Dodano (część I): 2020-04-7 11:22 am
GŁOSY ZA ODRY – NIEMCY DEBATUJĄ O KORONAWIRUSIE (CZʌĆ I)
6 kwietnia dziennik „Bild” podał, że powstał 29 stronnicowy ekspercki dokument zawierający ostrą krytykę błędnej, „zagrażającej demokracji i społeczeństwu”, strategii rządu zwalczania epidemii koronawirusa (zob. https://www.bild.de/bild-plus/ratgeber/2020/ratgeber/experten-corona-massnahmen-gefaehrden-demokratie-und-gesellschaft-69883870,jsRedirectFrom=conversionToPay,view=conversionToPay.bild.html).
Jednym z sześciu autorów tego dokumentu jest internista prof. Matthias Schrappe. Od 2002 do 2005 r. Schrappe był dyrektorem kliniki uniwersyteckiej w Marburgu, od 2006 do 2007 r. kierował sprawami naukowymi uniwersytetu Witten/Hardecke, od 2007 do 2011 r. był pełnomocnikiem generalnym Rady Nadzorczej kliniki uniwersytetu we Frankfurcie nad Menem. Od 1990 r. wykładał w Kolonii, Marburgu, Grazu, Luksemburgu i Trewirze. W 1996 r. został privatdozentem na uniwersytecie w Kolonii. Wykładał m.in. bezpieczeństwo pacjenta, zarządzanie jakością i ryzykiem, „evidence-based medicine”. Od 2005 r. członek a w latach 2007-2011 zastępca przewodniczącego Rady Ekspertów ds. Zdrowia, organu doradzającego ministrowi zdrowia.
W wywiadzie dla „Bilda” prof. Schrappe powiedział m.in.: „Jesteśmy przyzwyczajeni do pracy metodami naukowymi i szybko ustaliliśmy, że istnieją poważne braki, jeśli chodzi o bazę liczbową. Liczby się nie zgadzają. A są niezwykle ważne przy podejmowaniu właściwych decyzji politycznych. Nie można ocenić, jaka jest umieralność, ponieważ do tego potrzebna jest liczba zarażonych. Drugi problem to ten, że na przykład starego człowieka, który zaraził się koronawirusem i dwa dni potem zmarł na wylew, traktuje się jako „zmarłego na koronawirusa”, także wtedy, kiedy nie miał żadnych symptomów infekcji. Taką metodę stosuje się prawie we wszystkich landach, a jest ona całkowicie błędna. O podjętych przez rząd środkach prewencyjnych mówi prof.Schrappe, że mają paradoksalne efekty, ponieważ im skuteczniejszy jest częściowy „shutdown”, tym dłużej musimy go utrzymywać. W przeciwnym razie grozi druga fala infekcji, ponieważ w wyniku zakazu kontaktów, nie dochodzi do uodpornienia społeczeństwa. Prof. Schrappe mówi: „Wprowadzone obecnie środki zagrażają demokracji i społeczeństwu. Dławią naszą gospodarkę i zwiększają nierówności społeczne. Mało kto bierze się pod uwagę, że bezrobocie i bieda, które w dłuższej perspektywie pojawią się jako skutek podjętych środków, także przyniosą zgony”.
*****
31 marca na portalu tygodnika „Der Spiegel” („spiegel-online”; https://www.spiegel.de/wissenschaft/medizin/coronavirus-die-zahlen-sind-vollkommen-unzuverlaessig-a-7535b78f-ad68-4fa9-9533-06a224cc9250) ukazała się rozmowa z prof. Gerdem Antesem, ekspertem w dziedzinie statystyki medycznej, wykładającym na Uniwersytecie Medycznym we Fryburgu. Prof. Antes należał do założycieli Niemieckiej Sieci Medycyny Opartej na Dowodach (Deutsches Netzwerk Evidenzbasierte Medizin)
Julia Merlot ze „Spiegla” pyta na samym wstępie: „Jak niebezpieczny jest według Pana koronawirus?”. Prof. Antes szczerze odpowiada: „Źebym to ja wiedział”.
Wynotujmy główne myśli i informacje z wypowiedzi prof. Antesa: wszystkie podawane liczby są niepewne; nie wiemy jak śmiertelny jest nowy koronawirus w porównaniu do wirusów grypy i jaka jest, w porównaniu z nimi, szybkość jego rozprzestrzeniania się; nie wiemy, ilu ludzi do tej pory zaraziło się nowym koronawirusem i ilu zarażonych przybywa dziennie; nie ma jasności co do tego, jak wielu ludzi umiera, a ponadto nie wiemy, w ilu przypadkach ich śmierć pozostaje z infekcją w związku przyczynowo-skutkowym; dane podawane w mediach mówią o tym, ilu ludzi jest „ koronapozytywnych” na podstawie testów, natomiast ilu ludzi rzeczywiście do tej pory zaraziło się w całej populacji – nie wiemy; obecnie co do zasady, każdy zmarły, który był w kontakcie z wirusem, liczony jest jako zmarły na COVID-19; normalnie, w przypadku pacjentów, którzy chorują na inne poważne choroby, przyjmuje się, że przyczyną ich śmierci są choroby podstawowe (Grunderkrankungen), natomiast obecnie, jeśli mieli kontakt z koronawirusem przyjmuje się, że to choroba infekcyjna była przyczyną śmierci. W żadnej mierze nie można polegać na podawanych obecnie liczbach dotyczących zgonów; jeśli w Niemczech nagle zacznie się przeprowadzać więcej testów, znajdzie się w oczywisty sposób więcej zainfekowanych, jednakże, czy rzeczywiście więcej ludzi się zaraziło, tego nie wiadomo. W moim osobistym otoczeniu w testowaniu panuje chaos; ilu ludzi w całej populacji jest zakażonych nie jest jasne; należałoby regularnie, najlepiej co tydzień, badać reprezentatywny przekrój ludności pod kątem infekcji, to mogłoby dać solidną podstawę do podejmowania decyzji, ponieważ udział zainfekowanych w takiej losowej próbie pozwoliłby wnioskować o całościowym obrazie sytuacji i oszacować, czy i jak wzrasta liczba nowych infekcji a także ilu pacjentów może się znaleźć w szpitalach; do tej pory nie ma zwalidowanych testów na obecność antyciał; baza danych jest wątpliwa; mam poczucie, że liczby są przeszacowane, ale być może się mylę; pilnie potrzebujemy wiarygodnych danych; trzeba wyważyć ryzyka i szanse; obecne środki ochronne dotykają znacząco więcej ludzi niż jest bezpośrednio zagrożonych przez wirus; jeśli przyszłaby długotrwała recesja, oznaczałaby to gospodarcze i osobiste szkody albo wręcz ruinę milionów ludzi, to również będzie miało ciężkie skutki zdrowotne, do tego dojdą fatalne skutki społeczne, które też odbiją się negatywnie na sytuacji zdrowotnej ludności.
*****
Jens Berger przeprowadził dla portalu NachDenkSeiten rozmowę (https://www.nachdenkseiten.de/?p=59617 ) z prof. Gerdem Bosbachem, matematykiem i statystykiem. Do 2019 roku Bosbach wykładał statystykę i empiryczne badania nad gospodarką i społeczeństwem w Wyższej Szkole Zawodowej w Koblencji. Był naukowym doradcą Federalnego Urzędu Statystycznego i pracował w wydziale statystycznym Federalnego Zrzeszenia Dentystów Kas Chorych. Razem z Jensem Jürgenem Korffem napisał książki Kłamać liczbami. Jak manipuluje się nami za pomocą statystyk (Lügen mit Zahlen. Wie wir mit Statistiken manipuliert werden, München 2011) oraz Prestigitatorzy liczb (Die Zahlentrickser, München 2017). Bosbach krytykuje propagowanie w związku z falą wirusowych infekcji horrorystycznych scenariuszy przez rozmaite organizacje, instytucje i media; niedopuszczalne jest, jego zdaniem, posługiwanie się modelami symulacyjnymi, których parametry stale się zmieniają. Emocje wywoływane przez media pokazujące trumny i kostnice we Włoszech – mówi prof. Bosch – zakłócają nasz osąd sytuacji. Kiedy patrzymy przez lupę, widzimy jedynie niewielką część ogólniejszego obrazu, przez co tracimy orientację. Mamy do czynienia z pojęciowym zamętem. Mimo iż żadne liczby i dane statystyczne nie są ani potwierdzone, ani wiarygodne, podaje się je tak, jakby były. Nie przeprowadza się badań na reprezentatywnej grupie ludności, toteż nie wiemy na pewno, ilu ludzi jest chorych, ilu zmarło. Nie znamy zależności przyczynowo-skutkowych. Jeśli śmiertelnie chory człowiek, którego wiele organów powoli przestaje funkcjonować, zarazi się wirusem a potem umrze, to można go zaliczyć do „zmarłych na koronę”. Wszystko zależy od tego, kto liczy. Słyszymy w mediach dyrektora Instytutu Roberta Kocha Lothara Wielera objaśniającego, że „według nas umarł na koronawirusa ten, u kogo wykryto infekcję”, czyli ten, u kogo wynik testu był pozytywny. Zatem to, jakie były rzeczywiste przyczyny śmierci, w istocie nie gra żadnej roli. Według prof. Bosbacha tradycyjna grypa jest w tym roku relatywnie słaba, stąd też możliwe, że COVID-19 w ogóle, lub tylko minimalnie, podniesie tegoroczną śmiertelność w Niemczech. Jens Bereger pyta prof. Bosbacha, czy w sytuacji, kiedy, mimo iż nie ma wiarygodnych danych, na podstawie których można by podjąć decyzje, wprowadza się drakońskie środki ochronne, co będzie, kiedy nadejdzie światowy kryzys? Co może się wydarzyć, jeśli za rok albo za dwa lata statystycy medyczni dojdą do wniosku, że źle oceniono sytuację i że te drakońskie środki w ogóle nie były potrzebne? Czy nie byłaby to katastrofa dla nauki? Co politycy wówczas powiedzą narodowi? Prof. Bosbach mówi, że nie musimy patrzeć w przyszłość. W 2009 roku pojawił się wielki strach przed rzekomo niesamowicie groźną „świńską grypą”. Była całkowicie przeszacowana i koniec końców przebiegła łagodniej niż wiele sezonowych gryp w poprzednich latach. O tym się dzisiaj nie pamięta, ponieważ po kryzysie, który nie nastąpił, nikt się z błędów nie rozliczył. Należałoby zbadać, dlaczego zainscenizowano wówczas medialną panikę i dlaczego politycy błędnie zareagowali przyjmując taka, a nie inną strategię szczepień. Z tego należałoby wyciągnąć wniosek, że nie należy słuchać pojedynczych podszeptywaczy i że trzeba jak najszybciej zdobyć maksymalnie dokładne, wiarygodne dane np. w przypadku epidemii koronawirusa można by – w celu objęcia szerokiego przekroju społecznego – przetestować chociażby mieszkańców jakiejś dzielnicy albo pracowników wielkiej firmy. Wtedy uzyskano by podstawę do podjęcia odpowiednich decyzji. Na pytanie, jak ocenia rolę naukowców w komunikowaniu kryzysu i przy wpływaniu na decyzje polityczne, prof. Bosbach, odpowiada, że politycy działają na chybił utrafił skazani na wiarę w twierdzenia poszczególnych naukowców. Potrzebna jest debata, w której wzięliby udział ci naukowcy, którzy sprawdzili się w przeszłości. Tymczasem wypowiadają się ludzie, którzy w przeszłości się pomylili albo tacy, o których wie się, że kierują nimi osobiste interesy. Instytut im. Roberta Kocha już przy „świńskiej grypie” wyróżnił się negatywnie. Przysłowie mówi, że „kto raz skłamał, temu się nie wierzy”. Oczywiście, każdy może się pomylić, ale trzeba się przyznać do błędu, a tego nie uczyniono. Takim ludziom jak Lothar Wieler i jemu podobni, odebrałabym mikrofon, kończy rozmowę mocnym akcentem prof. Bosbach.
*****
Dr Gerd Reuther to lekarz-specjalista w zakresie radiologii i diagnostyki obrazowej, z 30 letnią praktyką, od 2007 do 2014 roku ordynator wydziału Kliniki Radiologii Diagnostycznej i Interwencyjnej w Saalfeld/Saale w Turyngi, laureat nagrody im. Eugenie i Felixa Wachsmannów Niemieckiego Towarzystwa Radiologicznego w 2005 roku, autor ok. 100 artykułów opublikowanych w czasopismach naukowych w kraju i zagranicą oraz książkach zbiorowych; autor – napisanej w duchu Ivana Illicha – książki o społecznej roli medycyny: Der betrogene Patient (Oszukany pacjent, München 2017) i Sztuka jak najdłuższego życia (Die Kunst, möglichst lange zu leben, München 2018). Odnosząc się do obecnej epidemii koronawirusa (www.rubikon.news/artikel/die-desinformations-pandemie) Reuther mówi, że liczby kłamią. Jeśli każdy zmarły jest testowany i stwierdzi się u niego obecność wirusa, to zalicza się go do „zmarłych na koronawirusa”, niezależnie od rzeczywistej przyczyny śmierci. Co oczywiste, rośnie wówczas liczba „zmarłych na koronawirusa”, co jest statystyczną manipulacją. Zdarza się, że nie robi się testu – wystarczy symptom infekcji dróg oddechowych, żeby zaliczyć zmarłego do „zmarłych na koronawirusa”. Nie przeprowadza się autopsji, żeby potwierdzić przyczyny zgonu. Prof. Reuther zwraca uwagę, że przewidywane są subwencje finansowe dla szpitali i praktyk lekarskich wypłacane za „pacjentów z koronawirusem”, także za tych, którzy „zmarli na COVID-19”. Pojawia się oczywista pokusa podwyższania liczby zmarłych.
*****
Otoneurolog dr Bodo Schiffmann już od pewnego czasu domagał się, aby przeprowadzać autopsje zmarłych na infekcję koronawirusową. Niedawno przedstawił list, jaki skierował do niego profesor jednego z niemieckich instytutów anatomopatologii i neuropatologii, który ze względu na możliwość kłopotów zawodowych wolał pozostać anonimowy. Autor wzywa Instytut Roberta Kocha, aby zlecał przeprowadzenie dokładnych autopsji zmarłych, u których testy wykazały obecność wirusa z rodziny koronawirusów. Instytut wypowiedział się bowiem przeciwko autopsjom, uzasadniając to ochroną przeprowadzających ją przed infekcją! Jest to zalecenie kompletnie absurdalne; dotychczas było bowiem rzeczą oczywistą dla anatomopatologów i lekarzy sądowych, że przeprowadzają autopsje zmarłych na choroby zakaźne przy zachowaniu odpowiednich środków bezpieczeństwa. Jest czymś niezwykle zastanawiającym, że przy tak wielkiej pandemii dysponujemy tak skąpymi wynikami autopsji (sześć osób z Chin). Zarówno z epidemiologiczno-administracyjnego, jak i naukowego punktu widzenia powinno istnieć ogromne zainteresowanie wynikami autopsji zmarłych na, jak się twierdzi, nową chorobę. Tymczasem rzecz ma się odwrotnie! Dlaczego? List anonimowego anatomopatologa zaczął krążyć na stronach, kanałach i forach internetowych poświęconych zdrowiu a obecnie głównie epidemii koronawirusowej. Nie wiadomo, czy miało to wpływ na decyzję hamburskiego Urzędu Zdrowia, który zlecił przeprowadzenie autopsji 14 zmarłych osób, przez Instytut Roberta Kocha uznane za zmarłe w wyniku zarażenia koronawirusem. Autopsje przeprowadził zespół pod kierownictwem prof. Klausa Püschela, dyrektora Instytutu Medycyny Sądowej Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf, jednego z najbardziej renomowanych lekarzy sądowych w RFN. O wynikach autopsji prof. Püschel poinformował opinię publiczną w gazecie „Hamburger Morgenpost” z 3 kwietnia. Wszyscy zmarli byli chorzy, część znajdowała się u schyłku życia, część przebywała w domach opieki, ich system immunologiczny był już wcześniej osłabiony. Wśród zmarłych znajdowali się chorzy na raka, chroniczne choroby płuc, cukrzycę, choroby sercowo-naczyniowe, ciężcy nałogowi palacze, osoby cierpiące na znaczną otyłość. Jedna ze zmarłych osób miała 100 lat. Na 14 zmarłych osób 8 zakwalifikowano jako zmarłe w wyniku infekcji koronawirusowej. Zdanien prof. Püschela koronawirus wpływa na nasze życie w sposób zupełnie niewspółmierny do zagrożenia, jakie stwarza. Astronomiczne straty gospodarcze, które obecnie powstają, nie pozostają w żadnym rozsądnym stosunku do zagrożenia ze strony wirusa. Jestem przekonany – powiedział prof. Püschel – że zgony „na koronawirusa” nie będą zauważalne nawet jako „peak” w rocznej śmiertelności. Nie należy rozsiewać strachu przed śmiercią, infekcja koronawirusowa tylko w wyjątkowych wypadkach prowadzi do śmierci, w większości przypadków jest nieszkodliwa. Gazeta zapytała naukowca: „Czy polityczne reakcje na wirusa były przesadne?” Prof. Püschel odpowiedział: „Cieszę się, że nie muszę podejmować decyzji politycznych. Ale powiem, że jako lekarz podjąłbym inne decyzje”. W związku z wynikami autopsji Urząd Zdrowia w Hamburgu zakomunikował, że nie będzie stosował metody liczenia zmarłych przyjętej przez Instytut Roberta Kocha.
Dr Bodo Schiffmann tak podsumowuje wyniki autopsji przeprowadzonych w Hamburgu: jeśli potraktować je jako pewną wskazówkę i ekstrapolować na wszystkie przypadki, to okazać się może, że prawie połowa zakwalifikowanych przez Instytut Roberta Kocha jako zmarli z powodu infekcji koronawirusem, została zakwalifikowana nieprawidłowo. Anonimowy patolog w cytowanym wyżej liście wyraził podejrzenie, że Instytut Roberta Kocha nie zaleca autopsji, ponieważ wówczas liczba zmarłych uznanych za „Corona-Tote” stopnieje jak kupa śniegu na wiosnę. Kto wie, czy nie miał racji, sądzi dr Schiffmann.
Dodać należy, że kolega prof. Püschela, z Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf, infekcjolog prof. Ansgar Lohse uznał środek w postaci zakazu kontaktów za niepotrzebny. Z kolei prof. Martin Haditsch, specjalista w dziedzinie higieny, mikrobiologii, epidemiologii infekcyjnej i medycyny tropikalnej wezwał do natychmiastowego wycofania się rządu z wprowadzonych środków jak zamykanie szkół, zakaz kontaktów, opuszczania domów itd., które powodują ogromne straty gospodarcze i społeczne, nie przynosząc żadnych realnych korzyści w zwalczaniu epidemii.
*****
Według Instytutu Roberta Kocha w Niemczech na COVID-19 zmarło dotychczas (stan na 4 kwietnia) 1158 osób – jeśli przyjąć proporcje z autopsji prof. Püschela, byłoby ich 650. W sezonie 2017/2018 na grypę zmarło w Niemczech 25 000 osób.
Oficjalne dane za rok 2019 mówią, że w Niemczech infekcji w szpitalach uległo szacunkowo 600 000 osób. W wyniku infekcji szpitalnej – 80% to zapalenie płuc, infekcje dróg moczowych, infekcje zranień, sepsa, biegunki – zmarło szacunkowo od 10 do 20 000 osób. Jeśli przyjąć, że rocznie umiera w Niemczech na infekcje szpitalne 12 000 osób, czyli tysiąc miesięcznie, oznacza to, że od początku stycznia do końca marca zmarło 3000 osób.
Tomasz Gabiś
Za: Tomasz Gabiś blog (04.07.20)
GŁOSY ZZA ODRY – NIEMCY DEBATUJĄ O KORONAWIRUSIE (CZʌĆ II)
Niemieckie spory wokół „chińskiej grypy” zdają się coraz bardziej zaostrzać. Jak zwykle, kiedy przychodzi schmittiański Ernstfall, następuje silna polaryzacja, pogłębiają się podziały przebiegające pomiędzy obozem „władzy wirusologicznej”, twardo broniącym obowiązującej linii politycznej zarówno gdy chodzi o interpretację medyczną epidemii, jak i drastyczne „środki zaradcze” a obozem „totalnej opozycji” wobec „reżimu wirusologicznego”, całkowicie albo w wielu aspektach kwestionującym zarówno interpretację medyczną epidemii, jak i sensowność i skuteczność podjętych środków – część opozycji uważa nawet, że są one większym zagrożeniem dla zdrowia i życia niż wirus. Toczy się również walka frakcyjna w łonie obozu rządzącego. Na czele frakcji „gołębi” stoi prof. Hendrik Streeck, na czele frakcji „jastrzębi” prof. Christian Drosten.
Dodajmy tu, że za kulisami epidemii toczy się walka czysto polityczna: zwolennik Drostena, minister zdrowia Jens Spahn i zwolennik Streecka Armin Laschet (premier Nadrenii Północnej -Westfalii) rywalizują o fotel przewodniczącego CDU a tym samym ubiegają się o kandydowanie na kanclerza z ramienia chadecji w przyszłych wyborach parlamentarnych.
à propos ministra Spahna – w czasie, kiedy był deputowanym do parlamentu udzielającym się bardzo aktywnie w Komisji Zdrowia, na łamach tygodnika „Focus” pojawiły się zarzuty, że udzielał się także jako lobbysta przemysłu farmaceutycznego (https://www.focus.de/politik/deutschland/tid-28335/politik-im-nebenjob-abgeordneter_aid_867815.html). Spahn wraz ze swoimi dwoma przyjaciółmi założył spółkę cywilną, do której należała Agencja Politas, doradzająca klientom sektora medycznego i farmaceutycznego. Jeden z tych przyjaciół Max Müller to dobrze ustawiony lobbysta, pracujący dla wielkiego hurtownika leków Celesio oraz dla spółki akcyjnej Rhön-Kliniken, największej prywatnej spółki szpitalnej w Niemczech grupującej szpitale i kliniki. Drugi wspólnik Spahna Markus Jasperdo był w swoim czasie dyrektorem jego biura poselskiego.
*****
Do przyjętej przez frakcję Drostena interpretacji epidemii z ostrożnym sceptycyzmem odniosła prof. Karin Mölling, wirusolożka, b. dyrektorka (1993-2008) Instytutu Wirusologii Medyczne na uniwersytecie w Zurychu i kierowniczka Grupy Badawczej „Genetyka Molekularna” w Instytucie im. Maxa Plancka w Berlinie. Według niej koronawirus nie jest groźnym, agresywnym „wirusem-zabójcą”, należy natomiast chronić się przed „wirusem paniki i strachu”. Prof. Mölling wypowiedziała się przeciwko zamykaniu w domach dzieci i młodzieży, skrytykowała WHO, ponieważ jej zdaniem, po prostu podaje ona stosunek liczby znanych infekcji i liczby zgonów, a ponieważ większość zainfekowanych w ogóle albo prawie w ogóle nie zauważa infekcji i nie zgłasza się do lekarza, liczba zainfekowanych jest znacznie wyższa a co za tym idzie śmiertelność (procent zmarłych z grupy zainfekowanych) – znacznie niższa. Odnosząc się do sytuacji w Chinach prof. Mölling szacowała, że jest tam 10 do 100 razy więcej ludzi zainfekowanych niż to się oficjalnie podaje, co oznacza, że śmiertelność statystycznie spadła i jest podobna do tej spowodowanej grypą.
(https://www.radioeins.de/programm/sendungen/die_profis/archivierte_sendungen/beitraege/corona-virus-kein-killervirus.html; https://www.welt.de/gesundheit/plus206431185/Covid-19-Coronaviren-sind-zehn-Mal-weniger-mutationsfreudig-als-Grippeviren.html; https://www.youtube.com/watch?v=VXiGWonSWw0)
Do sceptyków należy prof. dr Carsten Scheller, wirusolog z uniwersytetu we Würzburgu, który w specjalnie nagranym oświadczeniu (https://www.youtube.com/watch?v=w-uub0urNfw) zaapelował o zaniechanie siania paniki, ponieważ dla większości ludzi nie istnieje osobiste zagrożenie skutkami infekcji dróg oddechowych; w okresie luty-marzec śmiertelność z powodu grypy jest podobna; żeby cokolwiek powiedzieć o wirusie i epidemii, należy najpierw uzyskać wiarygodne dane, trzeba epidemię widzieć w szerszym kontekście; obawa, że szpitale załamią się pod napływem masy chorych, jest nieuzasadniona.
Szef Federalnego Zrzeszenia Lekarzy Kas Chorych Andreas Gassen w wywiadzie dla „Neue Osnabrücker Zeitung” (https://www.noz.de/deutschland-welt/politik/artikel/2010924/kassenarztchef-gassen-im-interview-was-wir-erleben-grenzt-teils-an-hysterie) powiedział, że to co dzieje się w Niemczech, graniczy z histerią. Gassen od początku krytykował zamykanie szkół czy wysyłanie na kwarantannę pacjentów z lekkimi symptomami. Wirus nie jest na tyle groźny, żeby podejmować aż tak ostre środki. Zagrożenie dla systemu służby zdrowia widzi Gassen w panice, gdyż, napędzana „medialną infekcją”, może wywołać „masowy szturm na szpitale zaniepokojonych i tracących poczucie bezpieczeństwa obywateli”.
*****
W pierwszych tygodniach epidemii jej twarzą był, stale występujący w mediach i rysujący czarne scenariusze wspomniany wyżej prof. Christian Drosten, dyrektor Instytutu Wirusologii w berlińskiej Charité. Alarmował, że rozprzestrzenianie się nowego wirusa rozwija się w pandemię, że należy podjąć zdecydowane kroki, aby zatrzymać rosnącą falę infekcji. To Drosten wraz z dyrektorem Instytutu Roberta Kocha prof. Lotharem Wielerem mają dostęp do ucha Merkel i to za ich radą wprowadziła ona w życie blokadę społeczeństwa i gospodarki zwaną „lockdownem”.
20 marca prof. Drosten oświadczył, że Niemcy spędzą jeszcze rok w „społecznym stanie wyjątkowym” (https://www.zeit.de/wissen/gesundheit/2020-03/christian-drosten-coronavirus-pandemie-deutschland-virologe-charite/komplettansicht).
Na marginesie dodajmy, że, jak osobiście pochwalił się prof. Drosten (zob. https://www.youtube.com/watch?v=WZqcTTTVkXY 14 min. 49 s.), jego badania finansowane są nie tylko przez rząd federalny i Unię Europejską, ale także przez Williama „Billa” Gatesa, który – jak wiadomo – pragnie za wszelką cenę uratować ludzkość przed zagładą.
30 stycznia prof. Drosten wystąpił w programie stacji radiowo-telewizyjnej Rundfunk Berlin-Brandenburg poświęconym koronawirusowi. W pewnym momencie rozmawiający z nim dziennikarz wtrącił uwagę, że można się przecież chronić przed wirusem zakładając maseczkę. Na to prof. Drosten: „Nie, maska nie zatrzyma wirusa. Dane techniczne nie są dobre”. Dziennikarz jeszcze dopytywał w kwestii maseczek a prof. Drosten potwierdził: „Nie, nie zatrzyma wirusa” (https://www.youtube.com/watch?v=Z3Zth7KYVHY, od 25 min. 55 sek.) Obecnie w Niemczech np. w Bawarii wprowadzono obowiązek noszenia maseczek. Najwidoczniej dane techniczne poprawiły się w ciągu 2,5 miesiąca.
Adwersarzem prof. Drostena, od pewnego czasu skutecznie z nim rywalizującym o uwagę tzw. opinii publicznej, jest prof. Hendrik Streeck, dyrektor Instytutu Wirusologii Wydziału Medycznego Uniwersytetu w Bonn, wielce elokwentny i dobrze wypadający w mediach. Streeck od początku głosił, że wirus nie jest aż tak nadzwyczajnie groźny, aby wprowadzać drastyczne ograniczenia w życiu społecznym. Nie podsycał paniki, wyjaśniał, że infekcja może się objawić tylko łagodnymi symptomami, ostrzegał przed nadmiernym zaufaniem do matematycznych symulacji i modelowań, które przy błędnych założeniach mogą runąć jak domek z kart. W jednym z wystąpień telewizyjnych wyraził ubolewanie, że władze państwowe nie powołały zaraz na początku epidemii szerszego gremium złożonego z wirusologów, epidemiologów, immunologów i przedstawicieli innych dyscyplin naukowych, aby doradzali rządowi i oceniali sensowność i skuteczność takich czy innych środków bezpieczeństwa epidemiologicznego. Skrytykował też fakt, że nie przeprowadzono dyskusji naukowej na temat różnych aspektów epidemii, nie postawiono pytania, „co właściwie chcemy osiągnąć?”; nie było planu, dokąd chce się zmierzać. Narzekał, że doradztwo rządu jest „monotematyczne” – był to przytyk do Drostena i Wielera. W jednym z telewizyjnych talk-show, zaatakował Drostena, oczywiście w jedwabnych rękawiczkach („Mój wielce szanowny kolega, którego wysoko cenię”), wskazując na to, że jest on teoretykiem, siedzącym w laboratorium, podczas go on, Streeck, pracuje w terenie, zajmuje się rzeczywistością, ludźmi, a to jest na obecnym etapie rzecz najważniejsza. Była to oczywista sugestia, że czas Drostena mija.
W wywiadzie udzielonym „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (https://www.faz.net/aktuell/gesellschaft/gesundheit/coronavirus/neue-corona-symptome-entdeckt-virologe-hendrik-streeck-zum-virus-16681450.html) prof. Streeck stwierdził, że nowy patogen nie jest aż tak bardzo groźny, 91 % osób zainfekowanych ma tylko łagodne lub umiarkowane symptomy (Streecka przebił 6 kwietnia prof. Dirk Skowasch, dyrektor Klinicznego Ośrodka Badania Grypy w Klinice Uniwersyteckiej w Bonn, według którego „99% osób zainfekowanych przejdzie bez większych problemów cowid-19 lub usadowienie się w ich organizmie wirusa”).
Na pytanie „FAZ”, czy wzrośnie liczba zachorowań, prof. Streeck odpowiedział, że na pewno tak, ale nie będą to takie apokaliptyczne liczby, jakie obecnie krążą. Naturalnie umrą ludzie, ale – powiedział prof. Streeck – „zaryzykuję prognozę, że w roku 2020 sumarycznie rzecz biorąc nie będziemy mieli więcej zgonów niż w jakimś innym poprzednim roku”. Prof. Streeck zwrócił uwagę na problemy z klasyfikacją przyczyn śmierci; jako przykład podał przypadek 78- letniego mężczyzny, który nie miał zapalenia płuc i zmarł na ostrą niewydolność serca. Ponieważ był zainfekowany, pojawia się w statystyce zmarłych na covid-19, choć można zasadnie przyjąć, że umarłby na niewydolność serca niezależnie od tego, czy był zainfekowany, czy też nie.
Pod patronatem premiera Lascheta prof. Streeck ze swoim zespołem przeprowadził badania w miejscowości Gangelt w powiecie Heinsberg (Północna Nadrenia -Westfalia), uznanej za epicentrum „wybuchu” epidemii koronawirusa w Niemczech. Badania objęły ponad tysiąc osób i ponad 400 gospodarstw domowych. Występując w telewizji prof. Streeck nie omieszkał wspomnieć, że takie badania powinien od razu przeprowadzić Instytut Roberta Kocha, który jednak nie uznał tego za stosowne – krytyka Instytutu będącego placówką Ministerstwa Zdrowia, czyli podlegającą Jensowi Spahnowi, była, rzecz jasna, zarazem krytyką ministra. Na uwagę zasługuje ustalenie zespołu prof. Streecka, że praktycznie nie można zainfekować się poprzez dotykanie klamek czy innych przedmiotów (https://www.zeit.de/wissen/gesundheit/2020-04/hendrik-streeck-covid-19-heinsberg-symptome-infektionsschutz-massnahmen-studie/komplettansicht).
Wstępne, cząstkowe wyniki jego badań opublikowane zostały jako „Covid-19 Case Cluster-Study” i przedstawione przezeń na konferencji prasowej – zgodnie z nimi śmiertelność wynosi 0,37 %. To posunięcie miało służyć Laschetowi jako argument na rzecz szybszego odchodzenia od blokady kraju. Nietrudno było przewidzieć, że Drosten i jego stronnicy, niezadowoleni ze zbyt niskiej śmiertelności, rzucą się na Streecka usiłując podważyć jego metody i zarzucając mu posługiwanie się politycznym marketingiem, ponieważ w rozpropagowanie na cały kraj wyników badań włączył piarowską firmę StoryMachine GmbH, założoną przez byłego redaktora bulwarówki „Bild” Kaia Diekmanna, byłego szefa portalu stern.de Philippa Jessena oraz swojego dobrego znajomego, menedżera „eventów” sportowych i innych Michaela Mronza, mającego też dobre kontakty z Laschetem – obaj działają, aby w 2032 roku igrzyska olimpijskie odbyły się w jego landzie.
Prof. Streeck dzielnie się obronił, używając argumentów natury moralno-politycznej: opublikowanie cząstkowych badań było jego etycznym i obywatelskim obowiązkiem. Jak widać walka w establishmencie wirusologiczno-politycznym staje się bezpardonowa i nie wiadomo jak się zakończy.
*****
Do frakcji „gołębi ” należy prof. Klaus Püschel dyrektor Instytutu Medycyny Sądowej Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf, jeden z najbardziej renomowanych lekarzy sądowych w RFN, który jako pierwszy przeprowadził autopsje zmarłych zakwalifikowanych przez Instytut Roberta Kocha jako „zmarli na koronę” (Corona-Tote) . W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (https://m.faz.net/aktuell/gesellschaft/gesundheit/coronavirus/rechtsmediziner-viele-todesursachen-im-zusammenhang-mit-corona-16715816.amp.html).
Prof. Püschel ponownie skrytykował zalecenia Instytutu Roberta Kocha w sprawie autopsji – mamy, podkreślił, takie same warunki jak przy autopsjach wszystkich innych zmarłych na chorobę zakaźną. Infekcja koronawirusowa nie jest tu niczym szczególnym. Prof. Püschel podkreślił: „Jeśli chce się całościowo objąć chorobę i poznać efekty środków terapeutycznych, to niezbędne jest zbadanie zmarłych. Także inne choroby zrozumiano w pełni dopiero wtedy, kiedy dokładnie przebadano zmarłych”. Innymi słowy, w zawoalowany sposób prof. Püschel zarzucił Instytutowi Roberta Kocha, że blokuje drogę do poznania genezy i obrazu choroby.
W wywiadzie dla „FAZ” prof. Püschel mówi, że Hamburg jest jedynym landem, w którym do tej pory przebadano, wszystkie zgony z koronawirusem w tle z punktu widzenia medycyny sądowej. Dlatego zastrzega się, że może mówić tylko o sytuacji w tym mieście. Autopsja miała wykazać, czy śmierć nastąpiła w wyniku choroby, jaka rozwinęła się z infekcji, czy też chodziło o okoliczność towarzyszącą, a przyczyna śmierci była inna. Stwierdziliśmy – mówi prof. Püschel – że przyczyny śmierci były bardzo różne. Nie ma po prostu „zmarłych na koronę”, jak sugerują statystyki, jest natomiast wiele przyczyn śmierci „w związku z koroną”. Przede wszystkim należy podkreślić znaczenie chorób, na które chorowali zmarli. Wszyscy cierpieli na kilka chorób przewlekłych i z reguły byli w podeszłym wieku. Trapiły ich ciężkie choroby płuc, ciężkie choroby serca, także choroby innych układów narządów, mieli choroby nowotworowe, ich system odpornościowy był bardzo osłabiony. Nie mieliśmy przypadku – powiedział prof. Püschel – bardzo młodych ludzi lub kogoś, kto wcześniej był zdrowy i zmarł „na koronę”. Dziennikarz „FAZ”, wyraźnie zdumiony pyta, skąd zatem biorą się informacje mówiące o ciężkim przebiegu choroby u młodych i wcześniej zdrowych ludzi, na co prof. Püschel odpowiada krótko: „W tej chwili nie zgadza się to z wynikami naszych badań”. Wprawdzie, dodaje, w Hamburgu zdarzyły się przypadki śmierci młodszych ludzi, aczkolwiek ani jednego poniżej 50 lat. Ale i w tym przypadku autopsja wykazała, że mieli oni ciężkie schorzenia, o których nie wiedziano. Dlatego „osobiście uważam zagrożenie dla młodych i zdrowych ludzi za znikomo małe (verschwindend gering). Nie powinniśmy się tego bać. Duża większość ludności przejdzie tę chorobę z relatywnie niewielkimi symptomami i należy podkreślić, że wszyscy ją przejdziemy”.
Prof. Püschel wystąpił także w popularnym talk-show Marcusa Lanza w telewizji ZDF (https://www.youtube.com/watch?v=F0WMjdxy9ww). Jego 20-osobowy zespół przeprowadził dotychczas 50 autopsji. Po raz kolejny prof. Püschel skrytykował zalecenia Instytutu Roberta Kocha odradzającego przeprowadzanie autopsji, jak również klasyfikowanie przez Instytut jako „zmarłego na koronę” każdego, u kogo wykryto obecność wirusa. Tymczasem autopsja wykazuje, że zmarł on na przykład na wylew krwi do mózgu lub zawał serca. Metoda stosowana przez Instytut Roberta Kocha, jest, zdaniem prof. Püschela, błędna i tworzy fałszywy obraz epidemii.
Na pytanie o to, czy wśród zmarłych, których badał, był ktoś, kto nie chorował na inne choroby, prof. Püschela odpowiedział, że nie znaleźli takiej osoby; zmarli mieli średnio od 75 do 80 lat i cierpieli na poważne choroby. Jeden z młodszych zmarłych, który miał 52 lata, także poważnie chorował. Na pytanie prowadzącego, co zatem sądzić o informacjach, że na wirusa zmarli młodzi, zdrowi ludzie, np. we Francji szesnastoletnia dziewczyna, prof. Püschel odpowiedział, że są to wyjątkowe, pojedyncze przypadki. Tych zmarłych powinno się poddać autopsji, aby wyjaśnić, co naprawdę było przyczyną śmierci. Prof. Püschel podkreślił, że wirus nie stwarza jakiegoś szczególnego zagrożenia i nie należy z jego powodu wpadać w paniczny lęk.
*****
W przekazanym prasie liście do dyrektora Instytutu Roberta Kocha prof. Lothara H. Wielera, przewodniczący Federalnego Związku Niemieckich Lekarzy-Patologów prof. Karl-Friedrich Bürrig oraz przewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Anatomopatologii prof. Gustavo Baretton, stanowczo kwestionują zalecenia Instytutu Roberta Kocha, aby nie przeprowadzać autopsji w przypadkach „zmarłych na koronawirusa”. Przeciwnie – piszą obaj lekarze – jest to konieczne, aby uzyskać szerszą wiedzę o chorobie i jej przebiegu, aby odpowiedzieć na, nadal otwarte, pytania dotyczące procesu chorobowego i jego obrazu klinicznego. Autopsje leżą w najwyższym publicznym interesie i nie należy ich unikać, lecz odwrotnie, trzeba ich przeprowadzać jak najwięcej, aby, podobnie jak to było w przypadku innych chorób, kiedy ustalenia anatomopatologii i neuropatologii pomogły stworzyć obraz choroby i opracować właściwe metody terapii. W tej sprawie do prof. Barettona zwrócił się z pismem prof. dr Tobias Welte z Niemieckiego Centrum Badań Płuc i dyrektor Kliniki Chorób Płucnych i Medycyny Infekcyjnej Wyższej Szkoły Medycznej w Hanowerze: „Kolego Baretton, ze zdziwieniem dowiedziałem się o zaleceniu Instytutu Roberta Kocha, aby nie dokonywać autopsji pacjentów zmarłych na covid-19. Z mojej perspektywy właśnie pośmiertne badanie tkanki płuc za pomocą nowoczesnych metod molekularnych daje możliwość zdobycia wiedzy na temat zachorowań”. W swoim liście prof. Welte wzywa do podjęcia interdycyplinarnych badań opartych na analizie tkanki uzyskanej z materiału autopsyjnego.
*****
Bundesverband Mittelständische Wirtschaft (BDW) to istniejąca od 1975 r. organizacja reprezentująca interesy małych i średnich przedsiębiorstw. Na prośbę swoich członków zorganizowała ona webseminarium, które poprowadził dr Hans-Joachim Petersohn, przewodniczący Komisji Zdrowia w BDW (https://www.youtube.com/watch?v=TO_S2XuoXVE). Jednym z uczestników był prof. Klaus Püschel, a drugim – i to jest szczególnie godne uwagi – prof. Sucharit Bhakdi, który, obok dra Wolfganga Wodarga, był jednym z pierwszych naukowców i lekarzy w Niemczech, którzy zakwestionowali obowiązujący paradygmat epidemii. Godząc się na wspólne wystąpienie z prof. Bhakdim, prof. Püschel w pewnym sensie „zalegitymizował” jego poglądy jako równoprawne w debacie publicznej. Streśćmy pokrótce to, co powiedział prof. Püschel: nie należy patrzeć na covid-19 z panicznym przerażeniem, nie jest to choroba szczególnie niebezpieczna, normalny, zdrowy człowiek nie powinien się jej bać, ponieważ nie stanowi zagrożenia dla jego życia, obecna epidemia nie jest żadną wielką zarazą, nie stanowi jakiegoś szczególnego problemu, jest groźna dla ludzi z osłabionym systemem odpornościowym, podobnie jak groźnych jest dla nich 30-40 innych chorób infekcyjnych grasujących w populacji, koronawirus może być zagrożeniem, ale nie większym niż inne wirusy, wystąpienie choroby u przeciętnego zdrowego człowieka jest skrajnie nieprawdopodobne, „mimo, iż jestem już dość stary, nie boję się, że zachoruję na covid-19, mój osobisty lęk jest równy zeru, nie dam się izolować od wnuków”, zamykanie dzieci w domach to fatalny pomysł; nie powinno się też zakazywać bliskim i duchownym pożegnania zmarłych, pakowanie zwłok do plastikowych worków jest zupełnie niepotrzebne, w niektórych landach np. Badenii -Wirtembergii łamie się prawo nakazujące obdukcję przed spopieleniem zwłok; liczba zgonów w Hamburgu w ciągu siedmiu ostatnich tygodni nie była wyższa w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego.
Pytany przez prowadzącego dra Hansa-Joachima Petersohna, co odkrył dzięki autopsjom, prof. Püschel wyjaśnił: autopsje wykazały u jednych zakrzepy czy zatory płucne, u innych zmiany w płucach typowe dla wirusowego grypowego zapalenia płuc razem z „superinfekcjami” bakteryjnymi.
*****
Prof. Sucharit Bhakdi był przez wiele lat dyrektorem Instytutu Mikrobiologii Medycznej i Higieny w Moguncji, jest jednym z najczęściej cytowanych naukowców niemieckich, otrzymał liczne nagrody naukowe, na PubMed znajduje się 316 jego publikacji. Pochodzi z Tajlandii, jest buddystą. 19 marca wystąpił z 9-minutowym oświadczeniem, potem z dwoma kolejnymi, a następnie wystosował list otwarty do kanclerz Angeli Merkel (https://www.youtube.com/watch?v=UxaAgqBtn7A). Wziął udział we wspomnianym wyżej webseminarium, udzielił ponadto obszernego, godzinnego wywiadu kanałowi internetowemu KenFM, w którym wyjaśnił szczegółowo wiele kwestii dotyczących korona wirusa i epidemii.
Prof. Bhakdi uważa, że dane epidemiologiczne nie uzasadniają drastycznych środków podjętych przez rząd. Wirus nie jest „super-zabójcą”. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można powiedzieć, że nie jest groźniejszy (co nie znaczy, że jest w ogóle niegroźny) niż wirusy grypy czy inne koronawirusy. Jest niebezpieczny dla ludzi o osłabionym systemie odpornościowym dokładnie tak samo jak niebezpieczne są inne wirusy wywołujące infekcje dróg oddechowych. Procent zainfekowanych, u których nie występują żadne lub tylko lekkie symptomy, można oszacować na ponad 90%. Zaliczanie do zmarłych „na koronawirusa” wszystkich, u których wykryto jego obecność, zaprzecza dotychczas przyjętym zasadom epidemiologii; sama obecność wirusa w organizmie w żadnym przypadku nie może warunkować zaliczenia zmarłego do kategorii „zmarłego na wirusa”.
*****
15 kwietnia „Die Welt” opublikował artykuł Blokada Niemiec to błąd – Szwecja robi wiele rzeczy lepiej (https://www.welt.de/wirtschaft/article207258427/Schweden-als-Vorbild-Finanzwissenschaftler-gegen-Corona-Lockdown.html). Jego autorem jest prof. Stefan Homburg, dyrektor Instytutu Finansów Publicznych na Uniwersytecie im. Leibniza w Hanowerze. W przeszłości jako bezpartyjny ekspert doradzał różnych partiom w parlamencie, w 1996 r. minister finansów Theo Weigel powołał go do Rady Naukowej przy Ministerstwie Finansów, w 2004 roku kanclerz Gerhard Schröder do Rady ds. Zrównoważonego Rozwoju rządu federalnego. Interesujące, że „Die Welt” – ogólnie popierający linię Drostena i Merkel zdecydował się na publikację artykułu, w którym prof. Homburg, opierając się na danych opublikowanych przez Instytut Roberta Kocha, podważył sensowność i skuteczność blokady kraju, za najbardziej racjonalną uznał politykę Szwecji, na której Niemcy powinni się byli wzorować.
Początkowo artykuł był dostępny dla wszystkich na portalu „Die Welt”, po krótkim czasie dostęp ograniczono. Prof. Homburg postanowił swoje poglądy zaprezentować w medium nie tak znanym jak „Die Welt”, ale cieszącym się sporą oglądalnością, a mianowicie na kanale internetowym „Preradovic. Punkt” prowadzonym od lutego 2020 roku przez dziennikarkę radiową i telewizyjną Milenę Preradovic (wcześniej: Antenne Bayern, Tele5, RTL, Sat1, Servus TV). 17 kwietnia w rozmowie z Preradovic, która miesiąc wcześniej rozmawiała też z głównym opozycjonistą wobec „reżimu wirusologicznego” Wolfgangiem Wodargiem, prof. Homburg powtórzył to, co napisał w „Die Welt”, ale z dodatkowymi informacjami, interesującymi komentarzami i ocenami polityki rządu. W drugiej części rozmowy odpowiedział na krytykę ze strony widzów. (https://www.youtube.com/watch?v=Vy-VuSRoNPQ).
Prof. Homburg przypomina, że według modelowań i symulacji przewidywano, że w Niemczech – zakładając odpowiednio wysoką śmiertelność – umrzeć może 300 000 (optymistyczny scenariusz) albo nawet 1 500 000 osób (najgorszy scenariusz) ludzi. Była to „gigantyczna pomyłka w prognozowaniu”.
Prof. Homburg przeanalizował wykres i dane opublikowane jakiś czas temu wcześniej w biuletynie Instytutu Roberta Kocha dotyczące rozprzestrzeniania się koronawirusa w Niemczech. Z wykresu wynika, że współczynnik zaraźliwości rósł w Niemczech osiągając szczyt 10-11 marca. Wyniósł wówczas 3,5 tzn. jeden człowiek zarażał 3,5 innych osób. W następnych dniach współczynnik malał, aby około 20-21 marca osiągnąć poziom 0,7 – jeden człowiek zaraża 0,7 osób. Od tego momentu współczynnik oscyluje w okolicy 0,7 z kilkoma wahaniami w górę do poziomu 1 i dalej już nie spada. 23 marca, czyli trzy dni po osiągnięciu przez współczynnik zaraźliwości poziomu 0,7, rząd wprowadził „lockdown”. Według. prof. Homburga jedyny logiczny wniosek, jaki z tych danych można wyciągnąć, to taki, że „lockdown” nie był w ogóle potrzebny do tego, aby współczynnik infekcyjności spadł z 3,5 do 0,7. Po drugie, „lockdown” nie przyniósł żadnych zauważalnych skutków, ponieważ w następnych tygodniach współczynnik nie spadł, powiedzmy, z 0,7 do 0,3, co powinno nastąpić, gdyby blokada gospodarcza i społeczna miał jakiś wpływ na rozprzestrzenianie się wirusa. To, co 15 kwietnia kanclerz Merkel ogłosiła jako sukces swojej polityki („jeden człowiek zaraża tylko jednego człowieka”) było faktem już ok. 20 marca i to bez „lockdownu”.
Wszystko to oznacza, że – zdaniem prof. Homburga – epidemia w Niemczech przebiega wedle własnych reguł i jej przebieg nie ma nic, lub bardzo niewiele, wspólnego z zastosowanymi przez rząd środkami, które przyniosą niewyobrażalne szkody dla społeczeństwa i gospodarki. Spadek współczynnika zaraźliwości zgadza się z naturalnym przebiegiem każdej epidemii oraz oczywiście z konwencjonalnymi środkami ochronnymi jak higiena, testowanie i kwarantanna. Dane ze Szwecji potwierdzają słuszność tej tezy.
Na zastrzeżenia wyrażane przez widzów, że nie uwzględnił innych ograniczeń wprowadzonych przez rząd jeszcze przed „lockdownem” np. zakazu zgromadzeń powyżej tysiąca osób, które mogły przyczynić do spadku współczynnika zaraźliwości, prof. Homburg odpowiedział, że interesowała go jedynie kwestia, czy to „lockdown” wpłynął czy też nie na spadek współczynnika zaraźliwości. To, czy np. wcześniejszy zakaz wielkich zgromadzeń na ten spadek wpłynął, muszą rozstrzygnąć specjaliści od epidemiologii. Jednak jest to wątpliwe, wszak w tym samym czasie, kiedy obowiązywał zakaz, miliony ludzi przemieszczało się codziennie – często zatłoczonym – metrem, autobusem czy pociągiem. Ponadto, jeśli to wcześniejsze – o mniejszej skali i zasięgu – ograniczenia przyczyniły się do spadku współczynnika zaraźliwości do poziomu 0,7, to do czego jeszcze był potrzebny „lockdown”?
Prof. Homburg uważa, że zamiast nadzwyczajnych zakazów i blokady całego kraju rujnującej gospodarkę i demolującej życie społeczne, wystarczyło zastosować przepisy obowiązującej od 2000 r. ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych u ludzi. Zdaniem prof. Homburga elity już dawno wiedzą, jaki jest rzeczywisty stan rzeczy. Kiedy widzimy ministra zdrowia Jensa Spahna jak z kilkoma współpracownikami tłoczy się w windzie i żaden nie nosi maseczki, to znaczy, że doskonale zdają sobie sprawę, że nie ma zagrożenia. Prof. Homburg nie jest w stanie pojąć, dlaczego, kiedy było jasne, że „lockdown” nie ma żadnego sensu, nie został odwołany, ba, został obecnie przedłużony. Można to wyjaśnić jedynie politycznymi kalkulacjami.
Prof. Homburg analizuje na końcu i objaśnia dane opublikowane kilka dni wcześniej na EuroMomo, i dochodzi do wniosku, że krzywa, która obrazuje powtarzającą się niemal corocznie w całej Europe nadwyżkę zgonów w okresie późnozimowym-wczesnowiosennym (nadwyżka, którą w całości tworzą zgony zwykle już chorych i osłabionych osób powyżej 65 lat), opada we wszystkich krajach Europy (w Niemczech nadwyżka osiągnęła taki sam poziom jak w sezonie 2016/2017). Świadczy to o tym – z dużą dozą optymizmu w głosie poinformował widzów prof. Homburg – że w Niemczech tegoroczna „wirusowa fala” przemija.
*****
Kontrowersje wokół osoby prof. Klausa Püschela, wyników przeprowadzonych przezeń autopsji oraz wypowiedzi – jego i innych lekarzy – zawierających dość jednoznaczną krytykę rekomendacji Instytutu Roberta Kocha nieprzeprowadzania autopsji mogły być przyczyną zaproszenia hamburskiego patologa do dziennika telewizyjnego Tagesschau wyemitowanego 21 kwietnia w pierwszym programie telewizji publicznej (https://www.youtube.com/watch?v=170lOpoIu-k). Zaraz na wstępie prowadzący dziennik poinformował telewidzów, iż wypowiedzi profesora sugerujące, że zmarli, których badał, nie mieli przed sobą długiego życia, spotkały się z „gwałtownymi reakcjami”. Prof. Püschel odpowiedział na to, że jest naukowcem i bada fakty, a fakty są takie, że średnia wieku zmarłych wynosiła 80 lat, wszyscy cierpieli na co najmniej jedną poważną chorobę, w większości przypadków na kilka poważnych chorób, część była umierająca (im moribunden Zustand), czas ich życia był ograniczony. Miliony Niemców zgromadzone przed telewizorami dowiedziało się od prof. Püschela, że problem z chorobą covid-19 jest podobny do problemów z innymi chorobami wirusowymi, a jedyna różnica polega na tym, że koronawirus szybciej się rozprzestrzenia. Nie należy, mówił prof. Püschel, przywoływać obrazu wojny, jak uczynił to prezydent Francji czy też kojarzyć epidemii z II wojną światową, jak to zrobiła kanclerz Merkel. W ten sposób maluje się wyimaginowany obraz, zagrażającego wszystkim, wirusa-zabójcy, propaguje wizję, że każdy może zachorować i umrzeć. Taka przesada rodzi lęki. Potrzebne jest realistyczne podejście do problemu.
Zaproszenie prof. Püschela do centralnej telewizji miało też zapewne na celu rozwianie, mogących pojawić, wątpliwości wokół roli Instytutu Roberta Kocha, którego niezrozumiałe i absurdalnie uzasadnione, rekomendacje w sprawie autopsji mogły mu przynieść straty wizerunkowe w środowisku medycznym a nawet podważyć jego wiarygodność. Stąd też w rozmowie pojawiło się pytanie: „Jak ocenia Pan poziom kompetencji i profesjonalizmu Instytutu Roberta Kocha?” Prof. Püschel, zapewne świadom, iż podważanie autorytetu ważnej instytucji polityczno-medycznej może przynieść wyłącznie negatywne konsekwencje, odpowiedział: „Akceptuję wiodącą rolę Instytutu, uważam tylko, że należy dokładniej badać przypadki śmierci”.
Do mediów przedostały się fragmenty raportów medycznych ze 100 autopsji sporządzonych przez prof. Püschela i jego zespół dla hamburskiego Urzędu Zdrowia (www.tagesschau.de/investigativ/ndr-wdr/corona-obduktionen-103.html). U przebadanych zmarłych stwierdzono: ciężkie zapalenia naczyniowe różnych organów, niewydolność sercowo-naczyniową, wcześniejsze choroby płuc, inne organiczne schorzenia jak niewydolność nerek i marskość wątroby, wcześniejsze transplantacje, cukrzycę lub ciężką nadwagę, raka, demencję.
Wyniki autopsji zdają się potwierdzać przypuszczenie wielu cytowanych wyżej badaczy i lekarzy, że w Niemczech tegoroczna epidemia wirusowa uderza ze skutkiem śmiertelnym - podobnie jak to było z infekcjami grypowymi i innymi w latach poprzednich – wyłącznie w grupę ludzi najstarszych, schorowanych, najsłabszych, których układ odpornościowy uległ daleko posuniętej degradacji.
*****
Wydaje się, że w Niemczech, czy szerzej, w krajach niemieckojęzycznych najsilniej rozwija się opozycja wobec linii przyjętej wobec epidemii przez główne frakcje establishmentu wirusologicznego, WHO i rządy. Czołowym reprezentantem radykalnych kontestatorów jest – znany dziś w całej Europie – „dysydent pierwszej godziny” dr Wolfgang Wodarg, który już w pierwszych dniach marca zakwestionował oficjalną interpretację epidemii. Ironia historii polega na tym, że kiedy 11 lat temu demaskował panikę wokół „świńskiej grypy” jako „przedsięwzięcie natury finansowej”, po drugiej stronie barykady uwijał się, aktywnie promujący „świńską grypę” i jej kosztowne zwalczanie, nie kto inny jak prof. Christian Drosten. Sytuacja zmieniła się dziś o tyle, że prof. Drosten jeszcze wzmocnił swoją pozycję w obozie władzy wirusologicznej, natomiast Wodarg po jedynym występie w telewizji ZDF całkowicie zniknął z mediów, ewentualnie pojawiał się w nich jako „teoretyk spisku”.
Obok Wodarga i Bakhdiego do obozu opozycji przystąpił prof. Stefan W. Hockertz – biolog, immunolog i toksykolog. W latach 1986- 2001 prowadził badania Towarzystwie Frauenhofera w Hanowerze, w latach 1995-2002 był członkiem dyrektorium Instytutu Fraunehofera Toksykologii i Medycyny Środowiskowej w Hamburgu, w latach 2003-2004 był dyrektorem Instytutu Toksykologii Eksperymentalnej i Klinicznej Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf. W wywiadzie dla stacji radiowej rs2 94,3 Berlin z 25 marca (https://www.youtube.com/watch?v=WWfn-Ep8ST4) prof. Hockertz powiedział, że kliniczny obraz choroby covid-19, jej przebieg i śmiertelność (od 0,5 do 1%) są podobne do grypy. Jest ona równie „niegroźna” lub równie „groźna” jak grypa, zależy jak do tego podchodzić; różnica polega na tym że obecnie dokładnie się owego koronawirusa obserwuje. Infekcja jest groźna dla ludzi starych, chorych, słabych, u ludzi, których płuca były już wcześniej nadwyrężone; oni są naprawdę zagrożeni, u nich infekcja może się rozwinąć w pełną chorobę, co nie znaczy, że wszyscy z nich umrą. Najbardziej narażona grupa to 5% zainfekowanych, u pozostałych 95% zainfekowanych infekcja ma lekki przebieg lub przebiega bez żadnych symptomów. Prof. Hockertz ostrzegł, że panika i strach również czynią człowieka chorym.
W nadanej przez „Klub Jasnych Słów” Marcusa Langemanna (https://www.youtube.com/watch?v=Gszb3hfvBZg) ponadgodzinnej audycji z udziałem prof. Hockertza i prof. Haralda Walacha (historyk, filozof nauki, w latach 2010-2016 kierujący Instytutem Transkulturalnych Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Europejskiego Viadrina), ten drugi zasadniczo zgodził się z jego stanowiskiem.
Dr med. Gunter Frank jest internistą prowadzącym własną praktykę lekarską w Heidelbergu, kierownikiem naukowym założonej w 2013 r. Business Health Academy. Należy do zarządu Europejskiego Instytutu Nauk o Źywności i Odżywianiu, jest autorem książek na temat medycyny, zdrowia i odżywiania: Zła medycyna. Książka napisana z wściekłości (Schlechte Medizin: Ein Wutbuch, München 2013); Zapytajcie swojego lekarza, ale zdając właściwe pytania! (Fragen Sie Ihren Arzt – aber richtig!, Munchen 2015); Instrukcja użycia waszego lekarza. Co powinni wiedzieć pacjenci (Gebrauchsanweisung für Ihren Arzt: Was Patienten wissen müssen, München, 2016). Na portalu Oś Dobra (Achse des Guten) Frank publikuje „raporty sytuacyjne w sprawie koronawirusa”) (https://www.achgut.com/artikel/bericht_zur_coronalage_31.03.2020).
Niemiecki rząd Frank porównuje do „słonia, który ze strachu przed kotem skacze z urwiska”. Przypomina edytorial zamieszczony 26 lutego w „New England Journal of Medicine”, którego autorem był dr Anthony Fauci: „This suggests that the overall clinical consequences of Covid-19 may ultimately be more akin to those of a severe seasonal influenza (which has a case fatality rate of approximately 0.1%) or a pandemic influenza (similar to those in 1957 and 1968) rather than a disease similar to SARS or MERS, which have had case fatality rates of 9 to 10% and 36%, respectively”. Ta prognoza okazała się, zdaniem Franka, trafna. Tegoroczna fala wirusowa w Niemczech odpowiada cięższej epidemii grypy. Nie znaczy to więc, że koronawirus jest niegroźny, jednak nie jest, groźniejszym od innych, „wirusem-zabójcą”.
Wysoka, 8%-procentowa śmiertelność wśród zainfekowanych „łagodniejszymi” koronawirusami jest znana od lat np. domach starców czy domach opieki społecznej. Miliony ludzi infekują się każdego roku „łagodniejszymi” koronawirusami, przy tym każdej zimy umiera od 3 do 11% tych, którzy musieli być leczeni w szpitalu z powodu infekcji dróg oddechowych. Są to tysiące zmarłych, którzy w ogólnej statystyce się nie wyróżniają. Zdaniem Franka wyrywa się dane z szerszego kontekstu, podaje surowe dane bez odniesienia do innych przyczyn śmierci na przykład w relacji do innych ostrych infekcji dróg oddechowych.
W najnowszym raporcie (https://www.achgut.com/artikel/bericht_zur_coronalage_15.4.2020) Gunter Frank pisze: „Od czasu koronawirusa wielu doświadczonych, medycznych ekspertów z uniwersytetów i gabinetów lekarskich, tworzy sieć z szybkością, której nigdy wcześniej nie obserwowałem. Wszyscy są zgodni, co do tego, że wprowadzone przez rząd środki są całkowicie niewspółmierne do zagrożenia i same są z wielu powodów niebezpieczne. W ostatnich tygodniach przeprowadziłem wiele rozmów ze znakomitymi kolegami, specjalistami z zakresu chorób płuc, immunologii, anatomopatologii, interny, epidemiologii. Są wśród nich kierownicy instytutów, praktykujący lekarze, ludzie aktywni w stowarzyszeniach lekarskich swojej specjalności, niekiedy ważne osobistości w tej czy innej dziedzinie medycyny. Wszyscy łapali się za głowę, jak mogło do tego dojść, że decyzje tak dalece ingerujące w życie społeczne i gospodarcze podjęto bez wcześniejszego zasięgnięcia rady u niezależnych ekspertów. Padało nawet określenie „wirusologiczny kartel”. Rząd federalny wybrał najgorszą możliwą opcję i zdał się na rady „profesjonalistów”, którzy już raz w podobnej sytuacji całkowicie błędnie ocenili ryzyko.
Inny przykład: jak to możliwe, żeby Instytut Roberta Kocha na serio odradzał przeprowadzanie autopsji ze względu na ryzyko zarażenia się patologów. To jest coś wręcz niesłychanego. Instytut został w końcu zmuszony – pod naciskiem specjalistów – do wycofania zaleceń. Gdybyśmy nie wiedzieli, że toczy się na nas fala epidemii wywołanej przez koronawirusa i nie widzielibyśmy w telewizji obrazów z Chin i Włoch, to – uważają tak wszyscy znani mi eksperci – najbardziej prawdopodobny scenariusz wyglądałby w Niemczech następująco: w lutym w gabinetach lekarskich diagnozuje się zwiększoną liczbę przypadków poważnego zapalenia płuc, część pacjentów zostaje skierowana do szpitali, co spowodowałoby być może krótkotrwałe trudności w wyniku przepełnienia, które jednak w kwietniu by minęło. Lekarze by się dziwili i próbowali znaleźć przyczynę, co po jakimś czasie by się udało. Śmiertelność nie przekroczyłaby śmiertelności przy ciężkiej grypie. Zapewne nie byłoby alarmistycznych nagłówków w mediach, życie toczyłoby się dalej normalnie. Wielu ludzi by się zaraziło i uodporniło, druga fala nie byłaby w ogóle tematem”.
W zakończeniu swojego artykułu Frank wzywa, aby natychmiast zakończyć „lockdown” i profesjonalnie chronić wreszcie grupy wysokiego ryzyka.
*****
W Austrii, przyjętą przez rząd jako wytyczną do podjęcia surowych „środków bezpieczeństwa”, koncepcję agresywnego „wirusa-zabójcy”, zakwestionowali: lekarz z Salzburga dr Michael Spitzbart, autor popularnych poradników medycznych na temat zdrowego trybu życia i właściwego odżywiania oraz położnik i ginekolog Christian Fiala z Wiednia. Ten drugi znany jest także w kręgach polskiej lewicy i w środowisku feministycznym – na zaproszenie b. ministra zdrowia Marka Balickiego gościł kiedyś na wysłuchaniu obywatelskim na temat tzw. turystyki aborcyjnej zorganizowanym w Sejmie. Fiala był cytowany przez różne polskie media m.in. „Newsweek”, „Gazetę Wyborczą”, TVN, ponieważ jest znanym obrońcą „reprodukcyjnych praw kobiet”, aktywnym proaborcjonistą, przeprowadzającym aborcje w swojej prywatnej klinice, założycielem i dyrektorem Muzeum Antykoncepcji i Aborcji. Pod jego kliniką wielokrotnie modlono się w obronie życia nienarodzonych dzieci. Fiala sympatyzuje z ruchem antyszczepionkowym; nie uznaje też oficjalnej wersji wirusowej genezy AIDS, o czym można przeczytać w jego książce Kochamy się bezpiecznie? Lekarz w poszukiwaniu faktów i podłoża AIDS ( Lieben wir gefährlich? Ein Arzt auf der Suche nach den Fakten und Hintergründen von AIDS, Wien 1997). Jednakże, co należy wyraźnie zaznaczyć, dr Fiala nie kwestionuje samego istnienia wirusa HIV.
W oświadczeniu przekazanym mediom (https://www.ots.at/presseaussendung/OTS_20200402_OTS0084/pm-gynaekologe-fiala-unnoetige-corona-panik-gefaehrdet-existenzen-gesundheitssystem-und-sozialen-frieden) Fiala napisał, że panika wokół koronawirusa zagraża ludziom, systemowi służby zdrowia i społecznemu pokojowi, środki podjęte przez austriacki rząd nie opierają się na naukowych dowodach, oficjalne dane statystyczne wprowadzają w błąd. Jako lekarz – oświadczył Fiala – mam etyczny obowiązek przeciwstawienia się panice i dezinformacji. Metody wzbudzania paniki jakie obserwujemy dziś – pisze Fiala – były używane już przy BSE, świńskiej grypie i AIDS itd. Niektóre nawet z tymi samymi aktorami co dziś. Stale zapowiadana epidemia nigdy w Europie nie nastąpiła. Informowanie poprzez dodawanie wszystkich dotychczasowych przypadków, jest tak samo sensowne jak zliczanie wszystkich, którzy zginęli w wypadkach samochodowych od chwili wynalezienia samochodu. Z wielu powodów takie kumulatywne przedstawianie danych nie jest stosowane w nauce. Właściwą metodą prezentacji jest podawanie liczb na dzień lub na tydzień, wówczas natychmiast jasne się stanie, że w aktualnym rozprzestrzenianiu się koronoawirusa w Austrii nie ma nic dramatycznego i odpowiada temu, co należy oczekiwać na końcu sezonu grypowego. Fiala, podobnie jak inni opozycjoniści wskazuje na to, że „potwierdzone” przypadki rosną wraz z liczbą testów, podczas gdy liczba chorych ludzi spada. Na przykład w Tyrolu jest najwięcej „potwierdzonych” przypadków właśnie dlatego, że przeprowadzono tam najwięcej testów. Fiala przypomina, że średni wiek zmarłych w Austrii w związku z koronawirusem wynosi ok. 80 lat i prawie wszyscy cierpieli na inne choroby. Tym bardziej niezrozumiałe jest – jego zdaniem – że nie skoncentrowano ochrony na tych osobach i osobach z nimi blisko związanych zamiast zamykać setki tysięcy Austriaków i Austriaczek w izolacji, wpędzać ich w biedę a krajowi zadawać niewyobrażalne szkody. Tak ogromne ograniczenia codziennego życia są całkowicie nieuzasadnione z medycznego punktu widzenia a częściowo nawet przeciwskuteczne, ponieważ nawet wtedy gdybyśmy mieli rzeczywiście do czynienia z wielką epidemią, prawdopodobieństwo złapania infekcji w mieszkaniach jest większe niż na wolnym powietrzu. Należałoby ludzi zachęcać do wychodzenia na dwór, na słońce i na powietrze, zamiast ich zamykać w domach. W obliczu dramatycznego rozwoju wydarzeń, gospodarczego, społecznego i politycznego kryzysu Fiala apeluje do kolegów lekarzy, aby zwalczali dezinformację przy pomocy faktów.
Opublikował następnie obszerny artykuł Korona – jak realne jest niebezpieczeństwo? (https://www.academia.edu/42615119/Corona_in_%C3%96sterreich._Wie_real_ist_die_Gefahr?auto=download), w którym kolejno analizuje wszystkie tezy wysuwane w ostatnich tygodniach przez wirusologów, polityków i media, starając się je obalić. Podaje też inne wyjaśnienie zjawisk chorobowych tegorocznej wiosny. Liczby jakimi się operuje, wyprodukowano na podstawie niezweryfikowanych symulacji komputerowych, opartych na fałszywych założeniach. Fiala uważa, że definicja przypadku chorobowego przyjęta przez austriackie Ministerstwo Zdrowia, mianowicie taka, że osobę z diagnozą laboratoryjną potwierdzającą obecność wirusa, uznaje się za przypadek chorobowy, jest z medycznego punktu widzenia kompletnym nonsensem i stanowi źródło wprowadzających w błąd statystyk. Według niego wiarygodne dane i fakty dowodzą, że Austria znajduje się obecnie na końcowym etapie sezonu grypowego; nie ma żadnych oznak, że wirus dalej się rozprzestrzenia na wielką skalę a liczba zachorowań rośnie.
*****
W Niemczech, ale także w Austrii i Szwajcarii do krytyków panującego paradygmatu „nowego wirusa – zabójcy” należą, co dość oczywiste, liczni lekarze – zwolennicy medycyny naturalnej, alternatywnej i niekonwencjonalnej. Należą do nich: internista, psychoterapeuta Mark Fiddike, dr med. Rolf Kron, dr Heiko Schöning, dr med. Volker Schmiedel – współredaktor czasopism „Erfahrungsheilkunde” oraz „Leitfaden Naturheilkunde”, autor licznych książek na temat medycyny naturalnej zarówno dla terapeutów, jak i laików, dr med. Jenö Ebert, autor znanej książki Uwaga! Lekarz. Jak, pomimo leczenia, wyzdrowieć i pozostać zdrowym (Gefahr Arzt! Trotz Behandlung gesund werden und auch bleiben, 2005), Andres Bircher (b. dyrektor kliniki w Zurychu, lekarz z 44 letnia praktyką ), dr Rüdiger Dahlke, psychoterapeuta stosujący terapie oparte na doktrynach ezoterycznych, autor wielu bestsellerów min. in. Choroba jako mowa duszy, Choroba jako symbol. Podręcznik psychosomatyki, Na co chory jest świat, Peace-Food – jak leczymy ciało i duszę poprzez rezygnację z mięsa i mleka, Zawał duszy.
*****
Postacią zasługującą – ze względu na radykalizm poglądów – na oddzielne potraktowanie jest internista Claus Köhnlein prowadzący własny gabinet lekarski w Kilonii. Doktoryzował się w 1983 roku w Instytucie Medycyny Sportowej uniwersytetu w Kilonii. Zanim otworzył swoją praktykę pracował na Wydziale Hematologiczno-Onkologicznym Kliniki Uniwersyteckiej w Kilonii. Zapytany w rozmowie ze STRG_F- formatem reportażowym produkowanym przez Norddeutsche Rundfunk dla „Medienangebot Funk”(https://www.funk.net/https://www.youtube.com/channel/UCfa7jJFYnn3P5LdJXsFkrjw) o koronawirusa, odpowiedział, że niczym istotnym nie różni się od zwykłych koronawirusów wywołujących katar. Pytany, czy ludzie mogą wychodzić z domu, spotykać się z przyjaciółmi i imprezować, opowiedział, że jak najbardziej. Jego zdaniem, gdyby nie testowano ludzi na obecność wirusa, nie byłoby żadnej pandemii, życie toczyłoby się tak jak dotychczas. Mamy do czynienia z „pandemią testów”. Pacjentów, którzy przychodzą do niego z podejrzeniem koronawirusa nie wysyła na testy, ale zaleca położenie się do łóżka, gdyż jest to choroba, która „z pomocą lekarza trwa siedem dni, a bez pomocy lekarza tydzień”. Medialne obrazy z Włoch określił Köhnlein jako „propagandę”. Jego prowokacyjne wypowiedzi ściągnęły na siebie uwagę władz Izby Lekarskiej, które oskarżyły go bagatelizowanie pandemii i zapowiedziały, że w przyszłości zajmą się jego wypowiedziami (i nim samym). Wyjaśnijmy tutaj, że dra Köhnleina można zaliczyć do najbardziej skrajnego skrzydła antysystemowej opozycji wobec „reżimu wirusologicznego”, ponieważ kwestionuje on in toto same biologiczne, medyczne i metodologiczne fundamenty wirusologii. „Łowcy wirusów” to, zdaniem Köhnleina, badacze, którzy „zaprzeczają temu, co jest, i wyjaśniają to czego nie ma”. Swoje, trudne do przebicia w radykalizmie, poglądy, przedstawił w, napisanej razem z dziennikarzem Torstenem Engelbrechtem, książce Wirusowa mania. Świńska grypa, ptasia grypa, SARS, BSE, Hepatitis C, AIDS, Polio. Jak przemysł medyczny bezustannie wymyśla epidemie i na koszt ogółu ciągnie z nich miliardowe zyski (Virus-Wahn. Schweinegrippe, Vogelgrippe, SARS, BSE, Hepatitis C, AIDS, Polio: Wie die Medizin-Industrie ständig Seuchen erfindet und auf Kosten der Allgemeinheit Milliarden-Profite macht, Lahn 2006 ). Dodajmy jeszcze, że Köhnlein należał do współautorów – razem z Peterem Duesbergiem i Davidem Rasnickiem – słynnego artykułu The Chemical Bases of the Various AIDS Epidemics: Recreational Drugs, Anti-viral Chemotherapy and Malnutrition opublikowanego na łamach, wydawanego przez Indyjską Akadademią Nauk czasopisma „Journal of Biosciences” (2003 nr 28), w którym przedstawili oni własną, alternatywną wobec wirusowej, interpretację genezy AIDS.
*****
Najwięcej ofiar grypy w Niemczech zanotowano do tej pory w sezonie 1995/1996 – 30 000.
W 2017 r. zmarło w Niemczech 932 272 ludzi – 344 500 na choroby układu sercowo-naczyniowego, 227 600 na raka, 68 400 na choroby układu oddechowego. W ciągu trzech miesięcy tego roku „na” koronawirusa/ „z” koronawirusem zmarły w Niemczech 4404 osoby (stan na 20 kwietnia). W tym samym czasie na choroby układu oddechowego zmarło 16 000 osób.
W niemieckich domach opieki społecznej, w domach dla starców umiera dziennie średnio od 800 do 900 osób (główne przyczyny śmierci to niewydolność serca, zapalenie płuc, wylew). 3 marca 2018 r. zmarło tam 921 osób.
Tomasz Gabiś
Za: Tomasz Gabiś blog (04.22.20)
GŁOSY ZZA ODRY – NIEMCY DEBATUJĄ O KORONAWIRUSIE (CZʌĆ III)
Na niemieckojęzycznej scenie polityczno-pandemicznej sporo się dzieje. Opozycja nie zaprzestaje ataków na wirusologiczny establishment. Milena Preradovic przeprowadziła rozmowę z drem Knutem Wittkowskim (https://www.youtube.com/watch?v=5zEZM0CuxdI), z prof. Sucharitem Bhakdim (https://www.youtube.com/watch?v=zMAO0F5bBKc), który zdecydowanie stwierdził, że szczepienia przeciwko koronawirusowi nie mają najmniejszego sensu oraz trzecią już rozmowę z prof. Stefanem Homburgiem (https://www.youtube.com/watch?v=y-6Wlsm2Cso). Raper i trener kulturystyki Leon Lovelock przeprowadził na swoim kanale dwugodzinną rozmowę z drem Wolfgangiem Wodargiem (https://www.youtube.com/watch?v=1vpOl7jbAPc). Wywiadu kanałowi Rubikon udzielił internista z Kilonii dr med. Claus Köhnlein (https://www.youtube.com/watch?v=aFl9bdtXPwA). Dowiedzieliśmy się m.in., że wyszło właśnie nowe, uzupełnione o problematykę najnowszej pandemii i masowych szczepień, wydanie jego książki Wirusowa mania. Świńska grypa, ptasia grypa, SARS, BSE, Hepatitis C, AIDS, Polio. Jak przemysł medyczny bezustannie wymyśla epidemie i na koszt ogółu ciągnie z nich miliardowe zyski (Virus-Wahn. Schweinegrippe, Vogelgrippe, SARS, BSE, Hepatitis C, AIDS, Polio: Wie die Medizin-Industrie ständig Seuchen erfindet und auf Kosten der Allgemeinheit Milliarden-Profite macht).
Dla prywatnej austriackiej stacji telewizyjnej ServusTV długą, prawie godzinną rozmowę z prof. Bhakdim odbył jej szef dr Ferdinand Wegschneider (https://www.youtube.com/watch?v=xc-e8zaxicQ). Psychologiczne skutki blokady społecznej i gospodarczej oraz propagandy strachu analizuje cały czas austriacki filozof i psychoterapeuta Raphael Maria Bonelli, zaś w Szwajcarii redaktor naczelny „Die Weltwoche” Roger Köppel nie ustaje w ostrej krytyce „epidemiologicznego socjalizmu” w swoim kraju. A wewnątrz polityczno-pandemicznego establishmentu ujawniają się coraz wyraźniejsze różnice zdań, podziały i pęknięcia.
Prof. Klaus Püschel, dyrektor Instytutu Medycyny Sądowej Kliniki Uniwersyteckiej Hamburg-Eppendorf wykonał już 140 autopsji zmarłych „w związku z koronawirusem”. Nic się nie zmieniło w porównaniu z pierwszymi stoma autopsjami: wszyscy zmarli cierpieli co najmniej na jedną poważną chorobę a ich średnia wieku wynosiła ok. 80 lat. Prof. Püschel udziela się w mediach; rozmawiał z „Hamburger Abendblatt”, wystąpił w programie „Hamburg Journal” telewizji Norddeutsche Rundfunk (https://www.n-tv.de/panorama/Rechtsmediziner-fordert-neuen-Corona-Fokus-article21714584.html)
Koronawirus, powtarza jak mantrę prof. Püschel, stanowi „relatywnie małe zagrożenie”. Dzieci, młodzież, wszyscy pracujący ludzie o normalnej kondycji psychofizycznej przejdą chorobę bez uszczerbku dla zdrowia; inaczej sprawa się ma z ludźmi chorymi, wirus jest zagrożeniem dla ludzi z osłabionym systemem immunologicznym i może spowodować śmierć, ale to samo powodują także inne wirusowe infekcje. Strach, że mamy do czynienia z wirusem-superzabójcą i że masa ludzi na niego umrze, jest całkowicie nieuzasadniony; także dla ludzi starych i chorych wirus nie jest żadnym wyrokiem śmierci, dla większości z nich infekcja nie stanowi zagrożenia. Prof. Püschel uważa, że należy jak najszybciej otworzyć szkoły i przedszkola, ponieważ dzieci i młodzież nie chorują, nie ma też żadnych dowodów, że są jakimiś szczególnymi roznosicielami wirusa. Ludzie – stwierdził prof. Püschel – muszą się w pewien sposób „zaprzyjaźnić” z wirusem, zmagać się z nim tak samo jak przy grypie i innych infekcjach.
Do prof. Püschela przyłączył się jego uczelniany kolega, dyrektor medyczny Oddziału Psychiatrii Dzieci i Młodzieży, znany hamburski psychiatra i psychoterapeuta prof. Michael Schulte-Markwort. Gazecie „Hamburger Abendblatt” powiedział, że żadne znane liczby nie usprawiedliwiają wzniecanego w Niemczech strachu przed wirusem. Odnosi się wrażenie – stwierdził – że strach stopniowo nabiera autonomicznego charakteru, wskutek czego ludzie nie percypują już dobrych wiadomości w związku z wirusem.
*****
Głośnym echem odbił się w Niemczech komentarz redaktora naczelnego, nadal największej, niemieckiej bulwarówki „BILD” Juliana Reichelta z 27 kwietnia zatytułowany Koniec ze stuporem w polityce wobec koronawirusa (https://www.youtube.com/watch?v=4AHUTRqUaTk; https://www.bild.de/politik/kolumnen/kolumne/coronavirus-kommentar-von-julian-reichelt-schluss-mit-starrsinn-in-der-corona-politik-70279506.bild.html)
Przytaczam z niewielkimi skrótami wypowiedź „wściekłego obywatela” Reichelta:
W kryzysie koronawirusowym dwie rzeczy są pewne: po pierwsze, o tym, czy podjęte środki zaradcze są właściwe czy błędne, wyważone czy przesadne, dowiemy się dopiero z podręczników historii. Kwestia, czy będziemy kiedyś spoglądać wstecz na koronawirusa jako na katastrofę zdrowotną czy jako krach naszej gospodarki, jest całkowicie otwarta. Możliwe jest, ale nie pewne, że słuszne jest to, co większości uważają za słuszne. Nikt nie jest wolny od ryzyka popełnienia katastrofalnych błędów o historycznym wymiarze.
Po drugie, niemal wszyscy eksperci, którym musimy ufać w trakcie tego kryzysu, prawie w każdej sprawie popełnili takie błędy, że naszą wiarę w nich można wyjaśnić tylko naszą desperacją. Najpierw wyśmiewali noszenie maseczek, teraz jest to obowiązek, ostrzegali przed zamykaniem szkół i przedszkoli, teraz miliony dzieci od tygodni wysiadują w domu. Najpierw twierdzili, że zamykanie granic nic nie da, teraz nikt nie może wjechać do Niemiec. Cały czas ostrzegali przed czającą się tuż za zakrętem zapaścią naszego systemu służby zdrowia, teraz na korytarzach szpitalnych panuje upiorna cisza i strach przed bezrobociem. Instytut Roberta Kocha odradzał obdukcję „zmarłych na koronę”, obecnie obdukcje sie wykonuje i medycy sądowi twierdzą, że bynajmniej nie wszyscy z nich naprawdę „zmarli na koronawirusa”.
Eksperci muszą mieć rację, ponieważ niemożliwe jest, żeby się mylili. Zamknięto obiekty sportowe. W jednych krajach związkowych tenis jest zabroniony, w innych dozwolony, choć przecież tenis zagraża życiu, czyż nie? To, co napawa największą troską: nasza gospodarka już teraz poniosła tak ciężkie i częściowo nieodwracalne szkody, że nasz rząd nie może sobie pozwolić na przyznanie, że przesadził wprowadzając tak ostre środki. Zrujnowania niemieckiej gospodarki nie przeżyje żadna partia, być może nawet sama demokracja tego nie przeżyje. Coraz więcej wokół nas uporu, niezłomnego przekonania, że ma się rację. Ktoś z rządu Merkel powiedział mi, że przypomina to kryzys uchodźczy.
Obawiam się, że interesy wielu ludzi oraz tych, którzy ich reprezentują, gwałtownie się od siebie oddalają. Każdy polityk opowiadający się za szybkim znoszeniem restrykcji ryzykuje, że obciąży się go za śmierć „zmarłych na koronawirusa”. Tymczasem gospodarcze podstawy egzystencji milionów ludzi ulegają destrukcji, mimo iż prawie nie ma już „zmarłych na koronawirusa”. Politycy odmawiają gorzkiej, ale koniecznej debaty, do której zmusza nas niekontrolowalne wydarzenie „Koronawirus”. Tylko ideologie roszczą sobie pretensje do posiadania absolutnych prawd. Siłą demokracji jest, że wytrzymuje najbardziej niewygodne debaty. Jeśli do nich nie dopuszcza, staje się zbędna. Jedyne, co w demokracji jest bezalternatywne, to debata.
Spotęgowany upór widać w tym, co dzieje się z Bundesligą. Branża piłkarska jest gotowa zrobić wszystko, aby ci, którzy są w niej zatrudnieni, nie byli zagrożeniem ani dla siebie, ani dla innych. Mówimy tu o wolności wykonywania zawodu, która nikomu innemu nie zagraża, obecnie nawet jeszcze mniej niż przed koronawirusem, kiedy „meczów wysokiego ryzyka” musiały chronić setki policjantów. Mimo to są politycy, którzy – głęboko przekonani o własnych racjach – gotowi są poświęcić wartościową branżę i ograniczyć podstawowe prawa, choć ryzyko towarzyszące meczom przy pustych trybunach to bajka. Ponieważ w Bundeslidze gra tylu milionerów, jest ona wdzięcznym celem tej niszczycielskiej furii. Cóż za szaleństwo! Nie potrafię sobie wyobrazić, jak za trzy, cztery lata spoglądać będziemy w przeszłość na te tygodnie i miesiące, kiedy przeciętny wiek zmarłych na korona wirusa był wyższy niż wiek jakiego dożywa przeciętny Niemiec. Na ulicach będą miliony bezrobotnych, a małe i średnie przedsiębiorstwa (Mittelstand), które finansują ich zasiłki, zbankrutują; wiele restauracji zamknie się na zawsze, a w ich miejsce otworzy się garkuchnie wydające zupę dla ubogich. O tym powinna pamiętać pani kanclerz, kiedy ponownie wygłosi rządowe oświadczenie. Tyle redaktor naczelny „BILDA” .
Jednak bulwarówka na tym nie poprzestała. Według informacji, „do jakich dotarła” (https://www.bild.de/politik/inland/politik-inland/coronakrise-weil-er-staendig-seine-meinung-aendert-merkel-motzt-ueber-drosten-70376072.bild.html), kanclerz Merkel podczas wideokonferencji w małym kręgu premierów landów po raz pierwszy wyraźnie skrytykowała niemieckich wirusologów. Przede wszystkim swoje niezadowolenie okazała podobno wobec prof. Drostena. Wspomniała o tym, jak zmieniał kurs w sprawie zamknięcia granic i zacytowała jego wypowiedź, że policję lepiej wysłać po zakupy dla emerytów niż na granice. Dwa dni później opowiedział się za zamknięciem granic. Merkel skrytykowała też Drostena za jego najnowsze wypowiedzi o zagrożeniu infekcją dzieci. Drosten przestrzegł ostatnio, że dzieci są przypuszczalnie tak samo narażone na infekcję i tak samo mogą być jej źródłem infekcji jak dorośli. W pracy, opublikowanej bez weryfikacji przez niezależnych ekspertów, Drosten poinformował, że masa wirusów, które można wykryć w drogach oddechowych, nie zależy od wieku. Dlatego ostrzegł przed nieograniczonym otwieraniem szkół i przedszkoli. Jednak wcześniej, powołując się na artykuł w „Science”, twierdził w mediach, że ryzyko infekcji jest różne u dzieci i dorosłych.
Jakby krytyki, zdającego się popadać w niełaskę, prof. Drostena było mało, „BILD” nieoczekiwanie podał informację, że naukowcy z amerykańskiego elitarnego uniwersytetu Stanford zasiali wątpliwości co do zagrożenia płynącego od koronawirusa, oznajmiając, że śmiertelność wynosi poniżej 0,2%: „Czyżby jednak tylko tak samo groźny jak grypa?” – pyta dramatycznie „BILD”
*****
Na łamach „Spiegel online” (https://www.spiegel.de/politik/corona-raus-aus-dem-lockdown-so-schnell-wie-moeglich-a-00000000-0002-0001-0000-000170604448) gościnnie wystąpili: filozof i eseista Julian Nida-Rümelin, pisarka i prawniczka Juli Zeh, ekonomista prof. Christoph M. Schmidt (od marca 2009 do lutego b.r. członek a od 2013 do 2020 przewodniczący Rady Ekspertów ds. Oceny Rozwoju Gospodarczego) wykładający politykę gospodarczą i ekonometrię stosowaną na uniwersytecie w Bochum, lekarz, biochemik, kierownik Katedry Mikrobiologii Medycznej i Wirusologii Uniwersytetu im. Marcina Lutra w Halle-Wittenberg i dyrektor Instytutu Mikrobiologii Medycznej Kliniki Uniwersyteckiej Halle (Saale), Alexander S. Kekulé, ekonomista prof. Thomas Straubhaar wykładający na uniwersytecie w Hamburgu międzynarodowe stosunki gospodarcze, były poseł Zielonych do Bundestagu i burmistrz Tybingi Boris Palmer. Autorzy piszą m.in., że covid -19 nie jest dla ludności – poza grupą wysokiego ryzyka i ludzi powyżej 65 roku życia – groźniejszy niż grypa; prawdopodobieństwo, że osoby z młodszych grup wiekowych bez przewlekłych chorób umrą na covid-19 nie jest większe niż w przypadku grypy. Jak najszybciej należy obudzić gospodarkę z zimowego snu, zminimalizować zakres ograniczeń podstawowych praw obywatelskich i jednocześnie chronić ludność przed ponownym kryzysem zdrowotnym. Obecnie wprowadzane rozluźnienia restrykcji tym celom nie służą. Według sześciorga autorów wszystkie ograniczenia muszą spełniać kryterium proporcjonalności. Powinny w jak najmniejszym stopniu ograniczać indywidualne prawa i wolności zawarowane w konstytucji w artykułach 1 do 19. W chwili obecnej zasadnicze prawa znajdują się – w niektórych dziedzinach – na poziomie zerowym. Nazbyt wolne i ostrożne otwieranie społeczeństwa i gospodarki, każe obawiać się poważnych szkód; dalsza blokada (lockdown) może w ostatecznym rozrachunku zrujnować nasze życie społeczne, kulturalne i gospodarcze. Zdrowie, gospodarkę i państwo prawa trzeba chronić w jednakowej mierze, zaś przy obecnie stosowanych metodach, istnieje groźba, że nie ochroni się niczego. Koronawirus ustępuje, a negatywne efekty ograniczeń rosną. Egzystencja wielu rodzin i licznych przedsiębiorstw znajduje się na krawędzi załamania. Jedynie wówczas, gdy gospodarka właściwie funkcjonuje, można dostarczyć obywatelom podstawowe dobra, wesprzeć słabszych i utrzymać wydajny system opieki zdrowotnej. Recesja, która grozi, jest bezprzykładna i zagraża nie tylko poziomowi życia oraz miejscom pracy, lecz także stanowi zdrowotnemu ludności.
*****
Wirusolog prof. Christian Drosten stał się w ostatnich miesiącach jednym z najbardziej znanych naukowców w Niemczech. Jego poprzednikiem na stanowisku dyrektora Instytutu Wirusologii w berlińskiej Charité był przez 27 lat prof. Detlef Krüger. W udzielonym wywiadzie (https://de.sputniknews.com/interviews/20200425326953541-corona-gefahr-virologe/) prof. Krüger powiedział m.in. że sezon infekcji dróg oddechowych kończy się, także fala koronawirusa opada. Mówi się, że nie należy porównywać fali koronawirusa z falami grypy. Jednakże – uważa prof. Krüger – można je jak najbardziej porównywać zarówno gdy chodzi o sposoby transmisji wirusów, jak i grupy wysokiego ryzyka, przy czym w przypadku grypy dochodzą do tej grupy kobiety w ciąży i dzieci. Jest też tak, że każdego roku mamy przeciętnie więcej zgonów z powodu grypy (przynajmniej do dziś w Niemczech.) niż z powodu nowego koronawirusa. Prof. Krüger zwraca uwagę na to, że średni wiek „zmarłych na koronę” w Niemczech wynosi ok.80 lat. Z drugiej strony Niemcy dożywają przeciętnie do ok. osiemdziesiątego roku życia. Jest to bardzo interesujący aspekt, który relatywizuje wiele wprowadzonych ograniczeń. Fakt, że w przyszłości będziemy musieli żyć z nowymi koronawirusami, jest przez polityków i media interpretowany najczęściej jako zagrożenie, gdy tymczasem wszystkie wirusy absorbują nas przez całe życie. Nagle przedstawia się to w ten sposób, jakby to był jakiś jeszcze nieodkryty ląd.
Naturalnie, wirus najprawdopodobniej nie zniknie z naszego środowiska, ale istnieje wiele innych groźnych a nawet groźniejszych wirusów, z którymi nauczyliśmy się żyć albo je skutecznie zwalczyć. Sądzę – mówi prof. Krüger – że koronawirus nie jest bardziej groźny niż pewne warianty wirusa grypy. Wśród ludzi panuje strach i niewiedza, zaś sposób informowania o chorobie przez media nie tylko , że nie łagodzi lęku, ale wręcz go podsyca. To groźne zjawisko, ponieważ tak mocna przeniknięta emocjami prezentacja wydarzeń, może prowadzić do rozmaitych błędów.
*****
W swoim talk-show Markus Lanz (ZDF) (https://www.youtube.com/watch?v=P-Cqed9Ggtw) zaprezentował wykres z biuletynu Instytutu Roberta Kocha rozpropagowany przez prof. Stefana Homburga. Według dyrektora Instytutu Finansów Publicznych na uniwersytecie w Hanowerze z wykresu wynika, że współczynnik zaraźliwości był już na poziomie 0,7, kiedy rząd – motywując to tym, że trzeba obniżyć współczynnik poniżej 1 – nakazał „lockdown”. Oznacza to, że blokada była już wtedy zbędna. Zaproszony do studia epidemiolog prof. Gérard Krause nieco inaczej odczytał wykres. Kiedy skończył swoje wyjaśnienia, prowadzący Markus Lanz zadał mu podchwytliwe pytanie: „Założywszy, że kroki podjęte przez rząd rzeczywiście są skuteczne i że mylimy się interpretując wykres nazbyt pospiesznie, to dlaczego w takim razie współczynnik zaraźliwości nie spada dalej, tylko utrzymuje się nieco poniżej 1 ?” Niestety, prof. Krause na to pytanie nie potrafił odpowiedzieć. Być może, spekulował, istnieje jakiś bliżej nieznany efekt, który uniemożliwia dalszy spadek współczynnika zaraźliwości. Możliwe też, że dalsze zredukowanie go udałoby się, gdyby wprowadzone ograniczenia były jeszcze dalej idące niż dotychczasowe! Prof. Krause przyznał, że nie wiadomo, które elementy wprowadzonych ograniczeń zadziałały i jak zadziałały. Wynika z tego, że nauka niemiecka nie zna odpowiedzi na ważne pytania i w rzeczywistości politycy nie dysponują naukowym uzasadnieniem dla podjętych kroków.
Dokładnie tak uważa prof. dr Christof Kuhbandner, od 2013 roku kierownik Katedry Psychologii Pedagogicznej w Instytucie Psychologii Eksperymentalnej na uniwersytecie w Regensburgu, który w trzech obszernych tekstach zajął się metodologią statystyk dowodząc, że brak jest naukowego uzasadnienia dla podjętych przez rząd restrykcji: O braku naukowego uzasadnienia dla kroków podjętych w związku z koronawirusem (https://www.heise.de/tp/features/Von-der-fehlenden-wissenschaftlichen-Begruendung-der-Corona-Massnahmen-4709563.html), Przeszacowanie rzeczywistego wzrostu nowych infekcji koronawirusem (https://www.heise.de/tp/features/Die-Ueberschaetzung-des-tatsaechlichen-Anstiegs-der-Coronavirus-Neuinfektionen-4709977.html), Osobliwa krzywa przebiegu zgonów z powodu koronawirusa (https://www.heise.de/tp/features/Die-eigenartige-Verlaufskurve-der-Coronavirus- Todesfaelle-4713123.html). W czwartym artykule prof. Kuhbandner odpowiedział na głosy krytyczne polemiczne oraz na pytania czytelników (https://www.heise.de/tp/features/Die-Ueberschaetzung-des-tatsaechlichen-Anstiegs-der-Coronavirus-Neuinfektionen-4713299.html)
Prof. Kuhbandner przypomina, że praktycznie wszystkie drastyczne ograniczenia w życiu społecznym i gospodarczym wprowadzone w związku z epidemią koronawirusa uzasadniano tym, że należy powstrzymać dzienny wzrost nowych infekcji i przeciwdziałać – przewidywanemu – wykładniczemu rozprzestrzenianiu się wirusa. Jednakże dokładniejsza, szczegółowa analiza podawanych oficjalnie liczb, uwzględniająca szereg dodatkowych czynników, które wpływają na zniekształcenie statystyk, wykazuje, że odnotowany gwałtowny wzrost nowych infekcji na początku marca w dużej mierze odzwierciedlał tylko szybki wzrost liczby przeprowadzonych testów. Innymi słowy liczba odnotowanych i raportowanych nowych zakażeń rosła nie w rzeczywistości, ale paralelnie do wzrostu liczby przeprowadzanych testów. Statystyczna kontrola liczb polegająca na tym, aby liczbę każdorazowo odnotowanych i raportowanych nowych infekcji podzielić przez liczbę każdorazowo przeprowadzonych testów (czyli tak jakby za każdym razem przeprowadzać stałą, a nie rosnącą liczbę testów) pozwala wnioskować, że w rzeczywistości nie było wykładniczego rozprzestrzeniania się wirusa – rzeczywisty wzrost liczby nowych infekcji został znacząco przeszacowany . Ponadto analiza wykazuje, że cofnięcie się przypadków nowych infekcji miało miejsce od pierwszego lub drugiego tygodnia marca, zatem drastyczne kroki podjęte przez rząd jak zamknięcie szkół i przedszkoli (16 marca) lub ogólny zakaz kontaktów (23 marca) nie wyjaśniają spadku nowych infekcji.
Zdaniem prof. Kuhbandnera dzienna liczba zgonów zaczęła spadać na przełomie marca i kwietnia. Zagrożenie drugą falą z ponownym wykładniczym wzrostem nowych infekcji, czym straszą prof. Drosten i inni eksperci, jest według prof. Kuhbandnera, nierealistycznym scenariuszem, ponieważ zaobserwowany i raportowany „wykładniczy” wzrost nowych infekcji na początku marca był sztucznym efektem znacznego wzrostu liczby przeprowadzanych wówczas testów. Można powiedzieć, że to testy „generowały” nowe infekcje. Jest rzeczą niezwykle ważną, aby te kwestie publicznie wyjaśnić, aby uwolnić ludzi od lęków i zapobiec skrajnie negatywnym skutkom wywołanym przez niepotrzebne drastyczne ingerencje w podstawowe prawa obywateli.
*****
W godzinnej rozmowie z prowadzącym zdrowotny portal vitalstoff.blog dr Uwe Alschnerem (https://vitalstoff.blog/2020/04/3Q/versaeumnisse-im-umgang-mit-dem-virus), hanowerski naukowiec prof. Martin Haditsch, specjalista w dziedzinie higieny, mikrobiologii, epidemiologii infekcyjnej i medycyny tropikalnej, który już wcześniej miał odmienne zdanie na temat epidemii koronawirusa, krytykuje, podobnie jak prof. Kuhbandner, statystyczne zniekształcenia, pojawiające się w sferze publicznej. Przykład: robimy 100 testów, otrzymujemy 20 pozytywnych wyników, do banku danych trafia liczba 20 infekcji, po tygodniu przeprowadzamy 10 000 testów, otrzymujemy 1000 wyników pozytywnych, które rejestrujemy w banku danych. Co za niesamowity wzrost! Liczba nowo zainfekowanych wzrosła 50-krotnie! W rzeczywistości nowo zainfekowanych jest procentowo o połowę mniej – tydzień temu było ich wśród testowanych 20% a teraz 10%.
Prof. Haditsch z całą mocą podkreśla, że bez posiadania kluczowych danych i liczb nie można podjąć właściwych decyzji, a przy takich decyzjach, jakie rząd Niemiec podejmował w ostatnich miesiącach, jest to absolutna konieczność i absolutny obowiązek. Tymczasem, zdaniem prof. Haditscha, panuje kompletny chaos – chaos w danych, chaos w liczbach, chaos w definicjach i chaos w diagnozach. Choć mamy już koniec kwietnia, to ciągle nie wiemy, jaki procent ludności jest zarażony wirusem, nie wiemy jaki jest wśród zarażonych procent ciężko chorych, nie wiemy jaki jest wśród zarażonych procent zmarłych. Zdumiewa fakt, że Instytut Roberta Kocha starał się odwieść lekarzy od obdukcji zmarłych w związku z koronawirusem. Potrzebny był dopiero nacisk środowiska lekarskiego, aby IRK zmienił wektor zalecenia na przeciwny.
Jak można – pyta prof. Haditsch – podejmować decyzje o tak ogromnych konsekwencjach, nie posiadając wiedzy o tym jak rozszerza się epidemia. W okresie, który minął od chwili zaobserwowania w Niemczech pierwszej zainfekowanej osoby, Instytut Roberta Kocha nie przeprowadził na odpowiednio dużej, losowej próbie, badań, które pozwoliłyby oszacować, jak duży procent ludności jest zainfekowany. Nic, ale to absolutnie nic, nie stało na przeszkodzie, aby na szeroką skalę przeprowadzić takie badania – kluczowe dla poznania charakteru epidemii. Kiedy prof. Hendrik Streeck jako jedyny przeprowadził takie badania, oczywiście na małą skalę, na małej próbie, ale jednak jakieś dane uzyskał, spotkała go krytyka ze strony naczelnego wirusologa prof. Christiana Drostena i jego kolegów. Zobowiązani do przeprowadzania badań, krytykują tego, który je – w możliwym dla siebie zakresie – przeprowadził. Cóż za tupet, oburza się prof. Haditsch. To bezczelność, którą trudno wręcz przelicytować.
Dlaczego Instytut Roberta Kocha do tej pory nie przeprowadził podstawowych dla rozpoznania natury i „kinetyki” epidemii badań, trudno zgadnąć. „Nie jestem” – zastrzega się prof. Haditsch – „teoretykiem spisku, ale jak dla mnie wygląda to na metodę”.
*****
Portal NachDenkSeiten przeprowadził drugą rozmowę z prof. Gerdem Bosbachem matematykiem i statystykiem (https://www.nachdenkseiten.de/?p=59903), który do 2019 roku wykładał statystykę i empiryczne badania nad gospodarką i społeczeństwem w Wyższej Szkole Zawodowej w Koblencji. Był naukowym doradcą Federalnego Urzędu Statystycznego i pracował w wydziale statystycznym Federalnego Zrzeszenia Dentystów Kas Chorych. Razem z Jensem Jürgenem Korffem napisał książki Kłamać liczbami. Jak manipuluje się nami za pomocą statystyk (Lügen mit Zahlen. Wie wir mit Statistiken manipuliert werden, München 2011) oraz Prestigitatorzy liczb (Die Zahlentrickser, München 2017)
Prof. Bosbach wskazuje na statystykę testów, która wykrzywia rzeczywistość. Te statystyczne dane to liczby pozorne, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Prof. Bosbach dziwi się, jak to możliwe, że polityczni decydenci czerpią pewność o słuszności swoich działań bez znajomości liczby zainfekowanych w populacji. Tym, co znają i na czym opierają podjęte kroki i kontynuowanie tychże, jest liczba osób z pozytywnym wynikiem testu. Jednakże ta wielkość jest w ogromnej mierze zależna od liczby przeprowadzonych testów. Szokuje mnie – mówi prof. Bosbach – że służy to jako podstawa decyzji, ponieważ o przyjętych środkach należy decydować na podstawie twardych, niezbitych faktów, a nie na podstawie faktów pozornie obiektywnych. A są one pozornie obiektywne, ponieważ liczba ludzi z pozytywnym wynikiem testu obejmuje małą, niereprezentatywną grupę – są to osoby o mocnych symptomach chorobowych, osoby chore lub/i stare, osoby z otoczenia zainfekowanych , lekarze, personel pielęgniarski. Źeby to wyrazić w uproszczeniu: jeśli jutro przetestuje się w tej grupie dwa razy więcej ludzi niż dzisiaj, to najprawdopodobniej znajdzie się dwa razy więcej zainfekowanych niż dzisiaj. Z tego nie da się wywnioskować, jak bardzo wirus rozprzestrzenił się już w całej populacji, ani w jakim tempie się rozprzestrzenia. Z tych liczb nie można dowiedzieć się, jak wielu ze wszystkich ludzi w Niemczech zachorowało na covid-19 ani jak wielu jest zainfekowanych
Polityka informacyjna rządu i doradzających mu ekspertów jest, zdaniem prof. Bosbacha, ułomna i zagrażająca demokracji. Ograniczone, wąskie spojrzenie na rzekome liczby zainfekowanych i żonglowanie wzrostami liczby zgonów szerzy strach. Stale mówi się o osobach, które zachorowały, zamiast mówić o osobach z pozytywnym wynikiem testów. Jeśli powstaną nowe, szybsze metody testowania, to można będzie testować do dziesięciu razy więcej osób niż obecnie. Jeśli tak się stanie, liczby przypadków eksplodują, co nie będzie żadną oznaką tego, że wirus rozprzestrzenia się wykładniczo. Przy każdej okazji powtarza się, że nie należy wprawiać ludzi w panikę a tymczasem polityka informacyjna właśnie panikę wywołuje, ponieważ nie nagłaśnia się akurat tych liczb, które mogłyby przyczynić się do uspokojenia obywateli. Prof. Bosbach zaapelował, aby dziennikarze mieli więcej dystansu do krążących, fałszywych lub niejasnych, wprowadzających w błąd liczb, które płyną z rządu lub od jego doradców.
Zachodzi pytanie, dlaczego nie przeprowadza się badań sondażowych pozwalających określić stan infekcyjności całej populacji, uzyskać wiarygodne dane na temat częstości występowania ciężkich zachorowań i śmiertelności. Dla prof. Bosbacha stanowi to zagadkę. Powtarzane regularnie testowanie reprezentatywnej, losowo wybranej próbki np. 12 000 uczestników , pozwoliłaby uchwycić, jak rozwija się epidemia. Nie wiadomo, dlaczego się tego w Niemczech nie robi. Dotychczas uzasadniano to tym, że jest za mało testów, ale w 13 tygodniu kalendarzowym przeprowadzono według Instytutu Roberta Kocha 350 000 testów, dlaczego więc nie można było wziąć z tej puli kilku tysięcy, aby wreszcie móc podejmować, w oparciu o prawidłowe dane, takie decyzje, które prowadzą do osiągnięcia celu. Prof. Hendrik Streeck przeprowadził badania z własnej inicjatywy, podczas gdy Instytut Roberta Kocha taką inicjatywą się nie wykazał. Bezczynność w tej mierze głównej placówki epidemiologicznej w Niemczech jest zdumiewająca.
Pytany, czy według niego liczba zainfekowanych jest wyraźnie wyższa niż wynika to z danych IRK, prof. Bosbach odpowiada, że przypuszczalnie tak. Jest to zrozumiałe, ponieważ wielu ludzi w ogóle nie zauważa infekcji a u innych symptomy chorobowe są bardzo słabe. Im wyższa ta „ciemna liczba” infekcji, tym niższa śmiertelność i zachorowalność. Jeśli chodzi o liczbę zgonów, to nadal wszyscy zmarli z wirusem są, niezależnie od przyczyny śmierci, klasyfikowani jako „zmarli na koronawirusa”.
Na zakończenie rozmowy prof. Bosbach zwraca uwagę na rozmaite fatalne skutki podjętych przez władze środków ochronnych. Przykładem mogą być ludzie chorzy na demencję przebywający w domach opieki. Opiekują się nimi zamaskowani pielęgniarze czy pielęgniarki, pozostający z podopiecznymi tylko w bezosobowym kontakcie. To całkowicie wytrąca tych ludzi z równowagi, pojawia się wręcz niebezpieczeństwo, że wskutek tego umrą. Tego typu sytuacji, ogromnie stresujących i przynoszących cierpienie, jest coraz więcej. Jeśli podejmuje się tak drastyczne kroki , to – mówi prof. Bosbach – chciałbym najpierw poznać niezbite fakty, abyśmy potem nie musieli przyznać, że większość ofiar to ofiary terapii, a nie choroby.
*****
W wywiadzie dla „FAZ” (https://www.faz.net/aktuell/gesellschaft/gesundheit/coronavirus/beatmung-beim-coronaviriis- lungenfacharzt-im-gespraech-16714565.html) specjalista chorób płuc Thomas Voshaar, zawarł godne uwagi spostrzeżenia na temat praktyki sztucznego oddychania przy ciężkim przebiegu chorób. Powiedział m.in., że wczesne lub przedwczesne, intubowanie pacjentów chorych na covid-19 jest często medycznie nieuzasadnione i w określonych warunkach może być nawet niebezpieczne dla pacjentów leżących na oddziałach intensywnej terapii. Należy, zdaniem Voshaara, zapytać, czy fakt, iż tak mało (20-50%) pacjentów z covid-19 przeżywa intubację , ma jakiś związek z nieuzasadnionym wyborem tej właśnie, a nie innej metody terapeutycznej. W przypadku Chin, Włoch i Francji można to tłumaczyć chaosem, jaki powstał w szpitalach. Dodajmy, że nie tylko w tych krajach, gdyż, jak w rozmowie ze „Spieglem” (https://www.spiegel.de/politik/ausland/corona-arzt-in-new-york-ueber-donald-trump-dilettantisch-unsaeglich-luftnummern-a-2cea91e7-02d9-44e2-8988-8a095b6a68b1) podaje niemiecki infekcjolog Michael Gaisa pracujący w Mount Sinai Hospital na Manhattanie, w regionie Nowego Jorku śmiertelność wśród pacjentów z podejrzeniem covid-19 poddanych sztucznemu oddychaniu (intubowaniu) wynosi 88% , czyli jeden na dziesięciu wychodzi ze szpitala żywy.
Tomasz Gabiś
Za: Tomasz Gabiś blog (05.04.20)
GŁOSY ZZA ODRY – NIEMCY DEBATUJĄ O KORONAWIRUSIE – CZʌĆ IV
W połowie kwietnia głos na temat „pandemii koronawirusa” zabrał niemiecki filozof, dyrektor Międzynarodowej Akademii Filozoficznej w Księstwie Liechtenstein prof. Daniel von Wachter [zob. notę biograficzną w aneksie], od wielu lat zajmujący się m.in. problematyką przyczynowości, praw natury, determinizmu.
Prof. von Wachter napisał obszerny artykuł Filozoficzna analiza Nowego Koronawirusa (Eine philosophische Untersuchung des Neuen Coronavirus, http://von-wachter.de/cov/Wachter_2020-NCoV-LaTeX.pdf) . Następnie opublikował, zawierające dodatkowe wyjaśnienia i odpowiedzi na głosy krytyczne, uzupełnienie tej analizy – W czterech krokach ku prawdzie o Nowym Koronawirusie (In vier Schritten zur Wahrheit über das Neue Coronavirus, https://von-wachter.de/cov/schritte.htm). Ponadto do godzinnej rozmowy na temat Jak niebezpieczny jest faktycznie koronawirus? (Wie gefährlich ist Corona wirklich?) na swoim kanale KaiserTV zaprosił prof. von Wachtera filozof i pisarz, z przekonań ideowych klasyczny liberał, Gunnar Kaiser (https://www.youtube.com/watch?v=iDiiQApBHGM).
We wspomnianych artykułach oraz w rozmowie z Gunnarem Kaiserem (które poniżej streszczamy) prof. von Wachter pokazuje, jak zastosowanie reguł przyczynowości może przybliżyć obserwatora do prawdy o Nowym Koronawirusie (dalej NK). Przypomina przy okazji, że na gruncie chrześcijańskiej kultury Europy funkcjonowała w nauce ogólna forma debaty – „disputatio”: „proponent” występował z tezą, „respondent” przedstawiał kontr-tezę. Racjonalna, naukowa dyskusja musi uwzględniać fundamentalną zasadę „audiatur et altera pars”. Powinno to dotyczyć wszystkich kwestii naukowych, a zatem także kwestii , jak na organizm człowieka działa NK, czy lub w jakim stopniu jest dla niego groźny. Powinno się pytać: Jakie argumenty zawiera dane twierdzenie? Czy rzeczywiście podane argumenty wspierają dany pogląd? Jakie są dowody (poszlaki) jego prawdziwości? Jakie objawy chorobowe wywołuje obecność NK w organizmie człowieka? Jak i dla kogo jest niebezpieczny ?
Prof. von Wachter uważa, że nawet laik może – jeśli zbierze informacje z różnych źródeł i starannie je przemyśli – dojść do prawdy o NK. Kluczowa jest tu kwestia przyczynowości, będąca wielkim obszarem refleksji filozoficznej. Pytanie o przyczyny, o zależność przyczynowo-skutkową jest pierwotne wobec innych pytań; od odpowiedzi na nie zależą odpowiedzi na inne pytania. Ze wszystkich stron docierają do nas liczby – osób przetestowanych, zainfekowanych, chorujących i „zmarłych na koronawirusa”. Słyszymy o nowych infekcjach, o zgonach, śmiertelności i wyzdrowieniach. Jednakże wszystkie te liczby zależą od uprzedniego przeprowadzenia analizy przyczynowo-skutkowej: najpierw musimy wiedzieć, jakie skutki wywołuje NK i jak jest niebezpieczny. Wpływy wirusa na ludzki organizm i stopień jego niebezpieczeństwa odkryć można nie poprzez ocenę śmiertelności czy umieralności, ale poprzez analizę przyczynowo-skutkową . Odwrotnie postępować nie można, ponieważ bez ustalenia przyczyn i skutków danego zdarzenia (zjawiska) odnoszące się do niego liczby niczego w rzeczywistości nam nie powiedzą.
Chcąc poznać, jakie są przyczyny danego zdarzenia (zjawiska) powinniśmy przestrzegać następującej reguły:
jeśli zdarzenie x jest przyczyną zdarzenia y, to każde zdarzenie równe x jest przyczyną zdarzenia równego y, z wyjątkiem tych przypadków, kiedy musiało zadziałać coś dodatkowo, co przeszkodziło, by zaszło zdarzenie y.
Dwie pokrewne reguły brzmią:
– jeśli zdarzenie x było przyczyną zdarzenia y, a w innym przypadku po zdarzeniu równemu x nie nastąpiło zdarzenie równe y, to znaczy, że musiało zadziałać coś dodatkowego, co przeszkodziło w wystąpieniu zdarzenia y.
– jeśli zdarzenie x nie spowodowało wydarzenia y, wówczas zdarzenie równe x, nigdy nie powoduje zdarzenia równego y, poza przypadkami, w których razem ze zdarzeniem x zadziałało coś dodatkowego, co spowodowało zdarzenie y.
Obserwacja zdarzeń (zjawisk) i trzymanie się powyższych reguł pozwala zbadać i rozpoznać, jak na organizm człowieka działa jakaś substancja. Często już pojedynczy przypadek pozwala rozpoznać zależność przyczynowo-skutkową. Nie potrzeba ich ogromnej liczby, aby ustalić działanie substancji, ale oczywiście często wymagana jest duża próba. Pragniemy na przykład ustalić, czy zjedzenie muchomora czerwonego wywołuje halucynacje. Obserwując ludzi, którzy zjedli muchomora, konstatujemy, że mają oni halucynacje. Jednakże powinniśmy obserwować (badać) tylko tych ludzi, którzy zjedli grzyby i nic innego, w stosunku do czego istnieje choćby najmniejsze podejrzenie, że mogłoby wywołać identyczne lub podobne objawy np. zażywali kokainę czy brali betablokery. Te osoby musimy wykluczyć z grupy obserwowanej (badanej), ponieważ, gdybyśmy tego nie zrobili , popełnilibyśmy poważny błąd: złamalibyśmy podstawową zasadę, wymagającą, aby przy ustalaniu przyczyny odróżnić i odseparować od siebie czynniki sprawcze, które, gdyby choć w niewielkim zakresie zachodziły na siebie, powodowałyby zniekształcenie i zafałszowanie wyniku obserwacji (badań).
To samo odnosi się do obserwacji (badania) ludzi, w których organizmie krąży NK. Aby ustalić, jak na organizm człowieka działa NK i jak jest dla niego groźny, do grupy obserwowanych (badanych) należy włączyć tylko tych, u których nie działają żadne inne czynniki, mogące wywołać objawy. Wykluczyć należy np. ludzi poważnie chorych, poddawanych rozmaitym terapiom i zażywających wiele leków, ponieważ ich organizmy posiadają właściwości, które mogą zniekształcić i zafałszować rezultat badania.
Grupę obserwowaną (badaną) powinni zatem tworzyć przeciętnie zdrowi ludzie. O tym, co wirus powoduje, jakie objawy wywołuje, czego jest przyczyną, jak groźny jest dla człowieka, dowiemy się obserwując (badając) grupę zainfekowanych, przeciętnie zdrowych ludzi, czyli maksymalnie „czyste” przypadki, u których nie występują czynniki mogące zniekształcić lub zafałszować wynik obserwacji (badania).
W debacie publicznej na temat NK stale wskazuje się na regiony, w których występuje ponadprzeciętnie wiele ciężkich objawów i zgonów. Jednakże, chcąc zbadać, jakie objawy wywołuje NK, jak jest groźny, należy patrzeć na te kraje i regiony, w których takie zjawiska nie występują, aby wyeliminować ewentualne, regionalne i lokalne, czynniki, mogące zniekształcić lub zafałszować wyniki obserwacji (badania).
Obserwacje (badania) przeciętnie zdrowych ludzi zainfekowanych przez NK wykazują, że od 80 do 95% z nich albo nie ma żadnych symptomów chorobowych, albo ma łagodne symptomy grypowe i przeziębieniowe nie wymagające leczenia szpitalnego.
To, czy ktoś przechodzi infekcję wirusem NK bezobjawowo, czy też z łagodnymi symptomami wynika stąd, że w całej wielkiej grupie zainfekowanych występują różnice – wprawdzie wszyscy są przeciętnie zdrowi, ale jest to grupa zróżnicowana pod wieloma względami; siła układu odpornościowego nie jest u wszystkich dokładnie taka sama, u niektórych jest mniejsza np. ze względu na kiedyś przebyte choroby, wiek, palenie tytoniu, itp.
Ponieważ u przeciętnie zdrowego człowieka NK nie wywołuje żadnych objawów (jest tylko „wirusem-pasażerem”) albo wywołuje objawy łagodne , to znaczy, że tak właśnie działa on na jego organizm . Sam NK nie wywołuje ciężkich objawów i nie powoduje śmierci. Nie jest zatem szczególnie groźny dla człowieka. Jeśli osoba zainfekowana umiera, to oznacza, że zadziałał jakiś inny, dodatkowy czynnik, który przeszkodził temu, żeby wydarzenie x (wirus) miało skutek y (brak objawów, łagodne objawy). W przypadku osób zmarłych mamy do czynienia nie z zależnością przyczynowo – skutkową (NK powoduje śmierć), ale z korelacją (NK jest obecny w organizmie ludzi zmarłych, ale miał z ich śmiercią niewiele wspólnego). Najwidoczniej ten czynnik, który był rzeczywistą przyczyną ciężkich objawów i śmierci, przeoczono, pominięto, nie wzięto go pod uwagę, nie rozpoznano go itd.
Jednakże kwestia zgonów jest bardziej złożona i należy umieścić ją w szerszym kontekście. Nawet laik łatwo dostrzeże, że u podstaw podawanych liczb „zmarłych na koronawirusa” nie leży rzetelna analiza przyczyn śmierci. Zgodnie z przyjętym sposobem liczenia także 80-letniego pacjenta przywiezionego do szpitala z rakiem i ostrą niewydolnością serca zalicza się do „zmarłych na koronawirusa”, o ile test wypadł pozytywnie. Informuje się o „zmarłych w związku z koronawirusem” nie podając, jakie były przyczyny śmierci.
Politycy, eksperci, media i instytucje państwowe mówią o wysokiej liczbie „zmarłych na koronawirusa”, przez co powstaje wrażenie, że NK jest przyczyną śmierci pojedynczego człowieka na tej samej zasadzie jak cyjanek potasu jest przyczyną śmierci człowieka , do którego organizmu dostała się ta substancja. Jeśli ktoś połknął cyjanek potasu i zmarł, to jednoznacznie prawdziwe jest twierdzenie, że zmarł „na cyjanek potasu”. Zarówno u ludzi z zapaleniem płuc i cukrzycą, jak i u ludzi silnych, cieszących się doskonałym zdrowiem zażycie cyjanku potasu powoduje śmierć. W takim przypadku można powiedzieć, że zażycie cyjanku potasu było jedyną i główną przyczyną śmierci i żadne inne, dodatkowe czynniki nie były potrzebne.
Z cyjankiem potasu sprawa jest prosta, jednakże w przypadku chorób, ich przyczyn a także przyczyn śmierci sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Jeśli na przykład ktoś zachoruje na chorobę Parkinsona, po dwóch latach na cukrzycę typu II i po kolejnych trzech latach na przewlekłe zapalenie oskrzeli, zarazi się paciorkowcami, przez co dostanie zapalenia płuc i umrze, to jego śmierć ma wiele przyczyn częściowych czy współprzyczyn (Teilursachen). Byłoby błędem jako przyczynę określić wyłącznie zapalenie płuc lub przypisać winę wyłącznie paciorkowcom. Jaki jest udział określonych czynników w spowodowaniu śmierci, często trudno skwantyfikować, ale jest jasne, że wiele czynników na różnych płaszczyznach współdziała ze sobą. Dlatego lekarz wystawiając kartę zgonu podaje łańcuch przyczyn najczęściej składający się trzech (zdarza się, że z czterech) ogniw np. podwyższone ciśnienie, niewydolność serca, zapalenie płuc; najważniejszą, bezpośrednią przyczynę śmierci wymienia się na ostatnim miejscu.
W inny sposób niż choroby współdziałają w zgonie przyczyny tworzące jego podłoże (Hintegrundursachen) jak osłabienie układu odpornościowego oraz czynniki zwiększające ryzyko np. nieodpowiedni styl życia, nadużywanie alkoholu, brak snu, stres, złe odżywianie, przebywanie w zanieczyszczonym środowisku, „społeczna izolacja” itd.
Przyjrzyjmy się grupie, którą należy obserwować, czyli osobom zainfekowanym przez NK, które w trakcie infekcji zmarły. Podawane oficjalnie dane mówią, że we wszystkich przypadkach były to osoby w podeszłym lub bardzo zaawansowanym wieku (średnia wieku ok.80 lat) , które cierpiały na jedną, dwie a nawet kilka poważnych chorób; duża część z nich przebywała w domach opieki, domach starców, większość zmarła w szpitalach. Oprócz tego, że same choroby lub sam wiek mogły być przyczyną zgonu, byli oni dodatkowo narażeni na działanie rozmaitych czynników mogących przyspieszyć śmierć . Zachodzi pytanie, czy NK miał w niej udział . Skoro wiemy, że NK nie wywołuje u człowieka żadnych objawów lub tylko łagodne, to nie może on stanowić jedynej ani głównej przyczyny śmierci. Natomiast w omawianej grupie chorych i starych osób o bardzo osłabionym systemie odpornościowym może być niewielką współprzyczyną zapalenia płuc, przy czym taką samą współprzyczyną w tych przypadkach mogą być inne wirusy, np. inne koronawirusy albo wirusy grypy (zagrożenie zależy od całej wirusowej sytuacji w danym okresie, a nie tylko od NK), wywołujące przeziębienie i infekcje dróg oddechowych, które w drugiej kolejności mogą stworzyć warunki do bakteryjnego (obustronnego) zapalenia płuc i śmierci.
Tezę prof. Daniela von Wachtera można podsumować następująco:
u przeciętnie zdrowych ludzi Nowy Koronawirus, jeśli od razu zneutralizuje go system odpornościowy, nie wywołuje żadnych objawów, natomiast, jeśli uda mu się pokonać system odpornościowy, wywołuje łagodne objawy grypowe i przeziębieniowe, nieżyty górnych dróg oddechowych, zapalenia oskrzeli itd. Dla przeciętnie zdrowych ludzi z przeciętnie silnym systemem odpornościowym NK jest niegroźny. Natomiast u pewnej nielicznej grupy ludzi, którzy nie są przeciętnie zdrowi, odwrotnie, są „ponadprzeciętnie” chorzy i mają średnio ok. 80 lat, wirus może być niewielką współprzyczyną (przyczyną częściową) wystąpienia ciężkich symptomów a nawet śmierci; niewielką, ponieważ inne przyczyny są o wiele bardziej istotne.
Oprac. Tomasz Gabiś
Filozof religii, teolog, dyrektor Międzynarodowej Akademii Filozoficznej w Księstwie Liechtenstein prof. Daniel von Wachter (ur. 1970 roku w Monachium) jest synem lekarza Albrechta von Wachtera i lekarki Ingrid von Boehmer. Po maturze studiował na Uniwersytecie Technicznym w Monachium budowę maszyn (w 1991 r. zrobił licencjat), następnie przeniósł się na Uniwersytet Ludwika i Maksymiliana w Monachium, gdzie zapisał się na kierunek: teologia ewangelicka (licencjat zrobił w rok później). Kolejną jego uczelnią był uniwersytet w Innsbrucku, gdzie studiował filozofię i muzykologię. W 1995 roku został magistrem filozofii. W 1997 roku doktoryzował się z filozofii na uniwersytecie w Hamburgu pracą Rzeczy i właściwości. Kolejnym etapem jego naukowej drogi był Uniwersytet Oxfordzki, gdzie studiował teologię filozoficzną pod opieką filozofa religii Richarda Swinburne`a. W 1999 r. złożył egzamin magisterski a w 2003 r. obronił pod jego kierunkiem doktorat Modality, Causality, and God. Ponadto od lipca do grudnia 2002 roku był pracownikiem naukowym i dydaktycznym w Instytucie Ontologii Formalnej i Medycznych Nauk Informatycznych na uniwersytecie w Lipsku.
Po swoim drugim doktoracie powrócił na Uniwersytet Ludwika i Maksymiliana, gdzie pracował naukowo i dydaktycznie. W 2003 roku Bawarskie Ministerstwo Nauki przyznało mu trzyletnie stypendium na przygotowanie habilitacji; złożył ją w roku 2008 pracą Kauzalna struktura świata. Otrzymał za nią nagrodę im. Karla Albera. W 2008 r. objął profesurę zwyczajną na Międzynarodowej Akademii Filozoficznej Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego w Chile. Od grudnia 2012 r. jest profesorem i dyrektorem Międzynarodowej Akademii Filozoficznej z siedzibą w Bendern w Liechtensteinie . Jest żonaty i ma trójkę dzieci. Wyznanie: anglikanin. Znajomość języków: angielski, hiszpański, szwedzki, greka, łacina, biblijny hebrajski. W czasie wolnym uprawia wspinaczkę górską, śpiewa jako kontratenor, gra na skrzypcach. Jego dwie najważniejsze prace to Rzeczy i właściwości – próba ontologii (Dinge und Eigenschaften: Versuch zur Ontologie, Hamburg 1997) oraz Kauzalna struktura świata. Filozoficzna analiza przyczynowości, praw natury, wolnych działań, możności oraz działania Boga w świecie ( Die kausale Struktur der Welt: eine philosophische Untersuchung über Verursachung, Naturgesetze, freie Handlungen, Möglichkeit und Gottes Wirken in der Welt, München 2009).
Główne dziedziny zainteresowań prof. von Wachtera to: metafizyka deskryptywna i rewizyjna, analityczna filozofia religii, ontologia, prawa natury, wolność woli, przyczynowość, determinizm, okazjonalizm, problem uniwersaliów, realistyczna filozofia niemiecka XVIII wieku, fenomenologia realistyczna, scholastyka protestancka, metaetyka, probabilistyczna teoria poznania, dusza, Oświecenie, neomarksizm. Rozwija koncepcję „ontologii pola” (Feldontologie) jako alternatywę dla ontologii substancjalistycznej. Zasiada w redakcjach czasopism: „LOGOS – Freie Zeitschrift für wissenschaftliche Philosophie”, „European Journal for Philosophy of Religion”, „Metaphysical Journal of Biblical and Theological Studies”, „Theologica”. Jest redaktorem serii Metaphysical Research ukazującej się w De-Gruyter-Verlag (Berlin). Do najwyżej przez niego cenionych filozofów należy Roman Ingarden; tematem trzeciego rozdziału Rzeczy i właściwości jest „rekonstrukcja ontologii polskiego ucznia Husserla i fenomenologa Romana Ingardena”. Naszemu wybitnemu myślicielowi poświęcił kilka rozpraw: Roman Ingarden’s Ontology: Existential Dependence, Substances, Ideas, and Other Things Empiricists Do Not Like [w:] Existence, Culture, and Persons: The Ontology of Roman Ingarden, (Hrsg. A. Chrudzimski, Frankfurt a.M. 2005); Roman Ingarden’s Theory of Causation Revised, „Polish Journal of Philosophy” nr 4 (2010); Substanzen phänomenologisch untersucht: Roman Ingardens Substanzontologie [w:] Substantia – Sic et Non: Eine Geschichte des Substanzbegriffs von der Antike bis zu Gegenwart in Einzelbeiträgen, (Hrsg. H. Gutschmidt, A. Lang-Balestra , G. Segalerba, Frankfurt a.M. 2008); Institutionen als Ingardensche intentionale Gegenstände [w:] Institutionen und ihre Ontologie, (Hrsg. G. Schönrich, Frankfurt a.M. 2009).
Za: Tomasz Gabiś blog (05.19.20)