Niedawno władze Gdańska zapowiedziały, iż zamierzają uczcić kolejną rocznicę napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę „radosnym pochodem”, tańcami i „wspólnym świętowaniem” z udziałem delegacji niemieckiej.
Radość dawna i dzisiejsza
Informacja wywołała zrozumiałe zainteresowanie. Toć powszechnie wiadomym jest, iż przed laty, dnia 1 września roku pamiętnego, ulice Gdańska również zalały fale radości.
Tłumy niemieckich Gdańszczan wyległy wtedy ze swych domostw, by entuzjastycznie powitać „wyzwolicieli” z Wehrmachtu i SS. Gdzieś w tle słychać było strzały – w ogniu i od kul ginęli obrońcy Poczty Polskiej przy Hevelius Platz, a lokalna policja rozpoczęła polowanie na słowiańskich „podludzi”. Wprawdzie odparte spod szańców Westerplatte niemieckie oddziały szturmowe lizały bolesne rany, co nieco mąciło nastrój powszechnej ekstazy, tym niemniej dla tutejszych sojuszników III Rzeszy były to z pewnością chwile szczęśliwe, stosowna okazja do radosnych pochodów, tańców i wspólnego świętowania.
Pomysł obecnych włodarzy grodu nad Motławą, aby niemiecką napaść uczcić wesołym „jublem”, jakoś nie wzbudził oczekiwanej ekscytacji. Naród podzielił się na stronników tezy o niebywałej głupocie lokatorów tamtejszego Urzędu Miasta oraz na osoby skłonne upatrywać u autorów „wspólnego świętowania” duchowego powinowactwa z radosnymi gdańszczanami sprzed 80 lat. Oba stanowiska mają swoich zwolenników.
Przy tym wszystkim pomysł wesołego świętowania w dniu 1 września wydał się dla wielu logicznym zwieńczeniem mody na Wolne Miasto Gdańsk (WMG), natrętnie lansowanej od szeregu lat przez pewne środowiska. Hotel „Wolne Miasto”, osiedle o tej nazwie, tramwaje w barwach z okresu międzywojnia, podkoszulki, naklejki – to tylko niektóre jej przejawy. Z modą trudno walczyć, zwłaszcza że niektórzy jej akolici utrzymują, że chodzi im o Wolne Miasto z czasów napoleońskich, albo o powiew wolności z 1980 roku.
Wszakże w roku 2016 gdańscy radni z Platformy Obywatelskiej postanowili uczcić przedwojenne WMG bez żadnych niedomówień. Uchwalili oni nadanie nazwy rondu na skrzyżowaniu ulic Kartuskiej, Lubczykowej i Otomińskiej, w miejscu, gdzie przed wojną przebiegała granica polsko-gdańska. Nazwa brzmi: „Rondo Graniczne Wolne Miasto Gdańsk – Rzeczpospolita Polska (1920 – 1939)”. Jakby tego było mało, w pobliżu wbito słup graniczny z czasów WMG. W uzasadnieniu uchwały rajcowie stwierdzili: „Przywrócenie pamięci fragmentu przebiegu historycznej granicy […] pozwoli na zachowanie faktów historycznych związanych z Gdańskiem i stanowić będzie walor edukacyjny”.
Gdańscy politycy, tak zapatrzeni w walory edukacyjne, nie powinni mieć zatem pretensji, jeśli przypomnę, czym było Freie Stadt Danzig.
Zarzewie
Rzeczpospolita utraciła Gdańsk w roku 1793. Miasto zagarnęły Prusy podczas II rozbioru.
W roku 1807 Napoleon Bonaparte, spuściwszy Prusakom srogie lanie, po raz pierwszy ogłosił gród i jego okolice wolnym miastem (w rzeczywistości pod zarządem francuskiego gubernatora). Ów twór przetrwał ledwie 7 lat, by po kongresie wiedeńskim powrócić do państwa pruskiego, a następnie wraz z nim znaleźć się w granicach Cesarstwa Niemieckiego (II Rzeszy).
Po klęsce Niemiec w Wielkiej Wojnie, o losach Gdańska rozstrzygnęły postanowienia traktatu wersalskiego. Francuzi byli skłonni przekazać miasto odrodzonemu państwu polskiemu, czemu jednak kategorycznie sprzeciwili się Brytyjczycy. W styczniu 1920 roku
Gdańsk został odłączony od Niemiec, a 15 listopada tego roku oficjalnie ogłoszono go Wolnym Miastem. W skład tworu wchodziły powiaty miejskie: Gdańsk i Sopot oraz powiaty ziemskie: Gdańskie Wyżyny, Gdańskie Niziny, Wielkie Źuławy; razem zajmowały one powierzchnię blisko 1900 km².
WMG posiadało konstytucję, hymn, walutę (guldeny gdańskie), parlament (Volkstag). Władzę wykonawczą sprawował Senat. Językiem urzędowym był język niemiecki, choć obywatele narodowości polskiej mieli otrzymywać polskojęzyczne tłumaczenia pism urzędowych.
Wolne Miasto Gdańsk trudno uznać za twór w pełni suwerenny, jego faktyczna wolność była mocno ograniczona na rzecz Ligi Narodów oraz Rzeczypospolitej. Polska miała reprezentować WMG na arenie międzynarodowej, otrzymała też prawo do wykorzystywania gdańskiego portu morskiego do własnych potrzeb importowo-eksportowych. Miasto należało do obszaru celnego RP. Portem oraz żeglugą na Wiśle zarządzała polsko-gdańska Rada Portu i Dróg Wodnych. Polacy kontrolowali kolej gdańską, posiadali tu własną pocztę, służbę telefoniczną i telegraficzną. Nadto w roku 1924 Liga Narodów przyznała Rzeczypospolitej prawo do utrzymywania składnicy tranzytowej ochranianej przez załogę wojskową na półwyspie Westerplatte.
Ludność zrazu liczyła 350.000 mieszkańców, w większości Niemców. Wedle ówczesnych oficjalnych spisów pochodzenie polskie deklarowało zaledwie 3 proc. ludności. Mogły to być dane zaniżone, skoro w pierwszych wyborach do Volkstagu w roku 1920 na listy polskie oddano pokaźną liczbę 9321 głosów. Potem do WMG napłynęło sporo osiedleńców z obszaru II RP, zarówno Niemców, jak i Polaków. W roku 1929 liczbę osób „powiązanych z polskością” szacowano na 35.000 (na ogółem 407.000). Na obszarze WMG egzystowała również dziesięciotysięczna społeczność żydowska.
Idea przekształcania spornych terytoriów w twory polityczne obdarzone większą lub mniejszą autonomią była w owym czasie dość powszechna. Inicjatywy takie były niemal zawsze wynikiem kompromisu, w wypadku Gdańska stanowiły próbę pogodzenia przeciwstawnych żądań Polaków i Niemców. Tu jednakże kompromis nie zadowolił nikogo, stał się natomiast zarzewiem nowych konfliktów.
Ciemne plamy
Przeszło wiekowe przebywanie pod panowaniem pruskim zaciążyło na mentalności miejscowego establishmentu.
Zrozumiały był fakt, że oderwanie Gdańska od byłej Rzeszy miejscowi Niemcy zareagowali wybuchem gniewu. Znalazło to odbicie w masowych demonstracjach gdańszczan, z udziałem dziesiątków tysięcy ludzi. Jednak powszechna niechęć do Polaków znajdowała ujście także w działaniach irracjonalnych.
Latem 1920 roku na Warszawę maszerowały dywizje Armii Czerwonej. Dla wszystkich myślących ludzi było jasne, że w wypadku klęski Polaków również los Gdańska mógłby okazać się niewesoły. Tymczasem obecni w mieście niemieccy lewicowcy nawoływali do przeciwstawiania się „białogwardyjskiej Polsce” i udzielenia wsparcia rewolucji światowej. Na ich wezwanie miejscowi dokerzy odmówili rozładunku holenderskiego statku „Triton”, który przybył z ładunkiem amunicji dla Wojska Polskiego; zablokowano też wstęp do portu łotewskiemu transportowcowi „Saratows”, na pokładzie którego przerzucano polskich ułanów z frontu litewskiego (ostatecznie „Tritona” rozładowali stacjonujący w Gdańsku żołnierze brytyjscy, zaś nasi ułani zostali wyokrętowani w pewnej małej, wówczas prawie nieznanej nadmorskiej wioseczce o nazwie Gdynia).
W następnych latach również nie brakowało konfliktów. Polacy przebywający na obszarze WMG spotykali się z szykanami. Władze dążyły do sparaliżowania pracy polskich celników, kolejarzy, poczciarzy i przedstawicieli innych służb. Urzędujący w mieście Wysoki Komisarz Ligi Narodów był bezsilny.
Niemieccy Gdańszczanie utrudniali Polakom korzystanie z portu morskiego. Rząd w Warszawie wyciągnął odpowiednie wnioski i wydał pokaźne środki na budowę portu w Gdyni, który już niebawem miał stać się poważną konkurencją dla Gdańska.
WMG było obszarem, z którego służby specjalne Niemiec i Sowdepii podejmowały działania przeciw Rzeczypospolitej. To tutaj emisariusze Ukraińskiej Wojskowej Organizacji i Komunistycznej Partii Polski spotykali się ze swymi zagranicznymi mocodawcami. Wszelako prawdziwa bieda zaczęła się, gdy na antypolskich resentymentach zaczęli grać coraz aktywniejsi niemieccy narodowi socjaliści.
Cień swastyki
Pierwsze komórki NSDAP powstały nad Motławą w 1925 roku, zaś w roku następnym pojawiły się jej paramilitarne przybudówki – SA i SS.
Gazeta gdańskich wielbicieli Hitlera miała wymowny podtytuł: „Z powrotem do Rzeszy! Przeciw traktatowej przemocy”. Jednak prawdziwa przemoc zaczęła rządzić na ulicach. Trzeba przyznać, że gdańska policja początkowo próbowała okiełznać ekscesy nazistów, ci jednak szybko zdominowali jej szeregi.
W 1930 roku do Gdańska przybył osobisty wysłannik kierownictwa NSDAP – Albert Forster. Zjednoczył on miejscowe grupy narodowosocjalistyczne i szowinistyczne, które pod jego kierownictwem zaczęły działać niezwykle dynamicznie.
Niemiecka prasa atakowała bez pardonu Polaków i Żydów. Wkrótce zepchnięto ich na margines życia społecznego. Powszechne stało się bicie Polaków na ulicach. Bito dorosłych i dzieci – za wypowiedziane nieopatrznie polskie słowo, za „harde” spojrzenie, albo i bez cienia pretekstu. Bili zarówno bojówkarze, jak i policjanci. Zdarzały się ostrzeliwania polskich placówek, podpalenia, wybijanie szyb.
W tej atmosferze rychło doszło do morderstw. 31 stycznia 1931 roku hitlerowiec Walter Gengerski, sezonowy robotnik z Wisłoujścia, udał się do siedziby Oddziału Drogowego Polskich Kolei Państwowych. Zastał tam pracownika PKP Bolesława Styrbickiego, ojca rodziny. Niemiec wbił Styrbickiemu nóż w brzuch po samą rękojeść. Ofiara zmarła w szpitalu, a gdański sąd ostentacyjnie uwolnił mordercę od winy. Bandytę okrzyknięto bohaterem walki z polskim szowinizmem, nagrodzono go posadą inspektora ogrodnictwa miejskiego. Władze gdańskie odmówiły nawet orkiestrze polskich kolejarzy wystąpienia na pogrzebie zamordowanego.
Rozzuchwaleni bojówkarze atakowali coraz brutalniej. 6 kwietnia 1931 roku wdarli się na pokład polskiego statku odbywającego remont w porcie gdańskim. Pochwyconego marynarza Władysława Jerzyka pobito i wyrżnięto mu nożem swastykę na piersi. Przybyła na miejsce zdarzenia policja zaaresztowała… ciężko rannego Polaka, którego następnie skazano na 6 tygodni aresztu. Sprawcy napadu oczywiście pozostali bezkarni. We wrześniu miał miejsce mord na polskim robotniku sezonowym, Słowiku.
W maju 1933 roku narodowi socjaliści wygrali w wyborach do Volkstagu, zdobywając 107.331 głosów. W tym czasie lokalne struktury NSDAP mogły pochwalić się zastępem 21.292 członków; była wśród nich m.in. połowa gdańskich policjantów. Dwa lata później, podczas kolejnych wyborów, na listy wielbicieli Hitlera zagłosowało aż 139.423 obywateli WMG.
Hitlerowcy objęli władzę w sposób całkowicie demokratyczny, pokojowy, ciesząc się poparciem zdecydowanej większości niemieckiej ludności Wolnego Miasta Gdańska.
W stronę wojny
Narodowi socjaliści rychło pokazali, co znaczy władza totalna.
W ciągu paru lat zdelegalizowali lub zmusili do rozwiązania wszystkie partie poza własną. Dawne antypolskie szykany zyskały na intensywności. Utrudniano osiedlanie się Polaków, zakładanie polskich firm, represjonowano szkolnictwo. Miały miejsce nieuzasadnione aresztowania, zwolnienia z pracy, pozbawianie rent i emerytur, odbieranie kart rzemieślniczych, wyrzucanie rodzin na bruk. W wielu lokalach i sklepach nie obsługiwano Polaków. Głośno było o szyldzie zdobiącym wejście do kawiarni we Wrzeszczu: „Polen und Hunde Eintritt verboten (Polakom i psom wstęp wzbroniony)”.
Z przestrzeni publicznej usuwano pomniki polskich władców, orły herbowe i inne elementy architektury zaświadczające o dawnych związkach miasta z Rzecząpospolitą. Nie ustawał terror bojówkarzy. Tylko po obchodach Święta 3 Maja w 1938 roku zanotowano ponad 100 czynnych napaści, z zemsty za wywieszenie biało-czerwonych flag.
23 sierpnia 1939 roku Albert Forster, szefujący gdańskiej NSDAP, ogłosił się głową państwa, skądinąd wbrew konstytucji WMG. Źądania Berlina włączenia Gdańska do III Rzeszy okazały się jednym z głównych pretekstów do rozpętania II wojny światowej.
„Radosny” 1 września
W pierwszym dniu września 1939 roku Niemcy hitlerowskie zaatakowały Polskę. Od pierwszych minut agresji u boku Wehrmachtu wystąpiły oddziały policyjne Wolnego Miasta Gdańska.
Zgodnie z umowami międzynarodowymi WMG nie mogło posiadać sił zbrojnych. Miało jednak siły porządkowe – zrazu Policję Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei, Sipo), następnie przemianowaną na Policję Ochronną (Schutzpolizei, Schupo). Przez cały okres międzywojnia gdańska policja łamała prawo, utrzymując zakonspirowane arsenały i prowadząc szkolenie wojskowe swych funkcjonariuszy. W roku 1933 w ramach Schupo powołano Policję Krajową (Landespolizei), będącą w istocie skoszarowaną formacją wojskową. Należeli do niej przede wszystkim gdańscy esesmani.
III Rzesza spieszyła ze wsparciem, dostarczając broń (łącznie z artylerią i wozami pancernymi!) oraz zapewniając szkolenie. Latem 1939 roku na obszarze WMG skrycie rozmieszczono jednostkę SS-Heimwehr Danzig, utworzoną z wydzielonego oddziału 4. pułku SS-Totenkopf „Ostmark”, zasilonego półtysięcznym zastępem niemieckich Gdańszczan. Decyzją gdańskiego Senatu powołano również jednostkę SS-Wachtsturmbann „Eimann”, której powierzono przygotowanie akcji aresztowań działaczy polskich, i która już od sierpnia pracowała nad uruchomieniem obozu koncentracyjnego w Sztutowie (KL Stutthof, otwarty 2 września). Łączna liczebność formacji policyjno-wojskowych na terenie WMG sięgała wtedy kilkunastu tysięcy ludzi, z tego 8000 w oddziałach bojowych.
Po wybuchu wojny gdańscy esesmani i policjanci wzięli udział w atakach na Westerplatte i Pocztę Polską, a także na polskie obiekty poza obszarem WMG. Już 1 września gdańska policja aresztowała 1500 Polaków, korzystając z uprzednio przygotowanych list. Tegoż dnia Senat Gdański ogłosił włączenie obszaru WMG do III Rzeszy.
Niemieccy Gdańszczanie wnieśli ogromny wkład w organizację hitlerowskiego aparatu terroru, nie tylko na Pomorzu Gdańskim, ale także na Kujawach i w Wielkopolsce. M.in. organizowali i kierowali Samoobroną Prus Zachodnich (Selbstschutz Westpreussen) – formacją paramilitarną utworzoną z gdańskich i polskich folksdojczów, odpowiedzialną za większość z 30.000 mordów popełnionych na Polakach na obszarze Pomorza Gdańskiego na jesieni 1939 roku. Ową eksterminacją kierował znany nam już Albert Forster, niegdyś szef WMG, teraz mianowany namiestnikiem Okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie.
Trzeba głośno mówić
Wolne Miasto Gdańsk było szowinistycznym, rasistowskim, prusacko-nazistowskim potworkiem. Zawsze antypolskim, w latach 30. także antyżydowskim, współsprawcą napaści na Rzeczpospolitą Polską we wrześniu 1939 roku. Rzesze jego obywateli zaangażowały się w budowę narodowo-socjalistycznych struktur, z entuzjazmem witały wojska hitlerowskich Niemiec i współuczestniczyły w ich zbrodniach.
Źałośnie brzmią dziś próby przedstawiania WMG jako… ofiary agresji Hitlera (!). Podczas pamiętnych wrześniowych dni jakoś nie słychać było głosów sprzeciwu wśród tłumów niemieckich Wolnych Gdańszczan, z zapałem hajlujących Wehrmachtowi i SS. Jeżeli ktokolwiek stawił wtedy opór agresorom, to byli to Polacy, przeciw którym zaraz rzucono tysiące gdańskich policjantów.
Obecna moda na WMG jawi się jako nieco schizofreniczna, w świetle faktu, że po 1945 roku germańskich obywateli Gdańska przegnano precz, a ogromna większość dzisiejszych mieszkańców grodu to potomkowie osadników z różnych części Polski, którym niegdyś udało się przeżyć noc niemieckiej okupacji.
Trzeba więc tym, często zagubionym ludziom mówić – wbrew sprzedajnym szubrawcom i sentymentalnym sklerotykom – czym naprawdę było Wolne Miasto Gdańsk. Przypominać o dzieciach bitych na ulicy za słowa wypowiedziane po polsku; o deptanych biało-czerwonych flagach; o swastyce wyrżniętej na piersi polskiego marynarza; o czaszkach Polaków rozcinanych szpadlem w Lasach Piaśnickich pod nadzorem niemieckich Gdańszczan. Trzeba o tym wszystkim mówić – bo politycy o mentalności folksdojczów nie powiedzą tego nigdy.
„Wolnego” (czytaj: niemieckiego) Gdańska już nie ma. I nie będzie.
Andrzej Solak