Aktualizacja strony została wstrzymana

Prawica eurosceptyczna i ból głowy w PiS

Widzimy jak w perspektywie zbliżających się wyborów Prawo i Sprawiedliwość odpaliło protokół „uderzyć w Konfederację”. W prorządowych mediach jak za dotknięciem magicznej różdżki zaroiło się od poszukiwaczy „ruskich agentów”, a liczne autorytety prześcigają się w kreowaniu tej formacji na wroga publicznego numer jeden. Przypadek Konfederacji można uznać jako swego rodzaju przykład schematu jakim posługuje się rządząca partia przy marginalizowaniu głosów sprzecznych z jej interesem. Nawet jeżeli te głosy dochodzą z prawej strony sceny politycznej. 

Prawo i Sprawiedliwość już od dawna znane jest z przypisywania sobie monopolu na wszelką rację na prawicy. W obronie tego „prawa” stara się zniszczyć lub zmarginalizować każdego, kto tylko ośmieli się skrytykować działania budzące wątpliwości co do zgodności z polską racją stanu. Nawet jeżeli słowa krytyki dotyczą kwestii tak fundamentalnych jak całkowity zakaz aborcji, wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej, czy wskazanie na realne zagrożenie wynikające z przyjętej przez amerykański Kongres ustawy 447.

Na polskiej prawicy w końcu pojawiła się mająca realne znaczenie eurosceptyczna formacja, celnie diagnozująca zagrożenie jakie płynie z niereformowalnych, charakteryzujących się coraz większym zamordyzmem, neomarksistowskich unijnych elit. Podczas gdy jeszcze kilka dni temu obecnie rządząca partia fetowała 15-lecie wstąpienia Polski w szeregi Unii, a prezydent Andrzej Duda proponował wpisanie do Konstytucji obecności naszego kraju w unijnych szeregach, polski wyborca świadomy wynikających z tego zagrożeń po raz kolejny przeżywał szok spowodowany euroentuzjastyczną propagandą. Zwłaszcza w obliczu zbliżających się wyborów do Europarlamentu, Konfederacja może stanowić realną alternatywę dla wyborców przychylnych PiS, ale nie zgadzających się co do kierunku polityki jaki obrała ta partia na odcinku brukselskim.

I właśnie w perspektywie zbliżających się wyborów, coraz wyraźniej wybrzmiewają słowa redaktora Karnowskiego, który wzywał do zdecydowanej obrony osiągniętej sytuacji politycznej jako „szansy trafiającej się raz na pokolenie”. Widocznie prominentni politycy obecnie rządzącej formacji zgodnie uznali, że chwila takiej obrony nadeszła, a zagrożeniem dla jedynowładztwa PiS stała się Konfederacja KORWiN Liroy Braun Narodowcy. Na potrzeby przeprowadzanego ataku związane z PiS media wytaczają najcięższe działa, uderzając w nowo powstałą formację wszystkim co tylko się nawinie. W pospiesznym i szaleńczym ataku nierzadko narażają się na śmieszność. Ale po kolei. 

Wszędzie ruscy agenci

Zastanawia gorliwość z jaką redaktorzy związanych z PiS mediów doszukują się związków kandydatów Konfederacji z przedstawicielami Kremla. Patrząc na publikowane w tempie przyspieszonym rewelacje zastanawia, czy Polsce potrzebny w ogóle jest jakikolwiek kontrwywiad. Lwia część jednego z głównych wydań „Wiadomości” poświęcona była bratu Krzysztofa Bosaka, zatrudnionemu w zajmującemu się udzielaniem pożyczek konsorcjum Vivus. Vivus należy do grupy kapitałowej, w której większościowym udziałowcem jest rosyjski oligarcha. W połączeniu z brakiem informacji dotyczącym źródeł utrzymania Krzysztofa Bosaka, lider Ruchu Narodowego staje się w oczach widza kolejnym ujawnionym „ruskim agentem”.

Zdecydowanym liderem festiwalu oskarżeń pozostaje jednak Tomasz Sakiewicz. W jego retoryce, nacechowanej głównie emocjami, inwektywami i porównaniami trafiającymi do niezbyt wymagającego czytelnika, znajdziemy – oprócz już standardowych „ruskich trolli” – targowiczan, zdrajców Polski, manipulatorów, a nawet rasistów czy ksenofobów. „Rasizm i ksenofobia są obce Polskiemu patriocie” – grzmi na łamach jednego z popularnych portali, nawiązując do głosów sprzeciwu wobec ostatniej praktyki obecnego rządu, który w tajemnicy przed polskim społeczeństwem sprzyja przyjmowaniu kolejnych imigrantów.

W związku ze zbliżającymi się wyborami, na celownik wzięto także jednego z liderów Konfederacji, reżysera Grzegorza Brauna. Piotr Lisiewicz określając go mianem „szkodliwego manipulatora”, przypomniał sobie wydarzenia z…2014 roku, kiedy podczas jednej ze smoleńskich konferencji Grzegorz Braun zwrócił uwagę na alternatywę dla promowanej wówczas teorii o eksplozji rządowego Tupolewa. Jak widać, przyszłe tygodnie upłyną redaktorom prorządowych mediów pod hasłem „wszystkie ręce na pokład”.

O współpracy z rosyjską agenturą mają także świadczyć wywiad jaki reżyser udzielił wydalonemu z Polski za szpiegostwo rosyjskiemu dziennikarzowi. O ile samo wydarzenie można uznać za niekorzystne wizerunkowe faux pas, to wielu oskarżających poprzestaje tylko na samym fakcie udzielenia wywiadu. A w samej treści znajdziemy chociażby wezwanie Rosji do zwrócenia wraku prezydenckiego wraku Tu-154m, jawne określenie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku mianem „zamachu warszawsko-smoleńskiego”, czy wspomnienie faktu, że II wojna światowa rozpoczęła się atakiem na Polskę zarówno Niemiec jak i Związku Sowieckiego, co dla przeciętnego Rosjanina jest całkowitym novum.    

Zamilczenie

Oskarżanie o motywacje płynące z Kremla to nie jedyny sposób na uderzenie w przeciwnika politycznego. Równie skutecznym zagraniem okazuje się także proste zamilczenie. Przekonał się o tym wyproszony ze studia programu „Studio Polska” jeden z polityków Konfederacji, Jacek Władysław Bartyzel. Upominający się o brak zainteresowania mediów głównego nurtu protestem wobec ustawy 447 polityk, został wyproszony ze studia pod pretekstem „złamania zasad programu”. Przez część mediów został wprost określony mianem „klakiera Putina”.

Jakub Kulesza z partii Wolność podaje jak TVP broni się przed zapraszaniem do programów publicystycznych polityków Konfederacji. „Około miesiąc temu zostały wstrzymane wszystkie zaproszenia dla przedstawicieli Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy do programów publicystycznych TVP. O ile tacy liderzy jak Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun czy Robert Winnicki od lat nie mają wstępu do TVP, o tyle ja czy Jacek Wilk bardzo często z takich zaproszeń korzystaliśmy. Do czasu” – czytamy.

Powyższe obostrzenie dotyczy także młodzieżówek KORWiNa. Jak widać w telewizji publicznej znajdzie się miejsce nawet dla Adriana Zandberga czy Marcina Anaszkiewicza z „Wiosny Biedronia”, ale nie dla polityków Konfederacji. Ot pluralizm à la PiS.

Wyproszenie Bartyzela to nie pierwszy przypadek zamilczania krytyków rządzącej partii. Z TVP już dawno zniknęli tak wybitni komentatorzy polskiej rzeczywistości jak Witold Gadowski, ks. Isakowicz-Zaleski czy Wojciech Cejrowski.

O co chodzi?

Pośród wielu istotnych tematów, dzisiaj na pierwszy plan wyłaniają się szczególnie dwie kwestie. Całkowity zakaz aborcji oraz postawa wokół ustawy 447. Postulat wprowadzenia prawa usuwającego z polskiego porządku prawnego przesłanki eugenicznej został wśród zwolenników rządzącej partii podniesiony do rangi „ataku na jedność prawicy”, a walka o życie nienarodzonych dzieci stała się „zachęcaniem do otwarcia kolejnego, niepotrzebnego frontu walki z lewakami”. Jakby tych frontów PiS nie otworzyła w wielu innych, dużo mniej istotnych sprawach. To najprawdopodobniej za wypowiedź o aborcji zostały ukrócone bijące rekordy popularności rozmowy Michała Rachonia z Wojciechem Cejrowskim.

Z kolei kwestia restytucji organizacjom żydowskim pozostawionego w Polsce mienia bezspadkowego jest sprawą witalną z perspektywy polskiej racji stanu. Roszczenia sięgające według niektórych ekspertów nawet 300 miliardów dolarów mogą nie tylko uderzyć nas po kieszeniach, ale doprowadzić do sytuacji, w której organizacje dysponujące prawem do rozporządzania długiem będą miały realny wpływ na politykę naszego kraju. O dziwo, w opinii niektórych prorządowych publicystów, milczenie jakie wokół ustawy 447 roztoczył PiS jest najlepszym możliwym wyjściem z obecnej sytuacji! Zamieszanie jakie wobec roszczeń organizacji żydowskich wywołują środowiska narodowe ma w ich mniemaniu jedynie przysłużyć się bezprawnym żądaniom.

A takie zamieszanie jest oczywiście na rękę – tu nie będzie zaskoczenia – Rosji! „Ci, którzy tak bardzo mocno akcentują ten problem, najczęściej po prostu realizują rosyjskie interesy” – grzmi poseł Joanna Lichocka.  

Wyraźnie widać jak Konfederacja urosła do stopnia na tyle silnego przeciwnika, że stosowana dotychczas taktyka przemilczania okazuje się nieskuteczna. Zbliżające się wybory do Europarlamentu to tylko preludium do o wiele ważniejszych, jesiennych wyborów parlamentarnych. Relatywnie wysoki wynik osiągnięty przez nową formację może okazać się pozytywnym zastrzykiem energii przed jesienną kampanią. PiS już zawczasu stara się jak najszerzej rozsiąść się na politycznej prawicy, marginalizując przeciwników za pomocą wszelkich możliwych narzędzi. Konfederacja zrzeszająca zarówno obrońców życia, jak i osoby krytykujące kłanianie się w pas Stanom Zjednoczonym zdaje się być dzisiaj większym zagrożeniem niż Koalicja Europejska.

Piotr Relich

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-05-18)

 


 

„Polskie prawo jest dyktowane w obcych ambasadach, nowelizacje ustaw są pisane w tajnej siedzibie Mosadu” – rozmowa z Jackiem Wilkiem

Czy Konfederacja jest projektem obliczonym na wybory do Parlamentu Europejskiego, gdzie wszystkich łączy euro-sceptycyzm, czy też będzie kontynuowany w wyborach do Sejmu?

– Zdecydowanie celem Konfederacji jest wprowadzenie na jesieni tego roku jak najliczniejszej reprezentacji do Sejmu RP. Kalendarz wyborczy oczywiście „wymusza” uprzednie startowanie w majowych wyborach do europarlamentu, ale dla Konfederacji to akurat bardzo dobry zbieg terminów, gdyż te najbliższe wybory stwarzają bardzo dobrą okazję do jak najlepszego „wybicia się” w sondażach oraz przebicia do szerokiej świadomości wyborców.

Ale tak właściwie, poza eurosceptycyzmem i sprzeciwem wobec establiszmentu, co łączy poszczególne człony Konfederacji, szczególnie dwa filary tej układanki, czyli wolnościowców i narodowców?

– Obecna polityka rządów PiSu spowodowała, że łączy nas teraz w pierwszej kolejności sprawa absolutnie fundamentalna – kwestia suwerenności Polski. PiS w sposób kroczący tejże suwerenności się zrzeka: zaczęło się w 2009 roku od podpisania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego, który uczynił z Polski jeden z landów euroRzeszy, a obecnie mamy wręcz jawne podporządkowywanie polskiej racji stanu interesom innych państw. Polskie prawo jest dyktowane w obcych ambasadach, nowelizacje ustaw są pisane w tajnej siedzibie Mosadu, a w sprawie bezpodstawnych roszczeń przemysłu Holokaustu rząd w tajemnicy przed obywatelami negocjuje warunki rekompensat dla zagranicznych organizacji za mienie pozostawione bez spadkobierców przez polskich obywateli, zamordowanych przez niemieckiego okupanta. Na szczytach międzynarodowych organizowanych w Warszawie, na zlecenie innych stolic, Polska i Polacy są jawnie obrażani i upokarzani, a PiS podchodzi do tego na kolanach, tłumacząc te ataki specyfiką kampanii wyborczej w Izraelu. Rząd abdykuje także w zakresie polityki energetycznej Brukseli, niszcząc konsekwentnie suwerenność energetyczną Polski i uzależniając nas coraz bardziej od zagranicznych nośników energii lub technologii do jej wytwarzania. Nie jest przypadkiem, że to właśnie za rządów PiS sprowadza się do naszego kraju rekordowe ilości węgla – zamykając w tym samym czasie kolejne polskie kopalnie, mimo że mamy ogromne ilości węgla. Innymi słowy głównym spoiwem Konfederacji – wobec tak prowadzonej polityki obecnych rządów – stal się postulat przywrócenia polskiej suwerenności i podmiotowości i nie ma w tym postulacie żadnej przesady.

Czy wypracujecie wspólny program pozytywny, szczególnie ekonomiczny, gdzie różnice mogą być największe?

– Oczywiście. W ogromnej części jesteśmy w stanie się porozumieć. W zasadzie jedyna istotna różnica dotyczy oceny kapitału zagranicznego. Narodowcy twierdzą, że kapitał ma narodowość, my – wolnościowcy – że interesy. Wobec powyższego narodowcy chcą dużego zakresu kontroli wobec obcego kapitału, my natomiast twierdzimy, że nie powinien on mieć po prostu żadnych przywilejów względem polskiego – na przykład w postaci dopłat rządu do inwestycji czynionych na obszarze Polski przez zagraniczne korporacje. Ale jeśli już chodzi o kwestie wolności gospodarczej to oba obozy polityczne są raczej zgodne, że trzeba tworzyć jak najlepsze warunki do rozwoju polskiego biznesu, i że rząd i urzędnicy powinni jak najmniej przeszkadzać w bogaceniu się rodzimych przedsiębiorstw – zwłaszcza rodzinnych.

Polska ma w tej chwili kilka potencjalnych możliwości geopolitycznych: Trójmorze pod amerykańskim patronatem, sojusz z Berlinem i Paryżem za cenę pogłębienia integracji europejskiej lub spojrzenie na wschód, czyli odnowienie stosunków z Rosją i przyłączenie się do chińskiego Nowego Jedwabnego Szlaku. Jaka jest Pańska opinia? I czy to jest tylko Pańska czy całej Konfederacji?

– W całej Konfederacji panuje zgoda co do tego, że nie wolno dalej tkwić w śmiertelnej pułapce, w jaką wpędziły Polskę rzędy PiS całkowicie uzależniając się od jednego tylko „strategicznego” partnera zagranicznego przy jednoczesnym gwałtownym popsuciem stosunków z innymi państwami i grupami państw. Zgadzamy się również co do tego, że trzeba – na ile się da – dążyć do polityki wielowektorowej, w której Polska może elastycznie reagować ruchami na arenie międzynarodowej w miarę zmieniających się warunków i okoliczności zagranicznych. Nie pracowaliśmy jeszcze nad wyrobieniem wspólnego stanowiska lub opinii co do kierunków ewentualnych nowych sojuszy, dlatego przedstawię tutaj swoją własną opinię. Nie jesteśmy skazani na wszelkiego rodzaju sojusze tylko i wyłącznie z jednym państwem lub grupą państw. Możemy i powinniśmy tworzyć tutaj różne konfiguracje w zależności od rodzaju sojuszu; z jednymi państwami możemy zawierać sojusze militarne, z innymi gospodarcze, a z jeszcze innymi polityczne. Biorąc pod uwagę obecne uwarunkowania powinniśmy jak najbardziej zacieśniać stosunki polityczne z państwami Trójmorza. Pamiętajmy jednak, że nie będzie żadnej głębszej współpracy w tej grupie państw tak długo, jak długo koncepcji Trójmorza nie wypełni jakiś konkretny zespół projektów i przedsięwzięć przynoszących konkretne i wymierne korzyści wszystkim państwom tego aliansu. Powinny to być w pierwszej kolejności projekty i przedsięwzięcia dotyczące wspólnej infrastruktury komunikacyjnej, poszerzania handlu oraz szerokiej współpracy gospodarczej. Jest tu naprawdę wiele do zrobienia. Na przykład Czesi są żywotnie zainteresowani jak najszybszym zbudowaniem kanału Dunaj-Odra, aby móc wozić swoje towary Odrą do portów bałtyckich. Właśnie takie konkretne projekty są dopiero w stanie przekształcić ideę Trójmorza w realnie działający we wspólnym interesie sojusz. Taki też sojusz powinien pogłębić współpracę z Chinami umożliwiając im budowę Nowego Jedwabnego Szlaku w zamian za stanowczą deklarację Pekinu, że rynek chiński zostanie otworzony na towary z Polski, Czech, Węgier itd. Wreszcie – jeśli chodzi o sojusze militarne – nasza obecność w NATO jest obecnie najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa, ale tylko pod warunkiem, że odbudujemy swój przemysł obronny.

Czym chciałby się Pan zająć jako europoseł: pytamy tak o aktywność na forum PE, jak i aktywność w kraju?

– Na forum UE z całą pewnością bardzo bliskie byłyby mi sprawy polskiego rolnictwa, gdyż w dalszym ciągu polski rolnik jest jawnie dyskryminowany względem swych zachodnich konkurentów, a całe branże polskiej produkcji i przetwórstwa rolnego są niszczone kolejnymi dyrektywami unijnymi. Trzeba z tym skończyć, gdyż polskie rolnictwo może i powinno być jednym z naszych produktów eksportowych – zwłaszcza w zakresie zdrowej żywności tworzonej w gospodarstwach rodzinnych. Jeśli chodzi o aktywność w Polsce chciałabym przede wszystkim bardzo starannie kontrolować to, w jaki sposób unijne dyrektywy są w naszym kraju implementowane – gdyż zdecydowanie zbyt często pod pretekstem ich wprowadzania rząd narzuca nam coraz większą ilość szkodliwej biurokracji i drastyczne przeregulowanie gospodarki.

Nikt dzisiaj nie wie jak będą wyglądały frakcje w przyszłym europarlamencie, bo to zależy kto do tego parlamentu wejdzie. Ale gdyby miał Pan do wyboru frakcje z kończącej się teraz kadencji, to do której najchętniej by się Pan zapisał?

– Wszystko wskazuje na to, że bardzo silną reprezentację wprowadzi Nigel Farage, którego partia Brexit ma już teraz w sondażach dotyczących wyborów do PE poparcie wyższe niż Partia Konserwatywna i Partia Pracy razem wzięte. To oznacza, że może on utworzyć bardzo silną frakcje uniorealistów i do takiej frakcji bardzo chętnie bym się przyłączył.

W ostatnich latach zaliczył Pan kilka małych wolt organizacyjnych pomiędzy strukturami Kongresu Nowej Prawicy, Kukiza i Wolności. Dla osób mało zainteresowanych przetasowaniami wewnętrznymi na prawicy nie były one czytelne. Czy mógłby nam Pan je opisać i wytłumaczyć?

Za każdym razem te „wolty” miały dokładnie ten sam charakter – próbowałem na różne sposoby łączyć środowiska reformatorskie. I tak odpowiednio: startując z list Kukiza gorąco namawiałem kolegów z KNP by czynnie włączyli się w ten projekt. Ówczesne kierownictwo tej partii pomysł ten odrzuciło i obecnie partia ta praktycznie już nie istnieje. Kiedy przystępowałem do „Wolności”, nie rezygnując z członkostwa w KNP, było podobnie – próbowałem połączyć dwie partie o praktycznie tym samym programie. I znów był opór szefostwa KNP, które tego połączenia nie chciało i wykluczyło mnie potem z szeregów partii choć do końca walczyłem o „dogadanie się”. W tym czasie byłem jeszcze w Klubie poselskim Kukiz’15 i również – bardzo długo – starałem się o zbudowanie kolacji KORWiN-Kukiz, a moje wysiłki były bacznie śledzone w mediach społecznościowych przez tysiące sympatyków opowiadających się za takim szerokim ruchem antysystemowym. Znów się nie udało takie zbliżenie – tym razem za sprawą samego Pawła Kukiza, który niespodziewanie zerwał rozmowy wbrew wcześniejszym zapewnieniom. Ale udał się w końcu najważniejszy sojusz – z Ruchem Narodowym – o którym mówiłem od prawie roku. I ta koalicja pokazuje, że w swoich równych zjednoczeniowych koncepcjach i działaniach miałem rację – rośniemy w siłę, a wyborcy dają nam ewidentnie premię za zjednoczenie.

Jak się Pan czuje w sojuszu z nacjonalistami i strong katolikami. Czy jednak, rozumiejąc polityczny realizm, sojusz ten Pana nie uwiera?

– Od początku istnienia Konfederacji robimy zdroworozsądkowe założenie, że żadna z formacji ją tworzących nie zmienia i nie odchodzi od swego programu – na przykład na rzecz tworzenia całościowego programu wspólnego – ale po prostu uzgadnia wspólne stanowisko w niektórych tylko, istotnych ze względu na kontekst, kwestiach. To powoduje, że nie musimy obchodzić od swoich poglądów, a tym samym walczyć z dylematami moralnymi „odstępstwa od zasad”. Od początku szanujemy swoje odrębności i nikt nie robi nikomu zarzutu, że w sprawach nieuzgodnionych ten ktoś inny mówi swoim językiem. To zresztą istota każdej konfederacji i ten mechanizm działa w Konfederacji KLBN bardzo dobrze.

Ostatnie pytanie wynikło stąd, że mamy wielu wspólnych znajomych w mediach społecznościowych, w tym także rekrutujących się ze środowiska samo-określającego się mianem wolnościowego. Część z tych osób deklaruje, że nie zagłosuje na Konfederację, bo „Braun chce zamykać za homoseksualizm”, a „Winnicki to nacjonalista”, etc. Jak przekona Pan te osoby?

– Staram się je przekonywać w ten sposób, ze największym plusem Konfederacji jest właśnie wielki wybór. Nikt nie zmusza nikogo do lubienia wszystkich liderów Konfederacji, ale na każdej liście i w każdym okręgu wyborczym każdy z naszych wyborców znajdzie bez problemu kandydata, który jest mu bardzo bliski swoim światopoglądem. Wystarczy się rozejrzeć. Zwracam przy tym uwagę, że identyczna koncepcja legła u podstawa sukcesu Kukiza w ostatnich wyborach sejmowych. Problem Kukiza polega na tym, że on od koncepcji szerokiego ruchu Naprawy Rzeczypospolitej już odszedł, a my tę koncepcję właśnie pięknie i skutecznie realizujemy.

I ostatnie pytanie: czy czytuje Pan portal konserwatyzm.pl i nasz półrocznik „Pro Fide Rege et Lege”? Jeśli tak, to proszę powiedzieć na ile bliskie są Panu nasze poglądy, a z czym się Pan nie zgadza? Dodam, że nie wymagamy zgodności w 100 procentach 😊

– Oczywiście – czytam z ogromną przyjemnością zarówno konserwatyzm.pl, jak i „Pro Fide Rege et Lege”. Bardzo bliskie są mi prezentowane w nich konserwatywne koncepcje ustroju życia politycznego i społecznego z bezkompromisowym monarchizmem na czele. Natomiast nie zgadzam się z frontalnym potępieniem liberalizmu. Uważam, że w zakresie działalności gospodarczej liberalizm – gospodarczy oczywiście – powinien być zawsze punktem wyjścia dla każdego Wolnościowca. Po prostu wierzę niezmiennie w ideę konserwatywnego liberalizmu – tradycji w życiu społecznym połączonej zarazem z wolnością gospodarowania własnym przemysłem, mieniem i owocami pracy. Jestem konserwatywnym liberałem na przekór tym, którzy twierdzą, że coś takiego nie istnieje.

Rozmawiał Adam Wielomski

Za: konserwatyzm.pl (18 maja 2019) – [Org. tytuł: «„Polskie prawo jest dyktowane w obcych ambasadach, nowelizacje ustaw są pisane w tajnej siedzibie Mosadu” – mówi Jacek Wilk w rozmowie z A. Wielomskim»]

 


 

Kto może stać się największym wrogiem Konfederacji?

Konfederacja ma licznych wrogów i jest medialnie atakowana z wielu stron. Trzeba jednak przyznać, że także liderzy komitetu robią sporo, by wzbudzić u części Polaków sceptycyzm lub przynajmniej podejrzliwość. Wzbudzanie sensacji daje pewne profity – dużo mówi się o nowej sile w polskiej polityce. Problem w tym, że niewyjaśniania aura agenturalności i radykalizm tandetnych sloganów może obrócić się przeciw antysystemowej koalicji, a nawet przeciw Ojczyźnie.

Ciężko uznać za poważne argumenty ataki mediów „dobrej zmiany” na lidera listy Konfederacja w Warszawie, Krzysztofa Bosaka, które dotyczą faktu pracy jego brata w firmie należącej do rosyjskiego oligarchy. Jeśli bowiem istnienie owej firmy jest złe, to dlaczego przez 3,5 rządów „dobrej zmiany” nikt z tym niczego nie zrobił?

Bardziej problematyczny jest inny fakt dostrzeżony przez serwisy powiązane z władzą: start z list Konfederacji Liliji Moshechkovej (KORWiN). Kobieta nie tylko popierała pomysł wjazdu do Polski gangu motocyklowego Nocne Wilki, ale również – jak podają media – broniła istnienia w naszym kraju… sowieckich pomników. Czyniła to w… rosyjskiej telewizji. Jednoznaczne wyjaśnienie poglądów kandydatki i jej obecności na listach powinno interesować nie tylko potencjalnego wyborcę Konfederacji, ale i sam komitet. Część wyborców może oczywiście uznać, że kandydatka startująca z odległego miejsca i niemająca większych szans na uzyskanie mandatu nie stanowi problemu. Do części trafi pewnie pragmatyczne wyjaśnienie znalezienia się Moshechkovej wśród kandydatów, jakie przez pewien czas widniało na Twitterze Krzysztofa Bosaka – na listach muszą zostać zachowane parytety płci, co dla niektórych komitetów może stanowić trudności. Jednak takie tłumaczenie może nie przekonać wszystkich, szczególnie, że na Moshechkovej nie kończy się lista wschodnich kontrowersji, które nie zostały przez Konfederację wyjaśnione w wystarczającym stopniu.

10 maja 2019 roku, w trakcie marszu w skądinąd istotnej i słusznie podnoszonej przez Konfederację sprawie ustawy 447, ze sceny został pochwalony za swoją aktywność twórca portalu eMisjaTV – medium, w którym pojawiają się treści jawnie prorosyjskie oraz tezy mocno kontrowersyjne. To właśnie tam został wypromowany Aleksander Jabłonowski / Wojciech Olszański. A to nie koniec.

Chociaż każdy (nawet średnio zorientowany w polskiej polityce) wyborca wie, że media stanowiące zaplecze Prawa i Sprawiedliwości lubują się w rzucaniu cienia agenturalnych podejrzeń na politycznych przeciwników, to dawanie argumentów dla takiej narracji jest co najmniej nieodpowiedzialne. Tymczasem niektórzy politycy Konfederacji postanowili uczynić takie oskarżenia bardziej prawdopodobnymi i… udzielili wywiadu prorosyjskiemu „Sputnikowi”. To paliwo dla tropicieli „ruskich agentów”, szczególnie, że niektóre rozmowy z liderami Konfederacji prowadził podejrzewany o działalność szpiegowską Leonid Swiridow (pod koniec roku 2015 cofnięto mu zezwolenie na pobyt w Polsce).

W sprawie tych – niezbyt mocnych, ale jednak dość licznych – kontrowersji prawicowy wyborca ma prawo oczekiwać wyjaśnień. Jeśli nie przedstawią ich politycy Konfederacji, to możemy spodziewać się, że w ostatnich dniach kampanii zrobią to za nich media „dobrej zmiany”. Jest scenariuszem więcej niż prawdopodobnym, że w przedwyborczy piątek w godzinach wieczornych znajdujący się w rękach ludzi władzy ogólnopolski serwis informacyjny poinformuje miliony ludzi o jakiejś „ciekawostce” dotyczącej „koalicji propolskiej”. I nie ważne, że ów „mocny” temat może okazać się „kapiszonem” lub odgrzewanym kotletem. Na wyjaśnienia czy procesy będzie za późno, gdyż po kilku godzinach zapadnie głucha cisza wyborcza.

A przecież tematów kłopotliwych dla Konfederacji jest więcej – „kwestia rosyjska” to nie wszystko. Janusz Korwin-Mikke dba o regularne dostarczanie mediom tematów kompromitujących nie tylko jego samego, ale także współpracujących z nim środowisk. A niestety także i w tej sprawie brakuje przynajmniej jednoznacznego podkreślenia, że pewne wypowiedzi to li tylko prywatne poglądy lidera partii KORWiN.

Ryzyko politycznej kompromitacji Konfederacji związane jest także z faktem, że owa antysystemowa koalicja postanowiła oprzeć sporą część swojego przekazu na emocjach, o czym powiedział wprost Sławomir Mentzen. Mają być to – zgodnie ze słowami wiceprezesa partii KORWiN – emocje, jakie trafiają do wyborcy. Strategia może okazać się skuteczna, jednak przesadna prostota (czy wręcz prostactwo) przekazu budzi odrazę, bowiem na przedstawioną przez Mentzena „Piątkę Konfederacji” składa się m.in. slogan „nie chcemy Żydów”. O ile sprzeciw dla roszczeń majątkowych brzmi rozsądnie i odwołuje się do realnych zagadnień, o tyle hasło „nie chcemy Żydów” niesie ze sobą fatalne skojarzenia, co rodzi dwojakie skutki. Po pierwsze: może zostać wykorzystane przez politycznych konkurentów Konfederacji do skompromitowania komitetu (a nawet wszystkich sprzeciwiających się roszczeniom). Po drugie: wiąże się z ryzykiem wytworzenia w polskim społeczeństwie negatywnych postaw wobec narodu żydowskiego, postaw, których dziś – poza marginesem – nie ma i nikt normalny nie chce, aby kiedykolwiek zaistniały. Mentzen słusznie zauważył, że bez emocji ciężko w Polsce o sukces polityczny. Problem w tym, że gra na emocjach wiąże się z określonym niebezpieczeństwem.

Na finiszu kampanii wyborczej Konfederacja ma więc przed sobą – jeśli chce osiągnąć sukces – kilka wyzwań. Z jednej strony komitet powinien wyjaśnić prawicowemu wyborcy, tak by ten nie mógł mieć wątpliwości, sprawy związane z Rosją, co rozbroiłoby polityczne bomby i zminimalizowało ryzyko zaskoczenia „koalicji propolskiej” przed media „dobrej zmiany” w trakcie ostatnich godzin kampanii wyborczej. Z drugiej natomiast środowiska deklarujące się jako miłujące Polskę powinny opanować emocje i wziąć odpowiedzialność za swój język. Wszak żaden patriota nie chce, aby mówienie o „polskich antysemitach” było zarzutem prawdziwym – szczególnie dziś, w trakcie napięć z Izraelem. Nawet jeśli, a może szczególnie dlatego, że Konfederacja jako jedyna nie boi się o prawdziwych powodach tych napięć mówić głośno i wyraźnie. 

Michał Wałach

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2019-05-18)

 


 

Skip to content