Aktualizacja strony została wstrzymana

Państwo Baumana

Rozgrywana od kilku dni prowokacja z udziałem byłego funkcjonariusza PPR/PZPR Z. Baumana, pozwala sformułować oceny dotyczące III RP i znakomicie ułatwia dostrzeżenie głębokich więzów historycznych i aksjologicznych, spajających obecny reżim z komunizmem.

Po pierwsze, należy rzecz postawić „na nogi” i uświadomić sobie, że zdarzenie rozegrane na Uniwersytecie Wrocławskim ma cechy ewidentnej prowokacji, wymierzonej w Polaków.

To bowiem, że agenci obcego mocarstwa, zwani „polskimi komunistami” obdarzyli kiedyś majora Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego mianem „naukowca” i nadali mu tytuł profesorski – jest problemem tychże komunistów i w żaden sposób nie wiąże nas obowiązkiem uznania „dorobku naukowego” tego człowieka. Dla porządku przypomnę, że historia totalitaryzmu pełna jest postaci „literaturoznawców”, „filozofów” lub doktorów prawa, dokonujących najgorszych zbrodni.

Dla Polaków, doświadczonych półwieczem sowieckiej okupacji, której gwarantami byli tzw. „polscy komuniści” – najważniejszym kryterium winna być antypolska działalność Zygmunta Baumana w sowieckich organach represji. Począwszy od pracy w sowieckiej milicji, poprzez funkcję oficera KBW, po rolę agenta zbrodniczej Informacji Wojskowej i szefa Zarządu Politycznego Propagandy i Agitacji LWP. Ta działalność jest dostateczną i moralnie usprawiedliwioną przesłanką dla sformułowania negatywnej oceny Baumana. Na tej podstawie, mamy pełne prawo decydować o naszym stosunku do tak jednoznacznie odrażającej postaci. Z polskiego punku widzenia jest niezwykle istotne, że Bauman nigdy nie został rozliczony z działalności w przestępczych organach represji, nie zadośćuczynił za swoje czyny, nie poddał się moralnym i prawnym sankcjom.

Jest zatem oczywiste, że zapraszanie człowieka o takiej przeszłości do instytucji zwanej „polskim uniwersytetem” i prezentowanie go polskiej młodzieży, jako „wybitnego socjologa i naukowca”, należy odbierać jako groźną  prowokację – tym groźniejszą, że wymierzoną w ludzi młodych i obliczoną na zanegowanie polskiej historii i polskich tradycji intelektualnych.

Nikt nie ma prawa wymagać, by ludziom pokroju Baumana przysługiwało uznanie i szacunek, wzgląd na „dorobek naukowy”, pozycję społeczną czy wiek. Fakt, iż rządzący III RP establishment nigdy nie odważył się nazwać ani rozliczyć zbrodni komunizmu, a samozwańcze „autorytety” tego państwa obdarzyły bandytów mianem „ludzi honoru” – w niczym nie umniejsza naszego prawa do dokonywania samodzielnych ocen, zgodnych z zasadami elementarnej etyki, logiki i prawdy historycznej.  

Tego prawa nie odbierze Polakom fałszywy bełkot funkcjonariuszy medialnych czy sofistyczne brednie głoszone przez premiera i wrocławskich urzędników. Nie ma i nie może być żadnego dyktatu w okazywaniu szacunku ludziom takim jak Bauman. Nie tylko nie zasługuje on na miano „polskiego naukowca”, ale nie może stanowić wzoru i autorytetu dla polskiej młodzieży. Mamy prawo wymagać, by była ona szczególnie chroniona od takich wzorców i  nie poddawana obcej indoktrynacji.

Ludzie o przeszłości Baumana winni znaleźć się na marginesie życia publicznego, zasłużyć na całkowity ostracyzm i wykluczenie ze społeczności, zaś w państwie prawa i sprawiedliwości musieliby ponieść surowe konsekwencje swoich czynów.

Trzeba sobie jasno powiedzieć, że żadne akcje policyjne, sądowe represje i wrzaski medialnych wyrobników, nie mogą stłumić prawa do wyrażania przez Polaków negatywnej oceny takich osób  jak Zygmunt Bauman.

Po wtóre – wszyscy powinniśmy czuć się dłużnikami tej  grupy młodych ludzi, którzy w obliczu fałszowania prawdy historycznej i niszczenia elementarnych zasad moralnych, mieli odwagę wyrazić swój sprzeciw wobec obecności Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim.  Nazwanie ich przez jakiegoś urzędnika „nacjonalistyczną hołotą”, ujawnia nie tylko nienawiść i strach wobec polskości, ale jest policzkiem wymierzonym tym wszystkim, których oburza promowanie podobnych postaci i nie zgadzają się na kreowanie majora KBW na „autorytet naukowy”. Owemu urzędnikowi trzeba uświadomić, że tylko komuniści kojarzyli polskość z nacjonalizmem i w każdym przejawie patriotyzmu upatrywali szowinizm i „narodową megalomanię”. Polakom obce są takie skojarzenia.

Tym młodym ludziom winniśmy wdzięczność również dlatego, że ich interwencja na UW – jak żadne inne wydarzenie – obnażyła prawdziwe oblicze III RP. Wrzask ośrodków propagandy, histeryczne reakcje przedstawicieli reżimu, zapowiedź represji i „twardego egzekwowania prawa” – nie wynikają przecież z wierności zasadom demokracji, czy – jakże chętnie deklarowanego – „liberalizmu” i „tolerancji”.

Po prowokacji wrocławskiej padły ze strony reżimu ostre słowa: „nie ma zgody na obrażanie polskich uczonych”, „to rodzaj bandytyzmu, który trzeba zwalczać”. Nie mogą dziwić, bo nie po raz pierwszy ta władza wykorzystuje sprowokowane przez siebie wydarzenia do zaostrzania prawa, udzielania dodatkowych uprawnień służbom i przygotowań do rozprawy z ludźmi o odmiennych poglądach. Cytowane słowa brzmią tym bardziej obłudnie, że obecny reżim ma w głębokim poważaniu polską naukę, a jeszcze głębiej-walkę z bandytyzmem.

W tym przypadku, chodzi jednak o coś więcej.

Tak gwałtowna reakcja na normalne w cywilizowanych państwach zachowania młodych ludzi, wyrażających sprzeciw wobec obecności na uczelni agenta Informacji Wojskowej, ma – z punktu widzenia reżimu, racjonalne i uzasadnione podstawy.

Stając w obronie Baumana, obecna władza broni w istocie historycznych i aksjologicznych fundamentów, na których opiera się dzisiejsza III RP. Znajdują one źródło w komunistycznym zafałszowaniu i życiorysach takich postaci jak funkcjonariusz sowieckich organów represji. Jeśli u podstaw III RP leży sojusz z komunistami, to jednym z najważniejszych jego elementów jest ochrona roztaczana przez państwo nad  ludźmi pokroju Baumana. Widzimy ją na przykładzie Jaruzelskiego, Kiszczaka czy Kociołka, w kontekście esbeków obdarzanych mianem „specjalistów od bezpieczeństwa” czy oficerów „ludowego” wojska noszących dziś generalskie lampasy. Dzięki temu sojuszowi, Polacy nie tylko zostali zmuszeni do uznania PRL-u za jakiś „element polskości” ale do rezygnacji z podstawowej dychotomii My-Oni, dającej świadomości, że komunizm jest tworem obcym, wrogim i zawsze antypolskim. 

Wprawdzie III RP zbudowano na fundamencie PRL-u, wespół z tysiącami donosicieli, zdrajców i bandytów, wprawdzie zachowano ciągłość personalną i nie rozliczono zbrodni komunizmu, wprawdzie w życiu publicznym brylują esbecy, kapusie i ludzie kompartii, wprawdzie mediami rządzą esbeckie klany, a gospodarką agenturalne układy, wprawdzie niszczy się pamięć o ofiarach komunizmu, walczy z polską kulturą i patriotyzmem – to w powszechnym przekonaniu jest ona państwem polskim, w pełni suwerennym i niepodległym, a rządzące nią mechanizmy definiuje się  pojęciami prawa i demokracji.

Casus z majorem Baumanem powinien nam uświadomić, jak fałszywa jest to wizja. Fakt, że w obronę Baumana włącza się premier, ministrowie i ośrodki propagandy, nie dowodzi bynajmniej, że mamy do czynienia z jakąś aberracją czy nadgorliwością urzędników. Podobnie- honorowanie Jaruzelskiego, jednanie z moskiewskimi kagebistami czy propagowanie antypolskich filmów, to nie dowód na „kryzys wartości” bądź  „zaburzenia demokracji”.

To państwo działa konsekwentnie i racjonalnie, a to czego jesteśmy świadkami wypływa z najgłębszych fundamentów obecnej państwowości i jest oznaką wierności zasadom wypracowanym przy okrągłym stole. Okres rządów PO-PSL to nie jakiś fatalny „powrót do PRL-u” ale logiczne ukoronowanie długiego okresu hodowania komunistycznej hybrydy i zarządzających nią bękartów. Jest dowodem skuteczności dwóch dekad indoktrynacji i niszczenia polskości.

Prowokacja z Baumanem musi prowadzić do wniosku, że nie ma żadnej innej – zdrowej i normalnej III RP. Pora skończyć z tą zabójczą mitologią, która czyni z Polaków stado niewolników. To państwo ma właśnie twarz Zygmunta Baumana i nigdy nie będzie inne. Zostało zbudowane po to, by chronić podobnych mu „polskich komunistów”.

Wobec zalewu pustosłowia i wrzasku towarzyszącego obecnej prowokacji, trzeba przyjąć postawę, jaką proponował Polakom Jarosław Marek Rymkiewicz – „Nawet nazywać ich nie warto – w ogóle nie warto się nimi zajmować, najlepiej jest uznać, że ich nie ma. Trzeba wychodzić, kiedy wchodzą, odwracać się, kiedy do nas podchodzą. Polska należy do nas, a oni niech sobie gadają w swoich postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy.

Aleksander Ścios

Za: Aleksander Ścios – Bez Dekretu (25 czerwca 2013)

Dr Muszyński: „Bauman ma krew na rękach”

Gdyby dziś profesor o przeszłości nazistowskiej, nsdapowskiej, albo gestapowskiej chciał pojechać do Izraela i wygłaszać tam swoje odczyty, byłby od razu wyśmiany. Nikt by nie miał żadnej wątpliwości, że to jest skandal i zwykła prowokacja – mówi dr Wojciech Muszyński, historyk, redaktor naczelny pisma historycznego „Glaukopis”.

Jak przebiegała resortowa kariera Zygmunta Baumana?

W 1939 roku pan Bauman razem z rodzicami znalazł się w Związku Sowieckim, gdzie, jak sam napisał, podjął studia na jednym z uniwersytetów. Już ten fakt jest nieco dziwny z uwagi na to, że w tym okresie nie było to możliwe i proste. Przeciętny człowiek czegoś takiego nie mógł osiągnąć z uwagi na to, że wszyscy polscy obywatele byli politycznie podejrzani i, o ile niektórzy z nich mogli robić karierę na ziemiach anektowanych przez sowietów, o tyle możliwość kariery na terenach ściśle sowieckich raczej dla nich nie była możliwa. Po prostu on musiał mieć jakieś silne umocowanie. Tutaj jednak poruszamy się już tylko w sferze spekulacji dlaczego tak było. Podejrzewam jednakowoż, że były tam jakieś kontakty jego rodzinne, przedwojenne z sowietami, czy też z jakimś komórkami komunistycznymi wysokiego szczebla.

Co się dzieje z Baumanem dalej?

Podczas studiów w mieście Gorki zostaje wcielony do milicji i jak sam mówi, pracował wówczas jako milicjant w Moskwie, gdzie kierował ruchem na ulicach. I tu pierwsza ważna sprawa, milicja w Sowietach podlegała NKWD, czyli de facto Bauman był w NKWD. Druga sprawa – osoba, która była brana do milicji w sowietach podlegała wysokim badaniom, to znaczy była bardzo mocno sprawdzana pod względem tego czy jest politycznie poprawna. Myślę, że to się wiązało też w jego przypadku z jakąś inną współpracą, ale to są również nasze domysły bez archiwów sowieckich, które oczywiście są niedostępne. Nie możemy tego dziś zweryfikować. Taka była praktyka. Tam nikt przypadkowy do milicji nie był brany. Jeśli ktoś był brany i wcielany do jakiejś instytucji wojskowej a nie miał weryfikacji politycznej to szedł albo do wojska, albo do tak zwanych „strojbatów” i kopał rowy. A praca w milicji, a zwłaszcza w Moskwie, była niezwykle nobilitująca. Dla wielu milicjantów z Sowietów była to niezwykła nobilitacja.

Jaki był kolejny szczebel kariery?

W 1944 Bauman wstępuje do LWP, gdzie pełni funkcję oficera polityczno-wychowawczego, czyli jest po prostu politrukiem i faktycznie pełni funkcję zastępcy dowódcy czy to batalionu, czy to kompanii. To jest funkcja, która jednoznacznie pokazuje, że był on uwikłany w jakieś tajne układy z wywiadem sowieckim lub też jakimś innym aparatem terroru. Pewnie chodziło o NKWD, bo ta łączność jeszcze od czasów milicji zapewne jeszcze nie ustała. W 1945 roku pozostaje w tej jednostce, w której był wcześniej, czyli w 4 dywizji piechoty i zostaje przeniesiony do KBW wraz ze swoja jednostką, gdzie w dalszym ciągu pełni funkcję politruka. Mniej więcej w tym samym okresie podpisuje współpracę z Informacją Wojskową i zostaje jej tajnym agentem (ps. „Semjon).

Czym była informacja Wojskowa?

Niewątpliwie była ona najbardziej krwawą instytucją wczesnego PRL. Była to instytucja, która wprost podlegała Moskwie. Było to autonomiczne ciało, które niby było jakoś zalogowane w polskim układzie władzy, ale tak naprawdę wykonywało zadania zlecone przez GPU i przez Moskwę.

Czym konkretnie zajmował się Zygmunt Bauman – czy był tylko politrukiem, czy może brał udział w śledztwach i łamał ludzi.

Politruk miał za obowiązek nie tylko edukować politycznie żołnierzy, ale miał także obowiązek śledzić ich poczynania, miał obowiązek donosić na temat pewnych zachowań, które wydały się podejrzane z politycznego punktu widzenia. Taka była jego rola – to dotyczyło nie tylko żołnierzy, ale także kadry oficerskiej. To były tradycje wyniesione z armii sowieckiej i te osoby pełniły po prostu rolę wtyczek. Miały za zadanie kontrolować Wojsko Polskie pod względem politycznym i badać na ile jest ono kontrolowane przez siły wierne Moskwie.

Jak to się stało, że politruk rozpoczął tak błyskotliwą karierę naukową?

Bauman został zwolniony z wojska i wysłany na studia – nie było w tym nic dziwnego – PRL potrzebował nowych i posłusznych elit intelektualnych, które mogłyby zastąpić te niewygodne przedwojenne.

Czy w czasach uniwersyteckich Bauman dalej był na usługach reżimu?

Nic nie wskazuje na, że nie był. A jeśli nie był to niech pokaże nam materiały, że nie był. Inaczej domniemanie jest proste. Jeśli ktoś był w partii to miał obowiązek współpracy.

Ale w którymś momencie ta kariera uniwersytecka w Polsce się kończy.

Następuje rok 1968 i Bauman zostaje z partii usunięty jak wiele osób takich jak on. Wyrzucono go z kraju w ramach czystek pomarcowych i wtedy zaczyna się jego kariera na emigracji.

Na czym polega problem z Baumanem dziś?

Skandalem jest, że ktoś taki ma prawo pod ochroną policji i pod ochroną prezydenta jednego z największych miast wygłaszać dla studentów uniwersytetu odczyty i nikogo to nie dziwi. Więcej nawet, jest skandalem, że w 2010 roku został odznaczony Złotym Medalem Zasłużonego dla Kultury „Gloria Artis”. To jest rzecz, która woła o pomstę do nieba. Gdyby dziś profesor o przeszłości nazistowskiej, enesdeapowskiej, albo gestapowskiej chciał pojechać do Izraela i wygłaszać tam swoje odczyty, byłby od razu wyśmiany. Nikt by nie miał żadnej wątpliwości, że to jest skandal i zwykła prowokacja. U nas się uznaje za, że Bauman to jest starszy pan, ciekawa postać i niezwykle interesujący intelektualista, tylko, że ten intelektualista ma krew na rękach.

Rozmawiał Tomasz Rowiński

Za: Fronda.pl (25.06.2013) -„Naczelny pisma historycznego „Glaukopis” dla Fronda.pl: Bauman ma krew na rękach”

Skip to content