Aktualizacja strony została wstrzymana

Mazal tov, panie Magierowski!

Przypominam sobie, jak na początku lat dwutysięcznych przybyła do Berlina z wizytą Hana Suchocka, już jako eks-premier i eks-minister sprawiedliwości i prokurator generalny. W Instytucie Polskim miała razem z eks-przewodniczącą Bundestagu Ritą Süssmuth wziąć udział w jakiejś niezliczonej na owe czasy dyskusji. (Taki ktoś miał pomysł na ożywianie martwych politycznch karier) Ergo – miała wygłosić jakieś drobne przemówienie. I wygłosiła…. Po niemiecku. To znaczy, jej się zdawało, że to był niemiecki. Zamarła z wrażenia w przeważającej większości polska miejscowa publiczność gryząc ze wstydu paznokcie i tłumiąc śmiech przysłuchiwała się słowom, jakie wychodziły z ust byłej polskiej polityk. A był to przedziwny koktajl zmieszany z języka poznańsko-niemieckiego z – jak mi się wówczs zdawało – z jidysz, podany z twardym polskim akcentem. Obok Suchockiej siedziała, wynajęta na ten wieczór przez organizatorów doskonała tłumaczka, która miała za zadanie tłumaczyć a vista niemieckiej części widowni słowa polskiej eks-polityk. Na nic zdała się jej gotowość – Hana Suchocka, przekonana o swej doskonałej znajomości mowy Goethego nie dała dziewczynie żadnych szans, czym ośmieszyła się do końca.

Nie zdawała sobie sprawy, jak mi się wówczas wydawało i wydaje mi się do dzisiaj, że popełnia błąd, a przy okazji wykroczenie, choć jej kariera polityczna była wówczas zakończona (o ile pamiętam, została ambasadorem przy Watykanie) Otóż nie może żaden polityk, nawet eks-polityk występować publicznie w obcym kraju i nie używać przy tym języka kraju pochodzenia, który reprezentuje. W tym wypadku polskiego. Tego wymaga nie tylko protokół dyplomatyczny, lecz chodzi przede wszystkim o odpowiedzialność za słowa. Można i należy być odpowiedzialnym za słowa tylko w języku ojczstyn . Jednak ambicja popisania się swymi talentami ( w tym wypadku językowymi) i przy okazji ambicja podlizania się gospodarzom (choc był to teren Instytutu Polskiego, a więc Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski) była przemożna i całkowicie obezwaładniająca logiczne myślenie, o lojalności wobec własnego kraju nie wspominając.

Nie wiem, jaki jest język macierzysty pana Marka Magierowskiego. Być może faktycznie jest nim hebrajski, którym zapewne włada lepiej niż polskim, skoro w tym języku postanowił parę dni temu wygłosić mowę w swojej nowej roli ambasadora Polski w Izraelu. I choć podobno szybko przeszedł na angielski, jednak według świadków podczas uroczystości zaprzysiężenia go, ani słowa nie wypowiedział po polsku.

To pokazuje mi dobitnie, jaki jest stosunek pana Magierowskiego do Polski, kraju, którego interesy ma on rzekomo w Izraelu reprezentować. Pokazuje mi ta sytuacja także nie mniej dobitnie, że Polska według pana Magierowskiego i jego mocodawców nie jest krajem suwerennym, a podległym. W tym wypadku podległym wobec Izraela. Panu Magierowskiemu wypada tylko pogratulować mądrości etapu. Mazal tov panie ambasadorze!

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

Za: Joanna Mieszko-Wiórkiewicz quod verum est, meum est (17.08.2018) | https://www.salon24.pl/u/niemcy/888848,mazal-tov-panie-magierowski

Skip to content