Aktualizacja strony została wstrzymana

Otto von Bismarck o „tłuczeniu Polaków” – Tomasz Gabiś

W antologii Der Geist Polonias. Dwa wieki recepcji kultury polskiej w Niemczech 1741-1942 (Poznań 2017) redaktor tomu prof. Marek Zybura jako motto części trzeciej zatytułowanej „Pod znakiem »zdrowego egoizmu narodowego«”, w której zamieścił dwa teksty Otto von Bismarcka, wybrał jego „sentencję”, dając jej najcelniejszy jak do tej pory przekład: „Tłuczcie Polaków, aż im przejdzie ochota do życia. Bardzo współczuję ich położeniu, ale jeżeli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko ich wytępić. Wilk także nic na to nie poradzi, że Bóg go stworzył takim, jakim jest, i przecież zabija się go, kiedy tylko można”. Tknięty filologiczno-historyczną ciekawością, postanowiłem dotrzeć do jej źródła, zwłaszcza, że natknąłem się na nią ponownie czytając rozmowę-rzekę, jaką z profesorem Bogusławem Wolniewiczem przeprowadził red. Tomasz Sommer (Zdanie własne, Warszawa 2010). Wiosną 1944 roku 16-letniego Bogusława wezwano do toruńskiego urzędu Służby Bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst), by odbyć z nim rozmowę „w sprawie obywatelstwa”. Wolniewicz wspomina: „Wpuścił mnie dyżurny SS-man i siedziałem w poczekalni. Pełen niepokoju. Poza mną nie było tam nikogo, przede mną na ścianie wisiała wypisana olbrzymimi literami sentencja Bismarcka”. Wolniewicz zapamiętał ją w niemieckim oryginale na całe życie (zob. Zdanie własne, str. 27n). Okazuje się więc, że osławioną, wielokrotnie cytowaną zarówno w polskiej, jak i niemieckiej historiografii i publicystyce, „sentencję”, kierownictwo toruńskiej służby bezpieczeństwa traktowało jako swego rodzaju instrukcję dla swoich funkcjonariuszy a jednocześnie jako memento dla Polaków wzywanych do urzędu na rozmowę.

„Sentencja” pochodzi z listu Bismarcka z 26 marca 1861 roku, przebywającego wówczas jako poseł króla Prus w Petersburgu. Adresatką była jego ukochana siostra, nazywana przezeń zdrobnieniem Malle a niekiedy po polsku „Malinką”, Malwina von Arnim-Kröchlendorff de domo Bismarck (1827-1908), którą – jak podają biografowie – darzył wielką czułością i zaufaniem. Na marginesie dodajmy, że motyw „wilków” pojawia się także w liście Bismarcka do Malwiny wysłanym 16 stycznia 1847 r. z położonego niedaleko Bytowa majątku rodu Puttkamerów Reinfeld (Barnowiec), gdzie mieszkała jego przyszła żona Johanna von Puttkamer, do której – podaję to jako ciekawostkę – w liście z 11 marca 1847 zwracał się po polsku „Czarna kotko, miła duszo” (są bismarkolodzy, którzy twierdzą, że znał, choć miernie, język polski). Otóż z Barnowca Otto donosił siostrze, że co noc słychać, jak „wyją wilki i Kaszubi”.

Zaznaczmy na marginesie, że u Bismarcka znajdziemy też wypowiedzi życzliwsze wobec nas, Polaków. Na przykład w mowie wygłoszonej w 16 września 1894 roku do 1700 niemieckich mieszkańców Poznańskiego, którzy odbyli dziękczynną „pielgrzymkę” do Warcina, rodowej siedziby Bismarcka, aby złożyć mu hołd, emerytowany kanclerz powiedział, że w 1848 roku pruskie oddziały po krwawej walce pokonały polską armię insurekcyjną, która biła się dzielnie i z honorem. W jednym z przemówień stawiał swoim rodakom Polaków za wzór, podkreślając naszą umiejętność organizowania się wokół własnych interesów i narodową solidarność. Dziennikarz i biograf Bismarcka Hans Blum przytacza w swoich wspomnieniach (zob. Blum, Persönliche Erinnerungen an den Fürsten Bismarck, München 1900, str.231) jego wypowiedź zanotowaną w trakcie ich rozmów: „Polacy są bystrzejsi, lepiej wykształceni i sprytniejsi niż Rosjanie. Są też mistrzami spiskowania i maskowania się”.

Należy też pamiętać, że użyte przez Bismarcka w „sentencji” słowo „wytępić” (ausrotten) używane w propagandzie „walki narodowościowej” (Volkstumskampf) nie miało jeszcze wówczas tak złowrogiego znaczenia, jakiego nabrało w pierwszej połowie XX wieku, i oznaczało tyle co podcięcie bazy ekonomicznej i społecznej danej grupy narodowościowej, ażeby pozbawić ją znaczenia i wpływu jako siły polityczno-kulturowej. Zacytujmy tu Stanisława Źerko przedstawiającego stosunki polsko-niemieckie w 1935 roku: „Stałym źródłem niezadowolenia [w MSZ -TG] była twarda wobec mniejszości niemieckiej polityka wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego. W tej sprawie Szembek specjalnie interweniował u ministra spraw wewnętrznych: »Powiedziałem mu, że jestem zaniepokojony krańcowo antyniemieckim nastawieniem Grażyńskiego, który właściwie rzucił hasło Deutsche ausrotten! i wystąpił pod adresem Niemiec z rewindykacjami terytorialnymi«” (zob. Źerko „Polska, Niemcy i geneza II wojny światowej”, „Przegląd Zachodni” 2009 nr 2). Mówiąc „ausrotten”, Bismarck i Grażyński mieli na myśli dokładnie to samo.

Wróćmy jednak do naszych baranów, czy raczej wilków. Mając w pamięci „sentencję” kierownika poselstwa pruskiego w Petersburgu, spodziewałem się, że list porusza kwestie polityczne, jednakże ku memu zaskoczeniu okazało się, że liczący w druku 54 linijki list , dotyczy wyłącznie spraw prywatnych, osobistych i rodzinnych i zawiera jedynie kilka dość błahych uwag na temat pracy poselskiej oraz życia towarzyskiego na dworze. Nie ma w nim ani słowa o Polsce i Polakach ponad to co znalazło się w „sentencji”.

Pisze Bismarck m.in. o zbliżających się urodzinach „opoki mojego rodzinnego szczęścia”, czyli żony Joanny, której w poprzednim roku podarował zakupione u jubilera Wagnera przy Unter den Linden brylantowe kolczyki. Niestety, najmilsza jego sercu obdarowana, niedawno je zgubiła, a być może zostały skradzione. Aby rozproszyć jej smutek z powodu tej straty, zamierza nabyć parę, możliwie podobnych, ozdób dla żoninych uszu; Wagner, przypuszcza poseł, będzie wiedział, o jakie chodzi i ile kosztowały; zapewne nowe będą nieco droższe. Nieważne jednak, czy strata wyniesie o 100 talarów więcej czy mniej, jego budżetu tak czy owak nie da się zbilansować. Musi zaczekać na poprawę stanu finansów, kiedy latem wyśle żonę i dzieci na Pomorze a konie do Ingrii na kilkumiesięczny wypas. Ma nadzieję, że uda mu się w ten sposób poczynić pewne oszczędności.  Do życia w Petersburgu się przyzwyczaił, zima nie jest tu aż taka straszna, jak sądził. Zwierza się siostrze, że nie życzy sobie żadnych zmian w swojej sytuacji aż do czasu, kiedy będzie mógł udać się w stan spoczynku w Schönhausen albo w Reinfeld, aby bez pośpiechu polecić sporządzenie trumny. Ambicja bycia ministrem minęła z rozmaitych powodów, które nie nadają się do pisemnego roztrząsania. Wyznaje, że w Paryżu czy w Londynie żyłby mniej przyjemnie niż tutaj, i miałby mniej do powiedzenia, a ponadto przeprowadzka to tak jakby w połowie umrzeć. Wspomina o wałęsających się po Rosji tysiącach rodaków, którymi musi się zajmować, więc na nudę nie może narzekać. Źona i dzieci bardzo dobrze znoszą klimat, spotkał tu miłych ludzi, z którymi obcuje towarzysko, od czasu do czasu strzela małego niedźwiedzia albo łosia Światowego towarzystwa, którego codzienne wizyty nie przynoszą najmniejszego pożytku dla służby królowi, unika, ponieważ, jeśli zbyt późno pójdzie spać, trudno mu zasnąć. Nie można się pojawić przed jedenastą, większość schodzi się po dwunastej i około drugiej udaje się na kolejne przyjęcie, nuda rautów jest tu bardziej intensywna niż gdzie indziej, ponieważ ma się zbyt mało wspólnych życiowych spraw i interesów. Joanna bywa częściej i odpowiada cierpliwie na wszystkie zapytania o jego zdrowie. W liście znajdziemy jeszcze drobne uwagi na temat osób związanych z poselstwem, o ślizgawce, o tym, że choć jest już odwilż, to po Newie nadal mogą jeździć powozy. Siostrę pozdrawia słowami: „Bądź zdrowa, moje ukochane serce, pozdrów Oskara”.

Przytoczmy dosłownie fragment będący przedmiotem naszego zainteresowania:

„Przyjdzie mi pić jakieś wody zdrojowe a następnie przede wszystkim kąpiele morskie, aby pozbyć się ponownie tego nieznośnego zwiotczenia mojego ciała. Z Hohlsteina jako attaché w sprawach oficjalnych jestem całkiem kontent i staram się oczywiście oczyścić jego występy w towarzystwie z młodzieńczych ekstrawagancji. Tłuczcie Polaków, aż im przejdzie ochota do życia. Bardzo współczuję ich położeniu, ale jeżeli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko ich wytępić. Wilk także nic na to nie poradzi, że Bóg go stworzył takim, jakim jest, i przecież zabija się go, kiedy tylko można. Co do Loena to żadnych słuchów ani listów a feldjegrzy zdaje się nie kursują, od miesięcy nie mam żadnych wiadomości z ministerstwa przesyłanych kurierem a to co dociera pocztą jest nudne”.

Jak widać, „sentencja” nie ma żadnego związku z treścią listu, nie pasuje ani do jego charakteru, ani do tonacji i struktury. Nic jej nie łączy ani z poprzedzającymi ją, ani z następującymi po niej zdaniami. Tkwi w liście niczym obce ciało. Po jej usunięciu nie powstaje żadna luka, czytelnik nie odnosi najmniejszego nawet wrażenia, że czegoś brakuje, logiczna sekwencja zdań pozostaje niezakłócona, przeciwnie, to fragment o „tłuczeniu Polaków” pasuje do reszty listu jak wół do karety, wnosi weń nagle zupełnie obcy ton i rozrywa gwałtownie jego tok, tak jakby wepchnięto go do tekstu na siłę. Wygląda to na klasyczną interpolację.

Józef Feldman pisał, że „nigdy w ciągu swej półwiekowej z polskością walki nie zdobył się Bismarck w stosunku do niej na tak brutalne, przejmujące głębią nienawiści słowa” (Bismarck a Polska, Katowice 1938, str.143). Niemiecki autor Dieter Schäfer określa te słowa jako „bardzo ostre, wręcz okrutne” (grausam) (zob. Schäfer, Bismarck. Ein Bild seines Lebens und Wirkens, t.1, Berlin 1917, str.224; I wydanie Berlin 1901). Jest rzeczą doprawdy bardzo dziwną, że tak drastycznymi sformułowaniami, tak brutalnym językiem przyszły kanclerz  postanowił uraczyć akurat Malwinę, kobietę – jak podają biografowie – inteligentną, wytworną, światową, o subtelnym smaku.

Zdarza się, że styl i słownictwo „sentencji” powodują, iż umieszcza się ją w innym kontekście historycznym i sytuacyjnym. Kilka lat temu pewien polski dziennikarz przytaczając ją napisał, że kanclerz Bismarck wygłosił te słowa do żołnierzy (!). I w pewnym sensie się nie pomylił, gdyż rzeczywiście brzmią niczym zagrzewanie do walki pruskich oddziałów wojskowych wyruszających tłumić jakieś nasze powstanie. Czyta sobie Malwina, wysłany z dalekiego Petersburga list od ukochanego brata, traktujący o rodzinno-towarzyskich sprawach, a tu nagle dowiaduje się, że ma „tłuc Polaków” ! No bo do kogóż innego ów, pomieszczony w prywatnym liście, apel mógł być skierowany jak nie do adresatki? Ależ musiała łamać sobie głowę, cóż to jej brat ma na myśli, dlaczego i jak ma ona „tłuc” Polaków. Co by to było, gdyby Bismarck zaapelował do siostry wprost: „Tłucz Polaków, aż im przejdzie ochota do życia!”? Z pewnością wywołałoby to u niej niepokój co do stanu jego nerwów i umysłu. Zwróćmy ponadto uwagę, że nadawca listu używając trybu rozkazującego drugiej osoby liczby mnogiej, daje Malwinie do zrozumienia, iż nie tylko ona sama winna „tłuc” Polaków , ale także jej mąż oraz znajome i przyjaciółki.

Kiedy prowadziłem te hobbystyczne badania, usiłując dociec, jaki sens miało zaklinanie przez Bismarcka siostry, aby „tłukła Polaków”, korespondowałem z moim dobrym znajomym jeszcze z czasów wrocławskiej germanistyki; poradził mi, abym zajrzał do któregoś z wczesnych wydań listów Bismarcka, gdyż czeka tam na mnie jeszcze jedna niespodzianka. Sięgnąłem więc po pierwszą, opublikowaną w 1869 roku, biografię Bismarcka Das Buch vom Grafen Bismarck (Bielefeld und Leipzig, Velhagen und Klasing Verlag) autorstwa George`a Hesekiela, dziennikarza i pisarza, długoletniego redaktora konserwatywnej gazety „Kreuzzeitung”. Bismarck osobiście inspirował powstanie własnej biografii i dostarczył autorowi odpowiednie materiały m.in. listy do siostry i do żony, oczywiście nie oryginały, ale odpisy. Hesekiel włączył do książki list do Malwiny, który wówczas ukazał się drukiem po raz pierwszy. I tu rzeczywiście niespodzianka: opublikowany przez Hesekiela list nie zawiera fragmentu o „tłuczeniu Polaków”! W roku 1876 to samo wydawnictwo opublikowało pierwszy wybór listów Bismarcka do żony, siostry i innych osób (Originalbriefe Bismarcks an Seine Gemahlin, Seine Schwester und Andere). Redaktorem tej edycji, jak i ukazujących się w następnych latach, był Horst Kohl, który wydawał później inne pisma Bismarcka i szkice biograficzne. We wszystkich wydaniach – było ich razem pięć – list do Malwiny publikowany był bez fragmentu o „tłuczeniu Polaków”. W 1897 roku, na rok przed śmiercią Bismarcka, ukazało się szóste wydanie w formie znacznie rozszerzonej, wzbogaconej o nowe udostępnione przez ex-kanclerza listy. W tejże edycji redaktor Horst Kohl zamieścił list do Malwiny (str. 211-212) dodając fragment o „tłuczeniu Polaków”, który po latach  trafił nawet – jak opowiedział nam Bogusław Wolniewicz – na ścianę poczekalni toruńskiej placówki niemieckich organów bezpieczeństwa. Ani we wstępie, ani w przypisie redaktor tomu nie dał żadnego komentarza, żadnego wyjaśnienia, milcząco unieważniając niejako tę wersję, która ukazywała się w poprzednich edycjach.

W biogramie Horsta Kohla zaznacza się wprawdzie, że cechowała go pewna samowolność w traktowaniu tekstów, jednak żadnych zmian albo korekt nie mógł on, rzecz jasna, wprowadzać bez wiedzy i zgody Bismarcka, w pełni kontrolującego za swojego życia proces powstawania własnej biografii oraz kształt spuścizny, jakie po sobie pozostawi. To Bismarck udostępnił w roku 1868 roku Hesekielowi kopię listu do Malwiny bez fragmentu o „tłuczeniu Polaków”, zaś w roku, powiedzmy, 1895 lub 1896 przekazał Horstowi Kohlowi kopię listu w obecnie powielanej wersji. Wiadomo, że Bismarck ingerował w treść różnych publikacji związanych z jego osobą, uczestniczył w redagowaniu książek i rozpraw, które bez jego pozwolenia nie ujrzałyby światła dziennego. Historyk i pisarz, edytor różnych pism, akt, listów i rozmów Bismarcka ukazujących się jeszcze za jego życia, Heinrich von Poschinger zamieścił w swojej książce Aus großer Zeit. Erinnerungen an Bismarck (Berlin 1905) rozdział zatytułowany „Bismarck jako redaktor”, w którym opisuje, jak kanclerz robił ostateczną redakcję raportów dyplomatycznych przed złożeniem ich do druku, zastrzegał sobie prawo do skreśleń i korekt w szykowanych do wydania mowach i publicznych wystąpieniach.

Przechowywany w archiwum Bismarcka znajdującym się we Friedrichsruh (Szlezwik-Holstein) i zarządzanym przez Otto-von-Bismarck-Stiftung list do Malwiny (skan udostępniony dzięki uprzejmości historyka z fundacji dr. Ulfa Morgensterna; sygnatura listu OBS, A 12, Bl. 389-391) zawiera passus o „tłuczeniu Polaków”. Znaczyłoby to, że pozostawał on nieznany tzw. opinii publicznej w latach 1861-1896, w czasie kiedy Bismarck był pruskim dyplomatą, premierem Prus i kanclerzem Rzeszy Niemieckiej. Z jakichś nieznanych powodów Bismarck ocenzurował swój własny list a jego pełną wersję udostępnił czytelnikom dopiero pod koniec życia, po 36 latach od chwili jego napisania.

Obecność ustępu o „tłuczeniu Polaków” w liście do Malwiny badacze zgodnie wiążą z sytuacją polityczną w Petersburgu i w Warszawie, a dokładniej z pewnymi koncesjami Rosji na rzecz Wielopolskiego. Bismarck, uważający ewentualne wskrzeszenie państwa polskiego za egzystencjalne zagrożenie dla Prus, był stanowczo przeciwny jakimkolwiek ustępstwom caratu na rzecz Polaków z obawy, że będzie to miało negatywny – z jego punktu widzenia – wpływ na ludność polską w zaborze pruskim. Tymi okolicznościami tłumaczą powstanie „sentencji”, wzmiankowany wyżej, Dieter Schäfer oraz Hans Wendt w książce Bismarck und die polnische Frage (Halle/ Saale, 1922), który nadmienia (str.14), że te „ostre słowa” wzięły się z wywołujących jego irytację intryg knutych przeciwko niemu na dworze carskim, gdzie jego rady dotyczące, błędnej w jego oczach, polityki rosyjskiej wobec Polski, ignorowano. Podobnie rzecz całą interpretuje Feldman: „Chcąc uprzytomnić sobie nastrój, w jaki wprawiła Bismarcka wyłaniająca się spoza pierwszych reform Wielopolskiego możliwość polskiej odnowy, najlepiej wsłuchać się w ton jego ówczesnych wynurzeń” (Feldman, op.cit. str.142) a współcześnie Lech Trzeciakowski: „Bismarck ze zgrozą patrzył na pojednawcze w stosunku do Polaków kroki Petersburga. O jego nastroju najlepiej świadczą słowa z listu do siostry Malwiny z 26 marca 1861 roku” (Trzeciakowski, Otto von Bismarck, Wrocław 2009, str.124).

W artykule Mariusza Kopczyńskiego „»Absolutyzm« versus »polonizm«” – Bismarck, panslawizm a powstanie styczniowe” („Historia i Polityka. Półrocznik poświęcony myśli politycznej i stosunkom międzynarodowym” nr 10, 2013) czytamy:

„Uosabiał to zagrożenie Aleksander Wielopolski, którego sukcesu (podwójnego, bo i w społeczeństwie polskim, i u Rosjan) przyszły twórca Drugiej Rzeszy Niemieckiej w sposób widoczny obawiał się. Dnia 26 III 1861 r., w liście kierowanym do ukochanej siostry Malwiny, Bismarck użył znamiennych słów: »Bijcie ich tak, aby im przeszła ochota do życia. Co do mojej osoby rozumiem ich sytuację, ale, jeśli chcemy żyć, nie pozostaje nam nic innego jak ich zniszczyć«. Są one wielekroć przytaczane przez licznych autorów, dopatrujących się w urywku z prywatnej korespondencji manifestu politycznego. Tymczasem jest to raczej pokłosie głębokich i skrywanych frustracji autora wobec perspektywy wyjścia nieprzewidywalnej Rosji z jej dotychczasowych kolein rozwojowych to jest historycznego pojednania z Polakami celem antyniemieckiego współdziałania. Trzeba tępić Polaków w Prusach, zanim ci, po porozumieniu z Rosją, staną się jej forpocztą nad Wartą. Niebezpieczeństwo w opinii tego par excellence realnopolitycznego męża stanu stanowił, jak dowiedliśmy, Wielopolski, jego polityka i filopolscy Rosjanie pozyskani przezeń nad Newą”.

Podkreślmy tutaj, że twierdzenia Feldmana, Trzeciakowskiego, Kopczyńskiego, Schäfera i Wendta nie mają żadnego oparcia w treści listu, w którym nie pada ani jedno słowo o Wielopolskim, o sytuacji politycznej w Warszawie, o polityce Petersburga wobec Polaków w zaborze rosyjskim czy wreszcie o zabiegach Bismarcka na dworze carskim. Wydaje się więc, że winterpretowują oni w tekst to, czego w nim nie ma, konstruując, bez jakichkolwiek ku temu przesłanek, niejasny związek pomiędzy słowami o „tłuczeniu Polaków”  a ówczesnym stanem emocjonalnym Bismarcka. Trudno zresztą mieć o to do nich pretensje, wszak jakieś wyjaśnienie trzeba było znaleźć.

Zdaniem Feldmana, duchem podobnym do tego obecnego w passusie z listu do Malwiny, „tchnie scena, jaka rozegrała się w domu Bismarcka w kilka tygodni później [w kwietniu 1861 r.]. Źona ambasadora Joanna, zajęta była właśnie pisaniem listu do jednego z najbliższych przyjaciół obojga, Maurycego von Blankenburga, przywódcy skrajnej prawicy [konserwatystów -TG] w sejmie pruskim. Bismarck zaprzątnięty myślami o sprawie polskiej, poprosił ją o zrobienie dopisku, iż cała działalność Blankenburga w Izbie nie będzie nic warta, jeżeli nie przyśle mu wykazu posłów polskich, powieszonych lub wtrąconych do więzienia. »Musimy ujrzeć krew i to niebawem, inaczej nie będzie porządku w dziejach świata«” (Feldman, op.cit. s.143). Feldman przywołuje tę scenę za rosyjskim prawnikiem, historykiem i politykiem, profesorem baronem Borisem Nolde, który opisał ją w pracy Петербургская миссия Бисмарка 1859/1862. Россия и Европа в начале царствования Александра II (Praha 1925) – niemiecki przekład Die Petersburger Mission Bismarcks, 1859-1862. Rußland und Europa zu Beginn der Regierung Alexander II. ukazał się w 1936 roku w Lipsku. Jeśli jednak zajrzymy do książki Noldego (rozdział XII „Ruch polski roku 1861”), to przekonamy się, że ani w wydaniu rosyjskim (Bibliotece Ossolineum podarowali egzemplarz Zofia i Zbigniew Romaszewscy), ani w wydaniu niemieckim nie ma podanego źródła. Albo więc służący państwa Bismarck zapamiętał słowa, mówiącego zapewne podniesionym głosem, posła i przekazał je dalej, albo jest to złośliwa anegdota krążąca w polityczno-towarzyskich sferach Petersburga. Nolde tak komentuje wybuch Bismarcka: „Okrucieństwo tego ponurego żartu pozwala wyczuć nastrój Bismarcka w kwestii polskiej” (str. 229 wydania rosyjskiego, str.162 wydania niemieckiego).

Feldman pisze o masce wytrawnego dyplomaty, „który w ciągu dziesięcioletniej służby na eksponowanych posterunkach nauczył się uczucia swe trzymać na wodzy, wybuchowością zaś natury posługiwać się jako środkiem taktycznym”, teraz [w roku 1861] wyłonił się dawny Bismarck – „gwałtowny, niepohamowany, wrzący namiętnością” (Feldman, op.cit. str.143). Jak lawa z głębi wulkanu wylewa się z niego „nienawiść do polskości, strach śmiertelny o byt i całość pruskiej ojczyzny” – świadectwem tych uczuć ma być, według Feldmana, właśnie passus o „tłuczeniu Polaków”. Nadal jednak trudno zrozumieć, dlaczego owa „wrząca namiętność” miałaby znaleźć ujście akurat w prywatnym, nie-politycznym, utrzymanym w spokojnym, miejscami wręcz melancholijnym, tonie, liście do ukochanej siostry? Nic nie uzasadnia takiego wybuchu emocji wobec Malwiny, zwłaszcza, że chodzi o tekst pisany, a nie o wypowiedziane głośno słowa, których nie można już cofnąć – jak te przytoczone (bez podania źródła) przez Noldego po sześćdziesięciu latach od chwili podsłuchania ich przez lokaja Bismarcków.

Nie zdumiałoby nas zbytnio, gdyby sam Bismarck w liście do przyjaciela kpił z niego, że skoro jeszcze żadnego posła polskiego nie powiesił i polskiej krwi nie przelał, to jego parlamentarna robota niewarta jest funta kłaków, gdyż nie przyczynia się do wprowadzenia ładu w dzieje świata. Zgódźmy się jednak, że kierowanie – nawet w żartach  – takich słów do żony, wydaje się nieco zaskakujące. Gdyby apelował w liście do Blankenburga, aby Polaków „tłukł” i „tępił”, też byśmy nie byli specjalnie zdziwieni. Ale takie rzeczy pisać do siostry?  Tymczasem badacze zakładają, że swojemu „nastrojowi”, frustracjom, irytacji, gniewowi, wściekłości czy wręcz nienawiści – dał Bismarck wyraz umieszczając odpowiedni passus właśnie w liście do Malwiny. Tak czyni również Hans Rothfels w opublikowanej – zanim musiał wyemigrować z Niemiec – pracy Bismarck und der Osten. Eine Studie zum Problem des deutschen Nationalstaates (Lepizig 1934). Przytaczając słowa Bismarcka, (str.45) – powtórzy je potem w nowej wersji książki wydanej już po wojnie pod tytułem Bismarck, der Osten und das Reich (Stuttgart 1960, str.75) – uznaje je za „impulsywne” i podkreśla ich okazjonalny, zrodzony z nastroju chwili, charakter.

Sytuacja musiała więc wyglądać tak oto: Bismarcka, kiedy już napisał 2/3 listu, coś oderwało od biurka i tak rozwścieczyło na Polaków, że powróciwszy do pisania, dał upust targającej nim furii, przelewając na papier słowa o „tłuczeniu Polaków”, po czym, jak gdyby nigdy nic, kontynuował pisanie listu w duchu tego, co napisał wcześniej. Ponieważ wydaje mi się to dość nieprawdopodobne, pozwolę sobie postawić inną, oczywiście czysto roboczą, hipotezę, która lepiej tłumaczy obecność „sentencji” w liście do Malwiny.

Przyjmijmy hipotetycznie, że w oryginalnym liście z 1861 roku jej nie było a Bismarck dopiero wiele lat później sporządził nową kopię, umieszczając w niej ów fragment. O tym, czy w archiwum we Friedrichsruh znajduje się ta kopia, czy też oryginał z 1861 roku, rozstrzygnąć może ostatecznie ustalenie wieku listu, analiza grafologiczna oraz badania archiwalne. Niniejszym zgłaszam to jako dezyderat badawczy. Zanim zostanie on spełniony, załóżmy, że list w pierwotnej wersji nie zawierał słów o „tłuczeniu Polaków”. Założenie takie usuwa natychmiast wszystkie anomalie, sprzeczności i nielogiczności – po prostu zdania te są rzeczywiście interpolacją, stąd ich brak w listach wydawanych drukiem przed 1897 rokiem, jak również ich całkowite niedopasowanie (drastyczność sformułowań, wzywanie do podjęcia „akcji” politycznej) do treści listu, do jego stylu, tonacji, toku i sytuacji komunikacyjnej (czysto prywatny list do siostry).

W artykule „Bismarck und die Polen” (http://www.kulturforum.info/de/startseite-de/1019554-themen/6649-bismarck-und-die-polen) historyk Europy Środkowo-Wschodniej Günter Schödl z Uniwersytetu Humboldtów twierdzi , że fragment z listu do Malwiny napisany został w charakterystycznej dla Bismarcka „manierze wykalkulowanej agresywności” – jednakże taka maniera może być instrumentem politycznego nacisku w stosunkach z innymi politykami, z konkurentami politycznymi, w publicznych wystąpieniach, służy bowiem osiągnięciu zamierzonych efektów psychologiczno-politycznych , natomiast jej użycie w całkowicie prywatnym liście do siostry nie ma żadnego uzasadnienia. Cóż niby Bismarck zamierzał, zdaniem Schödla, osiągnąć u adresatki, stosując wobec niej tę metodę ? Wszystko staje się natomiast zrozumiałe i proste do wyjaśnienia, jeśli przyjmiemy, że prawdziwym adresatem listu w nowej wersji nie była już Malwina, lecz inny zewnętrzny adresat, czyli tzw. opinia publiczna. W takich okolicznościach bismarckowska „maniera wykalkulowanej agresywności” byłaby jak najbardziej na miejscu.

Aby wyjaśnić erupcję nienawiści, której świadectwem ma być ustęp z listu do siostry, Feldman wywodzi, że Bismarck, który potrafił „wybuchowością natury posługiwać się jako środkiem taktycznym”, w tym wypadku uległ „wrzącej namiętności”. Jeśli jednak sporządzał późniejszą kopię listu z wkomponowanym passusem o „tłuczeniu Polaków” , to znaczy, że również i w tym przypadku nie ulegał wcale „wrzącej namiętności”, nie pisał pod wpływem nagłego impulsu, złości czy nienawiści, lecz na zimno i w pełni świadomie posługiwał się „wybuchowością natury jako środkiem taktycznym” i stosował typową dla niego „manierę wykalkulowanej agresywności”. Temu, że napisał ją pod wpływem gwałtownych emocji i nastroju chwili, przeczy również jej przemyślana konstrukcja. Najpierw wzywa Bismarck do działania („tłuczcie”) używając formy „wy”,  co buduje zażyłą więź z adresatami apelu , potem uderza w ton osobistego wyznania („współczuję”), by następnie, dzięki użyciu „my” („jeśli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego”), stworzyć – na płaszczyźnie retorycznej i psychologicznej – polityczną wspólnotę zjednoczoną w „tępieniu” Polaków. „Sentencję” kończy ogólną regułą „walki o byt” opartą na analogii ze światem zwierzęcym, mającą usprawiedliwić podjęcie zalecanych ostrych środków wobec Polaków, którzy zgodnie ze swoją naturą, rzucają się Niemcom do gardła niczym wilki.

Historycznym kontekstem „sentencji” nie byłby zatem rok 1861 i ówczesna, nazbyt, według Bismarcka, „propolska” polityka Petersburga, lecz okres późniejszy. Być może intuicja nie zawiodła autora noty informacyjnej, który, anonsując na youtubie spotkanie ze Stanisławem Michalkiewiczem, które odbyło się 3 listopada 2017 r. w Lublinie, napisał, iż prelegent mówił o „sentencji kanclerza Bismarcka z czasów HaKaTy i »Kulturkampfu«”. Anonimowy ów autor, kierując się wyłącznie treścią i stylem słów Bismarcka, ulokował je w czasie późniejszym, z którym – wedle jego wyczucia – dobrze współgrały; podobnie wspomniany wcześniej dziennikarz bez zastanowienia uznał za naturalny inny kontekst sytuacyjny – takim słowami, jakie znamy z listu do Malwiny, mógł Bismarck jedynie zagrzewać do walki żołnierzy wyruszających „tłuc Polaków”.

Przypomnijmy, że w ostatnich pięciu latach kanclerstwa Bismarcka (1885-1890) nastąpiło zaostrzenie polityki wobec polskiej ludności, zaś zdymisjonowany kanclerz zaciekle atakował nieco łagodniejszy kurs swojego następcy: „Cztery z górą lata trwała kampania Bismarcka przeciw polityce polskiej Capriviego” (Feldman, op.cit. s.381). Bismarck protestował przeciwko rosnącym rzekomo wpływom polskich grup interesów w sferach rządowych i oskarżał  kanclerza, że „wyprzedaje niemieckie interesy na wschodzie na korzyść Polaków”. Feldman tak pisał o ówczesnej politycznej postawie eks-kanclerza: „dusił się od mściwej żądzy odwetu, która nie mogąc znaleźć ujścia w wyzwalającym czynie wylewała się na zewnątrz potokiem żrącej krytyki względem obecnych dzierżycieli władzy. (…) Główną siłę natarcia skierował na odcinek spraw polskich. Zasadnicza wrogość w stosunku do wschodniego sąsiada, w czasie sprawowania władzy tłumiona nieraz wymogami praktycznej polityki, wybuchnęła teraz z żywiołową siłą” (Feldman, op.cit. str.377). Perspektywa niektórych autorów niemieckich była oczywiście nieco inna. Wedle ich opinii Bismarck spoglądał na „kwestię polską” zawsze przez pryzmat państwowej i mocarstwowej polityki siły oraz racji stanu; chłodne kalkulacje polityczne stały u niego zawsze na pierwszym miejscu (pewien wgląd w sposób myślenia politycznego Bismarcka daje jego – nigdy, niestety, nie wydana po polsku – charakteryzująca się wysokimi walorami intelektualnymi i literackimi, polityczna autobiografia Gedanken und Erinnerungen). Polskie elity – szlachtę, inteligencję i duchowieństwo – zaliczał wprawdzie do „elementów antypaństwowych” (Reichsfeinde), jednakże nie był pryncypialnym wrogiem polskości i Polaków. Na przykład Hans Delbrück w Bismarcks Erbe (Berlin 1915, str.398n), utrzymuje, że Bismarck był „daleki od integralnego nacjonalizmu i ślepej nienawiści względem polskości”. Dla naszych rozważań istotne jest jednak to, że w okresie, o którym mowa, kreował na płaszczyźnie propagandowej istnienie „polskiego niebezpieczeństwa”, alarmował, że wobec Polaków Niemcy na wschodzie znajdują się w defensywie i nawoływał do zatrzymania „polonizacji” Poznańskiego. Z jego poparciem ukonstytuował się w 1894 roku zarząd stowarzyszenia Deutscher Ostmarkenverein (Niemiecki Związek Marchii Wschodnich), czyli „Hakaty”. Były kanclerz utrzymywał bliskie stosunki z tą organizacją, wyrażał aprobatę i zachętę dla jej działalności, kilka razy przyjął liderów stowarzyszenia, wspólnie atakowali rząd za „zbyt tolerancyjną” politykę wobec Polaków.

Kiedy przekazywał do druku list do Malwiny w „poprawionej” wersji, adresował go w istocie do „narodowej opozycji”, do najbardziej twardych niemieckich narodowców z Poznańskiego czy Prus Zachodnich a umieszczając to „polityczne przesłanie” w liście sprzed trzydziestu kilku lat, sugerował zarazem czytelnikowi, że takie poglądy miał „od zawsze”. W tym sensie wolno – wbrew opinii Mariusza Kopczyńskiego – dopatrywać się w jego słowach swego rodzaju manifestu politycznego; „sentencja” Bismarcka jest nie tyle „urywkiem z prywatnej korespondencji”, lecz umieszczonym celowo w zmienionej wersji prywatnego listu, politycznym apelem – wyrażonym właśnie w „wykalkulowanej agresywnej manierze” (Schödl), przy użyciu „wybuchowości natury jako środka taktycznego” (Feldman).  Dlaczego taki „mocny”, polityczny passus wstawił Bismarck do prywatnego listu do członka najbliższej rodziny? Dlatego, że nad korespondencją rodzinną miał pełną kontrolę – gdyby adresatem oryginalnego, a po latach „poprawionego”, listu był ktoś spoza rodziny, np. ktoś ze sfer politycznych, to mógłby zgłosić zastrzeżenia lub wręcz zaprzeczyć jego treści. To niebezpieczeństwo nie istniało w przypadku listu do siostry.

Bismarck miał do dyspozycji prasę i inne możliwości nieskrępowanego, publicznego wypowiadania się, np. podczas manifestacji 23 września 1894 roku, kiedy to do Warcina przybyła liczna reprezentacja Niemców z Prus Zachodnich. Wygłoszone z tej okazji przemówienie „było utrzymane w bardzo ostrym tonie. Wezwał do walki na śmierć i życie przeciwko knowaniom polskim” (Trzeciakowski, op.cit. str.317). Jednak nawet wówczas tak brutalnych słów głośno nie wypowiedział, wolał je dyskretnie „ukryć” w prywatnym, nie-politycznym liście do siostry, wprowadzając do obiegu publicznego niejako boczną furtką, nadając im formę łatwej do cytowania sloganowej „sentencji”, którą – zapewne taką żywił nadzieję – będzie się chętnie i często przytaczać.

Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie były dalsze losy, jak przebiegała recepcja, już publicznie znanej, „sentencji” Bismarcka; czy weszła ona do zasobu „skrzydlatych słów”? W książce Bismarck als Erzieher. In Leitsätzen aus seinen Reden, Briefen, Berichten und Werken zusammengestellt und systematisch geordnet (München 1903), która jest liczącym 597 stron zbiorem wyjątków z przemówień, listów, raportów i innych pism Bismarcka, Paul Dehn zaprezentował, uporządkowane według haseł typu dyplomacja, polityka kościelna, handel, flota, socjalizm, Żydzi, parlament, Rosja, Francja, Anglia itd. , poglądy Bismarcka na te kwestie. Znajduje się wśród nich też hasło „Polska” (str.337-351), jednak zdań o „tłuczeniu Polaków” Dehn nie zacytował. Nie ma ich także w wydanej po raz pierwszy w 1915 roku a potem kilkakrotnie wznawianej publikacji Tima Kleina Der Kanzler Otto von Bismarck in seinen Briefen, Reden und Erinnerungen, sowie in Berichten und Anekdoten seiner Zeit. Przytacza je natomiast Friedrich Koch w, zbierającej wypowiedzi Bismarcka na temat Polski i Polaków, książce Bismarck und die Polen (Berlin 1913, str.18), wydanej przez Deutscher Ostmarkenverein, czyli „Hakatę”, opatrując je lapidarnym komentarzem, że są „interesujące”.

Nie znalazłem też informacji na temat propagandowego wykorzystania „sentencji” w okresie rządów narodowych socjalistów. W tamtym czasie kult Bismarcka nadal kwitł, ale, jak oceniają historycy np. znawca tematu Volker Ullrich, narodowi socjaliści w miarę jak umacniali i konsolidowali zdobytą władzę, byli w coraz mniejszym stopniu skazani na mit Bismarcka jako środek jej legitymizacji, stąd też znaczenie „zjednoczyciela Rzeszy” w polityce symbolicznej narodowosocjalistycznej Rzeszy z roku na rok malało; stara księżna Marguerite von Bismarck (hrabina de Hoyos), żona syna Bismarcka Herberta skarżyła się we wrześniu 1938 roku dyplomacie Ulrichowi von Hasselowi, że „jej teść już się dziś nie liczy, przeciwnie, jest systematycznie pomniejszany”. Podczas wojny w ogóle powoływanie się na Bismarcka stawało się, zwłaszcza po czerwcu 1941 roku, coraz rzadsze a to ze względu na jego „prorosyjskość” i ostrzeżenia przed wojną z Rosją. Być może – jakby wynikało z relacji prof. Wolniewicza – „sentencja” była jednak w czasie wojny wykorzystywana propagandowo przez takie czy inne urzędy państwowe lub instancje polityczne. Niewykluczone też, że popularność w Niemczech zyskała dopiero po II wojnie światowej, kiedy to kanclerz Bismarck przez niejednego autora zaczął być traktowany – teraz w negatywnym, rzecz jasna, sensie – jako prekursor kanclerza Hitlera, czego „sentencja” owa miała stanowić dowód.

Tomasz Gabiś

Pierwodruk: „Arcana” nr 142 (2018)

Za: TomaszGabis.pl (11.27.18) | http://www.tomaszgabis.pl/2018/11/27/bismarck-o-tluczeniu-polakow/