Aktualizacja strony została wstrzymana

Lepiej tęsknić… – Stanisław Michalkiewicz

Jaka szkoda, że coraz mniejszą wagę przywiązujemy do ludowych przysłów, uważanych kiedyś za mądrość narodów. Trudno temu zaprzeczyć, bo na przykład tacy Francuzi wymowni mają przysłowie, że „lepiej tęsknić, niż nie tęsknić wcale”. Jest to bardzo rozsądne, bo na przykład dla nieco znudzonej sobą pary znakomicie robi kilkumiesięczna rozłąka. A jeśli rozłąka daje takie dobre rezultaty w przypadkach jednostkowych, to zgodnie z podstawową zasadą prakseologii, jeszcze lepsze musi dawać w przypadkach zbiorowych. Akurat przeżyliśmy doroczne obchody dnia pamięci holokaustu ze wszystkimi imprezami towarzyszącymi, których organizatorzy z narastającym natręctwem akcentowali potrzebę, a właściwie już nawet nie potrzebę, ale wręcz konieczność tak zwanego „pojednania” z Żydami.

Z pozoru ten pomysł wygląda nie tylko na niewinny, ale nawet szlachetny. Ale po uważniejszej analizie zaczynamy nabierać wątpliwości. Po pierwsze – pomysł pojednania „z Żydami”, podobnie jak z Marsjanami, czy Dajakami, odwołuje się do zasady odpowiedzialności zbiorowej. Tymczasem zasada ta jest bardzo niebezpieczna i na przykład Żydzi doświadczyli z jej przyczyny bardzo wielu przykrości. Dlaczego w takim razie nie zniechęciły ich one do ustawicznego nawiązywania do tej przeklętej zasady – doprawdy trudno zgadnąć, ale nietrudno się domyślić, że te przyczyny muszą być bardzo ważne, ale – nie nadają się do ogłaszania. Ponadto zasada odpowiedzialności zbiorowej wymusza pojednanie w skali masowej, to znaczy – wszystkich ze wszystkimi. Wiadomo jednak, że jeśli ktoś chce przyjaźnić się ze wszystkimi, to prędzej, czy później wpadnie w złe towarzystwo. Dlatego też ludzie wolą jednak dobierać sobie przyjaciół indywidualnie, kierując się raczej ich zaletami osobistymi, a nie ich przynależnością narodową. Zatem opieranie postulatu „pojednania” – cokolwiek by to miało oznaczać – na zasadzie przynależności narodowej, trąci nacjonalizmem, z którym, przynajmniej w Polsce, energicznie walczy żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika. Bardzo to wszystko zagadkowe. Po drugie – postulat „pojednania” zawiera w sobie sugestię, że musiało uprzednio dojść do konfliktu, a może nawet – otwartej wrogości. Na przykład, kiedy Francja po II wojnie światowej jednała się z Niemcami, sprawa była jasna; Niemcy zaatakowały Francję, zmusiły ją do kapitulacji i przez kilka lat częściowo ją okupowały – więc było sobie co wybaczać.

Tymczasem w historii stosunków polsko-żydowskich nic takiego nigdy nie miało miejsca. Żydzi osiedlali się w Polsce z własnej woli, więc już choćby na tej podstawie można domniemywać, że było im tutaj lepiej, niż gdziekolwiek indziej, bo w innym przypadku osiedlaliby się gdziekolwiek indziej. Polacy na terytoriach żydowskich się nie osiedlali, bo żydowskie państwo powstało dopiero w 1948 roku, akurat wtedy, gdy zdecydowana większość Polaków miała ogromne trudności z uzyskaniem zagranicznego paszportu. Wprawdzie podczas niemieckiej okupacji Polski większość tutejszych Żydów została wymordowana przez Niemców, ale stało się to dopiero wtedy, gdy Niemcy, do spółki ze Związkiem Radzieckim, pokonały opór polskiego wojska i zmusiły je do kapitulacji. Zatem pojawiające się niekiedy ze strony Żydów oskarżenia, jakoby Polacy wobec masakry Żydów zachowywali się „biernie”, nie wytrzymują krytyki. Po pierwsze – Polacy walczyli z Niemcami – również w obronie Żydów – chociaż oczywiście ten cel wojenny nie był specjalnie eksponowany, bo inne były znacznie ważniejsze, niemniej jednak istniał. Natomiast po zlikwidowaniu oporu regularnej armii, pozbawieni własnej siły zbrojnej Polacy nie byli w stanie ani zapobiec masakrze Żydów, ani nawet – przyjść im ze skuteczną pomocą na większą skalę. Nawiasem mówiąc, podczas pierwszej sowieckiej okupacji Kresów Wschodnich, Żydzi na ogół mieli znacznie większe możliwości działania, niż Polacy w Generalnym Gubernatorstwie, a przecież nie słychać, by te możliwości wykorzystywali, by zapobiec masowym deportacjom i egzekucjom ludności polskiej w roku 1940 i 1941.

Co więcej; trudno na pierwszy rzut oka wytłumaczyć, dlaczego na Kresach Wschodnich pod pierwszą okupacją sowiecką jakoś nie rozwinęły się struktury polskiego zbrojnego podziemia, podczas gdy pod okupacją niemiecką – jak najbardziej. Być może przyczyna była taka, że pod okupacją sowiecką polskie środowiska patriotyczne były znakomicie rozpoznane przez żyjących tam od wieków Żydów i wskutek tego były bezbronne wobec sowieckiego okupanta. Tymczasem w Generalnym Gubernatostwie Niemcy dość szybko spędzili ludność żydowską do gett, wskutek czego penetracja wywiadowcza polskich środowisk patriotycznych z tej strony nie była możliwa. Coś musi być na rzeczy, bo kiedy Kresy Wschodnie zostały w 1941 roku opanowane przez Niemców, którzy tamtejszą ludność żydowską albo zapędzili do gett, albo od razu wymordowali, natychmiast pojawiła się tam potężna polska partyzantka, którą zlikwidowała dopiero Armia Czerwona. W tej sytuacji wysuwanie wobec polskiego społeczeństwa zarzutu „bierności” może się brać tylko z dziwacznego przeświadczenia, że wszystkie narody, a naród polski w szczególności, mają obowiązek bezgranicznego poświęcania się w interesie narodu żydowskiego. Nietrudno zauważyć, że taki pogląd miałby charakter rasistowski, że to niby istnieją narody bardziej i mniej wartościowe. Tego rodzaju uroszczenia należy oczywiście bezwarunkowo odrzucić już choćby w imię godności narodowej.

Ale nie tylko z tego powodu, chociaż i on jest oczywiście wystarczająco ważny. Dodatkowym powodem jest okoliczność, że wysuwane wobec polskiego społeczeństwa oferty „pojednania”, tak naprawdę mogą być również elementem tak zwanej „polityki historycznej”, której istotnym fragmentem jest złożenie przez stronę polską jakiejś ekspiacyjnej deklaracji, którą później można by wykorzystać w charakterze koronnego dowodu polskiego współudziału w masakrze Żydów podczas II wojny światowej, albo nawet nie „współudziału”, tylko wręcz autorstwa. Kiedy widzimy, jakie efekty przynosi dzisiaj sprawna i dobrze skoordynowana propaganda, niczego wykluczyć nie można zwłaszcza, gdy takim obrotem sprawy mogą być żywotnie zainteresowane również Niemcy, które mają względem nas różne własne projekty.

Tymczasem wyspecjalizowane żydowskie organizacje wykrywają coraz to nowe ogniska antysemityzmu; ostatnio na przykład wykryły go nawet w Indiach. No proszę – to Indianie też? Czy w tej sytuacji jest jeszcze jakiś sens tłumaczenia się z antysemityzmu, który najwyraźniej jest tym organizacjom do czegoś koniecznie potrzebny? Czy przypadkiem nie do „pojednań ”? Czy wobec tego dla higieny psychicznej nie byłoby lepiej powstrzymać się od nadmiernej poufałości, zwłaszcza, że do takiej powściągliwości zachęcają nas przysłowia, będące mądrością narodów?


Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  2009-05-01  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.


Skip to content