Aktualizacja strony została wstrzymana

Euromajdan w Paryżu? – Stanisław Michalkiewicz

Znaki na niebie i ziemi wskazują, że Emmanuel Macron jest wynalazkiem francuskiego wywiadu, podobnie, jak w swoim czasie NPD w Niemczech, co to została zorganizowana i była zarządzana przez agentów Urzędu Ochrony Konstytucji. Nie jest to żaden precedens, bo podobne rzeczy robiła rosyjska Ochrana, która dosłownie „hodowała” sobie rewolucjonistów. Najbardziej znanym spośród tych wyhodowanych był inżynier Jewno Azef, który z Karlsruhe napisał do Ochrany, że jest tu kółko socjalistyczne, o którym on – oczywiście za odpowiednią opłatą – może dostarczać informacje. Takiego kółka nie było, ale Azef je założył, stanął na jego czele i kierował działalnością. Kółko to rozrosło się w wpływową partię, która dokonywała zamachów na rosyjskich dygnitarzy państwowych. Zamachowców Azef wydawał Ochranie – ale tylko takich, którzy mogliby potencjalnie zagrozić jego przywództwu w partii. Został zdemaskowany jako prowokator, ale udało mu się uniknąć śmierci z wyroku organizacji i zmarł śmiercią naturalną w Berlinie w trakcie I wojny światowej. Podobnie agentem Ochrany był Józef Stalin.

Emmanuel Macron przylepiał się jak nie do jednego, to do drugiego obozu politycznego. Jakie usługi oddawał francuskiemu wywiadowi – tego oczywiście nie wiem, bo nie wiem, czy zwierzał się z tego nawet Pani Wychowawczyni, która akurat w nim szczególnie sobie upodobała. Nie zazdroszczę mu tych uścisków, ale nie o to przecież chodzi. W 2016 roku, przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, Emmanuel Macron nagle się usamodzielnił, niczym u nas pan Ryszard Petru i utworzył własną partię pod pretensjonalną nazwą „En marche!” I podobnie, jak w przypadku pana Rysia, co to nie zdążył jeszcze ust otworzyć, a już wdzięczny naród tubylczy obdarzył jego „Nowoczesną” 11 procentami zaufania, tak we Francji „En Marche!” uzyskała około 30 procent poparcia. Trudno w to uwierzyć, ale najwyraźniej francuski wywiad ma bardziej rozbudowaną agenturę, niż w Polsce stare kiejkuty – ale bo też wiadomo, że we Francji każda konsjerżka jest informatorem, jak nie policyjnym, to wywiadowczym. To francuska tradycja i – jak pamiętamy – sprawa Dreyfusa zaczęła się od tego, że niepiśmienna agentka-sprzątaczka w niemieckiej ambasadzie, wśród śmieci powyciąganych z tamtejszych koszy, pewnego dnia przyniosła bibułę z odbitą na niej kopią meldunku szpiegowskiego. Więc teraz francuski wywiad uruchomił Emmanuela Macrona, no i oczywiście – konfidentów, którzy zostali odkomenderowani do nowej jego partii – żeby zagrodzić drogę do prezydentury Marynie Le Pen. Udało się to w stu procentach – ale wygranie przy pomocy wywiadu demokratycznych wyborów, to jedna sprawa, a zarządzanie państwem – to sprawa druga. Gdyby jeszcze prezydent Macron chciał się uczyć – ale gdzie tam! Najwyraźniej uznał, że edukacja w wykonaniu Pani Wychowawczyni w zupełności mu wystarczy, toteż rychło zademonstrował arogancję, jakby zjadł wszystkie rozumy. Być może, że to jeszcze uszłoby mu na sucho, bo takich działaczów wyjrzałych z rozporka („Ilu wielkich działaczów wyjrzało z rozporka!” – dziwował się poeta) jest dzisiaj na świecie Legion – ale dopuścił do tego, by Nasza Złota Pani z Berlina włożyła mu kółko do nosa, niczym byczkowi Fernando.

Przyszło to tym łatwiej, że od 1990 roku Francja do spółki z Niemcami, zaczęła wyznawać polityczną doktrynę „europeizacji Europy”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza delikatne (bo dopóki amerykańskie wojsko siedzi w Niemczech, to nie ma miejsca na żadne gwałtowne ruchy), ale cierpliwe i metodyczne wypychanie USA z polityki europejskiej, a zwłaszcza – z funkcji jej kierownika. Niemcy bowiem pamiętają, że na skutek dwukrotnego wtrącenia się USA do europejskiej polityki, przegrały dwie wojny, które przecież mogły wygrać, a z kolei Francja nie może darować Ameryce, że przyłożyła rękę do likwidacji francuskiego imperium kolonialnego, a poza tym – co jest przyczyną bardziej subtelną, ale zawsze mówiłem, że Francja ma duszę kobiety – że Ameryka dwukrotnie widziała Francję w sytuacji bez majtek. Ambitna kobieta czegoś takiego nikomu nie wybacza, więc trudno się dziwić utrzymującym się od stu lat we Francji antyamerykańskim emocjom.

Dopóki na czele Francji stali politycy większego formatu, starannie te emocje ukrywali. W przypadku prezydenta Macrona było to chyba niemożliwe, toteż uzasadniając prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi konieczność utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, chlapnął, że są one potrzebne między innymi do obrony Europy przed … Stanami Zjednoczonymi. Te „europejskie siły zbrojne niezależne do NATO”, to tylko pseudonim wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli. Kiedy w roku 1954 Amerykanie zdecydowali się na remilitaryzację Niemiec, to znaczy – na pozwolenie Niemcom na posiadanie armii, to nikt nie wiedział, czy Adolf Hitler przypadkiem nie zmartwychwstanie. Na wypadek gdyby zmartwychwstał, Amerykanie utworzoną w 1955 roku Bundeswehrę, wmontowali w całości w struktury NATO, przez które mają nadzór nad wszystkim, co ona kombinuje. Niemcy po 1990 roku co i raz wypuszczali takie balony próbne, czy by jednak nie utworzyć europejskich sił zbrojnych, ale zawsze, w właściwie prawie zawsze – bo za Obamy było inaczej – spotykały się one ze stanowczym amerykańskim: NIET! Nie inaczej musiało być za prezydentury Donalda Trumpa, który przeciwko niemieckiej hegemonii w Europie wypowiadał się jeszcze jako kandydat i podtrzymuję tę opinię jako prezydent. Toteż na deklarację prezydenta Macrona, przeciwko komu ma być użyta europejska armia, zareagował stanowczo, bo ta cała europejska armia stwarzałaby ryzyko położenia przez Niemcy palca na francuskim cynglu atomowym – a tu już żarty się kończą.

Toteż podejrzewam, że CIA, która po to właśnie jest, dostała rozkaz zdestabilizowania Francji, żeby aroganckiego i nadmiernie szczerego prezydenta Macrona wysadzić z siodła. CIA ma w tym względzie pewne doświadczenie, bo – poza innymi operacjami – przecież organizowała obydwa „Majdany” na Ukrainie, a także – podmiankę na scenie politycznej naszego bantustanu w roku 2015. Te doświadczenia sprawiły, że nagle we Francji wybucha rewolucja francuska, która rozwija się niesłychanie dynamicznie i prawdopodobnie doprowadzi, jeśli nawet nie do zdmuchnięcia faworyta Pani Wychowawczyni, to w każdym razie – do jego obezwładnienia. W jakim stopniu z CIA kolaboruje francuski wywiad – tego chyba nigdy się nie dowiemy, ale że kolaboruje – to rzecz pewna, na co wskazuje identyczny modus operandi protestujących, podobnie jak ich żółte kamizelki. – Jak ty nam tak, to my ci tak! – no i mamy Majdan w Paryżu. Co tu gadać; rację miał pruski, a potem niemiecki kanclerz Otto Bismarck, gdy mówił, że to bardzo dobrze, gdy ludzie nie wiedzą, jak się robi politykę i parówki.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    7 grudnia 2018

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4362