Aktualizacja strony została wstrzymana

Nasi praojcowie nie budowali państwa wielonarodowego

Polityka polska wobec Polaków na Kresach Wschodnich nie może pozostawać w cieniu ideologii „Rzeczpospolitej Wielu Narodów” i giedroycizmu. Oznacza to bowiem realizowanie interesów USA bądź Rosji i/lub globalizmu. Nie można też dla pozornie dobrych relacji z innymi państwami lekceważyć praw Polaków, ich potrzeb i zmuszać do identyfikowania się z państwami, które dążą do pozbawienia ich tożsamości narodowej, a nawet dóbr osobistych – twierdzi Kazimierz Frąckiewicz w rozmowie z portalem Kresy.pl.

Kazimierz Frąckiewicz, autor książki Polskość Kresów Wschodnich. Myśl narodowa wobec sprawy polskiej na Kresach Wschodnich a negacjonizm ich polskości [Wyd. Magna Polonia, Mysłowice 2020] udzielił wywiadu portalowi Kresy.pl.

Redakcja: Dlaczego napisał Pan książę dowodzącą polskości Kresów Wschodnich?

Kazimierz Frąckiewicz: Tematyka ta od dziesięcioleci jest celowo spychana na margines zainteresowania społecznego i zakłamywana, że jakoby Kresy Wschodnie nigdy nie były polskie, bo o ich polskości decydowało wyłącznie bardzo nieliczne tam ziemiaństwo. W świadomości współczesnego młodego pokolenia Polaków, Kresy Wschodnie to zaginiona cywilizacja, w której istnienie się powątpiewa i o której niewiele się wie. To zagadnienie zupełnie niezrozumiałe, mało ważne, z pogranicza sentymentów i iluzji, łatwo podlegające manipulacjom. Problematyka polskości Kresów Wschodnich pozostawiona jest poza obszarem regularnych badań uniwersyteckich. Jednocześnie zarówno polscy patrioci, jak i nasi nieprzyjaciele, zdają sobie sprawę, że Kresy Wschodnie są dla Polski i polskości szalenie istotne. Są podstawą naszej tożsamości, miejscem gdzie powstawała nasza kultura i źródłem naszej siły oraz suwerenności. Wobec pogrążania się Polaków w niewiedzy w kwestii Kresów Wschodnich, jak i celowych działań ideologiczno-dywersyjnych przeciwko tożsamości polskiej i polskim interesom na tym obszarze, podejmowanych również w łonie polskiej prawicy, napisanie tej książki stało się koniecznością, wymogiem racji stanu.

Redakcja: Kresy Wschodnie – co to znaczy?

Kazimierz Frąckiewicz: To terytorium ponad 500 tys. km², należące przed rozbiorami do Rzeczypospolitej szlacheckiej, a w części także do II Rzeczypospolitej (1918-1945). Obecnie są one podzielone pomiędzy kraje: Ukrainę, Litwę, Białoruś i Łotwę. Mówiąc zaś o Kresach Wschodnich w sposób zgodny z założeniami programu Narodowej Demokracji sprzed stulecia, powinniśmy rozmawiać o obszarze od Bugu do Dźwiny i Dniepru, liczącym około 400 000 km² i zamieszkiwanym obecnie przez około 21 mln mieszkańców, w tym, zgodnie z danymi Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, ok. 2,1 mln etnicznych Polaków.

Redakcja: Jakie były Pana zdaniem praprzyczyny słabości przedwojennej Polski i rychłego jej upadku w 1939 r. Czy w Pana ocenie zostały one współcześnie usunięte?

Kazimierz Frąckiewicz: Przyczyny słabości Polski, które legły u podstaw naszej narodowej katastrofy w latach 1939-1945 nie zostały usunięte, ani nawet rzetelnie zdiagnozowane. Upadek II Rzeczypospolitej miał te same przyczyny, co trudności w jej powstaniu, tj. brak wystarczającego potencjału terytorialno-demograficznego, nieumiejętność zagospodarowania całości spuścizny po Rzeczypospolitej szlacheckiej, poddanie się iluzjom o federacji z separatystycznymi etnosami na pomoście bałtycko-czarnomorskim, zamiast podjęcia wysiłku budowy zunifikowanego państwa na całym obszarze Polski historycznej. Biorąc pod uwagę założenia strategii państwowej, sformułowanej przez przywódców obozu narodowego przed stuleciem, to właśnie nieposiadanie Kresów Wschodnich jest przesłanką utraty niepodległości oraz kolejnych ziem polskich, a nie ich zachowania.

Redakcja: Popularny jest obecnie pogląd, iż przedrozbiorowa I Rzeczpospolita była federacją wielu państw i narodów, że był to twór wielonarodowy, wielokulturowy i wielocywilizacyjny, a nie katolicka, zunifikowana Polska, państwo narodu polskiego. Czy zatem państwo, które funkcjonowało na obszarze od Warty do Dźwiny i Dniepru nie było aby Rzeczpospolitą Wielu Narodów, jak twierdzą zwolennicy tej koncepcji?

Kazimierz Frąckiewicz: Nasi praojcowie nie budowali żadnego państwa wielonarodowego czy też wielokulturowego, jak to obecnie usiłują nam wmówić negacjoniści polskości Kresów Wschodnich. Wręcz przeciwnie. Nasi antenaci w teorii sarmackiej genezy narodu i państwa polskiego dawali wyraz poszukiwania swojego «ja», tradycji historycznych u boku innych wielkich nacji przez naród, który również poczuł się wielki i silny. I tego sarmackiego dziedzictwa dumy i jedności narodowej pragną teraz pozbawić nasz naród zideologizowani interpretatorzy historii. Dekonstruują oni i odbrązawiają naszą wiedzę historyczną oraz kwestionują polskie dziedzictwo na Litwie i Rusi. Zrezygnowanie z określenia „Polska”, na rzecz poprawnościowej formuły „Rzeczypospolita Obojga Narodów” bądź zupełnie ideologicznej nazwy „Rzeczypospolita Wielu Narodów”, nie jest rozwiązaniem dla nas korzystnym. Sprzeczne jest to też z prawdą historyczną. Łacińskie tytuły dzieł Marcina Kromera, czy też Szymona Starowolskiego, opisujących organizm państwowy istniejący przez rokiem 1795 na obszarze pomiędzy Wartą, Dźwiną i Dnieprem, zaczynały się przecież od słowa Polonia. W polskiej racji stanu leży podkreślanie zunifikowanego charakteru ziem dawnej Korony i Litwy. Regnum Poloniae istniało bowiem jako cywilizacyjne państwo narodu polskiego gente Ruthenus (Lithuanus) natione Polonus, złożone wprawdzie z kilku narodowości, ale przecież nie wielokulturowe i wielonarodowe. Rzeczypospolita szlachecka niewątpliwie była zatem państwem polskim, tyle że sama polskość nie była ujmowana w kategoriach etnograficznych (językowych), ale politycznych i cywilizacyjnych.

Redakcja: Czy Jerzego Giedroycia i Ludwika Mieroszewskiego można uznać za twórców polskiej, naszej własnej, koncepcji polityki wschodniej?

Kazimierz Frąckiewicz: W mojej ocenie, propagowanie koncepcji polityki wschodniej dla Polski, przedstawionej w latach 70. XX w. na łamach paryskiej „Kultury”, było czynnie wspierane przez administrację amerykańską. Zwłaszcza po tym, gdy w 1977 r. doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Jimmy’ego Cartera został Zbigniew Brzeziński, który „poszukiwał dróg pomocy nierosyjskim narodom Związku Radzieckiego” i „wsparł zwiększenie nakładów finansowych na Radio Wolna Europa i Radio Swoboda”. To właśnie w owym czasie w „Kulturze” ukazała się „Deklaracja w sprawie ukraińskiej” Do mnie przemawia to, co w sprawie „polskości” doktryny Giedroycia twierdzi świadek tamtych czasów, kierownik Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, Jan Nowak Jeziorański. Otóż Marian Kałuski w swojej czterotomowej monografii poświęconej sprawom Kresów Wschodnich, pt. „Sprawy kresowe bez cenzury”, przytacza wypowiedź Jana Nowaka Jeziorańskiego (zamieszczoną w czerwcu 1972 r. w polskojęzycznym miesięczniku „Na Antenie”, wydawanym przez Radio Wolna Europa właśnie) twierdzącego, iż ojciec tej koncepcji, red. Jerzy Giedroyc, czynnie wspierał interesy amerykańskie, a paryska „Kultura” – prezentująca amerykańskie spojrzenie na te sprawy – była także przez USA finansowana. Utrzymuje też, że J. Giedroyc żadnej polskiej wizji polityki wschodniej nie napisał, ale jej tekst otrzymał z Waszyngtonu z poleceniem druku. Kałuski przekonuje, że jest to amerykańska koncepcja polskiej polityki wschodniej, której realizację Biały Dom narzucił Warszawie jako „koncepcję Giedroycia”, po to by budować dla Ameryki z krajów Międzymorza bałtycko-czarnomorskiego swoisty Antyrosyjski Blok Narodów.

Redakcja: Ale przecież J. Nowak-Jeziorański mógł kierować się w stosunku do J. Giedroycia osobistymi animozjami. Popularny obecnie staje się pogląd, że doktryna Giedroycia jako koncepcja polskich bezwarunkowych ustępstw wobec krajów Europy Wschodniej, została błędnie odczytana.

Kazimierz Frąckiewicz: Jeżeli tak by było, to omyłka dotyczyłaby wszystkich, którzy tę doktrynę zgłębiali i ją rozpowszechniali. I to w okresie, gdy aktywnie działał sam Jerzy Giedroyc. Gdyby jego doktrynę błędnie odczytywano, zapewne by reagował. Dla mnie wymierne jest to, jakim językiem posługiwał się Redaktor Naczelny paryskiej „Kultury”, że propagował konieczność zrekompensowania narodom Ukrainy, Litwy i Białorusi „krzywd wyrządzonych ze strony wielowiekowego polskiego imperializmu”, co napisał wyraźnie w Deklaracji w sprawie ukraińskiej. Język pretensji i zarzutów pod adresem Polski, jak i wyrażany takim językiem postulat „naprawy krzywd”, znalazł wielu zwolenników tak w Kraju, jak chociażby Jerzy Kłoczowski, jak i zagranicą – m.in. Andrzej Sulima Kamiński. Trudno uwierzyć, aby Redaktor Naczelny „Kultury” mógł nie dostrzegać, jak jego koncepcja jest rozumiana, skoro wyraźnie się na nią powoływano. I tak np. Daniel Beauvois na pierwszych stronach swojego dzieła Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914, Lublin 2005 (tytuł oryginału Les confins de l’ancienne Pologne: Ukraine, Lituanie, Biélorussie XVIe-XXe siècles, Daniel Beauvois (éd.), préf. de Czesław Miłosz, Lille: Presses Universitaires de Lille 1988), zamieścił dedykację: „Wielkim Cieniom Redakcji paryskiej „Kultury”, która nam wskazała drogę”. Jaką drogę wskazał Francuzowi J. Giedroyc? Wyjaśnia to zamieszczony w książce zamiast przedmowy list Józefa Czapskiego do Autora z dnia 2 października 1987 r., wyrażający Francuzowi głęboką wdzięczność za zdemaskowanie „fałszywej wizji Polski w sienkiewiczowskim stylu”, „fałszywego obrazu Polski jako „Chrystusa narodów” i „fałszywej wizji Polski „godnej i nieszczęśliwej” oraz podziw za odbrązowienie poetyckiej wizji Ukrainy Juliusza Słowackiego poprzez ukazanie „niesłychanego wyzyskiwania polskiej szlachty na Ukrainie”, „barbarzyńskiej polskiej kolonizacji” chłopów na „Białorusi” i „Ukrainie” i „kryminalnej roli Polaków wobec Ukraińców”. Moje wnioski odnośnie doktryny Giedroycia są takie, że jeżeli Giedroyciem kierowała dobra wola i polska racja stanu, to sformułował on doktrynę w zupełności błędną, dla polskiej racji stanu szkodliwą. Nie można w mojej ocenie twierdzić, że była ona prawidłowa, ale tylko błędnie odczytana.

Redakcja: W jakim celu doktryna Giedroycia miałaby zostać zaproponowana Polakom?

Kazimierz Frąckiewicz: W wieku XX-tym, po II wojnie światowej, polityce historycznej PRL został narzucony przez Rosjan negacjonizm polskości Kresów Wschodnich. O polskości Kresów Wschodnich nie wolno było mówić, ani pisać. Sowieci byli zainteresowani tym, by nie kwestionować ich zdobyczy terytorialnych na polskich ziemiach wschodnich. Wspierali ich miejscowi kolaboranci, od Wandy Wasilewskiej i Bolesława Bieruta po Wojciecha Jaruzelskiego i jego apologetów. Z kolei Polacy przebywający w okresie „zimnej wojny” na Zachodzie pozostawali pod wpływem polityki Stanów Zjednoczonych, ukierunkowanej na wykorzystanie nierosyjskich narodów Związku Sowieckiego, zwłaszcza Ukraińców, do osłabienia i w konsekwencji – upadku ZSRR. Popieranie Polaków przeciwko interesom terytorialnym zdominowanych przez Rosjan narodów ZSRR było zatem sprzeczne ze strategicznym interesem USA. Cóż bardziej mogło więc zabezpieczać te – o ironio – spójne sowiecko-amerykańskie interesy, niż przedstawienie koncepcji bezwarunkowego wycofania się Polski z Kresów Wschodnich jako doktryny „polskiej”? Obecnie zaś doktryna Giedroycia może doskonale służyć procesom denacjonalizacji i globalizacji w Europie Środkowo-Wschodniej. W tym kontekście, w historiograficznym konstrukcie mitycznej „Rzeczypospolitej Wielu Narodów” chodzi o zdezorientowanie Polaków i sparaliżowanie naszego oporu przed perspektywą zniekształcenia naszych dziejów ojczystych i podstaw tożsamości narodowej. Ponadto celem globalistów jest wykorzystanie polskiego potencjału narodowego dla wciągnięcia Białorusi i Ukrainy w orbitę ich wpływów, a w przypadku Litwy – umocnienie zależności już istniejących.

Redakcja: Dlaczego uważa Pan, że Kresy Wschodnie były ważnym czynnikiem dla suwerenności Polski?

Kazimierz Frąckiewicz: Mogę odpowiedzieć na to słowami Joachima Bartoszewicza, przedwojennego Prezesa Stronnictwa Narodowego, że „Polska jest powołana, by stać się siedliskiem cywilizacji i wolności w tym regionie Europy, który jest pomostem między Wschodem i Zachodem. […] nie może być ona małym, okaleczonym państwem, lecz potęgą zdolną oprzeć się wrogom wolności i porządku publicznego.” Bartoszewicz podnosił, że „Polska na to, aby mogła zachować swój byt niepodległy i bezpieczny, musi być państwem wielkim, silnym i terytorialnie rozległym.” Podzielam też opinię Romana Dmowskiego, że „Dla każdego, kto choć cokolwiek rozumiał geografię polityczną Europy, musiało być jasne, że na tej ziemi, na której się kończy Europa Zachodnia i która stanowi wyjście na rozległe równiny Wschodu, nadto, jak w ostatnich czasach, położonej między dwoma wielkimi państwami, Niemcami a Rosją, miejsca na małe, słabe państewko nie ma. Tu może istnieć tylko państwo wielkie. […] Kto tedy myślał naprawdę o odzyskaniu niepodległości i kto rozumiał, co to jest niepodległość, ten musiał myśleć o odbudowaniu Polski w takich warunkach, z takim obszarem, żeby mogła stać się państwem silnym, od sąsiadów niezależnym, zdolnym do wielkopaństwowej polityki”.

Redakcja: Jakie Pana zdaniem są główne źródła wiedzy koncepcji Rzeczypospolitej Wielu Narodów?

Kazimierz Frąckiewicz: Pierwszym i najważniejszym jest rosyjska historiografia imperialna, która po powstaniu listopadowym 1830 r. podjęła energiczne działania w kierunku reinterpretacji historii Litwy, przedstawienia jej dziejów jako „rosyjskich”. Pierwszą taką pracą, włączającą historię Litwy w skład historii Rosji, było opracowanie petersburskiego historyka Nikołaja Gierasimowicza Ustriałowa, O Księstwie Litewskim. Studium zagadnienia, jakie miejsce Wielkie Księstwo Litewskie powinno zajmować w historii Rosji, Sankt Pietierburg 1839. Po powstaniu styczniowym ustriałowska koncepcja „Ruskiej / Rosyjskiej Litwy”, zwanej również koncepcją „Drugiej Rusi / Rosji”, gromadzącej wraz z państwem moskiewskim wokół siebie fragmenty państwa staroruskiego, legła u podstaw praktycznie wszystkich opracowań rosyjskich poświęconych historii Litwy. W państwie położonym pomiędzy Wartą a Dźwiną i Dnieprem Rosjanie nie upatrywali zunifikowanej, jednonarodowej, cywilizacyjnej Polski (Rzeczpospolitej Polskiej, Rzeczpospolitej Korony i Litwy, Królestwa Polskiego), ale międzynarodową federację państw i narodów pod formalną nazwą „Riecz Pospolitaja”, bez dookreśleń wskazujących na związek tego państwa z Polską. Przedrozbiorowa Rzeczypospolita nie mogła być przez Rosjan uważana za Polskę ponieważ rosyjscy ideolodzy, osoby publiczne i historycy mieli za cel dekonstrukcję polskich historycznych wątków, które odnosiły się do integralności Rzeczypospolitej w granicach do 1772 roku, a ponadto w latach sześćdziesiątych XIX wieku wśród rosyjskiej inteligencji popularna staje się koncepcja zachodniorusizmu: „Zachodni Kraj” (polskie Kresy Wschodnie) to, według tej koncepcji, ziemie rdzennie rosyjskie, które stanowiły organiczną część księstw północno-zachodniej i południowo-zachodniej Rusi, później stały się częścią „Państwa Litewsko-Rosyjskiego”, po czym przez trzy stulecia podlegały spolszczeniu. Konstruowanie historii „Zachodniej Rosji” (polskich Kresów Wschodnich), w skład której wchodziły dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego, było jednym z głównych narzędzi do stworzenia nowej panoramy postrzegania tego regionu. Nauka historyczna w tym mechanizmie praktyk ideologicznych pozwalała z jednej strony utrwalić Litwę w świadomości społeczeństwa rosyjskiego jako „własne” terytorium, z drugiej zaś strony zdyskredytować „polskie mity” i pokazać bezpodstawność polskich roszczeń do ziem litewskich. W pracach profesora uniwersytetu moskiewskiego Iwana Iwanowicza Łappo wybrzmiała teza, że po zawarciu unii lubelskiej Wielkie Księstwo Litewskie nie stało się prowincją Królestwa Polskiego (zjednoczonej Korony i Litwy), ale pozostało „Państwem Litewsko-Rosyjskim”. Łappo twierdził, że Riecz Pospolitaja była krajem federalnym, „Państwo Litewsko-Rosyjskie” zachowało w nim wysoki poziom niezależności i że nie może być mowy o pełnym jego zjednoczeniu z Polską. Z kolei inny profesor uniwersytetu w Moskwie Matwiej Kuźmicz Liubawski dowodził, że w składzie federalnej Rieczy Pospolitoj były także dwie prowincje rosyjskie: Ruś / Rosja Biała i Ruś / Rosja Czerwona. Rosyjska koncepcja Rieczy Pospolitoj stała się następnie źródłem wiedzy dla historiografii krajów ULB, a także dla tych polskich intelektualistów, dla których przedrozbiorowa Polska jawiła się jako twór imperialny, gnębiący Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. Znamienne jest to, że twórcy przedrewolucyjnej rosyjskiej historiografii imperialnej, autorzy koncepcji „Państwa Rosyjsko-Litewskiego”, tacy jak prof. uniwersytetu kijowskiego Władimir Bonifatiewicz Antonowicz (vel Włodzimierz Antonowicz vel Wołodymyr Antonowycz) oraz prof. Uniwersytetu moskiewskiego Matwiej Kuźmicz Liubawski stali się nauczycielami założycieli narodowej historiografii białoruskiej i ukraińskiej. Spośród Ukraińców chodzi tu o uczniów W. Antonowicza: Mychajło Hruszewskiego oraz Mikołę Pawłowicza Daszkiewicza. Spośród Białorusinów wymienić zaś należy Mitrofana Wiktorowicza Downar-Zapolskiego (ucznia W. Antonowicza) oraz Uładzimiera Iwanawicza Piczetę, pierwszego rektora Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego (1921-1930) (ucznia Matwieja Kuźmicza Liubawskiego). Natomiast rusyfikacja historiografii żmudzińskiej jest konsekwencją zaproszenia przez władze Republiki Litewskiej (kowieńskiej) do objęcia katedry historii Litwy na uniwersytecie w Kownie moskiewskiego profesora Matwieja Liubawskiego. Opracował on w 1921 r. specjalny ku temu program kursu uniwersyteckiego. Gdy jednak Liubawski zdecydował się na pozostanie w Moskwie, wówczas Rada Wydziału Humanistycznego kowieńskiej uczelni zaproponowała to stanowisko innemu moskiewskiemu specjaliście od historii polsko-litewskiej – Iwanowi Iwanowiczowi Łappo. Profesor Łappo był uczniem Siergieja Fiodorowicza Płatonowa, który z kolei studiował u Konstantina Nikołajewicza Biestiużiew-Riumina, kierownika katedry historii uniwersytetu petersburskiego. Drugim istotnym źródłem koncepcji Rzeczypospolitej Wielu Narodów są interesy globalistów, w tym uzasadnienie polityki przyjmowania imigrantów przez Polskę i inne kraje funkcjonujące współcześnie na obszarze wyobrażonej byłej Rzeczypospolitej Wielu Narodów. Jakże bowiem mamy obawiać się „uchodźców” należących do innych kultur, skoro przez tyle wieków stanowili oni jakoby o potędze Rzeczypospolitej – wynika z założeń opisywanej ideologii. W konsekwencji stymuluje się bardzo współczesny skutek w postaci stopniowego przekształcania etnograficznej Polski i innych państw regionu w obszary wielonarodowe i wielocywilizacyjne.

Redakcja: Znajdują się osoby, które utrzymują, że źródeł negowania polskości Kresów Wschodnich należy poszukiwać w polskim obozie narodowym. Czy zgadza się Pan z tym poglądem?

Kazimierz Frąckiewicz: Taka myśl została niedawno wyartykułowana przez jednego z prawicowych intelektualistów. Jest to jednak absolutna niedorzeczność. Odpowie niech na to sam Roman Dmowski – „tylko chorobliwym stanem narodowej duszy można wytłumaczyć sobie tak wielką liczbę ludzi, co by się z lekkim sercem wyrzekli się tego dziedzictwa (polskich Kresów Wschodnich), nawet nie mogąc wiedzieć w dzisiejszych warunkach, na czyją rzecz abdykację podpisują”. Związanie negacjonizmu polskości Kresów Wschodnich z myślą Romana Dmowskiego i Jana Ludwika Popławskiego doprowadziłoby do uczynienia wizji owego negacjonizmu koncepcją bezalternatywną nie tylko dla tych Polaków, którzy byli oczarowani ideą jagiellońską i zostali następnie zmanipulowani przez ideologię giedroycizmu, ale także dla polskich środowisk narodowych, które dotąd giedroycizmowi nie uległy. Nie mogło być na to mojej zgody.

Redakcja: Kto zatem obecnie sugeruje Polakom negowanie polskości Kresów Wschodnich?

Kazimierz Frąckiewicz: Negacjonizm polskości Kresów Wschodnich to wynik oddziaływania na Polaków obcych interesów, w szczególności rosyjskiego lub amerykańskiego imperializmu, ukraińskiego nacjonalizmu oraz ponadnarodowych, globalistycznych organizacji. To one promują, w tym za pośrednictwem swoich agentów wpływu lub ludzi nie rozumiejących polskiej racji stanu, sceptycyzm odnośnie wartości cywilizacji polskiej oraz zasadności istnienia Polski jako organizmu silnego, terytorialnie rozległego i ludnego.

Redakcja: Jak Pana zdaniem powinna wyglądać współczesna polityka Rzeczpospolitej względem polskiej mniejszości na Kresach Wschodnich, w kontekście tego jak jest aktualnie prowadzona? Jakie zadania stoją w tym zakresie przed polskimi politykami? Jaka sfera polskości na Kresach powinna być uważana za priorytet tej polityki (kultura, kwestie administracyjne)?

Kazimierz Frąckiewicz: Polityka polska wobec Polaków na Kresach Wschodnich nie może pozostawać w cieniu ideologii Rzeczpospolitej Wielu Narodów i giedroycizmu. Oznacza to bowiem realizowanie interesów USA bądź Rosji i/lub globalizmu. Nie można też dla pozornie dobrych relacji z innymi państwami lekceważyć praw Polaków, ich potrzeb i zmuszać do identyfikowania się z państwami, które dążą do pozbawienia ich tożsamości narodowej, a nawet dóbr osobistych. Absurdalne i szokujące są w tej mierze tezy wypowiadane przez niektórych polityków, że polska mniejszość narodowa na Kresach Wschodnich stanowi „wyzwanie” „problem”, „przeszkodę” dla prowadzenia „polskiej” polityki na Wschodzie. Podstawą wszelkiej tożsamości jest kultura i to ona powinna być lansowana na Kresach Wschodnich. Niemniej, aby Polacy mogli zachować i pielęgnować na Kresach Wschodnich swoją kulturę, a tym bardziej aby mogła ona odzyskać tam należne jej miejsce, należałoby najpierw zapewnić Kresowianom bezpieczeństwo fizyczne i podstawy ekonomiczne funkcjonowania w miejscach obecnego zamieszkania. O tym pierwszym decyduje siła naszego państwa, także w kontekście zdolności militarnych. O tym drugim – kondycja gospodarki narodowej. Te instrumenty, uchwycone przez polskich mężów stanu, których niestety nam obecnie brakuje, stworzyć mogą właściwe środowisko rozwoju kultury polskiej. Wówczas na nowo rozkwitnie ona na rozległych obszarach od Bugu do Dźwiny i Dniepru. Bez zapewnienia zaś tych warunków Kresowianie będą emigrować do Polski etnograficznej, albo do krajów trzecich.

Redakcja: Jakie Pana zdaniem główne błędy zostały popełnione w omawianej sferze polityki w ciągu ostatniego pięciolecia (rządów Prawa i Sprawiedliwości)?

Kazimierz Frąckiewicz: W ostatnich latach jest kontynuowana polityka narzucona Polsce przez Amerykanów u progu III RP. Obóz rządzący napęczniał bowiem od wpływów różnej maści polityków i ideologów, którzy wcześniej politykę tę realizowali u boku Unii Wolności. Trudno też uznać za przemyślaną politykę ratowania krajowej demografii poprzez zachęcanie Kresowian do emigracji nad Wisłę. Repatriacja powinna bowiem dotyczyć ziem nie będących regionami Polski historycznej: Rosji, Syberii, Kazachstanu, Ameryki Łacińskiej, gdzie osiedlało się lub było wywożonych wielu Polaków. Niemniej jednak w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości po raz pierwszy doszli do głosu także tacy ludzie, którzy spoglądają na sprawy Kresów Wschodnich przez pryzmat polskiej racji stanu. Wymienić tu należy w szczególności prof. Jana Źaryna, nominowanego na dyrektora nowej instytucji kultury – Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

Redakcja: Dziękujemy za rozmowę.

Za: Kresy.pl (25 maja 2020) | https://kresy.pl/publicystyka/nasi-praojcowie-nie-budowali-panstwa-wielonarodowego/