Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak naprawić świat? – Stanisław Michalkiewicz

Ajajajajajajaj! Panie Piperman, pan jeszcze tu? Pan jedź do Katowic, pan musisz walczyć z klimatem! – Tak mogłaby się zacząć kolejna rozmowa pana Pipermana z panem Biberglancem, kupcami, co to handlują, czym się da, a specjalnie takim towarem, co to ani nie da się wziąć w rękę, ani nie da się zważyć, ani nie da się zmierzyć, ani się nie psuje. To znaczy, dałby się zważyć, czy zmierzyć, gdyby komuś zachciało się to robić, ale nikomu się nie chce. Na przykład gazem – ale nie takim do palenia, czy trucia, tylko gazem cieplarnianym, co to robi straszliwe spustoszenie wśród ludzkości. Biją na alarm nie tylko mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu, ale nawet pan redaktor Szymon Hołownia, który odkrył straszliwą prawdę, że co najmniej tyle samo dzieci pada ofiarą smogu, co aborcji. Ładny interes! Wprawdzie pan red. Hołownia unika szczegółów, ale i bez szczegółów wygląda to katastrofalnie, zwłaszcza że w 2017 roku w szpitalach imienia judejskiego Króla Heroda wykonano 1061 aborcji, a „Dziewuchy” powiadają, że to zaledwie czubek góry lodowej, bo oprócz danych oficjalnych jest jeszcze „ciemna liczba” – wielokrotnie wyższa. Jeśli mają rację, to rocznie aborcje idą w tysiące, a w takim razie tysiące dzieci powinny też corocznie umierać z powodu smogu. Ale czy aby na pewno z powodu smogu? W 2014 roku umarło w Polsce 2625 dzieci, ale ze statystyk medycznych wynika, że co najmniej połowa z nich zmarła „z przyczyn zewnętrznych o charakterze przypadkowym lub zamierzonym”. Wśród przyczyn zgonów dzieci choroby układu oddechowego stanowią niewielki odsetek, a czy przyczyną tych chorób jest smog – tego chyba nikt – oczywiście poza panem redaktorem Hołownią, który najwyraźniej dysponuje wiedzą aprioryczną – nie wie. Ale skoro już padł rozkaz, by walczyć ze smogiem, to walczy kto może. W nieśmiertelnym poemacie „Twarzysz Szmaciak” autor pisze: „Już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę…”, więc każdy argument, nawet jeśli ma charakter „faktu prasowego” jest dobry.

Na katowickim szczycie klimatycznym zatroskani obrońcy środowiska naturalnego radzą, jakby tu uratować planetę od gazów cieplarnianych, które najwyraźniej okazują się groźniejsze od słynnego Cyklonu B. Chociaż ta troska jest dowodem nowoczesności, to przecież do tradycji też się tam nawiązuje. Książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” zaprosił był raz do swego pałacu w Warszawie wszystkich posłów prowincji litewskiej. Służba pootwierała stojące w kącie beczki i na srebrne tace z wielkim hałasem wysypywała ostrygi, a inni roznosili toruńskie pierniki i gąsiorki z gdańską wódką. Kiedy już te przygotowania zakończono, książę Karol odezwał się w te słowa: „mości panowie, zanim zaczniemy radzić o dobru Rzeczypospolitej, posilmy się nieco!” Toteż uczestnikom katowickiego szczytu jacyś zazdrośnicy nieubłaganym palcem wytknęli, że w kongresowym menu były dania mięsne – a nic tak nie zagraża środowisku, jak dania mięsne. No, może jeszcze groch – chociaż inne produkty roślinne też mogą być niebezpieczne. Cyrano de Bergerac na przykład natrząsał się z Diogenesa, że „pierdząc po marchwi, którą się karmił, wzdychał do Leidy”. Na tym przykładzie widać, że trudno środowisku dogodzić, więc chyba trzeba będzie sięgnąć po rozwiązania radykalne.

Powiadają, że „Duch Święty przemawia przez usta dziecka”. Toteż w Katowicach pojawiła się szwedzka 15-latka, gwoli pouczenia zebranych tam mądrali. Greta Thunberg – bo o niej mowa – już w wieku 9 lat przestała jeść mięso, a poza tym „nie kupuje zbędnych rzeczy, a po mieście jeździ wyłącznie rowerem”. Ale – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – czy ten rower jest aby na pewno niezbędny? Czy panna Greta nie mogłaby tak chodzić po mieście piechotą? Zresztą – dlaczego po mieście? Czy miasto jest niezbędne? Za moich czasów mówiono, że Pan Bóg stworzył wieś, człowiek – miasto, a diabeł – małe miasteczka. Jak tam było, tak tam było, ale skoro mieszkańcy wsi, czy nawet małych miasteczek obywają się jakoś bez miasta, to czy panna Greta też by nie mogła? Skoro oszczędza na papierze – również chyba toaletowym – to czy pan redaktor Michnik nie mógłby pójść w jej ślady i zaprzestać marnowania papieru na wydawanie „Gazety Wyborczej”, na co trzebione są całe lasy? Młodzi Australijczycy nie czekali nie wiadomo na co, tylko poszli na wagary, by w ten sposób zademonstrować przeciwko złowrogiemu klimatowi, więc i pan redaktor Michnik też mógłby coś zrobić dla ludzkości. Dopiero na tym tle możemy ocenić eksperyment wybitnego przywódcy socjalistycznego Pol Pota, który gwoli zmeliorowania świata wypędził ludność z miast na wieś, gdzie mogli do woli oddychać świeżym powietrzem i zażywać ruchu, ile tylko dusza zapragnie. Mieszkańcy wielu zagranicznych wielkich miast potępili go za to, a przecież dobrze chciał, podobnie jak Adolf Hitler, który popełnił ten jeden zasadniczy błąd, że naprawianie świata rozpoczął od niewłaściwej strony. Generalnie jednak nie da się tego uniknąć, bo widać jak na dłoni, że przyczyną zmian klimatycznych jest człowiek. Gdyby tak zredukować ludzkość, powiedzmy o 6,5 miliarda – jak radzi pan prof. Ehrlich z Pensylwanii – bo przecież nie całkowicie; jakiś miliard trzeba by jednak zostawić, żeby było komu pożyczać na procent. Wtedy środowisko naturalne by odżyło, a i pozostawiona przy życiu zdrowa część ludzkości zyskałaby wreszcie upragnioną Lebensraum. W ten sposób zasadniczy kształt programu melioracji świata powoli się nam wyłania i do rozstrzygnięcia pozostaje tylko kwestia – od kogo zaczynamy redukcję. Wiadomo, że od Żydów nie można, bo na tym właśnie polegał błąd Hitlera. Stalin na przykład robił inaczej i często z pomocy Żydów, jak na przykład Władimira Jefimowicza Cesarskiego, czy Aleksandra Minajew-Cykanowskiego, którzy pomagali Mikołajowi Jeżowowi w „operacji polskiej NKWD”, chętnie korzystał. Wprawdzie wtedy uwolnił świat zaledwie od jakichś 200 tysięcy Polaków, więc z punktu widzenia środowiska nie miało to wielkiego znaczenia, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano. Zresztą poza Polakami były też inne nacje i grupy społeczne, więc – jak podaje Aleksander Sołżenicyn – komuniści uwolnili świat od jakichś 100 milionów ludzi. To już jest coś, ale 6,5 miliarda to zadanie na miarę epoki. „By można było ludzkość zbawić, trzeba się najpierw z nią rozprawić, bo tylko z morza krwi i męczarni narodzi się przecudna tęcza” – poucza poeta. Tymczasem uczestnicy szczytu klimatycznego w Katowicach targują się o drobiazgi, co nieubłaganym palcem wytknęła im rezolutna panna Greta. „Nie zmienimy świata w cudowny, bezbolesny sposób. Musimy zacząć od wyrzeczeń” – powiedziała. I słuszna jej racja, bez wyrzeczeń się nie da, ale wyrzeczenie się mięsa przecież nie wystarczy. Postawmy pytanie zasadnicze: czy życie naprawdę jest takie niezbędne? Gołym okiem widać, że nie jest; cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych, a skoro tak, to trzeba ruszyć z posad bryłę świata i skoncentrować się na sprawach jeszcze ważniejszych od handlu limitami dwutlenku węgla, którym już zajmą się fachowo pan Piperman z panem Biberglancem.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    9 grudnia 2018

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4363

Skip to content