Aktualizacja strony została wstrzymana

Ksiądz, który wykiwał żydów

Jak wiemy literatura, określana czasem przymiotnikiem „katolicka” jest przeważnie niskich lotów, spowodowane to jest głównie nachalnym dydaktyzmem, który prezentują autorzy, dążący w swoich dziełach do finałowej pointy z impetem byka atakującego muletę. Spowodowane jest to także sposobem promocji katolickich autorów, który jest jeszcze gorszy niż sposób promocji autorek lesbijek. Jeśli do tego dołożymy współczesny rys tej produkcji, czyli tą upiorną reaktywność na trendy tak zwanego współczesnego świata to mamy w zasadzie komplet cech dyskwalifikujących cały segment określany mianem „literatura katolicka”. To nie ma większego znaczenia, bo misja Kościoła realizowana jest gdzie indziej, a nie na rynku książki, jednakowoż pewien niedosyt pozostaje. Tym silniejszy im więcej jest książek otwarcie atakujących Kościół. Myślę, że sprawy mają się tak, że Kościół jest wręcz wciągany na rynek propagandy, także drukowanej, w charakterze chłopca do bicia, po to, by media mogły co jakiś czas ogłaszać światu, że ten czy inny autor się skompromitował, pisząc jakąś książkę, zaś cała ta produkowana przez autorów katolickich pulpa to jest tło, na którym mogą się prezentować pisarze tak fantastyczni jak Olga Tokarczuk, czy Zygmunt Miłoszewski. No, ale jak powiedziałem misja jest realizowana gdzie indziej, a jak to już kiedyś wspólnie ustaliliśmy Kościół uczy przykładem, a protestanci i bezbożnicy metodą, którą ciągle trzeba doskonalić. Metoda zaś jest potrzebna do tego, by ukryć intencję.

Podobnie jest z literaturą niekatolicką, jej ciągłe doskonalenie służy ukryciu intencji. To znaczy tak było kiedyś, teraz, kiedy udało się obniżyć kryteria oceny i zlikwidować krytykę, zastępując ją promocją, już w ogóle nie trzeba myśleć o jakości wystarczy kreować kolejnych półgłówków, których media nazywać będą pisarzami i pisarkami. Kościół staje do konkurencji z nimi i jedyne co może zrobić to tych bałwanów naśladować, bo nikt tam nie rozumie w co się gra na rynku książki. Tak jak to widzieliśmy wczoraj na profilu ministerstwa kultury, ludzie dyskutujący o sztywnej cenie książki, nie wyszli poza podstawowe pojęcia ekonomiczne, których każdy w PRL uczył się stojąc w kolejce w spożywczaku. No, ale zostawmy tę nędzę i przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli do przykładów. Opowiadał mi w sobotę znajomy, taką pewną anegdotę. Stefan Bratkowski, znany dziennikarz i prezes poważnych stowarzyszeń, miał taką ambicje by opowiadać o dziejach poprzez pryzmat ekonomii. Napisał książkę pod idiotycznym tytułem „Trochę inna historia cywilizacji”, całkowicie demaskującą system dystrybucji informacji. Cóż to bowiem znaczy trochę inna historia cywilizacji, kiedy cała książka jest o pieniądzach? To znaczy, że to jest jakaś boczna, gorsza odnoga cywilizacji, a do tej pory obrabialiśmy tę lepszą, gdzie jest miejsce na tak szlachetne dziedziny jak filozofia, sztuka i literatura? Tak to zapewne sobie wymyślił pan Stefan i w takim opakowaniu zamierzał sprzedać ludziom. Nie wiem jakie były losy tej książki, bo sam widziałem tylko jeden egzemplarz mocno pogryziony przez myszy.

No, ale wracajmy do anegdoty, bo dygresje robią się coraz dłuższe. Tenże Bratkowski usłyszał kiedyś o sukcesie ekonomicznym księdza Wacława Blizińskiego, który podniósł z całkowitego upadku wieś Lisków pod Kaliszem. Postanowił zapoznać się z tym fenomenem i wysłał tam swoich ludzi, by naocznie zbadali sprawę. Oni to zrobili, a powróciwszy do bazy oznajmili Stefanowi, że sukces księdza prałata polegał na tym, że wyeliminował on z lokalnego rynku obrotu żywnością żydowskich pośredników. Do tego założył spółdzielnię i towarzystwo reasekuracji wzajemnej. Oraz różne inne potrzebne do życia urządzenia. Wieś Lisków zmieniła się w zasadzie od razu, w niewiele lat stała się miejscem gdzie rozkwitała kultura i oświata, gdzie powstała dobra szkoła i sierociniec. Usłyszawszy czego dowiedzieli się jego wysłannicy, Stefan Bratkowski, jak twierdzi mój znajomy, zakazał rozgłaszać te wieści i przestał interesować się fenomenem księdza Blizińskiego. I tak ksiądz prałat, którego dzieło sławne było na całą II Rzeczpospolitą nie stał się bohaterem wyobraźni masowej i nie został wciągnięty do panteonu gierojaw ekonomiczieskiego truda. Znany jest lokalnie, w Kaliszu i okolicach, a w samym Liskowie jego pamięć kultywuje się w sposób niezwykły i poważny. Jasne jest, że nikt w całej Polsce nie sięgnie po przykład księdza Blizińskiego, by pokazać jak powinna wyglądać wzorowa gospodarka wiejska, bo i komu to jest potrzebne w epoce sklepów wielkopowierzchniowych. Ponieważ jednak Kościół uczy przykładem, nie można tego znakomitego przykładu pominąć. Dlatego od dziś w naszej księgarni prezentujemy wspomnienia księdza Wacława Blizińskiego zatytułowane „Wspomnienia mego życia i pracy”. Tom zawiera liczne fotografie, a poprzedzony jest wstępem kardynała Stefana Wyszyńskiego. To nie koniec. Bo trzeba Wam wiedzieć, że dziś w Liskowie proboszczem jest inny znany nam ksiądz, a mianowicie ksiądz Andrzej, który wydaje kwartalnik „Okno wiary”. Tak to się wszystko ładnie plecie. W dzisiejszej rzeczywistości ekonomicznej, dużo bardziej opresyjnej niż w czasach księdza prałata, nie ma już ani w Liskowie, ani gdzie indziej miejsca na podobnie rewolucyjne inicjatywy jak spółdzielnia czy towarzystwo ubezpieczeniowe. Konkurencja zaś, z którą dziś przyszłoby się mierzyć to nie miejscowi pośrednicy, którzy podporządkowali sobie rynek trzech czy czterech powiatów ściągając z okolicy całą żywność, ale wielkie, światowe koncerny. Nie znaczy to wcale, że nie mamy brać przykładu z księdza Wacława. Bo i poza handlem i spółdzielczością jest sporo do zrobienia.

Dlaczego, mimo tak aktywnego życia i udziału w wielkiej polityce krajowej – był ksiądz Bliziński przecież senatorem – nie mówi się o nim i o jemu podobnych dziś wcale? Bo też i nie ten rodzaj aktywności próbuje stymulować w obywatelach nasze państwo. I to jest wiadomość zdecydowanie zła. Nie mamy pojęcia o metodach działania i praktyce ludzi takich jak ksiądz Wacław Bliziński, z zabieramy się za konstruowanie jakichś oddziałów bojowych wystrojonych w koszulki, których się nie imają kule. Kabaret ten był przeze mnie omawiany wielokrotnie, a ostatnio jest omawiany codziennie, powtórzmy jednak jeszcze raz. Jeśli odmawia się obywatelom prawa no posiadania broni, a jednocześnie lansuje się wśród nich postawę, którą prezentowali żołnierze wyklęci, to znaczy, że za tym stoi obłęd albo zła wola. Nie może być inaczej. Mechanizmy propagandy są zwykle łatwe do wykrycia i teraz nie jest wcale inaczej. Człowiek nie jest wilkiem, żyje w rzeczywistości ekonomicznej, przede wszystkim i prawnej. Dlatego dobrze byłoby gdyby miał z kogo czerpać wzory dla jak najlepszego funkcjonowania w swojej codzienności, która nie jest przecież łatwa. Dlatego właśnie postanowiłem wydać wspomnienia księdza prałata. Oto one dziś przed Wami.

Według wszelkich znaków na niebie i ziemi Michał jeszcze nie uruchomił sklepu. Zapraszam więc doZapraszam więc do księgarni przy Agorze w Warszawie, do Tarabuka, a także do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.

Coryllus

Za: Coryllus blog - Gabriel Maciejewski baśń jak n (15 marca 2017 r.) | http://coryllus.salon24.pl/763995,ksiadz-ktory-wykiwal-zydow

Skip to content