– Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości jest w dalszym ciągu zarówno za rezygnacją z tego rodzaju działalności, jak i wszelkich innych, opierających się na założeniu, że Polska jest krajem, w którym ochrona różnych praw, w tym praw zwierząt miała by stać na niższym poziomie niż w krajach Europy Zachodniej – poinformował Radosław Fogiel, rzecznik PiS. Wynika z tego, że rządząca partia podejmie kolejną próbę likwidacji branży futerkowej.
Bardzo ciekawie brzmi uzasadnienie podjęcia tego tematu przez rzecznika PiS-u. W wypowiedzi Fogiela pojawia się określenie „praw zwierząt”, które nie dość, że nie posiada konkretnej ujednoliconej definicji, to jest to termin ideologiczny. Jak przekonuje prof. Robert Ptaszek z KUL: „zwierzę nie jest osobą, nie posiada samoświadomości, więc nie przysługują mu żadne prawa. To człowiek ma obowiązek troszczyć się o przyrodę”, a koncepcje praw zwierząt mają swój rodowód zarówno w new age jak i wyrosłych z ewolucjonizmu laickich wersjach filozofii humanistycznych, gdzie potrzeby człowieka niekoniecznie znajdują się wśród priorytetów.
Warto zwrócić uwagę, że na „prawa zwierząt” powołuje się w swojej działalności europoseł Sylwia Spurek. Czyżby kierownictwo PiS stanęło w jednym szeregu z osobą przekonującą, że feminizm to walka o prawa zwierząt, a krowy są gwałcone na polskich wsiach przez byki tylko dlatego, że nie mogły swobodnie wybrać swojej płci?
Nie mniej absurdalne jest stwierdzenie, że w Polsce panują niższe standardy w traktowaniu zwierząt niż w Europie Zachodniej. O godnym traktowaniu zwierząt świadczą zarówno wyniki sprzedaży (dobre jakościowo futro można pozyskać jedynie z odpowiednio traktowanego zwierzęcia), jak i pozytywne opinie regularnych inspekcji weterynaryjnych. Nawet jeśli poziom traktowania zwierząt odbiegałby od standardów europejskich, to dlaczego zamiast wprowadzenia odpowiednich regulacji prawnych postuluje się od razu likwidację całej branży?
Powyższe przykłady dowodzą, że użyta przez przedstawiciela PiS argumentacja może mieć swoje źródło w przekazie tzw. organizacjach prozwierzęcych, które już podczas poprzedniej kadencji lobbowały na rzecz likwidacji przemysłu futrzarskiego. Podobny przykład znajdujemy w przychylnej antyfutrzarskim zapowiedziom „Gazecie Polskiej Codziennie”, która w swojej argumentacji (że 73,1 proc. respondentów opowiada się za likwidacją przemysłu futrzarskiego) posługuje się badaniem przeprowadzonym na zlecenie Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Organizacja wprost przyznaje się do modelu biznesowego polegającego na „wywieraniu nacisku” na producentów oraz lobbowania na rzecz zmiany preferencji konsumenta. Co więcej, jedna z prominentnych działaczek organizacji przyznała się do współpracy z przedstawicielem przemysłu utylizacyjnego (mającego interes w likwidacji przemysłu futrzarskiego). Problem w tym, że „polski” rynek utylizacyjny w ponad 90 proc. należy do spółki niemieckiej.
Ale najbardziej bulwersujący w opublikowanym na łamach GPC artykule Wojciecha Muchy i Jacka Liziniewicza jest tytuł – „PiS z sercem dla bezbronnych”. Szkoda, że tylko bezbronnych zwierząt. Rządzącej partii zabrakło widocznie serca dla tysięcy dzieci abortowanych jedynie na podstawie podejrzenia o jakąś formę niepełnosprawności.
Autorzy artykułu przekonują, że branża „futerkowa” jest dzisiaj w kryzysie, co nie przekłada się na szacowane wpływy do budżetu. Czy jest to powód, żeby jedną ustawą całkowicie zlikwidować całą gałąź? „GPC”wykorzystuje antyfutrzarską retorykę mówiąc wprost o „krwawym biznesie” – skoro tak brzydzi niektórych branża żyjąca z zabijania zwierząt, czyż naturalną konsekwencją nie powinna być likwidacja przemysłowej hodowli mięsa? Zdumiewa, że redaktorzy „GPC” znaleźli w tej sprawie wspólny język z animalsami rodem z „Krytyki Politycznej”.
O rzeczywistym stosunku Polaków do osób postulujących likwidację przemysłu futrzarskiego mówi najlepiej wynik Krzysztofa Czabańskiego (PiS) – autora zeszłorocznego projektu ustawy. Wynik lidera antyfutrzarskiej kampanii nie pozwolił na wejście do Sejmu mimo 2 miejsca na liście kandydatów PiS.
Zarówno PiS jak i „GPC” jako ludzie inteligentni wiedzą, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce wcale nie poprawi – rzekomo tragicznego – losu tych stworzeń. Zapotrzebowanie na futra jest na tyle wysokie, że produkcja przeniesie się po prostu do innych krajów. W Europie branża najprężniej rozwija się w Danii (ponad 1500 ferm), Finlandii (ponad 900) i właśnie w Polsce (ponad 700). W Europie utrzymuje się jednak trend do stopniowego wygaszania tej branży rolnictwa; swoje fermy zlikwidowały Wielka Brytania, Holandia, Austria. Wkrótce do tego grona dołączy Słowacja, Niemcy, Norwegia, Bośnia i Hercegowica czy Chorwacja. Produkcja zatem przeniesie się do Rosji (jako ZSRR największego potentata w branży) i Chin. A tam zwierzęta traktowane są wyjatkowo okrutnie – no, ale czego „oczom nie widać, tego sercu nie żal”.
Ostatnia kwestia dotyczy długofalowych zmian w polskim rolnictwie. Wprowadzenie zakazu przemysłowej hodowli zwierząt futerkowych nie będzie ostatnim słowem animalsów, wręcz przeciwnie – za nim pójdą kolejne postulaty, które odbiją się na polskim rolniku. Taka sytuacja ma miejsce w Holandii, gdzie rząd jednym rozporządzeniem chce ograniczyć hodowlę mięsa o połowę – ma to być wkład w walkę ze zmianami klimatycznymi. Od kilku tygodni w kraju trwają największe protesty rolników w historii. Jak sami przyznają, „plują sobie w brodę”, gdyż powinni reagować dużo wcześniej. Pozwolili, by rząd – poddany naciskom ekologistów i animalsów – kawałek po kawałku, kolejnymi obostrzeniami ograniczał rodzime rolnictwo. Zaczęło się od całkowitej likwidacji ferm futrzarskich. Czy chcemy by podobna sytuacja powtórzyła się także w Polsce? Czy PiS jest gotowy zdradzić własnych wyborców za cenę aprobaty UE? Przekonamy się wkrótce.
Źródło: tvp.info / „Gazeta Polska Codziennie”
PR
[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w tekstem na stronie źródłowej:]
To jest naprawdę zwyrodnienie że dzieci można wyskrobać a zwierząt na futra nie można trzymać. To jest dno moralne – tyle mam do powiedzenia.
Jot
Źycie futrzaka wartościowsze niż człowieka.A szkoda słów.Przecież gdy zamkną fermy to futrzaki wogole nie zaistnieja bo po co?Potem nie będziemy jeść chleba bo pszenica tez ma rodzinę itd może nawet mruczy kołysanki swym dzięciom.Dążymy do totalnego zdziczenia,nie produkować, nie tworzyc, wrócić na drzewo,nie reprodukowac, obawiam się ze wszelakiej maści dziwaki będą chcieli zmusić w przyszłości nas do chodzenia z kurtkach w lecie a w zimie w trampkach bo chcą wszystko na tym świecie odwrócić do góry nogami,totalnie wszystko. Niedługo na słońce powiedzą ze to ksiezyc i odwrotnie a my będziemy musieli to przyjąć bo WHO tak powie i basta.Apropos jak nie będziemy produkować bo np chomik europejski ucierpi,bo rolnik ma krowę i ona wytwarza metan wiec niby szkodzi,przemysł tez zlikwiduje sie.Chodzi o to ze nakręca się bezrobocie a co za tym idzie pochodne bezrobocia,zamieszki,patologie, morderstwa,prostytucja,bieda i jej pochodne.To wszystko jest z góry zaplanowane w białych rękawiczkach.
Alan