Już w piątek w mińskim Trościeńcu upamiętnione zostaną ofiary niemieckiego obozu koncentracyjnego. Tymczasem nieopodal, pod wysypiskiem śmieci, spoczywają ofiary NKWD. Zdaniem historyków są wśród nich ofiary zbrodni katyńskiej.
Pomnik w obozie zagłady w Małym Trościeńcu. By Homoatrox/Wikimedia
W latach 1941-44 we wsi Mały Trościeniec (dziś dzielnica Mińska) funkcjonował największy na terenach Związku Sowieckiego niemiecki obóz zagłady. Zginąć w nim mogło nawet 200 tys. osób – głównie Żydów zwiezionych tam z terenów okupowanej Polski, Czechosłowacji, Austrii i III Rzeszy. Niemcy mordowali tam jednak również sowieckich jeńców i okoliczną ludność, np. katolickiego księdza pochodzenia białoruskiego – Wincenta Godlewskiego.
29 czerwca w miejscu kaźni zostanie odsłonięty memoriał powstały za pieniędze Berlina i Mińska. Uroczystością od kilku tygodni żyją białoruskie media, zaś w piątkowym wydarzeniu wezmą udział prezydenci Białorusi, Niemiec i Austrii. Obecna będzie również delegacja z Izraela, Czech i Polski. Zabraknie jednak zaproszonego prezydenta RP Andrzeja Dudy.
Jak donosi „Rzeczpospolita” – biuro prasowe polskiego prezydenta nie potrafiło odpowiedzieć, dlaczego Andrzej Duda nie skorzystał z zaproszenia. Zamiast niego w uroczystości udział weźmie szef gabinetu Krzysztof Szczerski.
„Korzystając z okazji, minister mógłby zapytać Aleksandra Łukaszenkę o tzw. białoruską listę katyńską (a władze w Mińsku od lat utrzymują, że jej nie posiadają), gdyż na uroczysku mogą spoczywać polscy oficerowie zamordowani przez NKWD. W 1956 roku utworzono tam wysypisko śmieci, które zostało zamknięte dopiero kilka lat temu. O tej historii białoruskie władze wolą jednak nie wspominać” – zauważa dziennik.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” białoruski historyk Ihar Mielnikau zauważa, że zdaniem wielu badaczy w Trościeńcu spoczywają ofiary stalinowskich represji. Ihar Kuzniacou z Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego ocenia, że w latach 1937-41 (a więc przed rozpoczęciem w tym miejscu niemieckich zbrodni), NKWD zamordowało tam nawet 20 tys. osób.
– Zbadałem około 19 miejsc w okolicy Mińska, gdzie znajdują się pochówki ofiar represji, i doszedłem do wniosku, że wysypisko na uroczysku Błagowszczyna nie powstało przypadkowo. Władze radzieckie chciały coś ukryć i mogło chodzić tylko o jedno – rozstrzelanych w 1940 roku polskich oficerów – mówi Kuzniacou przypominając, że na terenie Mińska Sowieci zamordowali 3870 Polaków.
Historyk uważa, że władze próbują ukryć tę historię. Co więcej, niedawno – tuż przed uroczystościami w Trościeńcu – usunięto znajdujące się na terenie dawnego wysypiska upamiętnienie ofiar represji ZSRR. – Wszystko po to, by nie widziały ich zagraniczne delegacje i nie zadawały zbędnych pytań – twierdzi badacz.
Źródło: rp.pl
MWł