Na zwiększający się brak księży, Diecezja w Pittsburgu (stan Pennsylvania) znalazła rozwiązanie: rozważa zatrudnianie osób świeckich do prowadzenie parafii. Propozycja biskupa Donalda Wuerl mówi o zatrudnieniu tzw. „Współpracowników Życia Parafialnego” (ang. Parish Life Collaborators).
Ks. Daniel Valentine, jeden z wielu księży obsługujących więcej niż jedną parafię, mówi, że „Szukaliśmy i rozważaliśmy różne sposoby dzielenia się zasobami parafii i łączenia programów. Szukamy [teraz] nowego sposobu rozwiązania posługi [kapłańskiej]”, i dodaje, że „Jednym ze sposobów jest zatrudnienie „Współpracowników Życia Parafialnego””. Jak podkreśla siostra Pat Rogan z Institute for Ministries „Osoby te muszą mieć tytuł magistra teologii [ang. Masters Degree] lub w zbliżonej dziedzinie oraz muszą wykazać się co najmniej pięcioletnią praktyką w posłudze w Kościele katolickim.”
Obecnie w 214 parafiach w Diecezji posługuje 289 księży, a w całych Stanach Zjednoczonych na okolo 19 tysięcy parafii, ponad 700 prowadzonych jest przez osoby świeckie.
KOMENTARZ BIBUŁY: Tak, coraz więcej parafii jest zamykanych, „konsolidowanych”, sprzedawanych. To tendencja nie tylko amerykańska, ale ogólnoświatowa, która zapoczątkowana została…. kiedy?… Nie trzeba wielkiej bystrości by zauważyć, że destrukcja Kościoła na niespotyką w historii skalę rozpoczęła się w połowie lat sześćdziesiątych. Statystyki powołań kapłańskich i zakonnych, uczestnictwa wiernych we Mszach św., przystępowań do Sakramentów św., edukacji katolickiej, itd itp, załamują się dramatycznie i wskazują niezbicie, że chodzi o okres zakończenia obrad Soboru Watykańskiego II. „Po owocach poznacie ich”. Po zgniłych owocach.
Teraz szuka się rozwiązań zatrudniając świeckich. Oczywiście najpierw do „pomocniczych” posług, a potem – na całego – do sprawowania różnych funkcji liturgicznych. To musi potrwać. Trzeba trochę przyzwyczaić ludziska do widoku swojej sąsiadki w „stroju liturgicznym” stojącej samej przy stole i później rozdającej Komunię. Powoli, nic na siłę. Szatan też ma niekiedy cierpliwość gdy chodzi mu o długofalowe cele.
Jakoś „dziwnie” jednak, że nie bierze się pod uwagę najprostszego rozwiązania: powrotu do jasnej i przejrzystej Nauki Kościoła, znanej od dwóch-tysięcy-lat-minus-czterdzieści-kilka. Czy ci naprawiacze nie widzą, że seminaria ruchów tradycyjnych aż pękają w szwach, że nie trzeba głupokowatych reklam w MTV aby przyciągnąć młodzież? Widzą, widzą, ale Tradycja dla nich to coś czego najabardziej unikają. Dziś dla nich najważniejszy jest ekumenizm, dialogi międzyreligijne i stały postęp, pogoń za nowinkami. Zakonnica w habicie z różańcem? To obraz przeszłości, niemodny, nienowoczesny. Dzisiejsze amerykańskie „siostry” wolą gonić cabrioletami i przygrywać dzieciom na gitarach.
Nie, to nie przypadek, to nie wynik działania jakichś niezdefiniowanych sił zewnętrznych. To jest Plan destrukcji od wewnątrz. Plan precyzyjnie realizowany.
Czytaj również: „Poznacie ich po ich owocach…” Spojrzenie na dzisiejszy Kościół