Aktualizacja strony została wstrzymana

Kolejna wojna o Radio Maryja – Paweł Milcarek

Trwa kolejna „bitwa o Radio Maryja” – ileż ich już było? W poprzednich z reguły broniłem RM (najpierw w „Różańcu, potem w starej christianitas.pl, a potem w dyskusji telewizyjnej z ks. Czajkowskim w TVN (ech, dawne czasy), w „Dzienniku” i znów w TVN24, w „Przewodniku Katolickim”). Owszem, zawsze bezinteresownie i z własnych suwerennych pozycji i nie bez zastrzeżeń, ale tym bardziej szczerze – z tym, że dla wielbicieli rozgłośni to oczywiście było zawsze mało, bo u nich wyżej się stawia nawet ekscentryczne apologie prof. Wolniewicza, radykalnego eutanazjonisty (non olet?), byle były czołobitne i „idące w czub”, jak to tylko ów profesor potrafi.

Teraz rozwija się kolejna paranoja. Nie będę w niej uczestniczył, „za” lub „przeciw”.

Najpierw – nie mam zamiaru łykać jak łakoci kolejnych dyrdymałów, które wymyślają teraz obrońcy Ojca Dyrektora, przyłapanego „rywinowym trybem” na swoich charakterystycznych opowieściach, uporządkowanych jak wolny strumień świadomości.

No cóż, może kiedyś… Jeszcze niedawno kłóciłem się w TVN24 z red. Nosowskim – właśnie o Radio Maryja. Redaktor „Więzi” machnął mi nawet przed nosem encykliką Benedykta XVI, z precyzyjnie zakreślonymi fragmentami… Ostro było, bo ja kontratakowałem w stronę abp. Życińskiego i abp. Gocłowskiego… No tak, ale ja wtedy myślałem, że osławiony „fundamentalizm” RM ma przynajmniej tę wartość, iż jest w swym środku szczerym przylgnięciem do zasady wymagania zgodności prawa stanowionego z prawem naturalnym. Taki właśnie pożytek może być z „fundamentalistów”, że są w tym nieprzejednani, i nie dają się kupić.

A jednak RM takie nie jest, jego rzekomy „fundamentalizm” to papierowy tygrys. Mówię tu nie o całej Rodzinie RM, ale o tzw. linii RM. Sprawdziło się to kilka miesięcy temu, gdy dokonywał się dramat utrącenia poprawki wzmacniającej ochronę życia w Konstytucji RP. Radio było, jak się wydawało, wielkim orędownikiem tej poprawki – a nawet w skali swych twardych żądań przebijało samego Marka Jurka, żądając nic mniej i nic innego niż poprawkę art. 38. A jednak gdy tylko sprawa upadła, tego samego (!) dnia RM celebrowało w swym programie wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, któremu klęskę nowelizacji Konstytucji w znacznym stopniu zawdzięczaliśmy. Muszę powiedzieć, że ze zdziwieniem i niesmakiem oglądałem ten wywiad: ani jednego trudnego pytania, a potem nieustanne emitowanie fragmentu, który miał udział Premiera w całej sprawie wybielić. Radio Maryja wsparło Premiera – tylko nie wiem w czym, jak to się ma do jego „bezkompromisowej walki” itp. No a potem przez kilka dni ojcowie na antenie pracowicie uciszali słuchaczy zdziwionych postawą PiSu, rozbrajali ludzkie wzburzenie moralne. Jeśli komuś było mało, mógł ostatnio zobaczyć Premiera na Jasnej Górze, oklaskiwanego wraz z wicepremierem Gosiewskim, awansowanym w następstwie przetasowań po odejściu Marka Jurka. Transakcję zawierano na naszych oczach.

Dlaczego zatem mam dzisiaj czuć się w obowiązku bronić o. Rydzyka, mimo wszystko? Dlatego, że jest to podpora „naszego rządu”? Wolne żarty, czego innego oczekuję od katolickiego radia.

Czuję się oszukany – bo jednak akurat w sprawie ochrony życia wierzyłem w bezkompromisowość Radia. Owszem, w innych sprawach już się sparzyłem – nie tylko wtedy gdy np. w sprawie Komunii na rękę RM milczało zupełnie (ani przez chwilę nie wspierając grupy tych, którzy przedstawili swoją krytyczną opinię), a wcześniej wycofało się całkowicie ze skromnego popierania sprawy tradycji łacińskiej w Kościele. Wiedziałem już bardzo dobrze, że – wbrew temu, co opowiadali ci, którzy chcą RM zniszczyć – ani Radio Maryja nie jest „rzecznikiem Kościoła trydenckiego”, ani o. Rydzyk nie jest żadnym „integrystą”. Radio to po prostu inna wersja posoborowego aggiornamento, a kto się chce o tym przekonać niech zwyczajnie popatrzy np. na bezceremonialne przekształcanie liturgii w wiece.

Tak po prostu jest – ale jak się już o tym wie, można i tak docenić rozmaite inne cechy. A ja doceniałem właśnie to: że Radio jest bezkompromisowo wierne zasadom cywilizacji życia, wykładanym przez Jana Pawła II. Jak mało kto inny.

Zapewne tak jest, jeśli chodzi o pewne deklaracje tworzące atmosferę tego środowiska i o jego różne inicjatywy społeczne, godne wysokiej oceny. Wiem już jednak, że dla Ojca Dyrektora są jakieś sprawy znacznie ważniejsze niż ochrona życia. Jakieś sprawy, dla których można się łasić do ludzi, którzy wzmocnienie ochrony życia uważają za zagrożenie.

O jakie sprawy chodzi – nie wiem. Nie wiem, jakie zaklęcia trafiają wprost do serca Ojca Dyrektora, tak że nogi mu miękną. Wiem jednak, że ani niegdysiejsza obrona Tormięsu, ani obecna histeria wokół abp. Wielgusa, to nie są te najświętsze sprawy, dla których warto znieść nawet i ciut szaleństwa, a potem robić dobrą minę.

W sumie jest bowiem tak, że „fundamentalistyczny” to o. Rydzyk jest niemal zawsze w warstwie retorycznej, gdy miota różne obelgi, gdy obraża konkretnych ludzi – za to w warstwie faktów bywa zupełnie inny.

To jedna strona paranoi, która właśnie się rozkręca. Po drugiej stronie jest wszystko to, co symbolizuje niedawny list „katolickich intelektualistów” (którzy czasami nazywani byli też „katolickimi publicystami” lub… „katolickimi działaczami”). Tu z kolei mamy zastęp ludzi od dawien dawna szukających jakiejś okazji, żeby dołożyć o. Rydzykowi. Teraz znaleziono kolejną okazję: w słowotoku zaprezentowanym przez „Wprost” są i słowa obraźliwe pod adresem Prezydenta i Prezydentowej, i różne wątki dające się zinterpretować jako świadczące o antysemickim czarnym podniebieniu Ojca Dyrektora. Co za gratka!

Większość z tych sygnatariuszy – a może wszyscy? – wystąpili przeciw Radiu Maryja nie z powodu jego rzeczywistych wad, lecz dlatego, że uważają je za rzecznika jakiejś „konserwatywnej” czy wręcz „integrystycznej” wersji katolicyzmu. Ks. Tischner uważał RM za „sarmacki integryzm” i porównywał do ruchu abp. Lefebvre’a, a pewien polski biskup wręcz domyślał się – naprawdę przesadnie – że RM reprezentuje „eklezjologię trydencką”.

Tymczasem RM – a w każdym razie Ojciec Dyrektor ze swoim zespołem – płynie wartko nurtem parafialnego aggiornamento, trochę innego i konkurencyjnego dla aggiornamento „klubów”. Wizje Kościoła nie są tu zasadniczo różne.

A może tak naprawdę chodzi rzeczywiście o… Żydów? Może rzeczywiście jest tak, że obie strony właśnie w tej kwestii lokują swe najżywsze emocje? Ojciec Dyrektor budując swe wizje na temat Jedwabnego i Sorosa – a jego przeciwnicy kultywując swój nabożny filosemityzm, nazywany często „duchem Vaticanum II”?

Ja nie lekceważę tej sprawy. I staram się jej nie traktować magicznie. To prawda, że żyjemy w świecie, w którym „antysemitami” bywają po prostu tacy ludzie, których takimi uzna Centrum Wiesenthala. I również prawda, że w tymże świecie są publicyści popisujący się dezynwolturą i tonem powątpiewania w odniesieniu do rzeczywistych i potwornych zbrodni dokonanych na Żydach, różnymi rękami. I nie wolno stać się tu zakładnikiem jednego czy drugiego ekstremizmu. Trzeba myśleć po swojemu – i prawdziwie, i odważnie.

Tymczasem jest dziś właśnie tak, że obie strony robią jazgot. Zawsze było mi bliżej do ludzie inwestujących swój entuzjazm w Radio Maryja. Rozumiem ich, nawet ich lęki, sposób mówienia, specyficzną ekspresję, jestem z tej samego ciała, krwi i kości, z tej samej kultury wyrosłem. Wiem, jak ważny jest katolicyzm ludowy. Co więcej, wiem jak dużo dobra przyniosło zaniedbanej i spychanej na margines części naszego narodu właśnie to Radio. A jednak jest też i druga strona, widoczna już dziś gołym okiem – ta strona, o której tu już więcej nie chcę pisać.

I tyle. W tej sytuacji nie widzę konieczności, aby być „za” lub „przeciw”. „Przeciw” są ludzie, z którymi rzadko lub nigdy nie występuję razem. A „za”? Tu ustąpię miejsca zarówno tym, którzy wierzą w Ojca Dyrektora „na zabój”, i tym, którzy marzą, że za listy poparcia otrzymają w Radiu jakieś okienko.

Niech Pan Bóg broni tego dobra, które jest Mu w Jego wyrokach potrzebne.

 

dr Paweł Milcarek

 

Skip to content