Aktualizacja strony została wstrzymana

„Dobra zmiana” prostuje ścieżki okupantowi – Stanisław Michalkiewicz

Któż nie wie, że najcięższa jest dola chłopa? Skoro tak, to każda reforma, zwłaszcza w ramach „dobrej zmiany”, powinna być skierowana na ulżenie tym ciężarom. Z tego założenia wychodził nawet Lenin, któremu przypisuje się rozpętanie rewolucji październikowej w Rosji. Była ona zainicjowana w interesie robotników i chłopów („ziemla kresitianam, fabryki raboczim”) – żeby mianowicie zdjąć chłopu z nóg kajdany. Owszem, zdjęła – ale razem z butami. To znaczy – tak się wydawało na początku, bo potem, kiedy „dobra zmiana” weszła w wyższy etap, Stalin poumieszczał chłopów w kołchozach, podobnie jak biblijny Józef w Egipcie. Jego historia jest najwcześniejszym w literaturze światowej opisem utworzenia kołchozów. Jak pamiętamy, kiedy Józefowi udało się faraonowi wytłumaczyć sny, został premierem rządu i w tym charakterze najpierw wprowadził dodatkowy podatek w wysokości 20 procent zbiorów. Już rzetelne pobieranie tego podatku wymagało zbudowania potężnego aparatu biurokratycznego, który oszacowałby zbiory u każdego chłopa i wymierzył podatek. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie w takich momentach podnosi się narzekanie na „ciężką dolę”, które ktoś jakaś ABW musi dyskretnie uciszać, ale mniejsza z tym, nie zaciemniajmy obrazu. Podatek pobierany w naturze wywołał konieczność kolejnego programu interwencyjnego w postaci budowy magazynów, których sieć, z uwagi na możliwości ówczesnego transportu, musiała być bardzo gęsta. Obok tych magazynów trzeba było wybudować koszary dla pilnujących ich żołnierzy. Nie ulega wątpliwości, że pociągnęło to za sobą dodatkowe koszty, ale ważniejsza wydaje się okoliczność, że do realizacji tak dużego programu budowlanego, trzeba było użyć mnóstwa robotników i zwierząt pociągowych. I jednych i drugie można było zabrać z rolnictwa, które w Egipcie i dzisiaj wymaga znacznego udziału pracy ręcznej, a cóż dopiero wtedy? Ponieważ w tej sytuacji nie miał kto utrzymywać kanałów irygacyjnych, rychło w Egipcie zapanował głód. Wtedy Józef zaczął chłopom zgromadzone w latach dobrego fartu zboże sprzedawać. Najpierw w skarbcu faraona zgromadził wszystkie pieniądze z całej ziemi egipskiej, czyli pozbawił chłopów kapitału finansowego. Ponieważ nie mieli już pieniędzy, którymi mogliby płacić za zboże, w kolejnym roku przejął ich inwentarz, a następnym – ich grunty i ich samych, jako niewolników faraona. Jedynie od kapłanów nie przejął gruntów, co pokazuje, że już wtedy doceniano polityczną rolę propagandy. Po tej operacji część niewolników zostawił w kołchozach, które musiały płacić ów 20- procentowy podatek, a resztę „przeniósł do miast” – oczywiście jako niewolników państwowych. Identycznie postąpił kolejny Józef, to znaczy – Józef Stalin. Tak samo wywołał głód na urodzajnej Ukrainie i urodzajnym Kubaniu, OGPU część chłopów zapędziła do kołchozów, gdzie zostali niewolnikami państwowymi, część nie przeżyła tego eksperymentu, a część przeniósł do „miast”, czyli łagrów. Podobnie jak tamten, tak i ten Józef hołubił „kapłanów”, którymi wtedy byli pracownicy przemysłu rozrywkowego, w zamian za co wychwalali oni dzieło Józefa pod niebiosa, podobnie pewnie, jak i tamci. Nawet w Biblii polityka Józefa ma znakomitą recenzję, chociaż raczej z powodów rasowych, które na naszych oczach nabierają właśnie rumieńców w Izraelu.

Reformy cząstkowe

Oczywiście nie wszystkie reformy, mające na celu ulżenie ciężkiej doli chłopa, są aż tak głębokie. Na głęboką reformę nasz nieszczęśliwy kraj będzie musiał poczekać aż do żydowskiej okupacji, która nastąpi w rezultacie zrealizowania słynnych „roszczeń” majątkowych – co obiecał przypilnować Nasz Najważniejszy Sojusznik. Zanim to nastąpi, funkcjonariusze „dobrej zmiany” przeprowadzają reformy cząstkowe, chociaż i one nie do końca są oryginalne, bo nawiązują do poprzednich, też cząstkowych rozwiązań. Ich opis znajdujemy w powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy”. Tam nie chodzi, co prawda, o bezpośrednie ulżenie ciężkiej doli chłopa, tylko o „rolnictwo”, żeby było „silne” – i tak dalej, ale jak się ulży rolnictwu, to i chłopu, który wszak pracuje na roli, też będzie lżej. Jak pamiętamy, hochsztapler i grandziarz Kunik, bezprawnie używający nazwiska „Kunicki”, wpadł na pomysł, żeby państwo skupowało zboże od rolników, łagodząc w ten sposób ich ciężką dolę. Podobnie jak w czasach Józefa egipskiego, tak i teraz pojawi się problem magazynowania zakupionego zboża. Przebiegły Kunik wymyślił, że zakupione przez państwo zboże może być przechowywane tam, gdzie było, to znaczy – w spichlerzach rolników, od których je kupiono. Od strony finansowej operację zabezpieczał Państwowy Bank Zbożowy, którego prezesem został Nikodem Dyzma – osobnik w rodzaju Kukuńka, tylko jakby trochę mądrzejszy, bo we wszystkim słuchał sprytnego pana Krzepickiego, no i nie był konfidentem. Długo to nie trwało, bo rządowi trzeba było pieniędzy na kolejne reformy, toteż sięgnął do zasobów Państwowego Banku Zbożowego, który w rezultacie zaczął chylić się ku upadkowi.

Przed reformą rolną

II wojna światowa wprowadziła wielkie zmiany. Kiedy już działania wojenne ustały, Niemcy wyznaczyli kontyngenty. Ale w porównaniu z dokazywaniem sanacji, nie były one przez chłopów odczuwane jako nadmierna dolegliwość. Przeciwnie – jak opowiadał mi ojciec, mieszkający podówczas na wsi pod Lublinem, tamtejszy rolnik był z Niemców raczej zadowolony. – Panie, przyszedł gospodarz” – mówił. Nie była to bynajmniej opinia odosobniona, o czym wspomina en passant nawet taki propagandysta sanacji, jak Melchior Wańkowicz („Sztafeta” itp.), pisząc w „Hubalczykach”, że dzięki hubalczykom „chłop chwalący sobie okupację i ceny”, zaczął zmieniać swoje nastawienie. Przyczynili się do tego również Niemcy, którzy zaczęli w Generalnej Guberni stosować zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Uderzała ona właśnie w chłopów, którzy przecież nie byli w stanie odmówić żywności bandom, jakie grasowały zwłaszcza na terenach wiejskich, gdzie Niemcy zaglądali sporadycznie. Plagę bandytyzmu wywołało rozporządzenie Prezydenta z 2 września 1939 roku o amnestii. Było ono oczywiście obwarowane surowymi warunkami, ale w miarę rozpadania się struktur państwa, nikt na takie głupstwa nie zwracał już uwagi i więziennicy po prostu więźniów powypuszczali. Ci rychło wrócili do swoich ulubionych zajęć i dopiero po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w roku 1941, zostali ujęci w karby organizacyjne. Kiedy Stalin ochłonął z pierwszego zaskoczenia, utworzył Sztab Partyzancki, który na tereny okupowane przez Niemców posyłał emisariuszy. Dotarli oni do bandytów i postawili im propozycję nie do odrzucenia: albo podporządkują się przysłanym z Rosji dowódcom i politrukom, albo nie zostanie z nich nawet mokra plama. Bandyci przyjęli te warunki i w ten sposób powstała Armia Ludowa. Przyszło im to tym łatwiej, ze nie musieli zmieniać swoich przyzwyczajeń, o czym świadczą najlepiej dzienniki bojowe tych oddziałów, w których na przykład czytamy, jak to w wyniku udanej „akcji bojowej” zdobyto „bieliznę damską i pościelową”. Nietrudno się domyślić, że ta „akcja” to po prostu napad na jakiś dwór. Te dwory przestawały jednak istnieć w miarę posuwania się sowieckiej armii na zachód, a zainstalowany w Lublinie marionetkowy rząd uchwalił między innymi dekret o reformie rolnej, stanowiący po dziś dzień niewzruszalny element fundamentów systemu prawnego III Rzeczypospolitej. To trochę jakby w Niemczech takim fundamentem były „ustawy norymberskie”, chociaż nie mówmy „hop!”, bo właśnie w Izraelu taka ustawa została uchwalona. Na straży reform, zmierzających do ulżenia nie tylko ciężkiej doli chłopów, ale i robotników oraz inteligencji pracującej, stanął „resort”, w którym wyznaczeni przez Józefa Stalina Żydzi kierowali tubylczymi funkcjonariuszami. W ten oto sposób powstała i okrzepła polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, z którą historyczny naród polski musi dzielić terytorium państwowe – obecnie już z trzecim pokoleniem.

Socjalistyczne przemiany

Ale chłopi nie mieli długo cieszyć się ziemią uzyskaną w ramach „reformy rolnej”, czyli obrabowania warstwy ziemiańskiej. Już pod koniec lat 40-tych komuniści rozpoczęli „kolektywizację”, inspirowaną biblijnymi poczynaniami Józefa i kto wie, co by się stało, gdyby nie to, że Opatrzność zlitowała się nad światem i Józef Stalin umarł. Myszy harcują, gdy kota nie czują, więc kołchozy zaczęły się spontanicznie rozpadać, co stalinięta w 1956 roku przyjęły do aprobującej wiadomości, chociaż nie wszyscy. Na przykład w roku 1963 Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali słynny „List Otwarty” w którym chłostali Gomułkę za to, „że chłopom daje on nawozy, zamiast powsadzać ich do kozy, przez co nasz główny cel – kołchozy, w odległą przyszłość się oddala”. Ale o kołchozach jak na razie cyt, bo zorganizują je w naszym nieszczęśliwym kraju dopiero żydowscy okupanci, część chłopów, wzorem Józefa egipskiego przesiedlając do miast. Tymczasem w ostatnich dniach 1944 roku powstał w Lublinie Związek Samopomocy Chłopskiej, który wkrótce stał się monopolistą w zakresie skupu produktów rolniczych i zaopatrywania chłopów w potrzebne im towary. Było z tym sto pociech, bo za pierwszej komuny nasz nieszczęśliwy kraj regularnie nawiedzały dwie klęski i cztery kataklizmy: klęska urodzaju i klęska nieurodzaju, a w charakterze kataklizmów – wiosna, lato, jesień i zima. Utworzona przez Związek Samopomocy Chłopskiej i pokrywająca cały nasz nieszczęśliwy kraj siec Gminnych Spółdzielni, stała się żerowiskiem biurokracji, oddanym w arendę głównie „ruchowi ludowemu”, czyli urzędnikom powyznaczanym przez ZSL. Urzędnicy – jak to urzędnicy – nie bardzo radzili sobie z handlem, uprawiając raczej dystrybucję, a na ich usprawiedliwienie można przypomnieć, ze system centralnego planowania żadnemu handlowi oczywiście nie sprzyjał w obawie, że wkrótce wylęgnie się z tego „horda ohydnych sklepikarzy, co o sanacji rządach marzy”. Toteż przed żniwami zawsze brakowało, a to sznurka do snopowiązałek, a to „napojów chłodzących” – aż wreszcie, w następstwie wszechstronnego rozwoju, kiedy to „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, zabrakło wszystkiego. Nastał stan wojenny, a potem zaczęła świtać jutrzenka swobody w postaci sławnej transformacji ustrojowej.

Wilk zmienia skórę lecz nie obyczaje

Kiedy w ramach transformacji ustrojowej przyszła kolej na „dobrą zmianę”, która energicznie przystąpiła do realizowania rekonstrukcji historycznej przedwojennej sanacji, okazało się, że – jak w poprzednich formacjach ustrojowych – dola chłopa jest nadal najcięższa. Oprócz wspomnianych czterech kataklizmów gnębią ich wyzyskiwacze w postaci „pośredników”, którzy zbierają całą śmietankę, czemu „państwo” bezczynnie się przygląda. Toteż kiedy termin wyborów samorządowych nieubłaganie się zbliża, przez Warszawę przewaliły się pierwsze demonstracje chłopskie, pod hasłami zrobienia porządku z „wyzyskiwaczami” i uruchomienia „rekompensat”, to znaczy – zmuszenia współobywateli, by się na „godne życie” trochę poskładali. Rząd premiera Morawieckiego, w obawie przed utratą sympatii chłopów, postanowił na jednym ogniu upiec dwie, a nawet trzy pieczenie. Po pierwsze – ulżyć ciężkiej doli chłopów, po drugie – stworzyć kolejne, nowe żerowisko dla biurokracji i po trzecie – do tego żerowiska wpuścić własne zaplecze polityczne, osłabiając w ten sposób wpływ PSL na dolę chłopów. Przybrało to postać Narodowego Holdingu Spożywczego, w którego skład wejdzie krajowa Spółka Cukrowa, Elewarr, Stowarzyszenie Polskie Rynki Hurtowe i spółki należące do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Elewarr jest spółką Skarbu Państwa, a konkretnie – Agencji Rynku Rolnego i zajmuje się głównie magazynowaniem. Oprócz centrali ma Oddziały Regionalne, więc można sobie wyobrazić, ile wesołych miejsc pracy da się tam wykroić w ramach polityki prorodzinnej. Stowarzyszenie Polskie Rynki Hurtowe „wspiera rozwój i współpracę rynków hurtowych organizujących obrót towarami rolno-spożywczymi na obszarze Polski”, więc wygląda na to, że legowisko „wyzyskiwaczy”, na których tam pomstowali uczestnicy niedawnych demonstracji w Warszawie, mieści się na ulicy Wspólnej 30 – bo członkowie tego Stowarzyszenia są pośrednikami między rolnikami i sprzedawcami detalicznymi.

Co ci przypomina widok znajomy ten? A cóż by innego, jak nie Centralną Radę Spółdzielczą Samopomoc Chłopska, zlikwidowaną w roku 1990 w ramach likwidowania wszystkich centralnych związków spółdzielczych? W tych centralnych związkach uwili sobie legowiska przedstawiciele nomenklatury, którym wyznaczono żerowisko na odcinku rolniczym i żywnościowym, więc gwoli uwiarygodnienia sławnej „transformacji ustrojowej” trzeba było to i owo zmienić. Bo – jak pisze w powieści „Lampart” kolejny Józef, tym razem – Tomasi di Lampedusa – „trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu”. I temu właśnie służy „dobra zmiana”, która w ciężkiej doli pragnie ulżyć każdemu: i chłopom i babom – bo każdy jest chłopem, chyba, że jest babą, więc w ten sposób program „dobrej zmiany” stopniowo obejmuje cały naród na podobieństwo ośmiornicy, przygotowując w ten sposób grunt pod rychłą żydowską okupację, w ramach której okupanci do każdego takiego holdingu będą musieli tylko delegować swojego Treuhaendera.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    9 sierpnia 2018

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4279

Skip to content