Aktualizacja strony została wstrzymana

Przeciw – ale przecież za!

Rosjanie mają porzekadło, że każdy durak po swojemu s uma schodit – co się wykłada, że każdy dureń wariuje na swój sposób. I rzeczywiście; w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” czytamy, że wśród pacjentów szpitala dla wariatów nie było nawet dwóch, którzy wariowaliby w podobny sposób. Jeśli jeden, dajmy na to, co kilka minut oznajmiał, że „w tej chwili wynalazłem elektryczność”, to już żaden inny, przynajmniej na tym samym oddziale, elektryczności nie wynajdywał. Niekiedy wariackie skłonności pacjentów udzielają się ich lekarzom. Znany jest przypadek psychiatry, który w towarzystwie opowiadał o pacjencie pracującym nad perpetuum mobile. – Nie macie państwo pojęcia, jaki jest pracowity, no – ale wariat. Przecież perpetuum mobile wynajdę ja! – zakończył z błyskiem w oku. Adam Grzymała-Siedlecki wspomina o wariactwach, jakim ulegają uczeni. Profesorowe Jakub Górski i Herbest przez lata byli serdecznymi przyjaciółmi aż do dnia, kiedy zapłonęli do siebie wzajemną, dozgonną nienawiścią tak wielką, że nie było obelgi, jakiej by jeden na drugiego nie rzucił. A poszło o różnicę poglądów, czy okresy cyceriańskie należy stylistycznie dzielić na dwie, czy na trzy części.

Ale bywają też sytuacje odwrotne, to znaczy takie, kiedy wariactwo jest tylko kostiumem, rodzajem parawanu, za którym skrywa się łajdactwo. O takie właśnie postępowanie podejrzewam pana profesora Andrzeja Romanowskiego, literaturoznawcę z Uniwersytetu Jagiellońskiego i pracownika Polskiej Akademii Nieuk, to znaczy pardon – oczywiście Polskiej Akademii Nauk. Pan profesor Romanowski jest w ogóle ozdobą rodzaju ludzkiego, bo niezależnie od swoich zainteresowań naukowych folguje namiętnościom politycznym, najpierw w Ruchu Obywatelskim Akcja Demokratyczna, a obecnie, kiedy już ten Murzyn zrobił swoje i przez RAZWIDUPR został spuszczony z wodą, bo dzięki wielu rozmowom i bliskim spotkaniom III stopnia, jakie z rozmaitymi autorytetami moralnymi przeprowadził pan generał Gromosław Czempiński, powstała Platforma Obywatelska, zaś pozostałością po ROAD, Unii Demokratycznej i Unii Wolności jest Partia Demokratyczna – „cień hajduka, który cieniem miotły zamiata cień karety”. Pan prof. Romanowski folguje swoim politycznym namiętnościom właśnie w partii Demokratycznej.

Politycznej roli partia ta nie odgrywa, co oczywiście nie znaczy, że nie spoczywają na niej inne, ważne zadania. Z uwagi na nadreprezentację autorytetów moralnych, powierzono jej odcinek polityki historycznej. Na tym odcinku autorytety moralne pilnują, by nie dopuszczać do żadnych zakłóceń oddziaływania skoordynowanych polityk historycznych: niemieckiej i żydowskiej na nasz nieszczęśliwy kraj. Celem polityki historycznej niemieckiej jest, jak wiadomo, stopniowe zdejmowanie z Niemiec i z Niemców odpowiedzialności za II wojnę światową, zaś celem żydowskiej polityki historycznej jest przerzucanie tej odpowiedzialności na winowajcę zastępczego, na którego została wytypowana Polska.

Ponieważ celem żydowskiej polityki historycznej jest wmówienie światu, iż jedynymi ofiarami II wojny byli Żydzi, wszelkie przypominanie o innych ofiarach, czy bohaterach jest absolutnie niewskazane. Docelowo ma być tak, że złych „nazistów” rozgromił Tewje Bielski do spółki z pułkownikiem Clausem von Stauffenbergiem, a w tej sytuacji żadni inni wspólnicy, zwłaszcza polscy nie są tu potrzebni. Polakom bowiem koordynatorzy polityk historycznych przeznaczyli docelowo rolę złych „nazistów”. Jest to operacja wymagająca starannego przygotowania i delikatnego, stopniowego eskalowania oskarżeń. Te oskarżenia kamuflowane są dążeniem do – jakże by inaczej! – „historycznej prawdy”. Z tego klucza ćwierka zarówno sławna pani reżyserowa Holland Agnieszka, jak i panowie reżyserowie drobniejszego płazu: Władysław Pasikowski autor „Pokłosia” i Paweł Pawlikowski, autor filmu (GN)Ida, pani pisarzowa Tokarczukowa Olga, odwdzięczająca się za dwukrotne uhonorowanie swej twórczości przez żydowską gazetę dla Polaków, jak i pan Mirosław Tryczyk, który pewnie „światowej sławy historykiem” już nie zostanie, bo to miejsce zajęte jest przez makabrycznego bajkopisarza, doktora Jana Tomasza Grossa, ale może zostać „Geniuszem Podlaskim” tak samo, jak Mikołaj Ceaucescu został „Geniuszem Karpackim”.

No a teraz do tego grona najwyraźniej pragnie doszlusować pan prof. Andrzej Romanowski, któremu najwyraźniej nie podoba się sposób podejścia Instytutu Pamięci Narodowej do postaci Witolda Pileckiego – że mianowicie IPN robi z Pileckiego „bożka”. Jemu się nie podoba – nie podobać się może. Pan prof. Andrzej Romanowski chwały Witoldowi Pileckiemu ani nie ujmie, ani nie przymnoży, więc jego opinia w tej, podobnie jak we wszystkich innych sprawach, nie zasługiwałaby na najmniejszą uwagę, gdyby nie pogląd wypowiedziany w rozmowie z „Super-Expressem”. Pan prof. Romanowski powiedział tam, że „rzetelny historyk” powinien brać pod uwagę także „racje stojące za Polska pojałtańską”, a konkretnie – że „Polska pojałtańska” była wprawdzie „krwawą dyktaturą stalinowską”, ale miała „międzynarodowe uznanie”. Na uwagę dziennikarza, że III Rzesza też cieszyła się „międzynarodowym uznaniem”, pan prof. Romanowski odpowiada, że rotmistrz Pilecki został skazany za szpiegostwo, a „żadne państwo nie lubi szpiegostwa i je karze”. Zatem z tego punktu widzenia wszystko było w jak najlepszym porządku.

Dlaczego zatem w następnym zdaniu pan prof. Romanowski deklamuje posłusznie, że „proces, który zakończył się karą śmierci, okrywa po wsze czasy hańbą stalinowską PRL”? Albo wszystko było w jak najlepszym porządku: państwo cieszące się międzynarodowym uznaniem walczyło ze szpiegami również przy pomocy procesów – więc skąd tu „hańba”, skoro „stalinowska PRL” miała akurat taką specyfikę – albo też nic w jak najlepszym porządku nie było, bez względu na „międzynarodowe uznanie” i tak dalej. Wydaje mi się, że meandrów krętactwa przedstawionego przez pana prof. Andrzeja Romanowskiego niepodobna zrozumieć, bez odwołania się do roku 1989, do Magdalenki i „okrągłego stołu”, w następstwie których, po przeprowadzonej przez RAZWIEDUPR selekcji w strukturach podziemnych, środowisko, którego uczestnikiem, chociaż, powiedzmy sobie szczerze – niezbyt ważnym – pan prof. Romanowski pozostaje, zostało wykreowane na reprezentację „strony społecznej”, która w zamian za to wyniesienie, zagwarantowała reprezentantom „stalinowskiej PRL” nie tylko bezkarność zbrodni, ale i zachowanie tego wszystkiego, co sobie pod koniec lat 80-tych ukradli. Stąd ta schizofrenia w podejściu do historii, typowa dla całego środowiska, od którego zaraził się również były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa, lansując formułę: „za, a nawet przeciw”.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz    serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)    27 października 2015

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3497

Skip to content