Aktualizacja strony została wstrzymana

Dopóki nie porzucicie lewackiej ideologii, będziecie mieli zamachy!

Każdy obserwator życia publicznego – dziennikarz, publicysta, polityk – który mówi, że jest w szoku po krwawym zamachu w Nicei, powinien zostać uznany za idiotę. Już chwilę po każdorazowym zamachu dokonywanym przez islamskich terrorystów wiadomo bowiem, że na tym się nie skończy. Nie ma cienia wątpliwości, że będą kolejne akty terroru i kolejne ofiary, bo taka jest logika dżihadu.

Opętani totalitarną islamską ideologią mordercy nie spoczną dopóki z Europy nie znikną ostatni chrześcijanie, będący ich faktycznym celem, a całe zlaicyzowane społeczeństwa Starego Kontynentu – zdominowane przez muzułmanów demograficznie i zastraszone brutalną przemocą – nie przejdą na islam.

W terroryzowaniu krajów kontynentu pomogą dżihadystom… europejscy politycy, którzy bez końca ogłaszać będą kolejne stopnie gotowości antyterrorystycznej, celebrować kolejne dni solidarności z ofiarami zamachów i maszerować w kolejnych groteskowych marszach przeciw przemocy. Nie będą gotowi przyznać, że winna stanu, w którym obecnie znalazła się zachodnia Europa jest obłąkańcza (choć tylko z pozoru) ideologia społeczeństwa multikulturowego, za którą kryje się perfidna strategia marginalizacji chrześcijaństwa w Europie, obmyślona przed laty przez neomarksistów, później zaś przez dziesięciolecia konsekwentnie realizowana przez poszczególne państwa, w których sukcesem zakończył się lewacki marsz przez instytucje.

Będą natomiast powtarzać do znudzenia zaklęcia o rzekomo obywatelskiej i stojącej na straży praw człowieka Europie, która nie podda się sile, jednocześnie nie wyciągając żadnych wniosków z zagrożenia, jakie dla niej stanowi napływ imigrantów z krajów muzułmańskich. Na tym tle zaskakująco dobrze wypada głos niektórych polityków partii rządzącej w Polsce, a zwłaszcza ministra spraw wewnętrznych, który w reakcji na nicejską rzeź bez ogródek oświadczył, że winny jej jest panujący na Zachodzie dyktat politycznej poprawności i zapewnił, że Polska jest bezpieczna przede wszystkim dlatego, że w polskich miastach nie ma „non go zones”, czyli stref, do których nie wchodzi policja. W domyśle – Polska jest bezpieczna, bo nie ma znaczącej muzułmańskiej mniejszości i nie pozwoli na to, żeby odgórnie narzucane nam przez Niemców kwoty imigrantów doprowadziły do powstania takiej mniejszości w naszym kraju.

Przy okazji warto zauważyć, że atak w Nicei stał się okazją do „martyrologicznej” reanimacji najbardziej absurdalnego święta w Europie. Narodowym świętem Republiki Francuskiej nadal jest bowiem rocznica ataku na Bastylię, który zapoczątkował krwawą rewolucję, topiącą Francję a – za pośrednictwem rewolucyjnych wojen – również i cały świat, w morzu krwi. Rewolucję, przed którą Francja była najpotężniejszym państwem na świecie, zarówno pod względem siły politycznej, militarnej, jak i wpływów kulturalnych, a w której konsekwencji po nieco ponad dwóch stuleciach stała się „chorym człowiekiem Europy”. Rewolucję, która zapoczątkowała proces odcinania się Europy od chrześcijańskich korzeni prowadzący do zatracenia własnej tożsamości, a co za tym idzie – utraty woli dominacji, pragnienia rozwoju i – wreszcie – chęci życia.

To właśnie w rewolucji francuskiej tkwią korzenie ideologii multi-kulti oraz politycznej poprawności, która spętała wielki niegdyś naród francuski i sprowadza go do roli bezwolnego, chorego organizmu, na którym pasożytują biurokratyczne elity i który staje się bezbronnym… pożywieniem dla obcego, krwiożerczego, choć cichego agresora. Dopóki ta ideologia rządzić będzie nad Sekwaną, możemy być pewni, że świat regularnie poruszany będzie wiadomościami o rozmaitych tragediach, które będą tam miały miejsce.

Piotr Doerre

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-07-15)

 


 

Rewolucyjny terroryzm wciąż akceptowany

W rewolucji francuskiej chodziło o „stworzenie” człowieka nie tylko podporządkowanego fizycznie, ale jednocześnie poddanego ideologii zwycięzcy. Dlatego Republika zinstytucjonalizowała terror – mówi Jean-Pierre Maugendre, przewodniczący stowarzyszenia „Odrodzenie Katolickie (Renaissance Catholique), w rozmowie z PCh24.pl.

W tym roku przypada 227. rocznica wybuchu rewolucji francuskiej, która nad Sekwaną 14 lipca obchodzona jest jako święto narodowe. Z tej okazji Front Lewicy zaproponował nadanie paryskiej ulicy imienia Robespierre’a, jednego z przywá½¹dcá½¹w rewolucji i ojca systemu terrorystycznego, szalejącego od września 1793 r. do lipca 1794. Jak ocenia Pan tę inicjatywę?

W sytuacji kiedy Francja jest ofiarą licznych ataká½¹w terrorystycznych, pomysł ten jest zaskakujący i prowokacyjny.

Terroryzm jest nierozerwalnie związany z dziejami ludzkości. Czy ten praktykowany w trakcie rewolucji francuskiej rá½¹żni się od znanych wcześniej form terroru?

Były w przeszłości konflikty cywilizacyjne (wojny między miastami greckimi i imperium perskim, konfrontacja islamsko-chrześcijańska itp.), zmagania o prymat polityczny, militarny czy ekonomiczny, na przykład walki feudałá½¹w w średniowieczu. W wojnach tych dochodziło czasami do aktá½¹w fizycznego terroru wobec ludności. Terror ten był jednak potępiany. Przykładowo w wiekach średnich ruch „Poká½¹j Boży” (La Paix de Dieu) ekskomunikował zbrojnych atakujących chłopá½¹w i księży.

Rewolucja francuska, ponieważ była niesiona wizją ideologiczną, wprowadziła nową koncepcję wojny. Projekt rewolucjonistá½¹w był bardziej ambitny niż wcześniejsze konflikty. Chodziło w nim o „stworzenie” człowieka podporządkowanego nie tylko fizycznie, czego dokonywała na zajmowanych terytoriach armia rewolucyjna, ale ktá½¹ry jednocześnie byłby poddany ideologii zwycięzcy. Dlatego Republika zinstytucjonalizowała terror, powołując Komitet Ocalenia Publicznego na czele z Maksymilianem Robespierre’m. Efektem tego była eksterminacja Wandei i masowe masakry kobiet oraz dzieci, przeprowadzane przez szatańskie kolumny rewolucyjnych bandytá½¹w i rabusiá½¹w.

Czy ewidentne zbrodnie bojowniká½¹w rewolucji były obiektywnie oceniane i potępiane przez francuskich historyká½¹w?

Przez niemal cały XX wiek na Sorbonie marksistowcy specjaliści od rewolucji francuskiej (Soboul, Matthiez, Aulard i inni), by „ocalić rewolucję”, nie przestawali bronić słuszności terroru. Jeszcze obecnie społeczeństwo francuskie pochlebia terroryzmowi Robespierre’a, o czym świadczy duża ulic nazwana jego imieniem – zará½¹wno w miastach rządzonych przez lewicę (Saint-Denis) jak i prawicę (Issy-les-Moulineaux) w regionie paryskim.

Podobnie podchodzono w Rosji do terroru leninowskiego i w Kambodży do postaci Pol Pota, ktá½¹ry wymordował 20 procent ludności kraju. „Uradowany nará½¹d wita swoich wyzwolicieli” – pisał „Le Monde” następnego dnia po wkroczeniu Czerwonych Khmerá½¹w do Phnom Penh 17 kwietnia 1975 r.

W XX wieku aktá½¹w terrorystycznych na ludności dokonywały też tzw. wielkie demokracje. Mam na myśli masowe naloty na Niemcy, w wyniku ktá½¹rych zginęło pół miliona cywiliów, czy też zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, gdzie śmierć poniosło 200 tysięcy ludzi. Czy to oznacza, że terroryzm oceniany jest w zależności od jego końcowych efektá½¹w oraz interesu układá½¹w politycznych?

Oczywiście, że tak. Bardzo dobrze obrazuje ten mechanizm okres uzyskiwania niepodległości przez liczne kraje afrykańskie. Dochodziło tam do brutalnych przewrotów, w wyniku których na czele rządów stawali byli terroryści – Nelson Mandela, szef Afrykańskiego Kongresu Narodowego w Republice Południowo-Afrykańskiej, Houari Boumédiène z FLN w Algierii, Robert Mugabe kierujący Afrykańskim Narodowym Związkiem Zimbabwe, Icchak Szamir stojący na czele grupy Stern w Izraelu, czy Jasir Arafat, szef Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Przykładá½¹w takich jest badzo dużo.

Są więc „dobrzy i „źli” terroryści…

Pobłażliwość w stosunku do terroryzmu nie została rozciągnięta na wszystkie jego akty. Francuskie media regularnie powołują się na książkę Georgesa Bermanosa, Les Grands Cimtière Sous La Lune (Wielki cmentarz pod Księżycem), bo autor potępia w niej represje dokonane na Majorce przez zwolenniká½¹w generała Franco. Zdiabolizowano postaci Saddama Husseina i Baszszara al-Asada, wykorzystując dokonane przez nich realne ataki na ludność cywilną. Obecnie istnieje w społeczeństwach demokratycznych ostracyzm w stosunku do terroryzmu islamskiego, ale pytam się: jaka jest rá½¹żnica między zgilotynowaniem niewinnej ofiary Republiki a poderżnięciem gardła „niewiernemu”, ktá½¹rego jedyną winą jest bycie chrześcijaninem? Nikt jednak nie stawia znaku rá½¹wności między tymi terroryzmami.

Propozycja Simonnet, lewackiej radnej z Paryża, stwarza ryzyko – zará½¹wno dla lewicy jak i prawicy – stanięcia twarzą w twarz wobec własnych wewnętrznych sprzeczności. Poparcie tej propozycji oznacza akceptację tezy, że istnieją „dobrzy terroryści”. Odrzucenie propozycji podważa w części mit rewolucji francuskiej, o ktá½¹rej Georges Clémenceau [premier Francji w latach 1906-1909 i 1917-1920 – przyp. red.] ciągle nie przestawał przypominać, że stanowi ona blok nierozerwalny. Okrutny dylemat!

Dziękuję za rozmowę

Franciszek L. Ćwik

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-07-14)

 


 

Skip to content