Aktualizacja strony została wstrzymana

Porażające wyniki kontroli Wojskowego Biura Historycznego! Na czyje zlecenie niszczono tajne akta?

„W trakcie sprawowania nadzoru służbowego nad wojskową siecią archiwalną stwierdzono udokumentowane liczne przypadki bezprawnego niszczenia akt w archiwach wojskowych w Gdyni, Nowym Dworze Mazowieckim i Rembertowie w latach 1990-2009” – poinformowało w piątek Wojskowe Biuro Historyczne.

W opublikowanym w mediach społecznościowych komunikacie podkreślono, że „skala dokonanych zniszczeń jest olbrzymia i dotyczy dziesiątek tysięcy jednostek archiwalnych (setek tysięcy stron), wśród których znajdowały się bezcenne – z punktu widzenia badań naukowych i archiwalnych – materiały dotyczące PRL”.

„Szczególnie bulwersującym jest fakt niszczenia w latach 2000-2009 akt organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego, pomimo że ustawa o IPN z 1998 r. wyraźnie penalizuje tego typu czyny, a na instytucje (i osoby prywatne) nakłada obowiązek przekazania takich materiałów do archiwum IPN”, podkreślono. Dodano, że zniszczenia w tym zakresie dotyczą akt Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, sądów i prokuratur z okresu stalinowskiego, Głównego Zarządu Informacji, Wojskowej Służby Wewnętrznej, Zarządu II Sztabu Generalnego, Szefostwa Wojsk Ochrony Pogranicza.

Oprócz dokumentów związanych z „organami bezpieczeństwa” PRL, zniszczone miały zostać również tysiące jednostek archiwalnych, których „znaczenie dla badania komunistycznej przeszłości wydaje się wręcz bezcenne”. Chodzi m.in. o akta dotyczące broni atomowej; meldunki o nastrojach w Ludowym Wojsku Polskim z lat 60., 70., 80.; akta nieruchomości nabywanych przez oficerów itp.

My nie mówimy o procesie niszczenia akt, kiedy tajnymi służbami rządził Czesław Kiszczak czy Jaruzelski, tylko mówimy o niszczeniu akt w latach 2000 – wyjaśnił w wypowiedzi dla „Wiadomości” TVP dyrektor Wojskowego Biura Historycznego dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

Sprawę zbada prokuratura oraz pion śledczy IPN. Ponadto „szczegółowe informacje bezprawnego niszczenia akt” zostały przekazane ministrowi obrony narodowej Mariuszowi Błaszczakowi. – Jestem przekonany, że zostanie bardzo pieczołowicie zbadana, gdyż wszystko wskazuje na to, że doszło do przestępstwa – komentował szef MON.

Źródło: tvp.info

TK

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-06-23)

 


 

III RP nadal stoi na straży dobrego imienia ubeków i donosicieli

Odkrycie prof. Sławomira Cenckiewicza, dyrektora Wojskowego Biura Historycznego, że akta w wojskowych archiwach były niszczone nawet w 2009 roku, a być może i później, z jednej strony można uznać za sensacyjne, a z drugiej strony jest to przecież norma w III RP. – pisze Ryszard Makowski

Niszczenie akt tajnych służb PRL jeszcze w 2009 roku trudno uznać za wielką sensację.

Rządy PiS w wielu dziedzinach zmieniły Polskę na zdecydowanie lepszą. Natomiast jeśli chodzi o rozliczenie z komuną i jej aktywnie działającymi kontynuatorami trwa dziwna niemoc. Odkrycie prof. Sławomira Cenckiewicza, dyrektora Wojskowego Biura Historycznego, że akta w wojskowych archiwach były niszczone nawet w 2009 roku, a być może i później, z jednej strony można uznać za sensacyjne, a z drugiej strony jest to przecież norma w III RP. Od zarania tego polskopodobnego tworu wszystko co było związane z tajnymi służbami PRL, czy cywilnymi czy wojskowymi, zostało objęte niezwykle szczelną ochroną. I tego nie zmieniła obecna władza, choć obiecywała.
Weźmy już ten wałkowany do znudzenia aneks do raportu o WSI. Miał być odtajniony. To było wręcz oczywiste w kampanii wyborczej w 2015 roku.
Antoni Macierewicz podczas spotkania z Polonią w Chicago powiedział, że po wygranych przez PiS wyborach dokument będzie opublikowany, bo prezydent będzie mógł uzyskać kontrasygnatę od nowego premiera. (dziennik.pl, 07.10.2015).
Poprzednika obecnego prezydenta, Bronisława Komorowskiego posądzano nawet, że od razu w dniu zamachu smoleńskiego, pędził do Pałacu Namiestnikowskiego właśnie ze względu na ten dokument. Powoływanie się przez obecne władze, że nie ujawniają aneksu, bo Lech Kaczyński go nie ujawnił jest wyjątkowo nieuczciwe. Wtedy prezydent Lech Kaczyński podjął taką decyzję, a jaką by podjął później tego nikt nie wie. Piarowsko daje się nam do zrozumienia, że tego raportu nie przedstawia się nam dla naszego dobra. Po co wam to wiedzieć? Zainteresujcie się innymi sprawami, a nie tak uparliście się na ten aneks. To nieładnie być nachalnym.
Podobnie sytuacja ma się ze zbiorem zastrzeżonym IPN. Oficjalnie przestał istnieć 16 czerwca 2017. Przez ten cały rok nie udało się w przeniesionych do zbioru ogólnego jednostkach archiwalnych znaleźć zbyt wiele rzeczy wzbudzających prawdziwą rewolucję. I człowiek się teraz głowi jaki był sens trzymania tych akt pod kluczem? Zaznaczono, że nie wszystkie materiały, które wchodziły w skład tzw. „zetki”, ujrzą światło dzienne. I to wzbudza kolejną falę nieufności, bo znowu znaleziono furtkę by… „wicie rozumicie”.
Inną sprawą urągającą zdrowemu rozsądkowi jest wmawianie nam, że całe archiwum Kiszczaka to była teczka TW Bolka. Urządzono spektakl jak to wdowa po oberubeku dostarcza osobiście do IPN oryginały zaświadczające niezbicie o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Kamery pod willą, dziennikarze, wynoszone kartony, szczęśliwa generałowa, że się tego pozbyła. No sielanka lustracyjna!
I ponoć tą jedną teczką Kiszczak trzymał w szachu całą opozycję z czasów PRL. Ale nastała cisza w tym temacie i jakoś nikt nietaktownie nie drąży gdzie może być reszta gorących teczek.
Na stronie IPN widnieje taka informacja:
Archiwiści IPN odkryli 12 tys. zmikrofilmowanych teczek personalnych tajnych współpracowników kontrwywiadu wojskowego z lat 1943-1974. Dokumentacja ta, dotycząca Głównego Zarządu Informacji i Wojskowej Służby Wewnętrznej, dostępna jest dla historyków i dziennikarzy. 8 marca 2018 r. Instytut upublicznił ok. 4 tys. opisów tych dokumentów, ocenianych przez specjalistów IPN jako unikatowe, nieznane dotychczas historykom i archiwistom.
I starym zwyczajem III RP żadna istotna wieść personalna nie przeleciała przez tytuły gazet. Poza tym zadziwia, że można odkryć tyle mikrofilmów już po 20 latach działania instytucji. . To jak one były zakamuflowane, że nikt do nich nie dotarł przez tyle czasu?
„Niezły burdel macie siostry w tym swoim Archeo”. (cytat przybliżony)
Teraz też bucha żarem informacja o niszczonych dokumentach w zasobach wojskowych. Czy to aż tak bulwersuje? W pewnym stopniu oczywiście, ale biorąc pod uwagę całokształt przeprowadzenia suchą nogą peerelowskiej agentury przez bagno zaordynowane nam właśnie przez nich, to w zasadzie człowiek się już przyzwyczaił do takiego stanu rzeczy.
Jak to pisał Bułhakow: „Rękopisy nie płoną”.
I ubeckie akta też nie płoną. Nawet w pożarze domku letniskowego generała Kiszczaka też ponoć nic ważnego się nie sfajczyło.
Trudno nazwać naiwną, wiarę, że te co ważniejsze papiery dotyczące agentów czy dorabiania się majątków na styku PRL i III RP spokojnie sobie gdzieś leżą i są gwarantem czyichś intratnych interesów.
Jak widać ustanowiona została taka równowaga w dziedzinie ochrony agentury wywodzącej się z PRL, a najprawdopodobniej powiązanej obecnie z różnymi międzynarodowymi cwaniakami, że nikomu, łącznie z PiS -em nie jest na rękę by naruszyć ten consensus.
I za te świeżo niszczone akta też nikt nie poniesie najmniejszej kary. Tradycja to tradycja.

za: https://wpolityce.pl/polityka/400882-iii-rp-nadal-stoi-na-strazy-dobrego-imienia-ubekow

Jedna odpowiedź na „III RP nadal stoi na straży dobrego imienia ubeków i donosicieli

emka pisze:

25 czerwca 2018 o 01:14

Niebywałe odkrycie WBH. Akta z PRL niszczono nawet w 2009 r.! Prof. Cenckiewicz: „To przechodzi nawet moje pojęcie. A to jeszcze nie koniec!”

To co odkryliśmy przechodzi nawet moje pojęcie. A to jeszcze nie koniec! Dzieci Kiszczaka niszczyły akta tajnych służb i LWP jeszcze niedawno. Straciliśmy setki tysięcy dokumentów, o sporym znaczeniu historycznym. Ukradli nam pamięć na zawsze! Nie ma przebaczenia za tę zbrodnię!

Wojskowe Biuro Historyczne
@WBH_2016
Komunikat dyrektora Wojskowego Biura Historycznego dr. hab. Sławomira Cenckiewicza w sprawie udokumentowanych przypadków bezprawnego niszczenia akt w archiwach wojskowych w Gdyni, Nowym Dworze Mazowieckim i Rembertowie w latach 1990-2009.@Cenckiewicz @MON_GOV_PL @ipngovpl

”” napisał na Twitterze prof. Sławomir Cenckiewicz, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego.

W trakcie sprawowania nadzoru służbowego nad wojskową siecią archiwalną, stwierdzono udokumentowane liczne przypadki bezprawnego niszczenia akt w archiwach wojskowych w Gdyni, Nowym Dworze Mazowieckim i Rembertowie w latach 1990-2009. Skala dokonanych zniszczeń jest olbrzymia
”” można przeczytać w komunikacie WBH.
Szczególnie bulwersującym jest fakt niszczenia w latach 2000-2009 akt „organów bezpieczeństwa państwa” komunistycznego pomimo, że ustawa o IPN z 1998 r. wyraźnie penalizuje tego typu czyny, a na instytucje (i osoby prywatne) nakłada obowiązek przekazania takich materiałów do archiwum IPN
”” podkreślono dalej.
Na koniec komunikatu zaznaczono, że dyrektor WBH przekazał szefowi MON Mariuszowi Błaszczakowi szczegółowe informacje w tym temacie, złożył też zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez kierownictwo i pracowników podległych archiwów wojskowych i Centralnego Archiwum Wojskowego.
Za wykonaną pracę, dyrektorowi WBH na Twitterze pogratulował były szef MON, Antoni Macierewicz:
Dziękuję i gratuluję! Mam nadzieję, że teraz jest lepiej zrozumiałe, jak dramatyczna była sytuacja w wojsku, kiedy w 2015 r. zostałem Ministrem Obrony Narodowej. Przypomnę, że część zniszczeń ujawniłem, jak byłem wiceszefem MON w 2006 r., a niszczenie akt smoleńskich w 2016 r.

Informację zamieścił MarkD
Współtwórca Niepoprawnego Radia PL
za: http://kmn.info.pl/?p=43519

Za: Hej-kto-Polak! ()

 


 

Dr Piotr Gontarczyk o odkryciu WBH

Skala patologii jest ogromna. W archiwach wojskowych masowo kradziono i niszczono dokumenty.
Kiedy korzystałem akt w archiwum wojskowym w Modlinie, otaczała mnie kilka lat temu (!) niesamowita sceneria. Na ścianach były portrety sowieckich generałów oddelegowanych do WP. A na półkach czytelni było pełno literatury politycznej z czasów PRL.

Najważniejszym elementem na sali było 50-tomów dzieł wybranych Włodzimierza Ilicza Lenina ”” mówi portalowi wPolityce.pl dr Piotr Gontarczyk, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej

wPolityce.pl:Dyrektor Wojskowego Biura Historycznego prof. Sławomir Cenckiewicz poinformował o udokumentowanych przypadkach niszczenia akt w archiwach wojskowych w Gdyni, Nowym Dworze Mazowieckim i Rembertowie w latach 1990-2009. Co Pan o tym sądzi?

Dr Piotr Gontarczyk: Nie wiem jaka jest skala prywatyzacji, niszczenia i kradzieży dokumentów w wojsku. Bez względu na to jak duża będzie, nie będę nią zaskoczony.

Dlaczego?

Zdaję sobie sprawę ze skali patologii, jaka występowała w archiwach wojskowych, bo na własne oczy widziałem, jak to działa. W archiwum w Rembertowie nie dostawałem na przykład różnych teczek akt archiwalnych i na dobrą sprawę nikogo to tam nie interesowało. Podejście było takie: nie ma, to nie ma. O „prywatyzowaniu” rozmaitych dokumentów przez tzw. „środowisko historyków wojskowych” krążyły w Polsce legendy.

Może Pan coś bliższego o tym opowiedzieć?

Mówiąc w skrócie: w archiwach wojskowych kradło się dokumenty na potęgę. Nie mogę operować nazwiskami, ale podam tylko jeden przykład. W archiwum „Karty” znajduje się spuścizna jednego z bardziej znanych historyków wojskowości. Wśród dokumentów archiwalnych znajdują się tam także oryginały. Nie ma poważniejszych wątpliwości, że raczej nie mogły one trafić do domu wspomnianego historyka w sposób legalny.

Czy to ważne dokumenty?

Oczywiście, unikatowe. Jeśli dobrze pamiętam, chyba w 2005 r. ukazała się pierwsza biografia Wojciecha Jaruzelskiego pióra Lecha Kowalskiego pod tytułem „Generał ze skazą”. Lech Kowalski obszernie cytował rozmaite ważne dokumenty dotyczące działalności Towarzysza Generała jako szefa Głównego Zarządu Politycznego WP: korespondencję z Sowietami czy prześladowania wymierzone w Kościół, ludzi wierzących, alumnów powoływanych do wojska. I wie Pan co się stało potem?

Nie mam pojęcia.

W 2006 r. chyba dyrekcja ówczesnego CAW powołała komisję do przeglądu tych akt. Komisja ta zakwalifikowała do „wybrakowania” czyli zniszczenia, bodaj kilkaset (!) teczek z materiałami archiwalnymi. Znakomita część tych akt dotyczyła właśnie działalności Jaruzelskiego z lat 60. Niektóre sygnatury wytypowane do zniszczenia pokrywały się niekiedy z tymi z książki Kowalskiego. Z opisów tych teczek pamiętam, że była tam m.in. korespondencja z Głównym Zarządem Politycznym Armii Sowieckiej i z Prymasem Polski. Proszę mi wskazać ciekawsze dokumenty, jeśli chodzi o historię PRL. Zniszczono nie mniej niż kilkadziesiąt tysięcy stron dokumentów.

Kto wydał polecenie dokonania takich zniszczeń?

O to trzeba zapytać ówczesne kierownictwo Centralnego Archiwum Wojskowego. Ale mam swoją własną teorię na ten temat.

Chętnie posłucham.

Wojsko Polskie nie przeszło w 1989 r., poza kosmetycznymi, żadnej solidnej transformacji. To był peerelowski skansen, w którym politykę kadrową przez ćwierć przez 30 lat kształtował Jaruzelski. Był w wojsku III RP niekwestionowanym bohaterem, w armii służyli ludzi z jego awansu. Myślę, że pozycja Towarzysza Generała była około 2005 r. (15 lat po upadku komunizmu) na tyle silna, że jak tylko zadzwonił do tego archiwum, powiedział „wicie, rozumicie” oni trzasnęli obcasami i zaczęli niszczyć kompromitujące Jaruzelskiego akta. Jestem wyjątkowo spokojny, że właśnie tak było.

Tyle lat po upadku systemu? Nie przesadza Pan?

System upadł na zewnątrz, ale nie w wojsku. Kiedy korzystałem akt w archiwum wojskowym w Modlinie, otaczała mnie kilka lat temu (!) niesamowita sceneria. Na ścianach były portrety sowieckich generałów oddelegowanych do WP. A na półkach czytelni było pełno literatury politycznej z czasów PRL. Najważniejszym elementem na sali było 50-tomów dzieł wybranych Włodzimierza Ilicza Lenina. Mogę to udokumentować, bo pstryknąłem kilka zdjęć. Znakomicie przetrwał ten „wystrój” do ostatnich ministrów obrony Bogdana Klicha i Tomasz Siemoniaka. Porządek z tym posowieckim skansenem zaczęto robić w 2015 r., ćwierć wieku po upadku PRL, za ministra Antoniego Macierewicza, kiedy szefem archiwów wojskowych został prof. Cenckiewicz.

Czy te akta były chronione prawem?

Oczywiście. Oprócz szeregu innych uregulowań prawnych ich niszczenie było bezprawne tylko w punktu widzenia zwykłej sztuki archiwalnej. Widziałem na protokołach zdawczo odbiorczych akta kategorii „A” czyli akta podlegające ochronie prawnej, akta, które muszą być wieczyście przechowywane i nigdy nie mogą być zniszczone. „Fachowcy” z archiwów wojskowych przed ich zniszczeniem przeklasyfikowali je na akta kategorii „B”, (B-5, B-10 czy B-20), które mogą być niszczone po ilości lat określonych przez wspomniany liczebnik. Niby „na papierze” dochowano jakiś tam procedur, ale to wszystko było bezprawne, grubymi nićmi szyte. To było nieudolne maskowanie typowo przestępczych działań. Na to wszystko są odpowiednie paragrafy w kodeksie karnym i mam nadzieję, one w tym wypadku zadziałają.

Poinformował Pan kogoś o tym?

Zgłaszałem tę sprawę przełożonym z IPN, ale z licznymi znakami zapytania, w formie niekategoryczniej (zachodzi obawa itp.), żeby samemu nie narazić się potem na zemstę. Poważniejszą analizę zagadnienia, przemyślenie go i opisanie zostawiłem sobie na później. Potem jednak nastąpiły zmiany polityczne i szefem archiwum został prof. Cenckiewicz. Próbowałem mu jakoś zasygnalizować ten problem, ale po krótkiej wymianie zdań wiedziałem, że jest już dobrze zorientowany w sprawie i podjął odpowiednie kroki, także formalno-prawne. Nie opisywałem więc tego nigdy publicznie, bo wiedziałem, że nie odpuści tematu i zrobi co się da, żeby sprawa została wyjaśniona a sprawcy przestępstw ukarani.

To wszystko brzmi jak scenariusz filmu sensacyjnego.

To prawda, ale taka jest rzeczywistość. Ale proszę się nie dziwić. To jest tylko 5749 (rzecz ujmując w przenośni) fragment rzeczywistości III Rzeczypospolitej bez przeprowadzenia gruntownych zmian systemowych i opcji zerowej w różnych obszarach funkcjonowania państwa w 1989 r. Tu katastrofalne skutki są widoczne na papierze do 25 lat po upadku systemu. Ale to tylko drobny element rzeczywistości wojska, służb specjalnych, policji czy wymiaru sprawiedliwości. Wycinek z nieistniejącego państwa dobrze zdiagnozowanego przez jednego z ministrów PO ze znanych nagrań z restauracji „Sowa i Przyjaciele”.

W piśmie Wojskowego Biura Historycznego jest mowa o setkach tysięcy stron dokumentów. Sądzi Pan, że skala niszczenia dokumentów w archiwach wojskowych była tak duża?

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Proszę zrobić prosty rachunek. W archiwum w Modlinie, które teraz nazywa się archiwum w Nowym Dworze Mazowieckim zniszczono protokolarnie kilkaset teczek dotyczących głównej działalności politycznej Ludowego Wojska Polskiego, którym kierował Wojciech Jaruzelski. Jeśli dobrze pamiętam, naliczyłem ponad 200 teczek, z których każda miała zapewne (taka jest tam statystyka) około 400-500 stron. To jest łącznie 80-100 tysięcy stron, z których znaczna część przedstawiała dużą wartość historyczną. A mówimy tylko o jednym zespole archiwalnym z jednego archiwum. Takie są skutki tego, że nie rozgoniono tej wojskowej bandy, podobnie jak tych z WSI. Z „typami” z którymi miałem do czynienia w latach 2006-2007 r. jako zastępca dyrektora Archiwum IPN w czasach Janusza Kurtyki, naprawdę nie było o czym rozmawiać. Bronili socjalizmu, polsko-sowieckiego braterstwa broni i patriotyzmu oraz pracujących w pocie czoła bohaterów z Informacji Wojskowej jak niepodległości. Nie chcieli odtajniać żadnych akt archiwalnych. Rozmowy z nimi to był prawdziwy szok kulturowy, i dla mnie i dla nich. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Początkowo to było dość szokujące doświadczenie a potem już tylko niezły kabaret.

Może Pan podać jakiś przykład?

Pamiętam teczkę Włocha, który tuż po wojnie donosił dla peerelowskiego wywiadu wojskowego na stacjonujących we Włoszech żołnierzy generała Andersa. Zrezygnował chyba ze współpracy bo zorientował się, że pracuje dla Polaków, a a nie dla Sowietów, z którymi sympatyzował. W czasie jednej z rozmów-negocjacji, kiedy trepy z WSI próbowały brać mnie na ton „patriotyczny” i naciskały, żeby nie odtajniać akt, bo to „nasi bohaterowie” i agenci „naszego polskiego wojska”, wyjąłem tę teczkę Włocha i powiedziałem: „Panowie, w Polsce wtedy nie było naszego polskiego wojska, ono stacjonowało we Włoszech”. Kiedy skończyłem mówić zapadła cisza, czekali co powiem dalej, bo nic nie zrozumieli. Po dłuższej przerwie jeden z „pułkowników” puknął pozostałych w ramię, żeby wyszli, bo chyba zrozumiał co powiedziałem i prawdopodobnie za drzwiami wytłumaczył. Takie to były rozmowy: nic do tego peerelowskiego betonu nie docierało. Dobrze, że to towarzystwo zostało „pogonione” z wojska. Warto podkreślić że także przy udziale Macierewicza i Cenckiewicza.

Czy przed zniszczeniem oryginałów dokumentów mikrofilmowano je?

Nie sądzę, żeby to robiono, tu raczej kradziono na potęgę akta archiwalne o dużej wartości, żeby mieć monopol naukowy, a niszczono na potęgę żeby ukryć, w czym było w istocie tak zwane ludowe Wojsko Polskie. Sądzę, że ludzi niszczący akta archiwalne w wojsku w latach III RP w dużej mierze chronili twarz „swojego własnego wojska” i bronili swoich życiorysów. Nie robi się przed zniszczeniem kopii czegoś, co chciało się ukryć przed historykami i następnymi pokoleniami. Jeżeli niszczono kompromitującą dokumentację kontaktów Jaruzelskiego z Sowietami, to jaki był sens robienie z tego kopii? Poza tym cała ta działalność była przecież nielegalna. Nikt nie wytwarza ewidentnych dowodów przestępstwa (a takim byłyby ewentualnie mikrofilmy).

Pan Bogdan Klich, który był ministrem obrony narodowej w latach 2007-2011 w rządzie PO-PSL twierdzi, że nic nie wiedział o niszczeniu dokumentów. Czy to możliwe, żeby ten i inni ministrowie obrony narodowej (np. Tomasz Siemoniak) nie wiedzieli co się dzieje w podległym im resorcie?

Jestem urzędnikiem państwowym, więc muszę unikać komentarzy politycznych i wypowiadam się wyłącznie w swoim imieniu. Znam też innego szefa MON, Antoniego Macierewicza, który wcześniej rozpędził WSI, a w latach 2015-2018 widziałem zmiany w archiwach wojskowych z usunięciem sowieckich generałów ze ścian i dzieł Lenina na czele. Najwyraźniej poprzednikom albo taki obraz wojskowych archiwów nie przeszkadzał, albo, co bardziej prawdopodobne, nigdy tam nawet nie zajrzeli. Jeżeli się tak kieruje podległym resortem, to niewiele można się o nim dowiedzieć. Dopiero od 2015 r. zaczęto zabierać się za różne patologie związane z kradzieżą i niszczeniem akt wojskowych. Te działania są kontynuowane także teraz, kiedy ministrem jest Pan Mariusz Błaszczak. Okazuje się, że można dowiedzieć się co dzieje się w podległym sobie ministerstwie. Można też próbować coś z tym robić. Jeżeli inni szefowie MON pełnili swoją funkcję latami i dziś tłumaczą, że nic nie wiedzieli o sprawach, za które odpowiadali, to sprawa nie wymaga żadnego komentarza bo oni sami wydają sobie świadectwo.

Rozmawiał Tomasz Plaskota

[Źródło:] za: https://wpolityce.pl/polityka/400959-nasz-wywiad-dr-gontarczyk-o-odkryciu-wbh

Za: Hej-kto-Polak! (27 czerwca 2018)

 


 

Skip to content