduszną skłonność do bycia „adwokatem” tego kraju na arenie międzynarodowej.
Wydaje się, że tworzenie odgórnie przez Resort Kultury Muzeum Ziem Wschodnich, to kolejna próba przeszczepienia do współczesnych realiów Polski Giedrojchowskich koncepcji, które spaliły na panewce przy tworzeniu Instytutu Środkowoeuropejskiego pod kierownictwem prof. Jerzego Kłoczowskiego czy też szumnie ogłaszanego Kolegium Polsko-Ukraińskiego, za którą to nazwą kryła się idea wspólnego Lwowsko-Lubelskiego Uniwersytetu. Jak na razie to w akademikach lubelskich słyszy się wieczorami piosenki ukraińskie z ponoć nie zawsze miłymi dla polskiego ucha tekstami.
Powołuje się Muzeum Ziem Wschodnich bez społecznych konsultacji, bez porozumienia z organizacjami i stowarzyszeniami, które przez wiele lat gromadziły oraz ochraniały materialne i duchowe dziedzictwo polskich Kresów Wschodnich. Walczyły na różnych forach, w tym także w Sejmie RP – o prawdę historyczną, o godność narodową, której właśnie prawda jest ważnym elementem składowym. Środowiska kresowe mają wielki dorobek naukowo-badawczy i edytorski dotyczący szeroko rozumianej problematyki ziem, które po II wojnie światowej zostały po wschodniej stronie granicy.
W organizacjach i stowarzyszeniach kresowych zrzeszonych jest wielu niezwykłych ludzi zafascynowanych kresowym fragmentem II Rzeczypospolitej. Dobrym przykładem może być Stowarzyszenie Kresowian w Kędzierzynie Koźlu – stworzone i kierowane przez niezwykle zaangażowanego i twórczego działacza kresowego – Witolda Listowskiego. Czy ten wielki potencjał wiedzy, pasji i zaangażowania będzie uwzględniony w procesie tworzenia muzeum oraz jego koncepcji programowej, nie wiadomo.
Można odnieść wrażenie, że planowane przez Resort Kultury muzeum ma być antykresowym aktem swoistego sabotażu, który pod płaszczykiem odniesienia się do tematów Ziem Wschodnich – przy pominięciu określenia „Kresy” – próbuje storpedować inicjatywy kresowe, zastąpić je antypolską retoryką bliską narracji nacjonalistów ukraińskich i środowisk wspierających ich w Polsce. Nie dziw, że „szarą eminencję” tej inicjatywy jest wysoki działacz struktur rządowych, który nieudolnie próbował przekonywać Polaków, że to Rosjanie są sprawcami ludobójstwa wołyńskiego bez czci i honoru zgłaszający pomysł by zablokować dzień 11 lipca jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa i przenieść obchody na 17 września, dzień agresji ZSRR na Polskę.
Czy lubelska lokalizacja muzeum ma na celu „odpolszczenie” tematyki kresowej?
Czy ma wartości patriotyczne, narodowe, zastąpić zdyskredytowaną retoryką środkowoeuropejską, mającą z polskiej historii i tradycji uczynić bliżej nie określoną tożsamościowo mieszankę „multi-kulti”, która docelowo uczyni na gruncie polskim to, do czego doprowadziła mutacja tej koncepcji w Europie Zachodniej i Ameryce.
Na razie odnotować należy brak zainteresowania strony rządowej konsultacjami ze społecznością spadkobierców tradycji i kultury kresowej. A wielka szkoda, gdyż inicjatywa resortu kultury w takiej sytuacji ma charakter czysto administracyjnej akcji, która pozoruje gotowość do realizacji postulatów Kresowian. W rzeczywistości powołanie muzeum w takiej atmosferze daje podstawy do przypuszczeń, że będzie ono służyło nie takiej funkcji i roli jaką chcieliby widzieć dla niego Kresowianie rozsiani po całej Polsce. Chociaż dla nikogo nie jest tajemnicą, że największa ich rzesza zamieszkuje na Ziemiach Odzyskanych, a pokaźna liczba – zwłaszcza potomków także w Warszawie.
Jeszcze niedawno pragnieniem Kresowian Dolnego Śląska i Opolszczyzny było utworzenie Muzeum Dziedzictwa Kresowego w Brzegu. W tym mieście były ku temu nie tylko przesłanki natury historyczno-sentymentalnej i merytorycznej, ale także konkretne – dodam wymarzone – warunki organizacyjne i lokalowe. Sam burmistrz miasta Jerzy Wrębiak był gorącym i szczerym rzecznikiem posadowienia tam właśnie owego muzeum. Pamiętam z jakim zapałem i nadzieją pokazywał mi wspaniały zabytkowy obiekt, który mimo, że pierwotnie był zbudowany i wykorzystywany jako zakład edukacyjny – teraz wręcz, aż prosi się o powierzenie mu funkcji muzealnej. Ten pomysł – bardzo realny i racjonalny miał wielu zwolenników: wśród nich był znakomity historyk polski, znawca i miłośnik Kresów Wschodnich prof. dr. hab. Stanisław Sławomir Nicieja, wieloletni rektor Uniwersytetu Opolskiego i wspomniany wcześniej Prezes Witold Listowski.
Tymczasem stało się tak, jak sobie życzyły niektóre środowiska, które miały większe możliwości przekonywania decydentów w resorcie kultury. Chociaż faktycznie spór o geograficzną lokalizację muzeum jest na drugim planie batalii. Bo wydaje się, że mniej ważne jest czy muzeum będzie w Lublinie, Warszawie, Brzegu czy Wrocławiu. Ważne jest jaka będzie linia programowa tej powstającej instytucji. Jeśli wypowiadam sprzeciw wobec zamiarów resortu kultury to nie dlatego, że Lublin wydaje się gorszą lokalizacją geograficznie czy prestiżowo. Z drugiej strony wiadomo, że instytucja spełniająca ważne funkcje z punktu widzenia potrzeb polskiej racji stanu i zadań edukacyjnych w skali kraju powinna być ulokowana w stolicy państwa. Podobnie jak to się stało w wypadku Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin”, czy też Muzeum Powstania Warszawskiego.
Moja dezaprobata dla Lublina jako miejsca funkcjonowania muzeum bierze się z obaw, iż organizatorzy tego przedsięwzięcia mają inne priorytety badawczo – wystawiennicze niż Kresowianie, którzy wiążą z nim wielkie nadzieje. Obym się mylił w swoim przypuszczeniu i wtedy za tę pomyłkę szczerze przeproszę.
Kresowianom potrzebne jest muzeum, które będzie obiektywnie naświetlać dzieje Kresów we wszystkich aspektach ich istnienia.
Łącznie z ich tragiczną zagładą. Marzy im się muzeum, które będzie dokumentować wkład Polaków w rozwój cywilizacyjny Kresów bez fałszowania obrazu tamtej rzeczywistości na przestrzeni lat i wieków. W sferze oczekiwań jest prezentacja heroizmu wielu pokoleń kresowych Polaków, ale także pokojowych dokonań w sferze nauki, kultury sztuki. Wyeksponowania wymaga rola miast kresowych, zarówno tych metropolitalnych (Lwów, Wilno, Grodno), jak też mniejszych, będących w swoich regionach ważnymi ośrodkami polskości, która nie stała w sprzeczności z kulturą i wiarą innych narodowości zamieszkujących Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej. Nie ma potrzeby ukrywać, że nawet w sytuacji hegemonii polskiej kultury, następował proces twórczego przenikania z kulturami współmieszkańców tych ziem.
Na pewno warto poszukiwać, akcentować wszystko to co przez lata było wspólne dla Polaków, Ukraińców (Rusinów), Białorusinów, Rosjan, Litwinów, Żydów, Ormian, a więc wspólna historia, wspólnota losów, wspólne zwycięstwa militarne i porażki oraz wspólne osiągnięcia cywilizacyjne i gospodarcze. Nie należy epatować okropnościami jakie były udziałem Polaków na Kresach, ale w żadnym razie nie wolno ich przemilczać. Wszystkie oceny historyczne naszych relacji z narodowościami wspólnie z nami zamieszkującymi muszą spełniać kryteria prawdy. Bo tylko w prawdzie możemy także współcześnie budować godne stosunki między ludźmi, między narodami i między państwami.
To jest bardzo ważny postulat dla muzealników, którzy podejmą się arcyważnego zadania wprowadzenia do polskiej przestrzeni publicznej i do naszej świadomości narodowej prawdziwego obrazu dziedzictwa kresowego w wymiarze materialnym i duchowym. W tym obrazie musi się znaleźć panorama losów znaczącej części narodu polskiego na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, łącznie z wypędzeniem z Ojcowizny i z bohaterstwem czasów pokoju, jakim było niewątpliwie przyłączenie, a następnie zagospodarowanie Ziem Odzyskanych. Bo to przecież udziałem Kresowian w owych latach 1945 i późniejszych była historyczna zmiana wektorów na polskich szlakach dziejowych, z Jagiellońskiego, na Piastowski.
Oczywistym jest, że misja muzeum w wersji oczekiwanej przez Kresowian i wszystkich Polaków nie powinna się ograniczać do martyrologii, ale winna uwzględniać nasze wspólne wielowiekowe dziedzictwo kulturowe. Uznanie tego dziedzictwa za wspólne rodzi także wspólną polsko-ukraińską, polsko-białoruską i polsko-litewską odpowiedzialność za jego stan, pielęgnację, za jego istnienie w przestrzeni terytorialnej naszych sąsiadów. Podobną filozofię troski o wspólne polsko-niemieckie dziedzictwo na Ziemiach Odzyskanych przyjęliśmy jako element programu współpracy Dolnego Śląska z Dolną Saksonią. Jej przejawem jest coroczna Nagroda Kulturalna Śląska, którą przyznaje się ludziom różnych środowisk po obydwu stronach granicy, zaangażowanym w pielęgnowanie i promowanie dziedzictwa kulturowego obu regionów. W projekt ten od samego początku zaangażowane są właśnie muzea dolnośląskie i dolnosaksońskie.
Analogicznie może ten mechanizm działać w przypadku powstającego (na razie hipotetycznie) Muzeum Dziedzictwa Kresowego. Byłaby to praktyczna realizacja pięknej idei sąsiedztwa, gdyż sąsiadami byliśmy, jesteśmy i będziemy. Takimi inicjatywami buduje się mosty, porozumienia, a w konsekwencji pojednania. Ja wierzę, iż mimo różnych zawirowań historycznych, bolesnych doświadczeń i współczesnych kontrowersji, wokół pamięci historycznej i pewnych różnic politycznych w ocenie rzeczywistości w naszych krajach bilans dwustronnych relacji daje się sprowadzać do konstatacji, że więcej nas łączy, niż dzieli. Muzeum, o którym marzą Kresowianie, taką myślą przewodnią będzie się kierować w swojej statutowej działalności.
W czasach II Rzeczypospolitej funkcjonowała Państwowa Rada Muzealna, która sformułowała cele i przeznaczenie muzeów w sposób następujący: „Zadaniem muzeów jest podnoszenie i szerzenie wiedzy i kultury z dążeniem do ideałów prawdy dobra i piękna, a przez to służenie Rzeczypospolitej, narodowi i ludzkości”. W 1939 roku było w Polsce 175 muzeów i jednostek muzealnych.
Sądzę, że tak poetycko opisane dążenie do „prawdy, dobra i piękna” jest postulatem, który Kresowianie uważają za bardzo pożądany w odniesieniu do przyszłego Muzeum Dziedzictwa Kresowego. Bo deficyt prawdy o Polskich Kresach Wschodnich i niedocenianie lub przemilczanie ich piękna przynosi niepowetowane straty w dziedzinie tożsamości i kondycji moralnej narodu. Motyw utworzenia Muzeum Dziedzictwa Kresowego znalazł się także wśród postulatów wyborczych kandydata na Prezydenta RP Władysława Kosiniaka-Kamysza, który ma wiele serca i zrozumienia dla spraw kresowych.
Unik jaki zrobił Resort Kultury w kwestii Muzeum Dziedzictwa Kresowego próbując go „podmienić” jakimś bliżej nieokreślonym bytem nie świadczy najlepiej o szczerości intencji wobec Kresowian. Nie ma wątpliwości co do tego, że ważnym składnikiem patriotyzmu jest przywiązanie do własnych korzeni, a te korzenie dla znaczącej części naszego narodu są na Kresach. Kresowianie pamiętają o swoich korzeniach i swoim dziedzictwie, które jest integralną częścią dziedzictwa kulturowego, gromadzonego i tworzonego przez cały naród na przestrzeni wielu wieków. Ta troska Kresowian o korzenie i dziedzictwo to przejaw patriotyzmu.
Ten szlachetny stan ducha i umysłu powinien znaleźć wsparcie ze strony władz państwowych. Musi to być wsparcie realne, niepozorowane i zgodne z doświadczeniami, wiedzą i wyobraźnią, także Kresowian. Dlaczego Resort Kultury chce tworzyć muzeum bez udziału w projekcie Kresowian, którzy o jego realizację zabiegają od wielu lat? Czyżby ministerialni decydenci i lubelscy wyznawcy koncepcji Giedroycia przeczuwali, że wizje i koncepcje muzeum, które chcą stworzyć rozminą się z oczekiwaniami środowisk kresowych? Jeśli tak, to należy podjąć poważną debatę nad utworzeniem Muzeum Dziedzictwa Kresowego w stolicy kraju, jak to miało miejsce w odniesieniu do Muzeum Żydów Polskich „Polin” i Muzeum Powstania Warszawskiego.
Na takim rozwiązaniu zyska autorytet państwa, które da dowód troski o pamięć historyczną dużej części narodu polskiego. Ktoś obserwujący życie publiczne powiedział „iż każdy ma dwa powody tego co robi, ten szlachetny i ten prawdziwy”. W świetle powyższego twierdzę, że jeśli chodzi o projekt utworzenia muzeum, to optymalna będzie sytuacja, w której powód szlachetny jakim jest spełnienie oczekiwań środowisk kresowych będzie dla decydentów z resortu kultury, także tym powodem prawdziwym.
Nieuwzględnienie dorobku Kresowian i sprzyjających im historyków, którzy zgromadzili bogaty materiał o dziedzictwie materialnym i duchowym Kresów może dać w efekcie skrzywiony, ułomny czy wręcz fałszywy obraz polskiego wkładu w tego dziedzictwa tworzenie i ochronę. Należy podkreślić, że obrona polskiej pamięci historycznej, to jeden z najważniejszych obowiązków państwa, które zadanie takie może realizować m.in. poprzez swoją instytucję kultury jaką z pewnością może być dobrze zorganizowane wspólnie z Kresowianami i ich sojusznikami ze świata nauki oraz dobrze zlokalizowane (najlepiej w Warszawie) Muzeum Dziedzictwa Polskich Kresów Wschodnich.
dr Tadeusz Samborski
Prezes Stowarzyszenia Kulturalnego „Krajobrazy” w Legnicy
Na zdjęciach ekspozycja „Kresy i bezkresy” w Muzeum Niepodległości w Warszawie
Myśl Polska, nr 31-32 (2-9.08.2020)