Protesty, które wybuchły w Stanach Zjednoczonych już tydzień temu w związku ze śmiercią czarnoskórego George’a Floyda w Minneapolis, nasilają się nie tylko w Ameryce, ale wyglądają na inspirowane również w innych miastach na świecie. Zamieszkom na terenie USA towarzyszy plądrowanie sklepów i restauracji – w tym także należących do Afroamerykanów – oraz strzelaniny. Są ofiary śmiertelne. Policja twierdzi, że mamy do czynienia z zaplanowanym i zorganizowanym działaniem radykalnej lewicy.
Podczas jednej z demonstracji agresywnych anarchistów w Nowym Jorku miała brać udział córka gubernatora miasta, Chiara de Blasio. Zdaniem tamtejszej policji, z tego względu włodarz metropolii nie zezwolił na bardziej zdecydowane działania w celu szybkiego stłumienia zamieszek.
W niedzielę, w szóstą noc masowych rozruchów, w coraz większej liczbie miast wprowadzono godzinę policyjną. Służby porządkowe zdecydowały się także sięgnąć po gaz łzawiący i gumowe kule.
George Floyd 25 maja 2020 r. został aresztowany w dzielnicy Powderhorn, na południe od centrum Minneapolis w stanie Minnesota. Zakutego w kajdanki mężczyznę, który najpierw odmówił wyjścia ze swojego samochodu, a potem rzekomo nie chciał udać się do radiowozu policyjnego, funkcjonariusz Derek Chauvin zaczął przyduszać, dociskając kolanem kark mężczyzny do ziemi przez prawie 9 minut. W zdarzeniu uczestniczyło dwóch innych oficerów.
Wstępne wyniki oficjalnej sekcji zwłok nie wykazały, że Floyd zmarł z powodu uduszenia lub urazów spowodowanych aresztowaniem, ale że działania policji w połączeniu ze schorzeniami Afroamerykanina (choroba wieńcowa i choroba serca, nadciśnienie oraz potencjalne środki odurzające w jego organizmie) prawdopodobnie przyczyniły się do śmierci. Adwokaci rodziny Floyda zażądali niezależnej sekcji zwłok.
Incydent został zarejestrowany na smartfonach przez kilku osób postronnych, a następnie rozpowszechniony w mediach społecznościowych. Floyda aresztowano po tym, jak pracownik jednego ze sklepów wezwał policję, oskarżając go o użycie podrobionego banknotu dwudziestodolarowego.
Skuty w kajdanki miał błagać policjantów, by go nie zabijali. Skarżył się, że nie może oddychać. Nagrania wideo świadka, pokazujące aresztowanego Floyda powtarzającego: „Proszę”, „Nie mogę oddychać” i „Nie zabijaj mnie” zostało szeroko rozpowszechnione na platformach społecznościowych. Początkowo policjantów aresztowano, ale już następnego dnia zwolniono.
Federalne Biuro Śledcze (FBI) prowadzi dochodzenie w sprawie praw obywatelskich a dotyczące incydentu na wniosek Departamentu Policji w Minneapolis. Biuro kryminalne stanu Minnesota (BCA) bada również możliwe naruszenia przepisów lokalnych.
29 maja Chauvina, policjanta, który dusił czarnoskórego mężczyznę, aresztowano ponownie i oskarżono o zabójstwo trzeciego stopnia oraz zabójstwo drugiego stopnia. Adwokat hrabstwa Hennepin Michael O. Freeman powiedział, że oczekuje postawienia zarzutów przeciwko pozostałym policjantom, którzy mieli jakikolwiek związek ze śmiercią Floyda.
Na ulicach coraz goręcej
W następstwie śmierci mężczyzny i upowszechnienia nagrań w stanie, a później w innych miastach USA – obecnie także w innych krajach – wybuchły początkowo pokojowe protesty, które jednak szybko przerodziły się w zamieszki.
Niszczone są komisariaty policji, plądrowane sklepy i centra handlowe. Zwalane i niszczone są także pomniki bohaterów Południa z czasów wojny secesyjnej. Niektórzy demonstranci byli wyjątkowo agresywni względem policji.
W sumie protesty rozprzestrzeniły się na 100 miast. Śmierć Floyda porównano ze zgonem Erica Garnera w 2014 roku – nieuzbrojonego czarnoskórego mężczyzny, który powtórzył jedenaście razy: „Nie mogę oddychać” po tym, jak został aresztowany przez funkcjonariusza policji w Nowym Jorku na Staten Island.
Inni porównują demonstracje do tego, co się działo pod koniec lat 60. ub. wieku. Pokojowe protesty szybko rozprzestrzeniły się, doprowadzając do bezpośrednich starć z policją. Palone są budynki, a firmy są plądrowane. Cywile zostali objęci godziną policyjną. W ruch poszły kule gumowe, gaz łzawiący. Wykorzystano miotacze pieprzu.
Według Associated Press, policja aresztowała w weekend około 4 100 osób. Niemal tydzień po śmierci Floyda nie jest jasne, czy napięcia w całym kraju uspokajają się, czy nasilą. Co najmniej pięć osób zginęło w wyniku przemocy, która wybuchła, gdy demonstracje w części kraju przekształciły się w chaos. Od Detroit po Indianapolis rozległy się strzały z broni palnej. Władze poinformowały, że poniosło śmierć kilka osób w związku z protestami. W Omaha 22-letni czarnoskóry mężczyzna zginął w sobotę wieczorem w walce z właścicielem lokalnego biznesu.
Prezydent Trump w piątek wieczorem został zabrany przez agentów Secret Service do podziemnego bunkra w Białym Domu, w związku z eskalacją zamieszek nieopodal rezydencji prezydenckiej.
Keith Ellison, prokurator generalny stanu Minnesota, będzie prowadzić postępowanie sądowe związane ze śmiercią Floyda – poinformował w niedzielę gubernator Tim Walz.
Przy okazji zamieszek dochodzi do ostrych działań policji, a niekiedy do nadużywania nadmiernej siły. Dziesiątki dużych miast zdecydowało się wprowadzić już o 21.00 godzinę policyjną. Tysiące żołnierzy Gwardii Narodowej zostało wezwanych przez władze na pomoc w 26 stanach i Dystrykcie Kolumbii.
Niektórzy funkcjonariusze organów ścigania, od Nowego Jorku przez Des Moines po Spokane w stanie Waszyngton – czasami ubrani w sprzęt do tłumienia zamieszek – klękali przed protestującymi lub maszerowali, solidaryzując się z nimi. Akt ten stał się synonimem pokojowych protestów w ostatnich latach po tym, jak futbolista Colin Kaepernick ukląkł w ramach protestu przeciwko brutalności policji wobec nieuzbrojonych czarnych obywateli.
Trump obwinia Media Lamestream i Antifę
Prezydent Donald Trump obwinia za gwałtowny przebieg demonstracji i grabieże Media Lamestream oraz Antifę. „ML to naprawdę źli ludzie z chorym programem” – komentował Trump w niedzielę, sugerując, że środki przekazu usprawiedliwiają przemoc, grabieże i wandalizm, które miały miejsce w całym kraju pod pozorem protestów przeciwko śmierci Floyda.
„Lamestream Media robią wszystko, co w ich mocy, aby podsycać nienawiść i anarchię” – tweetował prezydent, oskarżając o rozsiewanie dezinformacji w celu wzbudzenia rewolucji.
Gdy w Minneapolis bezmyślnie niszczono prywatną własność i grabiono co się da, prezydent wysłał Gwardię Narodową, aby zrobiła to, czego nie mógł zrobić burmistrz miasta.
„Gwardia Narodowa została zwolniona w Minneapolis, aby wykonać zadanie, którego nie mógł wykonać demokratyczny burmistrz. Powinna była ona zostać użyta już dwa dni temu i nie byłoby szkód, a Komenda Główna Policji nie zostałaby przejęta i zrujnowana. Świetna robota Gwardii Narodowej!” – chwalił prezydent.
W niedzielę amerykański przywódca pogratulował Gwardii za zamknięcie „anarchistów kierujących ANTIFĄ”. Trump zachęcił inne miasta i stany rządzone przez Demokratów, by zezwolili na wkroczenie Gwardii Narodowej „zanim będzie za późno”. Zapowiedział też, że Stany Zjednoczone wpiszą ANTIFĘ na listę organizacji terrorystycznych.
Konserwatyści wzywają do bardziej zdecydowanych działań
Środowisko konserwatystów związanych z „National Review” wzywa prezydenta do bardziej zdecydowanych działań. Na razie Trump ma ograniczone możliwości reakcji, ze względu na istniejące przepisy, wymagające w pierwszej kolejności działania od władz miejskich i stanowych. Dopiero, gdy one nie będą w stanie poradzić sobie w obliczu anarchii, mogą zapaść decyzje na szczeblu federalnym.
Niektóre organizacje Afroamerykanów apelują o zachowanie spokoju i zaprzestanie wandalizmu.
Konserwatyści wskazują, że brutalność policji i obojętność na sprawiedliwość, może i często prowadzi do zamieszek, ponieważ utrata zaufania między władzą a obywatelami stwarza okazję do zła i działania ludzi pozbawionych skrupułów. A w skrajnych przypadkach, niewłaściwe zarządzanie może doprowadzić do rewolucji.
Z demonstrantami amerykańskimi solidaryzują się mieszkańcy Londynu, Toronto, czy Berlina, którzy w miniony weekend protestowali przed ambasadami USA.
W Londynie tysiące ludzi zebrało się w niedzielę, skandując: „Brak sprawiedliwości! Nie ma pokoju!”, trzymając tabliczki z napisem „Ile jeszcze?” Demonstranci naruszyli brytyjskie ograniczenia związane z epidemią COVID-19, ale policja ich nie powstrzymała.
Kilkaset osób zebrało się w sobotę na demonstracji pod hasłem Justice for George Floyd przed ambasadą USA w Berlinie. Tysiące innych spotkało się w sobotę w parku Christie Pitts w kanadyjskim Toronto, aby protestować przeciwko śmierci zarówno Floyda, jak i Regis Korczyński-Paquet. Kobieta zmarła w zeszłym tygodniu po upadku z balkonu na 24 piętrze, po wezwaniu policji do jej domu. Służby z Toronto badają incydent. Również Duńczycy udali się w niedzielę pod ambasadę amerykańską, trzymając tabliczki z napisem „Przestańcie zabijać czarnych”.
Część analityków uważa, że to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku nocy w głównych miastach Stanów Zjednoczonych, jest niedopuszczalne. Sytuacja pogorszyła się z powodu bierności federalnej i stanowej.
Domagają się egzekwowania prawa. Doszukują się nawet celowych działań politycznych. Znaczna część przemocy jest podżegana i koordynowana przez radykalne grupy. Jednak o wiele gorszy – ich zdaniem – jest brak determinacji władz stanowych i federalnych organów ścigania, by te zamieszki stłumić. Może to tylko zachęcać radykałów i anarchistów do kontynuowania wandalizmu, palenia i łupienia wszystkiego, co się da.
Zgodnie z art. IV Konstytucji USA, władze federalne mogą przyjść na pomoc na wyraźną prośbę władz stanowych. Ustawa z 1807 r. daje jednak prezydentowi uprawnienie do tłumienia w każdym stanie wszelkiego powstania, przemocy wewnętrznej, bezprawnego działania i spisku przy pomocy sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w razie potrzeby.
Po huraganie Katrina wzmocniono uprawnienia prezydenta, by umożliwić reagowanie na klęski żywiołowe, zagrożenie zdrowia publicznego, ataki terrorystyczne i inne katastrofy.
Ustawa Posse Comitatus Act z 1878 r. od dawna blokowała rozmieszczenie sił zbrojnych na potrzeby krajowych organów ścigania. Prawo to zawsze podlegało jednak wyraźnym wyjątkom konstytucyjnym i ustawowym. Ustawa o powstaniu jest takim wyjątkiem. Zwraca się jednak uwagę, że prezydent mógłby interweniować, gdyby zamieszki stały się bardziej powszechne.
Konserwatywni analitycy wzywają prezydenta i gubernatorów do współpracy w celu przywrócenia porządku, w tym przez rozmieszczenie wojska, jeżeli jest to konieczne.
Inni eksperci zwracają uwagę, że rasizm w Ameryce jest „śmiertelną raną” i „odzywa się” za każdym razem, gdy pojawia się jakiś incydent z udziałem białych i czarnoskórych mężczyzn, zwłaszcza policji. Kwestia rasizmu jest piętą achillesową Ameryki. Co jednak gorsze, jest ona wykorzystywana do lokalnej rozgrywki politycznej.
Wydarzenia w Ameryce piętnują chińscy i irańscy politycy. Były prezydent Iranu Mahmoud Ahmadineżad znalazł się pod ostrzałem po tym, jak tweetował, że „system światowych potęg ma doprowadzić do braku jedności, by utrzymać kontrolę nad wszystkimi społecznościami. Zabicie #GeorgeFloyd jest głęboko niepokojące i jest to skutek obecnego porządku światowego, przeciwko któremu wszyscy muszą się zjednoczyć”.
Krytyka anarchistów i radykalnej lewicy za „terroryzm wewnętrzny”
„Washington Post” komentował, że do sobotniej nocy co najmniej 75 miast było świadkami grabieży i innych rodzajów przemocy. Z kolei w mocno spolaryzowanym narodzie, w którym nawet noszenie masek stało się politycznym aktem, reakcje na zamieszki są nieadekwatne. Konserwatyści martwią się o prawo i porządek, kierując się „absurdalnymi tweetami prezydenta Donalda Trumpa podżegającymi do przemocy”. Tymczasem liberałowie mówią o „systemowym rasizmie i złym traktowaniu mniejszości przez policję”, ale nie okazują zaniepokojenia z powodu osób, które ucierpiały w wyniku zamieszek. Wiele z tych ofiar to Afroamerykanie m.in. imigranci z Etiopii, Salomon Haile i Rekik Abanieh, których restauracja St. Paul została spalona.
Waszyngtoński dziennik twierdzi, że wśród „zewnętrznych agitatorów” są grupy białych supremacjonistów i przedstawiciele skrajnej lewicy, postrzegający kryzys jako okazję do szerzenia niepokojów rasowych.
W wojnę kulturową włączyły się media społecznościowe, wyrażając poparcie dla demonstrantów. Facebook obiecał 10 milionów dolarów na walkę z rasizmem. Firma nie ujawniła jednak szczegółów na temat tego, dokąd trafią środki.
W niedzielę dyrektor generalny Intel-u, Bob Swan powiedział również, że jego firma przeznaczy milion dolarów na różne organizacje non-profit i grupy społeczne, które „zajmą się niesprawiedliwością społeczną i rasizmem”.
Zachęcał pracowników do przekazywania darowizn na rzecz fundacji Black Lives Matter, Centre for Policing Equity i NAACP Legal Defense Fund, chociaż nie było jasne, czy Intel przekaże darowizny bezpośrednio tym grupom.
Prokurator generalny nazwał działania skrajnej lewicy mianem „terroryzmu wewnętrznego”. Po aresztowaniu w sobotę wieczorem blisko czterystu najbardziej agresywnych osób na obrzeżach Nowego Jorku, burmistrz przyznał, że „istnieje wyraźny program przemocy” pochodzący od niewielkiej grupy ludzi.
– Jest dobrze zorganizowana, mimo że wiele osób kojarzy się z ruchem anarchistycznym i często uważamy, że nie są oni zorganizowani i nie mają hierarchii – mówił burmistrz podczas konferencji prasowej w niedzielę. – W tym przypadku mamy wielu ludzi, którzy są zorganizowani, planowali działania online, mają bardzo wyraźne zasady – dodał.
Późno w nocy w niedzielę nowojorski związek policji udostępnił dane zatrzymanej Chiary de Blasio, w tym datę urodzenia i adres, w poście na Twitterze, który został później usunięty. Związek zasugerował, że udział córki burmistrza w protestach wpłynął na jego decyzje dotyczące działań policyjnych.
„W jaki sposób NYPD może uchronić miasto NY przed wywołującymi zamieszki anarchistami, skoro burmistrz sprzeciwia się zaliczeniu córki do nich” – tweetował związek. „Teraz wiemy, dlaczego zabrania mobilizacji Jednostek Konnych i powstrzymuje NYPD przed wykonywaniem ich zadań” – komentowali policjanci.
Agnieszka Stelmach
Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2020-06-01)
Babilon płonie, czyli dlaczego Ameryka musi zostać zniszczona
Czytam od kilku dni zaskakująco naiwne komentarze na temat sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Zdaje mi się, że zarówno prawica, jak i lewica, są skrajnie odrealnione w swoich refleksjach na temat tego, co dzieje się aktualnie w Ameryce. Widzę głównie hasła, jedni i drudzy wygłaszają swoje tezy ex cathedra, często zupełnie bez odrobiny głębszej myśli, bez chwili choćby zastanowienia i pytania o genezę zjawiska. Niemal wszyscy powtarzają coś, co widać gołym okiem: „Babilon płonie”. Ale czy na pewno wiemy dlaczego?
„Dzikusi i barbarzyńcy” – krzyczy prawica, pokazując plądrowane i podpalane przez czarnoskórych sklepy. „Po wolność, na barykady, zemsty nadszedł czas” – słychać, równie naiwnie, u drugich. Zdaje się, że jak zwykle, każdy znalazł dość wygodne potwierdzenie tego, w co wierzy i wszyscy są szczęśliwi.
First things first, czyli krótko o tym, co wiemy o lewicy
Zacznijmy od „oczywistej oczywistości”. Antifa, która bierze czynny udział w zamieszkach, podburza tłum do rozbojów i podpala ulice amerykańskich miast, jest organizacją terrorystyczną. Nie potrzeba do tego uznania Trumpa, choć oczywiście łatwiej będzie teraz rozliczać lewicowych zwyrodnialców z ich przestępstw. Wiemy jednak od dawna, że tzw. „antyfaszyści” zarówno w USA, jak i na Starym Kontynencie, to zwyczajna miejska partyzantka, zbrojne ramię międzynarodowej lewicy, która próbuje zbijać polityczny kapitał na zamieszkach. W taki sam sposób podpalają ulice Madrytu, Paryża, Warszawy, jak i Waszyngtonu. W taki sam sposób walczą z policją. Są dobrze wyszkoleni w ulicznej zadymie, przechodzą nawet odpowiednie treningi, vide szkolenia sponsorowane przez ratusz Trzaskowskiego Warszawie.
Nie jest też tajemnicą, że wszystkie niemal organizacje lewicowe są sponsorowane przez wywiady państw, którym zależy na rozkręcaniu zadym w innych państwach. W Polsce strumień pieniędzy do dewiantów i podpalaczy płynie z Niemiec i Rosji, w Stanach nie zdziwiłyby podobne tropy, kilka innych też pewnie mogłoby się pojawić. Ale to, że na społecznym gniewie zyskuje politycznie lewica i to ona skutecznie podburza tłum do rebelii, to tylko jedna strona medalu. I w sumie znów, nihil novi sub sole. „Oczywista oczywistość”.
In God We Trust, w jakiego Boga wierzy Ameryka?
To teraz znacznie ciekawsza, druga strona medalu, którą tak trudno zobaczyć na łamach prawicowych tygodników opinii, które z apoteozy Stanów Zjednoczonych uczyniły ostatnio swoisty totem nowych czasów.
Włóżmy więc kij w mrowisko i przypomnijmy, że aż 30 procent czarnoskórych dzieci w Stanach Zjednoczonych żyje w ubóstwie, a śmiertelność czarnych kobiet przy porodach jest trzy razy wyższa niż białych. Czarnoskórzy mają 1/10 majątku białych rodzin. Dodatkowo, aż 40 milionów Amerykanów nie ma pracy. Wspaniały nowy świat i wielokulturowe społeczeństwo, którym często zachwyca się, zarówno w wymiarze popkultury, jak i w pogłębionym „inteligenckim” namyśle Europa, to raj dla jednych zbudowany na koszmarze drugich.
Zacznijmy od genezy tego, co widzimy na ulicach, bo myśląc o powodach jakiegoś zjawiska dobrze jest powrócić do „rzeczy samej”. Zostawmy zatem terrorystów z Antify i lewicowych parodystów z różnych stron świata, którzy naiwnie zachwycają się „buntem mas”. Odrzućmy otoczkę i wejdźmy w istotę rzeczy.
Co widzimy? Na wielu filmach udostępnianych w mediach społecznościowych obserwujemy policjantów, którzy nie przebierając w środkach rozliczają się z tłumem. Tłumem złożonym w ogromnej większości z czarnoskórych, którzy walczą z policją, podpalają ulice i plądrują sklepy. Włamują się do supermarketów i kradną co popadnie. Na porządku dziennym są grabieże butików marek kojarzonych z luksusem, tj. Louis Vuitton i włamania do sklepów sieci Apple, skąd wynoszone są kartony telefonów, tabletów i komputerów. Widzimy filmy, na których po włamaniu do sklepu sieci Nike, czarnoskóre kobiety wybiegają z kilkunastoma kartonami butów. Oto przed naszymi oczyma stają, w całej swej okazałości, ofiary kultu posiadania i kultu przemocy, czyli dwóch prawdziwych bogów, które konstytuują Amerykę.
Dlaczego tłum się tak zachowuje? Truizm, wszyscy wiemy, że jest silny, bo jest przekonany o bezkarności. Do kradzieży popycha go desperacka chęć posiadania, która w społeczeństwie amerykańskim /i jego klonach/ uznawana jest za synonim statusu społecznego. Lepszy samochód, lepszy dom, lepsze ubrania, to wszystko sprawia, że nasz status rośnie. Owszem, na co dzień zdobywamy dobra poprzez prace, ale przecież w rozumieniu tłumu – właśnie trwa wojna. Wojna z systemem, wojna z Babilonem, wojna ze światem białego człowieka.
Teraz wywróćmy nasze zakłamane – od samego początku – myślenie o Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Wszak już mit założycielski tego kraju to kłamstwo, w które wszyscy uwierzyliśmy. Z trudną do zrozumienia naiwnością zaakceptowaliśmy taką wersję zdarzeń, w której pochodzący z Genui Krzysztof Kolumb odkrył raj bez ludzi, który 130 lat później skolonizowali pochodzący ze Starego Kontynentu bogobojni purytanie. John Smith z Pocahontas trzymali się za ręce i śpiewali pieśń ku czci wiatru.
Wywróćmy także nasze przekonanie o tym, że Stany Zjednoczone są krajem chrześcijańskim, bo jest ono w równym stopniu powszechne, co błędne. Odnieść można wręcz wrażenie, że współczesną Amerykę zbudowano na skrajnie antyreligijnej wizji świata, w której Bóg był tylko fasadą, za którą bardzo często czaiła się przemoc. Ten gen przemocy wpisany jest w amerykańską kulturę od samego początku jej istnienia.
W rzeczywistości budowa Ameryki rozpoczęła holocaust Indian. Reporter Maciej Jarkowiec w książce „Powrócę jako piorun. Krótka historia Dzikiego Zachodu” pisał tak:
– W czasie ekspansji Stanów Zjednoczonych na zachód Biuro [ds. Indian] brało udział w czystkach etnicznych dokonywanych na indiańskich narodach. Wojna zawsze niesie ze sobą ludzkie tragedie, ale celowe rozsiewanie chorób, wytrzebienie bizonich stad, używanie alkoholu jako narzędzia do wyniszczenia społeczności, a także tchórzliwe mordowanie kobiet i dzieci konstytuują tragedię na tak przerażającą skalę, że nie można brać jej na karb nieuchronnego zderzenia odmiennych modeli cywilizacyjnych.
Amerykańskie obywatelstwo Indianom przyznawano dopiero od 1924 roku. Dziś żyje ich w Stanach blisko dwa i pół miliona, z czego milion mieszka w 326 „rezerwatach”. Należą do 500 plemion. Statystyki z rezerwatu Pine Ridge w Dakocie (drugi pod względem wielkości rezerwat w USA), który opisywał Jarkowiec, pokazują, że czterech na pięciu dorosłych Indian nie ma pracy, roczny dochód na głowę wynosi cztery tysiące dolarów (trzynaście razy mniej niż średnia krajowa), śmiertelność noworodków jest trzy razy wyższa niż średnia w USA. Odsetek samobójstw wśród ludzi młodych cztery razy większy.Kwitną za to alkoholizm, narkomania i prostytucja. Średnia życia jest dziesięć razy niższa niż w Afryce, ludzie rzadko dożywają 50-tki.
Kto płacze, gdy płonie Babilon?
Budowa Ameryki to budowa wielokulturowego społeczeństwa opartego na apoteozie przemocy, w której biali stworzyli system oparty na nędzy i wyzysku kolorowych.
To biali jeździli autobusami, w których czarni – niemal tak jak Polacy za czasów niemieckiej okupacji – stali z tyłu. To biali, jeszcze w latach 60-tych XX wieku mieli baseny i taksówki z napisem: „Only for white„. Na Południu Stanów istniały restauracje, gdzie można było zgodnie z prawem nie obsługiwać czarnych. Na ulicach instalowano krany z wodą, które dostępne były tylko dla białych. Można było, zgodnie z prawem, odmówić zatrudnienia kogoś ze względu na jego kolor skóry. I to nie w XVII, XVIII czy XIX wieku, tylko jeszcze w latach 50-tych i 60-tych ubiegłego stulecia.
Społeczeństwo wychowane w kulturze pogranicza, w której ziemię trzeba było zdobyć, często wyrwać od pierwotnego właściciela, a później obronić przed światem, to społeczeństwo, dla którego przemoc jest bogiem. Społeczeństwo, które do dziś nie wyobraża sobie obrony prywatnej własności inaczej niż najprostszym z możliwych sposobów, czyli za pomocą broni palnej.
Przecież to nikt inny, ale właśnie Amerykanie, odpowiadają za wyjątkowo łatwo usprawiedliwiane przez dzisiejszych moralizatorów, dywanowe nocne naloty nad Tokio, w których zginęło ponad 120 tysięcy osób. Przecież częścią amerykańskiego dziedzictwa są dwie bomby atomowe, które kosztowały życie kilkaset tysięcy osób. Owszem, to była wojna. Ale celem Stanów Zjednoczonych było zarówno minimalizowanie strat własnych żołnierzy, jak i zabicie jak największej liczby Japończyków (głównie ludności cywilnej), których Amerykanie nazywali „zwierzętami”.
Dla odmiany Irokezi, których – podobnie jak innych Indian – nazywano „dzikusami”, którzy żyli na terenach Pensylwanii i stanu Nowy Jork, tworzyli społeczeństwa nieporównywalnie bardziej egalitarne niż mieszkańcy Starego Kontynentu. Ich ziemia należała do wspólnoty, plony i zdobycze dzielono sprawiedliwie między wszystkich mieszkańców. Przybywający na te tereny misjonarze zauważali też, że wśród Irokezów nie było nędzarzy, bo plemię z troską pochylało się nad słabymi i chorymi. Nieporównywalnie silniejsza była też pozycja kobiet, a wobec dzieci nie stosowano surowych kar. To kto tu, do licha, był dzikusem?
W czasie trwających od kilku dni zamieszek, skutecznie podsycanych przez terrorystów z Antify, w wielu miejscach w Stanach Zjednoczonych obserwujemy iście dantejskie sceny. Rozbestwiony tłum zdewastował nawet pomnik Tadeusza Kościuszki, czyli człowieka, który w swoim testamencie przeznaczył swoje amerykańskie dobra na uwolnienie czarnoskórych niewolników Thomasa Jeffersona. Ale historia Ameryki to historia nigdy nie zrealizowanego testamentu Kościuszki. Oczywiście, nie dlatego pomnik przed Białym Domem zdewastowano. Bojówkarze nie mieli de facto pojęcia co demolują, ich gniew nie był skierowany przeciwko Kościuszce, ale przeciwko białemu człowiekowi, który w ich świecie symbolizuje – czemu trudno się dziwić – zło.
Zamiast zakończenia pozwolę sobie przypomnieć słowa, które w Polskim Radiu wypowiedział w 2016 roku sir Roger Scruton:
– Jedna rzecz, której nienawidzę, to bunt. I tylko przed nim się buntuję.
Równie mądra i pragmatyczna jest świadomość, że dziś Stany Zjednoczone to nasz strategiczny partner i najważniejszy sojusznik, pomimo wszystkich swoich wad. Partner nieporównywalnie bardziej przewidywalny niż, Boże uchowaj, nasz sąsiad ze wschodu. Niech jednak nasza miłość do Ameryki nie przesłoni nam prawdy.
Amicus Trump, sed magis amica veritas.
Artur Ceyrowski
Za: stefczyk.info (2020.06.01)
KOMENTARZ BIBUŁY: Zamieszczamy opinię p. Ceyrowskiego niezupełnie zgadzając się z niektórym jego wywodami. Np. płytkie operowanie pojęciem „biały” utożsamiające „białego” z wyzyskiem kolorowej ludności, czy to autochtonów czy przywiezionych czarnych niewolników.
Przede wszystkim, chcąc dyskutować o historii Ameryki czy choćby tylko Stanów Zjednoczonych nie sposób zrozumieć jej bez udziału handlarzy niewolników, czyli tej grupy kupców w większości zdominowanej przez diasporę żydowską. Czy przemilcza się ten kluczowy element poprzez brak wiedzy, czy przez autocenzurę? Nie sposób też pominąć trudów ustanowienia prawdziwego porządku moralnego i prawnego w nowej krainie, przez misje katolickie, którym przeciwstawiały się protestanckie sekty, które w końcu siłą i podstępem wygrały batalię o kontrolę nad ziemią i ludnością, tworząc autorytarną władzę dla niepoznaki nazywaną „demokracją”. Tak, jedni i drudzy rasowo byli „biali”, ale różnica pomiędzy nimi była zasadnicza, bo stawiali sobie inne cele, a to co zwyciężyło to właśnie efekt protestancko-masońskiego spisku ustanawiającego Novus Ordo Seclorum.
Czarna ludność rzeczywiście wiele cierpiała w historii Stanów Zjednoczonych, chociaż obiektywne opracowania pokazują, że w większości niewolnicy mieszkali w znośnych warunkach, zbliżonych do warunków innych pionierów w Ameryce, i w większości byli traktowani przyzwoicie. I bez porównania mieli lepsze warunki w tym czasie niż mieszkańcy Afryki. Niektóre wyjątki i ekscesy traktowania niewolników stały się kanwą dla powieści, a później wykorzystane były w procesie tworzenia mitów przydatnych do rozbudzania czarnej ludności w programach soc-inżynierii. A programy te, zakwitły w czasie rewolucji kulturowej tworzonej przez masonów, żydów i marksistów (to ostatnie jest często zlepkiem pierwszego i drugiego), którzy wypuszczoną na wolność czarną ludność podporządkowali sobie w celach destabilizacji ukształtowanego po latach porządku społecznego zbudowanego na bazie protestanckiego chrześcijaństwa.
Czarna ludność – en masse – wyjątkowo podatna na manipulację, stała się w rękach inżynierów społecznych sterowalnym tworzywem mogącym wpływać na kształt i destrukcję Ameryki. I dopóki będzie tkwił on w szponach tych zakulisowych grup, będzie niestety elementem groźnym, będzie młotem w ręku niekczemnika.
Podobnie, wywody Autora w sprawie Indian, są dość płytkie. Tutaj również mamy odwołanie się do historycznych manipulacji zrzucających winę za ich „holokaust” na „białego człowieka”, zupełnie nie widząc roli np. misji katolickich wśród Indian. To dopiero łamanie przez protestanckich barbarzyńców i przez wysłanników rządowych zawieranych z Indianami umów, wytworzyło niechęć do „białego” również wśród „czerwonej” ludności. Zbyt łatwo wszystkie winy zwala się na „białego”, podczas gdy to specyficzne grupy religijno-etniczne były odpowiedzialne za taki a nie inny kierunek kształtujący historię Stanów Zjednoczonych.