Świadectwo p.Edwarda Bienia, rodem z Otynii k. Stanisławowa, honorowego przewod. Stowarzyszenia Kresowian w Dzierżoniowie.
Brutalne gwałcenie 17-latki na oczach rodziców, potem zamordowanie wszystkich. Tak brzmi jedna z metod tortur stosowanych przez ukraińskich nacjonalistów z OUN i UPA na Polakach na Kresach Wschodnich. Zapomnianą historię niegdyś polskich ziem przypominamy w rozmowie z Edwardem Bieniem – działaczem Polskiego Stowarzyszenia Kresowian, który dzieciństwo spędził w Otynii w województwie stanisławowskim (dziś Iwano-Frankiwsk), a życie poświęcił upamiętnieniu ukraińskich zbrodni na Polakach oraz dziejów polskich Kresów Wschodnich. Prezentujemy zdjęcia z książki Aleksandra Kormana pt. Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej, które stanowią makabryczny dowód bestialstwa.
***
– Encyklopedia przedstawia suchy przekaz, że Kresy to tereny należące do Rzeczypospolitej w okresie międzywojennym, które dzisiaj rozciągają się od Karpat aż po Litwę, natomiast on absolutnie nie wyczerpuje zagadnienia. Kresy to nie tylko teren zaznaczony na mapie. Dziś – mimo przynależenia do innego państwa – to jedne z głównych ośrodków Polskości. Po II wojnie światowej zostaliśmy zmuszeni zostawić tam swój dobytek, kulturę, całe dziedzictwo przodków. Profesor Stanisław Nicieja powiedział: pisać dziś o Polsce tylko w obecnym kształcie, to jakby pozbawić się części serca i mózgu. Bo gdzie się urodzili Stanisław Moniuszko, Tadeusz Kościuszko, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Artur Grottger, Józef Piłsudski, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Wojciech Kilar, Stanisław Lem, Maria Konopnicka? Wybitne postaci z kresowym rodowodem można wymieniać bez końca.
Powinniśmy pamiętać, że za Bugiem jest duch narodowy, mimo że oficjalnie granica Polski kończy się wcześniej. Kresy to określenie czasu, wspomnień, czyli nie tylko tego, co fizyczne.
Las zwany Rosochacz koło miasteczka Jagielnica, pow. Czortków, woj. Tarnopolskie. Przebieg identyfikacji zwłok polskich mieszkańców wsi Połowce – uprowadzonych w mroźną noc z 16 na 17 stycznia 1944 roku – kobiet, dzieci i mężczyzn zamęczonych przez Ukraińców z OUN i UPA. Twarze były zmasakrowane przez obcinanie nosów, uszu, rozcięcie szyi, wybranie oczu i duszenie za pomocą sznurów – arkanów, sporządzonych ze skręconego przędziwa i namydlanych, by łatwiej się zaciskały. Zmasakrowane zwłoki przedstawiały widok przerażający. Dziecko miało paluszek wsunięty pod sznurek, by ratować swoje życie. Zidentyfikowano 26 ciał
Czy często spotyka się pan z takimi opiniami, że Wschód to była bieda? Chodzi mi o pewien dyskurs, że tereny Kresów w dwudziestoleciu międzywojennym to coś, o czym powinniśmy zapomnieć.
Tak.
Dlatego ja zawsze powtarzam, że to, dziś Polska potrzebowałaby pięć razy więcej czasu, by wybudować to, wybudowała w okresie międzywojennym. Abstrahując na chwilę od Kresów Wschodnich – choćby port w Gdyni, który po 7 latach przyjmował już tysiące statków. Handlowe, rybackie, wojenne, miał stocznię wojskową. To jest niewyobrażalna rzecz, kiedy dzisiaj jeden odcinek autostrady buduje się ileś tam czasu, a wtedy linię kolejową od Woronienki – niegdyś granicy polsko-węgierskiej – do Stanisławowa (dziś Iwano Frankowsk – przyp. red.) wybudowano w 19 miesięcy. 100 kilometrów, 180 obiektów, 3 tunele, kilkadziesiąt mostów. Ty sobie wyobrażasz? Pokaż mi teraz, gdzie dadzą radę wybudować taką trasę w tak krótkim czasie – bez maszyn, w górach, w parowach. Tam płynie rzeka Prut. Powódź dwa razy zabrała część materiałów. Wybuchła epidemia cholery, ludzie uciekali z pracy, a mimo to udało się po 19 miesiącach uruchomić linię kolejową. Sprzętu nie było. Nie było dróg, nie było dźwigów, budowało to 8 tysięcy ludzi. Ogromne przedsięwzięcie.
Nad rzeką Prut polscy architekci – Kosiński i Kulka wybudowali most – długi na 205 metrów, wysoki na 22 metry, o rozpiętość przęsła 65 metrów. Największy most kamienny świata.
Pan pochodzi z Otynii, niedaleko dawnego Stanisławowa.
Wcześniej wspomniałem o porcie w Gdyni. Z mojego miasta wywodzi się Zygmunt Deyczakowski, kapitan statku Batory, który dowodził nim w ramach misji do Afryki czy Australii. Transportował klejnoty z Wawelu do Kanady na zlecenie Rządu na uchodźctwie po wybuchu wojny. Przepłynął Atlantyk wzdłuż wybrzeży Afryki i Ocean Indyjski, by przetransportować pięćset dzieci z Wielkiej Brytanii i uchronić je przed niebezpieczeństwem. Z tym się wiąże historia, że kapitan Deyczakowski był dla tych dzieci jak ojciec. Mówiły do niego po polsku „dzień dobry”. W Kapsztadzie miały się przesiąść do statku brytyjskiego, ale dowiedziawszy się o tym, zastrajkowały i Batory dopłynął z nimi aż do Australii. Mimo że transport mógł w każdej chwili zostać zatopiony przez niemiecki okręt podwodny.
Znał go pan?
Zygmunt Deyczakowski chodził z moim tatą do szkoły. A jego brat – Zbigniew Deyczakowski – zginął w katastrofie statku SS Zagłoba w 1943 roku, co pod względem ofiar było największą stratą Polskiej Marynarki Handlowej. Zbigniew Deyczakowski był kapitanem tego statku. Z Otynii pochodził jeszcze Zbigniew Plezia – kapitan żeglugi. I gdzie Otynia a gdzie morze, podczas kiedy tylu kapitanów, zasłużonych ludzi wywodzi się właśnie z mojego miasta.
Jedna z zakatowanych kobiet, ofiara morderczego napadu dokonanego 16 czerwca 1944 roku przez Ukraińców z OUN i UPA na polskich mieszańców w Bełżcu, powiat Rawa Ruska, woj. Lwowskie. Na awersie oryginału fotografii widoczne są wnętrzności ofiary oraz nieodrąbane, zwisające dłonie
Czym jeszcze wyróżniały się Kresy Wschodnie w okresie międzywojennym?
Przede wszystkim kultura rozwijała się bardzo dynamicznie. Panowały zasady w życiu społecznym – jak człowiek ma się zachowywać wobec ludzi – wobec starszych, wobec kobiet przede wszystkim. Teraz może też ktoś tam wspomni, natomiast myślę, że kiedyś zwracano na to uwagę dużo bardziej i zasady były bardziej restrykcyjne. Na przykład taka błaha sprawa. Dziewczyna nie mogła iść sama na zabawę. Musiała iść z rodzicami albo z bratem. Mężczyzna musiał mieć białe rękawice. Jeśli nie miał, nie mógł dotknąć kobiety wewnętrzną częścią dłoni. Mężczyźnie wpajano, jak ma iść po schodach w obecności kobiety, jak podać ogień. I przede wszystkim, jak ma się zachować przy przywitaniu. Ta wysoka kultura sprawiała, że choćby do polskich sanatoriów – m.in. do Truskawca w tamtym czasie zjeżdżał świat, bo tam była elegancja. Fontanny, altany. Ludziom się to nie mieści w głowie. Myślą, że po wielu latach walki o niepodległość tam tylko Kargule żyli.
Tata pracował na kolei. Mama nie pracowała. Zajmowała się domem. Mieliśmy bardzo duży dom. Zwykle budowano jednoizbowe, dwuizbowe. A tutaj trzy pokoje, dwie kuchnie, sto metrów kwadratowych. Mama jeździła do sanatorium do Worochty (dziś Obwód Lwowski przyp, red.).
Większości Wschód kojarzy się głównie z chłopstwem, tymczasem z Kresów wywodzą się najwybitniejsze polskie rody szlacheckie
Tak, oczywiście. Koniecpolscy, Sieniawscy, Potoccy, Buczaccy. Lwów to cała kolebka polskiej kultury. Uczelnie, matematycy, którzy zasłynęli na świecie. Wszystko rozwijało się prężnie, dynamicznie, mimo że Polska po bardzo długim czasie dopiero co stała się państwem niepodległym. Pierwszą telewizję w Polsce uruchomiono już w 1937 roku. Pierwszą kamerę o napędzie mechanicznym skonstruował Polak – Kazimierz Prószyński – jeszcze w 1908 roku. Pierwszy magnetofon – Nagra – wynalazł Polak – Stefan Kudelski. Cenione wtedy narzędzie w dziennikarstwie na całym świecie, Japończycy dopiero na nim się uczyli. A dzisiaj usłyszysz, że to Japończycy wynaleźli.
Polskie rafinerie – największa w Europie. Mieliśmy w dwudziestoleciu międzywojennym 6 tysięcy szybów naftowych, wyobrażasz sobie? Pierwszy szyb w Polsce powstał z projektu Ignacego Łukasiewicza. Mieliśmy w pewnym czasie 60 rafinerii. Mam dokumenty na to. Dlatego, że mieliśmy tyle ropy – postanowiono, że uruchomi się w Polsce kolej o napędzie spalinowym. Słynne lukstorpedy budowane w Polsce. Przecież na przykład rekord przejazdu na trasie Kraków – Zakopane został ustanowiony w 1936 roku i nie został pobity do dzisiaj! Mieliśmy polski samochód. Hrabia Stefan Tyszkiewicz w Warszawie i Paryżu produkował luksusowe samochody – Stetysz.
Podjarków, pow. Przemyślany, woj. Tarnopolskie. Kleszczyński, ojciec czteroosobowej polskiej rodziny brutalnie zamordowany 16 sierpnia 1943 roku przez Ukraińców z OUN i UPA. Widoczna jest zmasakrowana twarz – wybrane oko, poparzenia ogniem oraz kilkucentymetrowa rana cięta powyżej ucha.
Zatem w czym upatruje pan przyczynę tego, że polska kultura i myśl techniczna to coś, co w dużej mierze zaniknęło w powszechnej świadomości?
Komunistyczna propaganda rozpowszechniała, że Kresy Wschodnie to bieda, bo Związek Radziecki nam to zabrał. A więc nie było mowy o nafcie. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek o tym wspominał. I dzisiaj powiedz komuś, że Polska miała dwa miliony ton wydobycia ropy, to się zdziwi i powie, że co ty opowiadasz. Polska nigdy ropy nie miała.
Ludziom złoża ropy dzisiaj bardziej kojarzą się z Bliskim Wschodem
No i tak samo było z ukraińskimi zbrodniami na Kresach. Po inwazji Sowietów utworzono Ukraińską Socialistyczną Republikę Radziecką i nie można było mówić, że na tych terenach bestialsko mordowano ludzi. To był taki element propagandowy. Jak chcesz się dowiedzieć o przodkach, propaganda wykreuje ci obraz chłopa, Kargula. A przecież tam żyła elita Narodu, z której powinniśmy być dumni. Artyści, malarze, rzeźbiarze, słynni generałowie – to wszystko Kresy. Monte Cassino zdobywała Brygada Strzelców Karpackich. Z mojego miasta pochodził Generał Włado – chodził z moją babcią do szkoły, zginął na początku wojny. Popatrz. Otynia, tylko sześć tysięcy mieszkańców.
Czy to jest właśnie kwestia tej kultury? Wpajania pewnych wartości? Kultu ciężkiej pracy?
Przede wszystkim to były czasy walk z sąsiadami. Wtedy kształtował się charakter. Zawsze powtarzam, że dziecko, które wychowywało się w niebezpiecznych czasach jest o 10 lat bystrzejsze, bardziej doświadczone niż dziecko po wojnie. Ja wiem to z własnego doświadczenia, bo już jako małe dziecko byłem uczony, gdzie mogę przebywać, kogo się bać, kto jest zły, kto jest dobry. Co mogę dotykać, a od czego lepiej się trzymać z daleka. Dziecko było zmuszane przez rodziców do tego, by mieć wzmożoną czujność, a sytuacja sama w sobie uczyła, żeby dziecko samo myślało. A teraz? Lata beztroski. Kiedyś od małego trzeba było wiedzieć dużo więcej. I to nie jest tak, że ja się chwalę. Po prostu tego wymagały realia.
Potężne zamki warownie – to wszystko budowali ludzie, którzy potem walczyli za kraj., Z Turkami, Tatarami, z Sowietami. I taki człowiek przy okazji uczył się walki i strategii. Dbano wówczas o dorobek kulturalny na tyle, że wszystko notowano, gromadzono. Malowano obrazy, rzeźbiono, by zachować to wszystko, co później zrabowali nam Sowieci, Niemcy, a część majątku przetrzymują dzisiaj Ukraińcy. Polskie muzea zostały przerobione na ukraińskie i dziś Ukraińcy przypisują sobie ten dorobek.
Kleszczyńska, zamordowana 16 sierpnia 1943 roku po napaści Ukraińców z OUIN i UPA. Widoczne jest wybranie oka oraz rany cięte na ręce stanowiące próbę odcięcia dłoni.
I wieszają wizerunki zbrodniarzy…
To jest właśnie to ogromne zakłamanie. Na temat Kresów mają najwięcej do powiedzenia ci, którzy nie mają o nich pojęcia. Wypowiadać powinni się ci, którzy żyli wtedy, zetknęli się z tym wszystkim albo mają materiały konkretne, właściwe. Wielu polskich profesorów nie doczekało się publikacji, natomiast książki Jana Grossa są w księgarniach. Opracowania, które opluwają Polskę, fałszują historię.
Ostatnio w księgarni widziałem książkę o Banderze. Mówili mi – weź, przeczytaj. Więc tak też uczyniłem. Zostało tam zawarte, że Bandera lubił dzieci, właściwie to był taki mały dywersant. Czytasz i pomyślisz „ale co oni chcą od tego Bandery, przecież to był porządny człowiek”.
Hitler też lubił dzieci.
Tak, Adolf Hitler też lubił dzieci i dlatego je mordował. Stalin też.
Często też usłyszysz, że np. Bronisława Pierackiego nie zamordował Bandera, tylko Hryhorij Maciejko. A na to odpowiadam – a Hitler zamordował kogoś? Albo Stalin? Nie. Miał od tego podległe służby i jest za to odpowiedzialny wcale nie mniej. On decyduje, on każe.
Czy ludność polska w okresie lat 30. odczuwała już pewien strach związany z antagonizmami na linii Polacy – Ukraińcy? Czy dało się jakoś przewidzieć późniejszy, tragiczny bieg wydarzeń?
Czy można było przewidzieć to nie wiem, ale były już pojedyncze przypadki, że Ukraińcy podpalili czyjś dobytek albo kogoś próbowali napaść. Natomiast Rząd Polski karał tych ludzi.
Czyli powiedzmy wprost, że Polska w dwudziestoleciu międzywojennym była państwem praworządnym.
Tak, jak najbardziej. Co jeszcze ważne – polski wymiar sprawiedliwości nie patrzył, czy to Polak, Żyd, czy Ukrainiec. Gdy ktoś zrobił coś źle, był karany. Gdyby to zrobił Polak, byłby ukarany tak samo. A Ukraińcy tworzą narrację, że oni byli uciemiężeni, że Polacy skazywali ich na więzienie. Ale już bez podania przyczyny, a zapewniam, że nikt nie był zamykany do aresztu czy więzienia bez powodu. Mówią również, że Polacy też mordowali. Ale kiedy pytam, gdzie, kiedy? Nie ma odpowiedzi. Owszem, dochodziło do walk Armii Krajowej czy polskiej samoobrony z bandami UPA, jednak ważne są okoliczności. Kiedy Polacy dowiadywali się, że wioska jest otoczona przez Ukraińców, szli z odsieczą i to właśnie wtedy ludzie ginęli. Jest różnica, czy uzbrojeni ludzie chronią się przed innymi uzbrojonymi ludźmi i agresorami a bandami UPA, które napadały w nocy, w małych wioskach. A najkorzystniej dla nich wtedy, kiedy mężczyzny nie było w domu i została kobieta z dziećmi. Zwykli cywile.
Wróćmy jeszcze do roku 1939. Wybuchła wojna. Właściwie z dnia na dzień obudziliście się w nowej rzeczywistości.
Sytuacja drastycznie zmieniła się 17 września po ataku ZSRR na Polskę. Sowieci zaczęli od tworzenia własnych urzędów. Tworzono specjalne listy Polaków, których należy usunąć. Często przy pomocy Żydów i Ukraińców, którzy Sowietów witali jak wyzwolicieli – rzucali kwiaty, tworzyli łuki, komitety powitalne. Żydzi i Ukraińcy. Ci sami Żydzi, których Ukraińcy mordowali dwa lata później w 1941 roku.
Na polskich terenach zaczęto tworzyć sowieckie zakłady, ludziom wydawano radzieckie paszporty. Mam na przykład zachowany radziecki paszport mojej mamy. Po prostu agresor tworzył swoje struktury państwa. Kolejna rzecz – dochodziło do aresztowań młodych Polaków. Przede wszystkim takich, którzy byli podejrzani o przynależność do jakiejś organizacji – na przykład Brygady Strzelców. Zwyczajnie takich, którzy byli uznawani za wrogów, albo zagrażali nowemu porządkowi.
Kleszczyński, członek polskiej rodziny. Na pierwszym planie widoczny jest rezultat banderowskiego ciosu zadanego obuchem siekiery 16 sierpnia 1943 roku po napadzie Ukraińców z OUN i UPA
Wiem, że sowiecki terror nie ominął również pańskiej rodziny.
Aresztowania dotknęły mojej rodziny w styczniu 1940 roku, kiedy został pojmany Julian Bień wraz z braćmi – Janem i Kazimierzem. Bracia mojego ojca – Józefa Bienia. Julian Bień był podoficerem jedenastego Pułku Artylerii Lekkiej w Stanisławowie. Walczył w wojnie obronnej w 1939 w Armii Karpaty. Po aresztowaniu życzliwy pracownik kolei dostarczył list. W nim wujek napisał, że więźniowie w Stanisławowie byli okrutnie bici, a teraz wywożą ich gdzieś w kierunku Kijowa. Los dla braci – Jana i Kazimierza – był łaskawszy. Zostali zesłani do syberyjskich łagrów na katorżnicze roboty. W kwietniu tego samego roku Sowieci zesłali na Sybir Piotra i Franciszkę Bieniów, z córką Eugenią – rodziców i najmłodszą siostrę mojego ojca. Z tego piekła wydostali się dzięki generałowi Andersowi. Jan Bień walczył w Dywizji Strzelców Karpackich pod Monte Cassino pod dowództwem generała Bronisława Ducha, gdzie został ciężko ranny. Kazimierz Bień natomiast walczył w I Dywizji Pancernej generała Maczka.
Jak potoczyły się losy Juliana Bienia?
Został rozstrzelany. Jego szczątki spoczywają gdzieś w Bykowni koło Kijowa. W 2006 roku na wycieczce w Otynii dowiedziałem się, że został skazany na śmierć za przynależność do wrogiej Związkowi Sowieckiemu Armii. Odkryłem to w odnalezionych dokumentach. Był to spis represjonowanych przez ZSRR. Wujek ostał zamordowany w dniu ataku Niemiec na ZSRR, kiedy Sowieci w pośpiechu zabijali jeńców wojennych.
Jak pan wpadł w posiadanie tych dokumentów?
Kiedy byłem w Otynii, mieszkałem u jednego Ukraińca, który ożenił się z Polką z pochodzenia. Ona była dyrektorką szkoły. A takie dokumenty jak spis ludności dawano szkołom, które to u siebie składowały. To ta dyrektorka powiedziała mi, że ma u siebie listę aresztowanych w Otynii w okresie II wojny światowej. I ja mam tę listę!
Edward Bień pokazuje kartkę, gdzie po rosyjsku widnieje napis „Julian Bień – pojmany i wyrokiem sądu w Kijowie skazany na rozstrzelanie za przynależność do wrogiej Związkowi Radzieckiemu armii. Wyrok wykonano, miejsce pochówku nieznane”.
Jeszcze odnalazłem kilku wujków, ale oni przeżyli. Kiedy przekazałem to odkrycie mojemu kuzynowi, historykowi, on mówi do mnie – Edek, ty nawet nie wiesz coś ty zrobił. Jak ty to odnalazłeś!
Jak pan przyjął już – można powiedzieć – oficjalne potwierdzenie, że pański wujek został zamordowany?
Wiesz, z jednej strony to ogromna ulga, a z drugiej to popłakałem się strasznie. Tyle było pisanych listów, tyle starań do Czerwonego Krzyża. Pisaliśmy listy do Rosji. Cały czas – nieznany, nieznany. A powiedz – jak nieznany, skoro tutaj mamy teraz przed sobą dokumenty?
Wcześniej powiedzieliśmy sobie, że Polska w dwudziestoleciu międzywojennym była państwem jednoznacznie praworządnym. Czy po napaści Niemiec i ZSRR już wiadomo było, że w przypadku krzywd nie będzie gdzie szukać sprawiedliwości?
Kontrast między tymi okresami jest ogromny. Wcześniej sprawiedliwość gwarantował Rząd, poza tym normalni ludzie w życiu codziennym byli bardzo dla siebie życzliwi. Podam ci przykład. Gdy jakiś człowiek pracował u właściciela ziemskiego, to kiedy pracownik chciał sobie wybudować dom, mógł sobie wyciąć tyle drzewa z jego lasu, ile potrzebuje. Kolejna rzecz. Wojciech Jaruzelski – mieszkaniec Dzierżonowa. Krewny generała. Wróg tamtego jak nie wiem. Jaruzelscy na Kresach mieli duży majątek. Trzy tysiące hektarów, z czego połowa to były lasy. Po ataku ZSRR na Polskę ludzie na wsi dali ojcu Wojtka Jaruzelskiego jakieś łachy do przebrania i ukrywali go pod strzechą przed Sowietami. Gdyby właściciel ziemski uciemiężał chłopa, to on by później nie pomagał. Nie było żadnych uciemiężeń. Był ktoś bogaty, kto oferował pracę, a przy tym szanował drugiego człowieka.
Kleszczyńska – członek polskiej rodziny. Na zdjęciu widzimy skutek uderzenia siekierą przez Banderowca usiłującego odrąbać prawą rękę i ucho. Ponadto widoczna jest rana kłuta na lewym ramieniu oraz na przedramieniu prawej ręki, prawdopodobniej od jej przypalenia
Zapytałem o wymiar sprawiedliwości na okupowanych terenach, gdyż zbrodnie dokonane przez UPA i OUN wg ekspertów były wynikiem właśnie zniszczenia struktur państwowych. Kiedy uderzył wróg, w chaosie łatwiej było o wyrządzenie krzywdy czy wręcz morderstwo. Jaki był przełomowy moment w Otynii, kiedy zaczęto obawiać się o własne życie?
Przełomem był pogrom Żydów dokonany przez Ukraińców na cmentarzu ich obrządku w 1941 roku. Kiedy weszli Niemcy do miasta, z nimi była armia węgierska. Z tym, że Węgrzy byli dla Polaków bardzo przychylni. Wtedy w Otynii powstał samozwańczy „ukraiński oddział policji”. W nocy pojmali kilkudziesięciu Żydów i rozstrzelali ich na Cmentarzu Żydowskim. Rozstrzelali i zakopali.
Czyli jeszcze wtedy bez tortur.
Akcję poprowadzono bardzo szybko, w jedną noc. Tato był na tym cmentarzu tuż po egzekucji. Ziemia się jeszcze ruszała, bo zakopywali byle jak, niektórzy zakopywani żywcem, niedobici. I pomyśl, jaki to jest szok. W małym mieście na raz zamordowanych kilkadziesiąt osób. Nawet nie chodzi o to, czy to Żyd, czy nie Żyd. Po prostu mieszkaniec miasta, z którym mijało się codziennie na ulicy. Na przykład jeden z nich miał piekarnię, w której zaopatrywaliśmy się w pieczywo. Święta się zbliżały, tato idzie kupić, a Żyd mówi: proszę, tutaj dziesięć bułek, pan jest moim stałym klientem. Ten Żyd został zamordowany. No to jest szok ogromny. Wyobraź sobie, że tu, u nas w Dzierżoniowie, ktoś zabił 40-50 osób. No to się nie mieści w głowie.
Czy pańską rodzinę bezpośrednio dotknęła agresja Ukraińców?
Tydzień po pogromie Żydów do mojego domu wpadł uzbrojony Ukrainiec o nazwisku Mielnik. Absurdu całej sprawie dodaje fakt, że ten chłopak pracował w zakładzie, w którym pracował mój ojciec. Bo ważne, że mojej rodzinie udało się uniknąć zsyłki na Sybir właśnie przez to, że mój tato był właściwie jedynym mechanikiem samochodowym w mieście. Jak wcześniej wspomniałem – Sowieci na okupowanych terenach tworzyli różnego rodzaju fabryki itd. I mojego ojca drogą przymusu wcielili do MTS-u (Maszynno Traktornaja Stancja). Ten Ukrainiec zaniedbany, chodził opuchły z głodu i zapytał się, czy nie byłoby dla niego jakiejś pracy. Więc tato wstawił się za chłopakiem, by zatrudnić go do sprzątania. I on się tak później odwdzięczył, że wtargnął z bronią do domu, gdzie byłem ja, mój starszy brat Zdzisław, moja mama i mój tato. Przyszedł aresztować tatę. Ukrainiec ewidentnie nie potrafił posługiwać się bronią. Uderzył kolbą karabinu o podłogę w geście, że „ja tu rządzę, rób, co mówię”. Wtedy broń wystrzeliła. Jeden przypadkowy pocisk uderzył w sufit. Tato mógłby go obezwładnić, ale zwyciężyła u niego rozwaga. Bał się, by nie ucierpiała jego rodzina. Wiedzieliśmy, że napastników na zewnątrz jest więcej Mielnik wyszedł z tatą na dwór. Nagle – pach – strzał. Mama była przestraszona myślała, że tato ucierpiał, a to okazało się, że jeden z pojmanych Polaków próbował uciec i otwarto ogień.
Baliśmy się ogromnie, mając w pamięci, co wcześniej Ukraińcy zrobili z Żydami. Mama drżała na każdy szelest. Znając już zapędy Ukraińców, czekały nas dni i noce w obawie, co stało się z ojcem.
Co było dalej?
Rozeszła się wieść o aresztowaniu wielu Polaków przez Ukraińców – w tym naczelnika stacji PKP niejakiego Dworzaka, którego żona była Węgierką. Przyjechał na rowerach węgierski oddział żołnierzy, którzy już wiedzieli o hasłach: „niszczyć Polaków, Żydów i Madziarów”. Wojsko zostawiło rowery między naszym domem a sąsiadów i poszło pieszo w kierunku więzienia. Za nim bliscy pojmanych. Pamiętam garść cukierków, które podał mi mój tato przez kraty. Węgrzy wcześniej rzucili te cukierki Polakom, a tato dał mi. Ukraińcy zostali rozbrojeni przez wyzwolicieli, Polacy dozbrojeni i zawiązała się w Otynii samoobrona. Tato dostał karabin, wiadro amunicji i dwa granaty. Przez długie tygodnie ukrywaliśmy się w różnych domach. Wraz z Julianem Tyszkiewiczem – naszym sąsiadem – pełnili wartę z bronią w ręku.
W 1943 roku spłonął rodzinny dom Tyszkiewiczów naprzeciwko. Jak się później okazało – podpalony przez 3 Ukraińców. Był to stary dworek szlachecki z połowy XIX wieku. Na pomoc rzucili się rodzice i mój starszy brat. Ja zostałem w naszym domu i zlękniony oglądałem przez okienko ogromne płomienie, które trawią dobytek Tyszkiewiczów. Nagle wbiega do pomieszczenia mój tato. Wsunął pod łóżko pół świni. A gdyby Niemcy to zauważyli, groził za to nawet obóz koncentracyjny.
W płonącym domu mieszkali: Waleria Jakubina Tyszkiewicz z Gindów, Stela Tyszkiewicz oraz Julian Tyszkiewicz – ukrywający się syn pani Walerii, który jako podoficer strzelców konnych brał udział w wojnie w 1918 i 1920 roku. Potem służył w 6. Pułku Ułanów i Zwiadu, a w 1932 roku został porucznikiem po ukończeniu szkoły oficerskiej. Z płonącego domu wyszła cało jeszcze jedna osoba – była to Żydówka, którą później rodzice ukrywali. Dożyła lat 90. w Izraelu. Tyszkiewiczowie też zamieszkali u nas.
Lipniki, pow. Kostopol, woj. Łuckie, 26 marca 1943 roku. Polski mieszkaniec wsi – Jakub Wermuzer bez głowy – efekt morderczego ataku na polskich mieszkańców przez Ukraińców z OUN i UPA. Do zaplanowanej akcji skrzętnie się przygotowali. Dokonali rozpoznania, przeprowadzili zgrupowanie sił, uzbrojono je w broń palną, widły, siekiery i inne narzędzia mordu. Przed napaścią na Lipniki w sąsiedniej cerkwi Jabłonne pop święcił narzędzia, aby „rizaty lachiw”
Czy wam – mieszkańcom Otynii znane były takie nazwy jak UPA, OUN? Zwykła terminologia.
Wiedzieliśmy. Było wiadomo, że jest wroga organizacja z nazwy. Wiedzieliśmy, że już Ukraińcy mordują. Znaliśmy też sposoby tych zbrodni. Przed 1941 rokiem dochodziło do morderstw. Na przykład wywołano leśniczego, żeby wydał drzewo. Tak zwyczajnie, jak się robiło, by nie wzbudzić podejrzeń. Złapali go, zamordowali. Potem wykopano zwłoki, pobity na śmierć. Drugi przypadek, który mam opisany – w Otynii był dom na skraju miasta. Napadnięty przez Ukraińców, rodzina została zamordowana poza matką, która była pielęgniarką i akurat była gdzieś na porodzie. Ale ją potem też dopadli i zamordowali. Całą rodzinę.
Co z Ukraińcami, którzy sprzyjali Polakom?
W 1943 roku wybuchł ogromny pożar młyna obok naszego domu. Młyn należał do Ukraińca, który nazywał się Czornooki. Młyn był drewniany, w dodatku z silnikiem na ropę. Z okna naszej kuchni widziałem potężny słup ognia, słyszałem przeraźliwe krzyki ludzi. Na nasze podwórko wjechało auto z niemieckimi oficerami. Wysiedli, a od ich sylwetek odbijało się światło pożaru. Niemcy to był kolejny wróg – mama mnie przed nimi przestrzegała. Poza tym pamiętam grupę ludzi, która rzucała śnieżki na nasz dach. Wydało mi się to wtedy dziwne. W pewnym momencie płot, który oddzielał nas od miejsca pożaru buchnął ogniem, który przypominał grzebień. Nasz dom się nie zajął, pewnie dzięki „zabawie” dorosłych. Śnieg i spływająca z blachy woda chłodziła dach. Mama mnie przytuliła w takim naturalnym odruchu, a moje serce biło jak oszalałe. Takich chwil nie da się zapomnieć.
Młyn podpaliły bandy UPA, bo Czornooki współpracował z Polakami.
Każdy kto czytał choćby opowiadania Stanisława Srokowskiego, doskonale zna sposoby zadawania bólu, okrutnych zbrodni o charakterze rytualnym. Czy w waszym regionie doszło do tego typu makabrycznych zdarzeń?
Otynia to miasto, a w miastach jeszcze tak źle nie było. Najbrutalniejsze i najkrwawsze mordy popełniano na wsiach. Tylko w lipcu 1943 roku napadnięto około 520 polskich wsi i zginęło kilkanaście tysięcy Polaków. Do krwawej zbrodni doszło niedaleko Otynii w 1944 roku we wsi Lipniki między Hołoskowem a Uhornikami. Ofiarą ukraińskich nacjonalistów padła rodzina Czachów – moja bliska rodzina od strony mamy.
Tamtego dnia w domu byli: Bronisław Czach, jego żona w ciąży oraz żona Józefa Czacha i ich dzieci – Łucja i Stasio – moje kuzynostwo oraz dziadek – Antoni Świderski. Ukraińcy zapukali do drzwi w nocy, krzycząc: – Czach, Bronek! Otwórz drzwi, przecież się znamy. To był ich częsty sposób – mordercy posługiwali się językiem polskim, czasami w ten sposób nie wzbudzali podejrzeń. – Otwórz, chcemy sprawdzić, czy nie ma u was obcych.
Kiedy banderowcy zaczęli wyważać drzwi, mieszkańcy chcieli ukryć się na strychu. Nie zdążyli. Po wtargnięciu do domu matka dwójki dzieci została obezwładniona, a Ukrainiec krzyknął – patrz jak teraz się reże Polaków (reże – rżnie). W pierwszej kolejności zabili trzyletnią Julcię, a potem rok starszego Stasia. Oboje leżeli na łóżku, a obok leżała ich matka – żona Józefa Czacha, którego akurat wtedy był w wojsku. Dzieci zostały zamordowane na oczach matki. Wujek opowiadał, że Łucja została zabita szybko, a Stasio jeszcze długo krzyczał, płakał, Pewnie dobili go nożem. W korytarzu stał Antoni Świderski, żona Bronisława Czacha oraz Bronisław, w którego celował banderowiec. Kiedy Ukrainiec oddał strzał do jego żony, Bronek rzucił się w jej kierunku, Ukrainiec oddał drugi strzał. Pocisk odbił się od ściany, przeciął mu czoło, ale nie przebił kości. Wujek zalał się krwią, napastnicy myśleli, że już nie żyje. Ocknął się, kiedy już nikogo nie było, a żona dawała jeszcze znaki życia. Być może dziecko w łonie matki jeszcze żyło. Bronek czuł silny ból głowy, gdyż poza odłamkiem, rozbił głowę, upadając na podłogę. Antoni Świderski próbował uciec przez ganek, ale Ukraińcy go dopadli i tak dotkliwie pobili, że miał połamane kończyny, roztrzaskaną głowę i kości wystawały mu z ubrań.
Troje polskich dzieci – ofiary morderczego ataku na kolonię Katarzynówka, pow. Łuck, woj.. Łuckie dokonaną przez Ukraińców z OUN i UPA w nocy z 7 na 8 maja 1943 roku. Fotografia przedstawia dwóch synów Anieli i Piotra Mękalów i pomiędzy nimi Stanisława Stefaniak z połamanymi kończynami i rozciętym brzuszkiem z widocznymi wnętrznościami. Tej tragicznej nocy banderowcy zamordowali 28 Polaków oraz 8 osób z rodzin polsko-ukraińskich. Zarąbywanie siekierami, rozpruwanie brzuchów, zakłuwanie nożami i bagnetami, wyłamywanie rąk i nóg, palenie żywcem.
Skąd pan zna tak dokładny opis?
Bronek w szoku, w samej bieliźnie przybiegł do Otynii, żeby o wszystkim opowiedzieć. Był przemarznięty, leżał pierwszy śnieg. Zmarł 1998 roku i widok zamordowanej ciężarnej żony nie opuścił go do końca. Byłem wtedy jeszcze za mały, żeby to rozumieć, natomiast po wojnie wujek Bronisław przekazywał rodzinie przebieg tej zbrodni.
Pan był później na miejscu?
Wyprawiono pogrzeb. Mój ojciec załatwił trumny, jakiś samochód. Samych zwłok nie widziałem. Chciano dziecku oszczędzić tego widoku. Ale byłem tam na miejscu – widziałem ślady zbrodni. Ślady krwi w pokojach, na podłodze wszędzie. Byłem tam z tatą. Była duża plama na ścianie, tato na nią wskazał i powiedział – pamiętaj – to jest dziadzia mózg. Tego nigdy nie zapomnę.
Jak sobie z ogromem tej tragedii radził Bronisław Czach w pierwszych latach?
Wujek służył potem w wojsku ze stopniem kapitana. Zamieszkał w Ełku, po czym przeniósł się do Warszawy, gdzie wybudował duży dom, taki na cztery rodziny. Co ważne – wujek przekazał mojej mamie rodzinne kosztowności na czas wojny. Zaczęły się nim interesować tajne służby – skąd ma pieniądze? Moi rodzice byli przesłuchiwani przez UB – czy to prawda, że mieli rzeczywiście coś na przechowanie. Bronek kupił w Radomsku duży dwupiętrowy budynek z sąsiadem, zniszczony w bombardowaniu. Po odbudowie miał być tam sklep, restauracja. To były lata 60. UB skonfiskowało książeczkę oszczędnościową do wyjaśnienia z 250 tysiącami złotych na koncie. Kiedy ją zwrócili, tam było tylko 5 tysięcy. Tak państwo odwdzięczyło się człowiekowi, który służył Polsce i stracił rodzinę w straszliwej tragedii.
Historie, które pan przywołuje mrożą krew w żyłach. Rozumiem, że ten tragizm dopełniała codzienność wojny.
Codzienność wojny to grabieże, gwałty. Sowieci szli z Ukraińcami, podpalali, rabowali, gwałcili. Szerzyła się zaraza. Trudno było o pożywienie. Mięso i ziarno konfiskowało wojsko. Moja babcia umarła w 1940 roku, a ciotka – najstarsza siostra mojej mamy – niemal w tym samym czasie. Do dziś pamiętam ogrom smutku i żałoby w mojej rodzinie. Mój wujek zmarł na gruźlicę w 1941 roku w wieku 21 lat, Pisał piękne wiersze, pięknie malował.
(Edward Bień wskazuje na obrazy wiszące na ścianie)
Nie mógł podjąć leczenia.
Musieliśmy uciekać z domu, kiedy szedł front. Ukrywaliśmy się w wąwozach, gdzie próbowały przeczekać niebezpieczeństwo duże grupy kobiet i dzieci. Nad głowami latały nam pociski typu Katiusza. Zdarzyło się, że na wąwóz spadł jeden pocisk i zginęło siedem kobiet.
Kolejna sytuacja – schowaliśmy się w młynie wodnym, kiedy doszła do nas informacja, że dom Bieniów się spalił. Padł na nas blady strach, bo baliśmy się, że to nasz. Przerażona mama pobiegła – a to było parę ładnych kilometrów. Okazało się, że spalił się dom dziadków, którzy zostali wywiezieni na Sybir. Jeszcze wcześniej – jesteśmy wszyscy w domu. Tato krzyczał: – Uciekajcie, uciekajcie! Było coraz więcej pocisków. Uciekliśmy do schronu. Jeden z pocisków uderzył w róg naszego domu. Kiedy wróciliśmy – po jakimś czasie oczywiście – zobaczyliśmy dziurę w stole po odłamku, gdzie często siedziała mama i zniszczona pod nim podłoga. Gdyby siedziała tam mama, pewnie by zginęła. Zadecydowały minuty.
Niesamowite, jak musieliście umieć odróżnić sprzymierzeńca od wroga
Polakom zdecydowanie pomagali Węgrzy. Dozbrajali Polaków, o czym wcześniej wspomniałem. Odbywały się na Kresach wspólne msze i przez to Polacy Węgrom ufali. Źyliśmy w zgodzie – takiej obopólnej. Polacy żenili się z Węgierkami, Węgrzy z Polkami. Niemcy też pomagali. Znam osobiście kobietę, która jako dziecko była uderzona przez Ukraińca kilka razy nożem – w tym w twarz i do dzisiaj nosi blizny. Niemiec jej pomógł. Często się jej pytają wnuki, czemu nie zrobi sobie operacji. A ona nie chce – to jest jej znamię z przeszłości.
We Wrocławiu kilkakrotnie widziałem się z kobietą, która przeżyła 11 lipca 1943 roku wołyńską masakrę. Ukraińcy ostrzelali kościół i jej matka w tym całym stresie zaczęła rodzić. Ukrainiec zdeptał to dziecko, dał dziewczynce zwłoki noworodka na ręce i kazał jej wyjść na zewnątrz, by pokazać, jak morduje się lachów. Wybiegła, uciekła i tak przeżyła.
Dlatego jeszcze raz chciałbym dopytać, nie chcę żadnej cenzury. Musimy odróżnić chęć zabójstwa od sposobu dokonanej zbrodni. Mordowanie dzieci, gwałcenie kobiet. Rozcinanie twarzy od ucha do ucha, co ma symbolizować dążenia Polski do granic od morza do morza. To wszystko ma charakter mordu rytualnego.
Tak właśnie jest. Aleksander Korman w swojej książce opisał 362 metody zabójstw, wszystko udokumentowane. Nawet trudno to przeczytać. Przeczytasz ich kilka i odstawiasz na półkę. Zwykłe czytanie przerasta, działa wyobraźnia. A co mają powiedzieć ludzie, którzy tego doświadczyli? Ukraińcy, często pijani od bimbru, prześcigali się w okrucieństwie. Ale to byli tchórze. W czasie wojny byłem koło nasypu z grupą kolegów, gdzie nieopodal pod lasem stali dwaj Ukraińcy z karabinami. Najstarszy z nas ich zauważył i polecił, byśmy się schowali. Wrzucił kilka pocisków do ogniska. Pach, pach, pociski wystrzeliły i Ukraińcy uciekli w popłochu. Jak wcześniej mówiłem, atakowali na odludziu, kiedy czasami kobieta była sama z dziećmi, bo mężczyzn się obawiali.
Skąd Ukraińcy mieli broń? Wiadomo, że widły i siekiery to narzędzia codziennego użytku. A karabiny?
Od Niemców. Ukraińcy należeli do SS Galizien. Często w niemieckich mundurach uciekali z bronią, amunicją. I tak przekazywano sobie broń – jeden drugiemu. Często ludzie widzieli agresora w niemieckim umundurowaniu, myśleli, że to Niemiec, a to Ukrainiec – dezerter.
(Edward Bień wręcza mi listę 362 metod zbrodni stosowanych przez OUN i UPA na Polakach. Wybranych 5 punktów na jednej ze stron:
- Wrzucenie ofiary do mrowiska po ówczesnym wydłubaniu oczu, obcięciu rąk i nóg
- Zbiorowe gwałcenie dorosłej kobiety i włożenie jej rozgrzanego żelaza w krocze
- Gwałcenie 17-letniej dziewczyny na oczach rodziców, a potem zamordowanie wszystkich
- Okrutne opuszczanie krwi ofiarom i napełnienie balii ludzką krwią w klasztornej piwnicy klasztoru Dominikanów w Podkamieniu.
- Wyrwanie ciężarnej kobiecie dziecka z brzucha, rzucenie go na gnój i z okrzykiem „patrzcie jak lata polski orzeł”
Aleksander Korman – Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej.
Czasami nawet zakopywali ludzi w piasku albo w gnoju i robili zawody, kto jednym zamachnięciem da radę ofierze ściąć głowę kosą. To jest udokumentowanie zdjęciami w tej książce.
Jak wiadomo – dzisiaj Ukraina jest w stanie wojny. Polska jest najprawdopodobniej ich największym sojusznikiem w Europie. Wiem, że jako działacz Polskiego Związku Kresowian musi się pan mierzyć z wieloma zjawiskami.
Podczas protestów na Majdanie w Kijowie polscy politycy jeździli na Ukrainę i pozowali na tle czarno – czerwonych flag, krzyczeli „Sława Ukrainie”. A Polakom na Kresach Wschodnich okrzyk „Sława Ukrainie, Sława herojam” kojarzy się z bestialstwem ukraińskich nacjonalistów. Pełna wersja brzmi: „Sława Ukrainie, sława bohaterom, lachom śmierć”. „Lachy” to Polacy. Częsty okrzyk podczas symbolicznych pogrzebów Rzeczypospolitej, których dokonywali Ukraińcy.
Słyszałem, że kwestia wyświęcenia biskupa Andrzeja Szeptyckiego przez Watykan wzbudziła oburzenie w środowisku Kresowian.
Ile było listów, ile kłótni choćby z namiestnikami Kościoła. Niejaki biskup Szeptycki był prawosławnym biskupem, który wychwalał bandy UPA i święcił ich łupy. Zbrodnie na Polakach określał mianem walki narodowo-wyzwoleńczej. W 1938 roku polskie wojsko wywiozło z jego katedry dwie skrzynie składowanej broni. Ukraińcy chcieli go wyświęcić. Śp. Stefan Wyszyński nie dopuścił do tego. Teraz znowu Ukraińcy chcą wyświęcić Szeptyckiego. I ja mówię do księdza – my piszemy pisma do Watykanu, do nuncjusza – listy polecone, otwarte z tłumaczeniem, kto to był Szeptycki. Źeby go nie wyświęcali. Poruszymy w tej sprawie niebo i ziemię. A nasze władze kościelne nie reagują.
Jak się zakończyła ta sprawa?
Nie zakończyła się, trwa nadal. I ja mówię do księdza: – Jeśli Watykan wyświęci Szeptyckiego, to ja już więcej do kościoła nie wejdę.
Przecież nie będę się modlił do zbrodniarza. Tak czy nie?
Katarzyna Horwath z Chabłów, matka Jana Horwatha – księdza rzymskokatolickiego – z twarzą okaleczoną przez Ukraińców z OUN i UPA w marcu 1944 roku we wsi Magdalówka, pow. Skałat, woj. Tarnopolskie. Napastnicy zmasakrowali ofierze twarz ostrym narzędziem, odcinając jej prawie całkiem nos oraz górną wargę, wybili większość zębów, wykłuli lewe oko i poważnie uszkodzili oko prawe. Od zadanych ran kobieta straciła przytomność, wobec czego oprawcy zaprzestali katowania. Przytomność odzyskała dopiero po kilku dniach w sowieckim szpitalu wojskowym w Zbarażu.
Myśli pan, że Polakom znana jest już historia Kresów? Choćby w minimalnym stopniu? Czy znana jest symbolika oprawców?
Ja mówię, że ponad 60% nie wie. Zbrodniarze nosili czarno-czerwone barwy i na Majdanie też takie flagi były. I jak się Majdan zaczynał, to ja mówiłem do żony i znajomych, że ci w maskach to wszystko nacjonaliści ukraińscy i przez nich będą jeszcze kłopoty. Oni mają nacisk na Petro Poroszenkę i on musi im ulegać. Bandera, Szuchewycz, Czuprynka… Oni są dla nich bohaterami. Oni walczyli o wolną Ukrainę. Ale jeśli tak było – to po co dzieci mordować? Ksiądz mi mówi, że to niemożliwe, żeby takie mordy były. A ja na to – proszę księdza, gdzie był wtedy Bóg? Gdzie był Bóg, kiedy tysiące dzieci mordowano? No i nie wiedział, co odpowiedzieć. Bo jak to można wyjaśnić? Nie wyobrażam sobie takiego tłumaczenia, że to była za coś kara. Kogo karać? Za co? Te dzieci komunijne, które się w studni rozkładały?
Czy w Kuratorium ktoś kontroluje kwestię szerzenia wiedzy o zbrodniach na Kresach Wschodnich?
Nikt nie kontroluje. Mam tu pismo, które wysyłaliśmy do wszystkich Kuratoriów w Polsce. Wytykając błędy różnym ludziom – m.in. wydawnictwu „Karta” – to jest w Warszawie dom spotkań historycznych. Dalej – polskiemu historykowi Grzegorzowi Motyce. Posiadam artykuły profesora Wysockiego, który swoje opracowania wysłał mi na kilka dni przed śmiercią. Przysłał i napisał: – Edek, postaraj się jak najwięcej wprowadzić tego do szkół, do nauczycieli. No i ja zacząłem to zbierać, opisywać. Mnóstwo materiałów zgodnie z obietnicą wysyłałem. Oni mi na to, że materiał świetny, wspaniały, ale oni i tak nie są w stanie nic zrobić. Tak sobie myślę – to po co jest to Kuratorium? Jak my piszemy, a Kuratorium nie jest w stanie nic zrobić.
Nie wiem, czy wiesz – jest ustawa o nauce o Kresach już 5 lat. Jest w tej ustawie zapis, że szkolnictwo ma być otwarte na przyjmowanie materiałów o ukraińskich zbrodniach, ale on jest martwy. Tak to jest, proszę ciebie, że dzisiaj historię piszą nam Żydzi, Niemcy, Ukraińcy. Oczernią nas, że Polacy to mordercy, że polskie obozy. W Przemyślu stoją nielegalnie postawione pomniki banderowców. Jako działacz napisałem list protestacyjny do Marszałka Województwa, a on mi na to, że nie można tych pomników zburzyć, bo to upamiętnienie, zasłaniał się potrzebnymi zezwoleniami na rozbiórkę.
Ukraińska mniejszość w Przemyślu zrobiła sobie przemarsz z cerkwi na cmentarz pod płaszczykiem, że to przemarsz absolutnie pokojowy, kościelna uroczystość. I taka była pokojowa, że Ukraińcy z czarno-czerwonymi flagami skandowali, że „jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi”.
Czy Ukraina to dziś dla pana wróg?
Ogólnie jako naród są w porządku, ale nacjonaliści, skrajna ukraińska prawica, to dla nas ogromne zagrożenie. My jeszcze możemy mieć przez nich kłopoty.
Wcześniej wspomniałem o filmie „Wołyń” reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Jak się okazuje, film pewnie by nie powstał, gdyby nie wydatna pomoc Polskiego Związku Kresowian.
W 2011 roku powstał pomysł nakręcenia filmu o zbrodniach wołyńskich. Ale pamiętaj, że Wołyń to jest tylko symbol ze względu na „krwawą niedzielę” w 1943. Ukraińcy mordowali w wielu miejscach, w tym na Wołyniu. Więc wtedy, kiedy narodził się pomysł filmu, zakładaliśmy nowy ogólnopolski Związek Kresowian i Kombatantów. Z tym było dużo pracy. Przy pomocy prawników musieliśmy ułożyć statut, wybrać ludzi do zarządu. I na spotkaniach dyskutowaliśmy, jakie sceny ująć w filmie, by właśnie oddać historyczną prawdę, całą symbolikę. By po prostu opowiedzieć historię w sposób, jaka ona jest. Nad nadzorem czuwał poeta Stanisław Srokowski – to on jest głównym konsultantem filmu. Reżyser w dużej mierze bazował na dziełach Srokowskiego – „Zdrada” czy „Ukraiński kochanek”.
Wydaje mi się, że chodziło też o dotarcie do świadków w procesie pisania scenariusza.
Tak jest. Jeśli chodzi o sam scenariusz, Smarzowski starał się docierać do ludzi, którzy ślady ukraińskich zbrodni albo same zbrodnie widzieli na własne oczy. Film powstawał długo, trudno było dokręcić niektóre sceny ze względu na niedofinansowanie. We Wrocławiu mieliśmy zamknięte spotkanie Polskiego Związku Kresowian z aktorami i reżyserem, jego asystentami, na którym wspólnie obejrzeliśmy film. Na przykład scena, gdzie Ukraińcy zawiązują dzieci słomą i podpalają, tak zwana scena chochoła, wzięła się z doświadczeń moich krewnych – Gołaszy. Ukraińcy związali ich liną, obsypali słomą, podlali naftą i podpalili. Do dziś żyją ludzie, którzy identyfikowali ciała. I to jest świadectwo – dwa małżeństwa zostały spalone żywcem wraz z dziećmi. To nie był wymysł reżysera. To się wydarzyło naprawdę.
Jak film został przyjęty w środowisku Kresowian?
Przeżyliśmy go bardzo. Każda scena jest związana z jakimś wspomnieniem jednego z nas. Tak swoista projekcja naszego życia.
Czy według pana film dobrze oddaje ówczesne realia? Chyba trudno w nieco ponad dwie godziny oddać ogrom tragedii trwającej 7 lat. Pewnie chodzi o zaprezentowanie pewnych klatek
Jest za dużo ukraińskiego języka. Pierwsze sceny mogą być mało zrozumiałe dla nieznających historii widzów. Jeśli ktoś nie zna kontekstu historycznego, nie zna ówczesnej struktury społecznej, na przykład młodzież, może się pogubić już na początku filmu. Źeby go obejrzeć, dobrze byłoby im wytłumaczyć to wszystko. I to nie jest tylko moje zdanie. Każdy kto się z tym zetknął wcześniej, doskonale wie, że Polki żeniły się z Ukraińcami i odwrotnie – Ukrainki z Polakami. Źe Polacy i Ukraińcy byli praktycznie jednym społeczeństwem. Lepiej byłoby, gdyby na początku filmu był jakiś tekst albo wypowiedź profesora, który by to nieco przybliżył. Rozmawiałem o tym z moim przyjacielem – Stefanem Siekierką czy księdzem Isakowiczem.
Czy to czasem nie jest tak, że granice między Polakami a Ukraińcami w filmie w ogóle się na początku zacierają?
Ja pamiętam, jak było w rzeczywistości. Nie było różnic stricte Polak a Ukrainiec. Czasami zamiast „Ukrainiec” mówiliśmy „Rusin”, natomiast przede wszystkim – grekokatolik. My byliśmy rzymskokatoliccy, oni grekokatoliccy. To też rodzice mi opowiadali, że jak była szkoła i po drodze była cerkiew, Polacy też chodzili się tam pomodlić. To było na porządku dziennym. Tak samo Ukraińcy chodzili do kościoła rzymskokatolickiego. Dopiero, kiedy sytuacja się zaogniła – ci pokojowo nastawieni Ukraińcy bali się mówić coś dobrego o Polaku. Potem Ukrainiec przychodził do Ukraińca i mówił na przykład: – Chodź rąbać drewno. W domyśle oznaczało to atak. Jeśli Ukrainiec się sprzeciwił to kula w łeb i tyle.
Myśli pan, że można Ukraińcom wybaczyć?
Można, ale oni muszą się przyznać do tego, co zrobili ich przodkowie. Nie kłamać i mataczyć. Wiesz, jak ważne w historii jest potępienie? Pamiętasz, jak Turcy wyrżnęli Ormian? Polacy to potępili, a świat zlekceważył. Potępienie jest ważne, żeby takie zbrodnie się nie powtórzyły. A Hitler się na Turkach wzorował, że jak oni mogli wymordować tylu ludzi, to on też da radę. Ile razy ktoś mi mówi – Edek, po co się ty z tym wszystkim grzebiesz? A ja odpowiadam: – A tobie zmarł ojciec albo matka? Chodzisz na grób? Po co to robisz?
Tam na Kresach Wschodnich zginęły tysiące Polaków. Nie tylko podczas pierwszej wojny światowej i drugiej. Ale przez lata walk z Turkami, Tatarami. Naszym obowiązkiem jest o to dbać. Jeśli my umrzemy, a następne pokolenie nie przejmie po nas tej misji, to będzie koniec.
Rozmawiał Kamil Rogólski
Fot. główne: Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej, Aleksander Korman