Aktualizacja strony została wstrzymana

Komandos prymasa Wyszyńskiego

„Witaj Józefie, umiłowany przez władzę ludową!” – tak pozdrawiał prymas Stefan Wyszyński księdza infułata Józefa Wójcika. I nie bez przyczyny, gdyż w ciągu sześciu lat ks. Wójcik otrzymał 18 wyroków i dziewięć razy siedział w więzieniu za obronę Krzyża, który określał jako „godło naszej wiary”. Więc tzw. władza ludowa nie miała za co kochać tego bezkompromisowego obrońcy Kościoła i wiary katolickiej, który chociażby w 1958 roku jako wikariusz w parafii w Ożarowie koło Ostrowca Świętokrzyskiego domagał się w kazaniu przywrócenia krzyży usuniętych z miejscowej szkoły, co skończyło się jednym z pierwszych strajków szkolnych w PRL, a sam ksiądz został skazany na miesiąc więzienia. Od 1962 roku przez sześć sprawował posługę duszpasterską w Wierzbicy. Tam obronił jedność kościoła, gdy część parafian podbuntowanych przez komunistów przeciwko proboszczowi usiłowała stworzyć parafię niezależną od Ojca Świętego i biskupa a podporządkowaną sekretarzowi partii, który przyjeżdżał do Wierzbicy i mówił o czym ma być niedzielna homilia.

Księdza Wójcika, proboszcza parafii w Suchedniowie w latach 1972-2010, spokojnie można określić jako legendę polskiego Kościoła katolickiego czasów najnowszych. Od 16 lutego niestety nie ma go już wśród nas. Po długiej i ciężkiej chorobie zmarł w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach w wieku 79 lat.

O życiu i działalności infułata z Suchedniowa można by napisać wiele i warto poczytać o tej niezwykłej postaci, gdyż najczęściej ten „komandos prymasa Wyszyńskiego” jest wciąż kojarzony z dokonanym w 1972 roku brawurowym wykradzeniem z Jasnej Góry kopii cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej „zaaresztowanej” sześć lat wcześniej przez władze komunistyczne, by uniemożliwić zainicjowaną przez Prymasa Tysiąclecia peregrynację Obrazu po Polsce. Ta granicząca z cudem akcja została w 2008 roku upamiętniona spektaklem pt. „Złodziej w sutannie”, w ramach Sceny Faktu Teatru Telewizji. Sztuka, ze znakomitą rolą Artura Źmijewskiego, zgromadziła przed ekranami telewizorów rekordową, liczącą 2 mln 227 tys. widownię.

Miałem to szczęście, że znałem księdza Wójcika osobiście. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w 2009 roku przy okazji wywiadu [kopia wywiadu – poniżej]przeprowadzanego z nim przeze mnie i moją żonę. Przyjechaliśmy wówczas do Suchedniowa pociągiem z Warszawy, na plebanii zostaliśmy przyjęci posiłkiem, gdyż ksiądz nie wyobrażał sobie by mogło być inaczej, podobnie jak nie do pomyślenia było, by gości wypuścił od siebie z gołymi rękami. Niezależnie, czy to były owoce, cukierki, czy coś innego, co miał akurat u siebie. Zwyczajnie, ksiądz Wójcik taki już był. Bezinteresowny, tchnący optymizmem życiowym i zawsze uśmiechnięty. Podczas rozmowy telefonicznej nie sposób było nie rozpoznać jego pełnego właśnie tego uśmiechu głosu. Ot, taka słoneczna osobowość, która w latach czerwonego terroru dosłownie obezwładniała komunistów, o czym pisze Czesław Ryszka w swojej znakomitej książce „Infułat z Suchedniowa”, będącej opowieścią księdza Wójcika nie tylko o PRL.

Wtedy w 2009 roku w rozmowie nie mogło zabraknąć i uwolnienia Obrazu, co było pomysłem, jakżeby inaczej, ks. Wójcika. Tak nam mówił: „Przez sześć lat peregrynacja odbywała się przy pustych ramach, księdze Ewangelii, przy świecy. Kiedy doszedł do władzy Gierek, Prymas Wyszyński do niego wystosował pismo, by kopia Cudownego Obrazu wróciła na Szlak Nawiedzenia. Otrzymał odpowiedź, że nie ma podstaw do zmiany dawnych decyzji. Pojechałem do Księdza Prymasa i powiedziałem, że mam taką ideę, by uwolnić Jasnogórską Panią. Na wstępie poprosiłem, by Ksiądz Prymas się nie śmiał, jeśli nawet usłyszy niedorzeczne idee i myśli. Prymas mówi: – Mów synu! Powiedziałem. Prymas na to: – Widzę, że znów cię świerzbi. Przedstawiłem plan. Ustaliliśmy, że będę działał. Wtajemniczyłem jeszcze miejscowego proboszcza i dwie siostry zakonne z Mariówki. Obraz zjawił się na tydzień przed uroczystością rozpoczęcia Nawiedzenia w Diecezji Sandomierskiej. W Częstochowie po „kradzieży” poruszenie, jestem wezwany do prokuratury w Radomiu. Przez cały tydzień przesłuchują mnie, ja nic nie mówię na temat Obrazu, do niczego się nie przyznaję, oni się denerwują, mówią że zjawienie się Obrazu popsuje sprawę „normalizacji w kraju”. (…) po rozpoczęciu peregrynacji w Radomiu już się kompletnie pogubili. Zaczynają się uroczystości. Na podium Obraz wnoszą: Stefan kard. Wyszyński i kard. Karol Wojtyła, za nimi idą księża biskupi. 80 tysięcy ludzi śpiewa, płacze ze wzruszenia. Niektórzy wciąż nie dowierzają, że po latach „internowania” Jasnogórska Pani w kopii Obrazu wraca na Szlak Nawiedzenia. Jeden z księży biskupów powie nawet: – Ale cwaniaki w tym Radomiu. Nowy obraz sobie namalowali. Ksiądz Prymas w swojej pięknej homilii stwierdza, że zjawienie się Obrazu jest widomym znakiem normalizacji sytuacji w Polsce. Było to bardzo celne stwierdzenie, bo Edwardowi Gierkowi bardzo na tej normalizacji wtedy zależało. Potem Prymas Tysiąclecia, gdy się żegnaliśmy, żartował, że nigdy tak nie narozrabiał jak podczas tego kazania. Trzeciego dnia funkcjonariusz SB spotyka księdza proboszcza z mojej parafii i mówi, że chyba tylko historia ujawni złodzieja obrazu: – Myśmy posądzali księdza Wójcika, a tu prymas, kardynał i biskupi wnoszą ten obraz. Tak to się teraz wszystko pokręciło.”

Ale nie tylko wywiad powiązał nasze życie z księdzem Wójcikiem. Akurat podczas naszego pobytu na plebanii był też obecny ksiądz z Katedry Polowej Wojska Polskiego. I jakoś tak się stało, że nagle pojawiło się pytanie o nasz ślub. I wówczas ów ksiądz rzucił tak od siebie: „A może ksiądz Wójcik dałby ten ślub?”. I dał. 31 grudnia w pięknie odrestaurowanym, staraniem księdza, suchedniowskim kościele pw. św. Andrzeja Apostoła stanęliśmy na ślubnym kobiercu, a po ślubie na plebanii czekał jeszcze poczęstunek. Potem spotykaliśmy się z księdzem jeszcze kilkanaście razy, ostatni raz składaliśmy sobie telefoniczne życzenia na Boże Narodzenie. Nigdy byśmy nie przypuszczali, że ostatnie… Może to zabrzmieć sztampowo, ale z żoną ks. Wójcika nie zapomnimy. Nie tylko dlatego, że dał nam ślub, co jest dla nas po prostu zaszczytem, ale za to jaki był. Będziemy więc też pamiętać jedne z jego imienin i długą kolejkę mieszkańców Suchedniowa chcących złożyć mu życzenia. Bo ksiądz Wójcik był człowiekiem otwartym na ludzi.

Nie sposób tu wymienić wszystkich godności i honorów, kościelnych i państwowych. W 1997 jako kapelan Rycerskiego i Szpitalnego Zakonu św. Łazarza z Jerozolimy został odznaczony Krzyżem Starszego Kapelana tego rycerskiego zakonu. Odznaczony przez prezydenta Włoch Luigi Scalfaro Orderem Zasługi Republiki Włoskiej, przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, a wcześniej przez Lecha Wałęsę Krzyżem Komandorskim tego orderu. W styczniu 2009 roku został odznaczony przez biskupa polowego Wojska Polskiego, gen. dyw. Tadeusza Płoskiego, Medalem „Milito Pro Christo”. Ksiądz był także, o czym nie wszyscy wiedzą, kibicem piłki nożnej i kapelanem polskiej reprezentacji na olimpiadzie w Atenach

Dużo było tych odznaczeń i tytułów, ale przypuszczam, że najbardziej chyba cenił sobie to z kwietnia 2008 roku, gdy na wniosek dzieci z Suchedniowa został odznaczony Orderem Uśmiechu. I bez dwóch zdań, odszedł do Pana wielki kapłan, wielki obrońca wiary, wielki patriota. Nie przez przypadek przecież Ojciec Święty Benedykt XVI określił księdza Józefa Wójcika jako „vero confessore”, czyli: prawdziwy wyznawca…

Piotr Jakucki

Za: Strona autorska – Julia M. Jaskólska i Piotr Jakucki (18/02/2014)

Z Krzyżem nikt nie wygrał

z ks. infułatem Józefem Wójcikiem rozmawiają Julia M. Jaskólska i Piotr Jakucki

– Będąc wikariuszem w Radomiu, w 1972 r. wpadł Ksiądz na genialny pomysł, by na rozpoczynające się w tym mieście Nawiedzenie sprawić niespodziankę i uwolnić Obraz Matki Bożej aresztowany przez komunistów i uwięziony na Jasnej Górze.

– Sprawa uwolnienia Obrazu na nasze diecezjalne uroczystości leżała mi bardzo na sercu. Po Polsce wędrowały wtedy puste ramy, bo komuniści nie mogli się pogodzić z peregrynacją Obrazu. Państwo miało być świeckie.

– Na Szlaku Nawiedzenia modliły się jednak i tak tłumy wiernych…

– … i to było solą w oku. 20 czerwca 1966 r. na drodze z Fromborka do Warszawy (w Liksajnach), pomimo protestów Księdza Prymasa i zabiegów Sekretarza Episkopatu, funkcjonariusze MO siłą odebrali Obraz. Ksiądz Prymas bardzo to przeżył. W kościele na Źoliborzu powiedział, że „tego rodzaju czyny ograniczają prawo do publicznej czci Matki Najświętszej”.

– Wszystko to działo się w roku milenijnym, w którym – przypomnijmy – obok Jasnogórskich Ślubów Narodu i programu Wielkiej Nowenny, kluczową rolę odegrać miała właśnie peregrynacja kopii Cudownego Obrazu.

– Tak i tym bardziej nikt nie był na takie szykany ze strony władz przygotowany. Obraz zatrzymany w czerwcu 1966 r. przez milicję, zostaje przewieziony do archikatedry warszawskiej i tam jest przetrzymywany przez trzy miesiące. Episkopat Polski decyduje w końcu, by – mimo utrudnień ze strony władz komunistycznych – z początkiem września była kontynuowana peregrynacja Obrazu Matki Bożej po parafiach – tym razem w diecezji katowickiej, gdzie władze do wizyty kopii jasnogórskiej ikony odnosiły się z niebywałą wrogością.

– Wtedy też na dobre dochodzi do „internowania” Obrazu?

– Na całe sześć lat. Gdy zbliżał się termin 4 września 1966 r., w którym Obraz powinien wrócić na Szlak Nawiedzenia parafii diecezji katowickiej i biskup z Katowic z proboszczem archikatedry warszawskiej próbują przewieźć Obraz do Katowic – tuż pod miastem, z daleka od ludzi w lasku będzińskim zatrzymuje ich milicja. Funkcjonariusze siłą wyciągają z samochodu księdza biskupa i prowadzącego auto księdza proboszcza. Za kierownicą siada milicjant i wiezie Obraz na Jasną Górę. Tam zjawiają się przedstawiciele rządu i oficerowie milicji, którzy grożą ojcu generałowi i ojcu przeorowi, że jeżeli tylko Obraz Nawiedzenia opuści bramy klasztoru, to zostaną zlikwidowane cztery paulińskie domy zakonne.
I tak kopia ikony została za kratami w kaplicy Św. Pawła, a ojcowie paulini umieścili tablicę informacyjną, że „tu znajduje się uwięziony przez władze Obraz, który wędrował po Polsce”. Przez sześć lat peregrynacja odbywała się przy pustych ramach, księdze Ewangelii, przy świecy. Kiedy doszedł do władzy Gierek, Prymas Wyszyński do niego wystosował pismo, by kopia Cudownego Obrazu wróciła na Szlak Nawiedzenia. Otrzymał odpowiedź, że nie ma podstaw do zmiany dawnych decyzji.

– Trzeba więc było szukać innego rozwiązania…

– Pojechałem do Księdza Prymasa i powiedziałem, że mam taką ideę, by uwolnić Jasnogórską Panią. Na wstępie poprosiłem, by Ksiądz Prymas się nie śmiał, jeśli nawet usłyszy niedorzeczne idee i myśli. Prymas mówi: – Mów synu! Powiedziałem. Prymas na to: – Widzę, że znów cię świerzbi. Przedstawiłem plan. Ustaliliśmy, że będę działał. Wtajemniczyłem jeszcze miejscowego proboszcza i dwie siostry zakonne z Mariówki. Obraz zjawił się na tydzień przed uroczystością rozpoczęcia Nawiedzenia w Diecezji Sandomierskiej. W Częstochowie po „kradzieży” poruszenie, jestem wezwany do prokuratury w Radomiu. Przez cały tydzień przesłuchują mnie, ja nic nie mówię na temat Obrazu, do niczego się nie przyznaję, oni się denerwują, mówią że zjawienie się Obrazu popsuje sprawę „normalizacji w kraju”.

– Ostatecznie jednak „winy” Księdzu nie udowodnili?

– Nie, a po rozpoczęciu peregrynacji w Radomiu już się kompletnie pogubili. Zaczynają się uroczystości. Na podium Obraz wnoszą: Stefan kard. Wyszyński i kard. Karol Wojtyła, za nimi idą księża biskupi. 80 tysięcy ludzi śpiewa, płacze ze wzruszenia. Niektórzy wciąż niedowierzają, że po latach „internowania” Jasnogórska Pani w kopii Obrazu wraca na Szlak Nawiedzenia. Jeden z księży biskupów powie nawet: – Ale cwaniaki w tym Radomiu. Nowy obraz sobie namalowali.
Ksiądz Prymas w swojej pięknej homilii stwierdza, że zjawienie się Obrazu jest widomym znakiem normalizacji sytuacji w Polsce. Było to bardzo celne stwierdzenie, bo Edwardowi Gierkowi bardzo na tej normalizacji wtedy zależało. Potem Prymas Tysiąclecia, gdy się żegnaliśmy, żartował, że nigdy tak nie narozrabiał jak podczas tego kazania.
Trzeciego dnia funkcjonariusz SB spotyka księdza proboszcza z mojej parafii i mówi, że chyba tylko historia ujawni złodzieja obrazu: – Myśmy posądzali księdza Wójcika, a tu prymas, kardynał i biskupi wnoszą ten obraz. Tak to się teraz wszystko pokręciło.

– „Kradzież” kopii Cudownego Obrazu nie była pierwszym ani jedynym aktem odwagi ze strony Księdza. W Wierzbicy w roku 1958 dał się Ksiądz poznać jako bezkompromisowy obrońca wiary. Jeszcze wcześniej był Ożarów i obrona krzyży.

– Świeżo po święceniach kapłańskich zostałem skierowany do Ożarowa niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego, do parafii Św. Stanisława Biskupa Męczennika. W pierwszych dniach września przychodzą dzieci ze szkoły i mówią, że w szkole usunięto wszystkie krzyże. W niedzielę podczas kazania mówię: „Dzieci, Polska to nie Rosja. Jeżeli tam usunięto krzyże, to nie znaczy, że i u nas mają być usunięte. Jeżeli tam uczą dzieci bez krzyży, to nie znaczy, że i wy macie uczyć się bez krzyży w klasach. Konstytucja PRL gwarantuje nam wszystkim prawo do wolności sumienia i wyznania. Jeżeli te prawa zostały pogwałcone, to moim obowiązkiem jest domagać się sprawiedliwości, domagać się tego, aby wasze uczucia religijne były uszanowane”.

– I tak rozpoczął się jeden z pierwszych strajków szkolnych w obronie krzyża w Polsce Ludowej?

– W poniedziałek dzieci poszły do szkoły i odmówiły wejścia do budynku. Do dyrektora zaś powiedziały, że w klasach nie ma krzyża, a one „w chlewie nie będą się uczyć”. Z pomocą przyszli rodzice. Przynieśli krzyże i pozawieszali je we wszystkich salach. Kierownik zadzwonił na milicję, ta powiadomiła prokuraturę. Od razu otrzymałem wezwanie do prokuratury, postawiono mi zarzut działania przeciwko zarządzeniu ministra oświaty o przestrzeganiu świeckości szkoły. Skazano mnie na więzienie. Funkcjonariusz, który mnie zamykał, mówił: – Wójcik, krzyże zdejmujemy. Ani ręka nam nie uschła, ani noga nam nie uschła, a wy posiedzicie sobie dwa lata. Odpowiedziałem: -Jeszcze nikt z krzyżem Chrystusa nie wygrał i zobaczycie, co się będzie z wami działo. Czekaliśmy długo, ale doczekaliśmy się.

– Później trafił Ksiądz do Wierzbicy, także bronić Krzyża, już z niezłym bagażem doświadczeń z komunistami…

– Tam z kolei doszło do zbuntowania parafian przeciwko proboszczowi i utworzenia tzw. niezależnej parafii, niezależnej od Ojca Św. i biskupa, zależnej za to od sekretarza partii, który przyjeżdżał i mówił, o czym ma być niedzielna homilia.

– A nad wszystkim czuwała SB. Kardynał Wojtyła uznał ten przypadek za pierwszą w Europie Środkowowschodniej próbę rozbicia Kościoła rzymskokatolickiego.

– Miało być tak jak we współczesnych Chinach, gdzie funkcjonuje podporządkowany partii komunistycznej tzw. Kościół państwowy i poddawany represjom kościół podziemny, w łączności z Ojcem Św. i Stolicą Apostolską.
Zostaliśmy wyrzuceni z gmachu kościoła, więc Msze św. przez 6 lat, bo tyle trwał konflikt, odbywały się w prywatnych domach, na gospodarskim podwórku. Dzieci do Pierwszej Komunii przystępowały prawie na gnoju, nawet śluby odbywały się w sionce u gospodarza. Oczywiście, władze świeckie uznawały te Msze św. za „nielegalne zgromadzenie”, a nas za „partyzantów”. Za każde odprawienie Mszy św. byliśmy karani. Dano nam wybór: grzywna cztery i pół tysiąca złotych albo trzy miesiące więzienia. Przez lata nazbierało się trochę tych wyroków.

– Trochę? Prymas Wyszyński pozdrawiał Księdza słowami: „Witaj, Józefie, umiłowany przez władzę ludową!”.

– W sumie w ciągu sześciu lat – pod zarzutem organizowania nielegalnych zgromadzeń – czyli za odprawianie Mszy św. w prywatnym domu oraz nauczanie religii – otrzymałem 18 wyroków i 9 razy przebywałem w więzieniu.

– Otrzymywał też Ksiądz pogróżki za mówienie prawdy o Katyniu. Jaki to był okres?

– Tuż po tym, jak przyszedłem do Suchedniowa…

– 37 lat temu…

– Wszystko wiecie [śmiech]. Przyszedłem w 1972 r. w lipcu, a w listopadzie podczas procesji na cmentarzu przez tubę powiedziałem: „Módlmy się za naszych rodaków pomordowanych w Katyniu”. Dwa dni potem dostałem anonim: „Jeśli ci jest miłe życie, nie wymawiaj nigdy więcej słowa »Katyń«”.

– Ale oczywiście Ksiądz się nie posłuchał, gdyż przed komunistami nigdy nie zginał karku, za to pochylał się nad zwykłym człowiekiem. Świadczą o tym i stan wojenny, i zasługi dla „Solidarności”, i – dla nas odznaczenie najcenniejsze – Order Uśmiechu nadany przez dzieci. Dziękujemy serdecznie Księdzu za poświęcony nam czas.

Ks. infułat dr Józef Wójcik
proboszcz parafii Św. Andrzeja Apostoła w Suchedniowie,
18 razy karany przez władze PRL, 9-krotnie więziony za obronę krzyży, odprawianie Mszy św. oraz nauczanie dzieci i młodzieży religii. Jego walka o prawa wierzących i prześladowanych w PRL odegrała znaczącą rolę w historii polskiego Kościoła. Ojciec Święty Benedykt XVI określił księdza Wójcika jako „vero confessore” – prawdziwy wyznawca.

„Nasza Polska”, 13.10.2009

Za: Strona autorska – Julia M. Jaskólska i Piotr Jakucki (13/10/2009)

Skip to content