Aktualizacja strony została wstrzymana

Bilingi i nie tylko

W przypadku naocznych świadków „katastrofy smoleńskiej” są dwie osoby, których relacje są wyjątkowo zagadkowe i budzące mnóstwo pytań, a nawet kontrowersji. Legendarny polski montażysta, któremu poświęciłem już wiele tekstów oraz urzędnik prezydenckiej kancelarii M. Wierzchowski, obaj połączeni w historii smoleńskiej jakimś węzłami przeróżnych tajemnic i osobliwości (nie tylko czasowych).

Ten ostatni, przesłuchiwany przez ZP, dość nieskładnie opowiada to, co miał widzieć (http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska) (http://freeyourmind.salon24.pl/482537,syrena-lesna), lecz w studiu Telewizji Trwam, parę miesięcy po wystąpieniu przed „komisją Macierewicza”, bo w marcu 2011, nieco dokładniej odtwarza różne szczegóły z godzin spędzonych na XUBS 10 Kwietnia (www.youtube.com/watch?v=zAslsmWHKwI). Materiał ten cały czas jest dostępny na YT, więc każdy może go sobie w całości obejrzeć (ja będę się odwoływał do jego II części) i ewentualnie porównać w wolnej chwili z tym, co Wierzchowski opowiada przed ZP, w książce Mgła oraz np. przed namiotem Solidarnych (www.youtube.com/watch?v=UiYTsiY38uE), gdzie wraz z min. J. Sasinem i jego smoleńskim adiutantem A. Kwiatkowskim także sporo wspomina a propos „Smoleńska” (tu proszę zwrócić uwagę co mówi a propos filmiku Koli).

Wracamy do występu Wierzchowskiego przed kamerami TV Trwam. Interesujące są fragmenty rozmowy poniżej dotyczące przybycia na pobojowisko „po katastrofie”. Prowadzący program (Klaudiusz Pobudzin) dopytuje świadka, o której mógł telefonować stamtąd, tj. z polanki przy XUBS, do Sasina:

MW: To… …parę minut po, po tym jak się rozbił samolot.

KP: Ale tam nie było takiego momentu, że pan spojrzał na zegarek?

MW: Nie, nie.

KP: Czy, czy na… w komórce, jak pan…?

MW: Nie. Nie.

KP: …telefonował?

MW: Nie.

No więc: nie. Jak zaś pamiętamy z relacji Sasina, ten ostatni, tj. główny akustyk prezydencki zatroskany szczególnie o krzesełka i nagłośnienie w Katyniu, lokował to kluczowe połączenie (MW-JS) po godz. 9.05 (pol. czasu), tj. w okolicach swojego telefonowania do domu, do żony (http://freeyourmind.salon24.pl/404659,2-przesluchanie-sasina-cz-1), z uspokajającymi informacjami, żeby się nie denerwowała, gdy coś o Sasinie w telewizji będą mówić (link j.w., por. też http://freeyourmind.salon24.pl/382860,samolot-zjechal-z-pasa). Czemu akurat o Sasinie miano by mówić coś w środkach masowego przekazu w związku z ewentualnym zjechaniem z pasa „prezydenckiego samolotu”, tego już legendarny minister prezydencki nie wyjaśniał, opowiadając to wszystko ze spokojem przed przyjaznym mu ZP.

Sasin więc twierdził: Już po odbyciu tych, tej rozmowy z żoną i po próbach połączenia – najważniejszej rzeczy zapomniałem. Zadzwonił do mnie… Oddzwonił pracownik mój yyy… z yyy… mmm… z… p. Wierzchowski, który był na lotnisku, yyy… i… jakby niezwykle emocjonalny sposób zaczął mi relacjonować, co się tam wydarzyło, ponieważ, jak się okazało, dotarł na miejsce yyy… katastrofy (http://freeyourmind.salon24.pl/404659,2-przesluchanie-sasina-cz-1).

Odkładając jakieś 2 minuty na taką szybką, nerwową zapewne, rozmowę z żoną, byłoby to jakieś siedem po 9-tej, gdyby połączył się z Sasinem Wierzchowski. Zapamiętajmy tę godzinę (oczywiście przy założeniu, iż ani Sasin, ani Wierzchowski nie kłamią, co do tego faktu telefonicznego połączenia XUBS-Katyń o godz. ca. 9.07). Z kolei M. Grodzki, którego nie zdołał przez trzy lata intensywnych prac badawczo-dochodzeniowych przesłuchać znakomity ZP, świadek z Okęcia (obok T. Szczegielniaka, M. Martynowskiego i A. Klarkowskiego), wspominał (cytuję za spec. wydaniem Nowego Państwa, 3/2011, s. 25), iż Wierzchowski telefonował do niego jeszcze nawet przed 9-tą, co dawałoby, rzecz jasna, połączenie jeszcze przed tym z Sasinem:

Michał Grodzki, który jako pracownik Kancelarii Prezydenta żegnał rankiem 10 kwietnia członków prezydenckiej delegacji, jest autorem ostatniego zdjęcia pary prezydenckiej przed wylotem. Sfotografował Marię i Lecha Kaczyńskich swoim smartfonem, gdy kilkanaście minut po godz. 7 wchodzili do samolotu. Gdy Tu 154 odleciał, Grodzki wrócił z Okęcia do doku. Około godz. 9 zadzwonił do niego Marcin Wierzchowski, kolega z kancelarii, który oczekiwał prezydenta na płycie smoleńskiego lotniska. Michał Grodzki do dziś dokładnie pamięta tę rozmowę: – To nie był głos, to był jęk rozpaczy. Marcin powiedział, że samolot się rozbił, że wszyscy zginęli. Pan Prezydent, Kasia Doraczyńska, wszyscy.

Wracamy jednak do samego Wierzchowskiego i jego komórki/komórek – kwestia ta właśnie w programie Polski punkt widzenia powraca.

KP: A później, czy pan odtwarzał te połączenia – godziny tych połączeń, z bilingów?

MW: Bilingi u-udało mi się… dostać z kancelarii… tak naprawdę dzień przed tym, kiedy z niej odchodziłem. I, i, i jak je przeglądałem, to nie było niektórych połączeń, które, które wykonywałem. Rozmawiałem ze swoim tatą, dzwoniłem do niego…

[chodzi o telefon uspokajający, że „nic nie stało”, jak można sądzić, samemu Wierzchowskiemu; świadek wspomina o tym telefonie podczas posiedzenia ZP – przyp. F.Y.M.: w godzinach porannych rozmawiałem, rozmawiałem z… yyy… z min. Sasinem. Zadzwoniłem do mojego kolegi, którego prosiłem o to, żeby, żeby zadzwonił do moich rodziców, bo ja nie mogłem się do nich dodzwonić, potem się dodzwoniłem do… do mamy i powiedziałem jej, że… jakby coś tam zobaczyła w mediach znaczy, do mojego taty, że…nic się nie stało,nic im nie mówiłem (http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska); dokładnej godziny połączenia Wierzchowskiego z tatą też nie znamy, tak jakby nie można było sprawdzić w bilingach odbiorcy owej telefonicznej rozmowy]

KP: Ze służbowego telefonu?

MW: Ze służbowego telefonu.

KP: Pan... Ma pan jeszcze prywatny, tak?

MW: Tak, mam prywatny, tylko akurat telefon prywatny w… zostawiłem wtedy w teczce w jednym z samochodów, bo nie chciałem z nią… [chodzić].

KP: A czy były godziny tych pierwszych połączeń? Czy zwrócił pan na to uwagę? Na bilingach.

MW: Na bilingach w ogóle nie było…

KP: Godzin.

MW: Godzin. Były dopiero od godziny tam… bodajże… 10-tej z kawałkiem jakieś połączenia, które dalej wykonywałem…

KP: Dziesiątej z kawałkiem…?

MW: …Czy dzies-… Mmm…

KP: Czasu?… Rosyjskiego?

MW: …Szczerze…

KP: Bo katastrofa 10.41 czasu rosyjskiego.

MW: Nie, to musiało być później, bo ja pamiętam, pamiętam, że, że nie było rozmów, a ja ich, ja je [bilingi – przyp. F.Y.M.] przeglądałem raz czy dwa razy, tak? Musiałbym do nich zajrzeć, ale wiem i, i, i jestem w stanie to potwierdzić, że, że… niektórych… połączeń, które, które wykonywałem, po prostu ich nie było.

Niestety przy żadnej publicznej okazji Wierzchowski tego wydruku z wykasowanymi połączeniami nie pokazał, więc pozostaje nam wierzyć mu na słowo, iż te newralgiczne informacje o połączeniach zniknęły. Tymczasem, jak dowiedzieliśmy się z lektury niezapomnianej książki Musieli zginąć (spółki autorskiej L. Misiak i G. Wierzchołowski ze znakomitej szkoły Macierewicza), świadek ten przez parę lat nie podzielił się z dziennikarzami śledczymi swoimi zdjęciami z XUBS z czasu oczekiwania na lotnisku i nie wyraził zgody na ich publikację – tak więc kwestia tego, na ile Wierzchowski wszystko publicznie ujawnia (wszystko istotne dla śledztwa), stoi pod sporym znakiem zapytania – jak to z prezydenckimi akustykami bywa. Wspominam o tym nie tylko w kontekście tajemniczych bilingów tego świadka. Zresztą, czy ktokolwiek widział jakieś bilingi prezydenckich urzędników na przestrzeni ostatnich trzech lat? W dokumentacji ZP nie ma śladu po żadnym takim dokumencie, co zapewne jest zwykłym zbiegiem okoliczności.

I teraz najbardziej intrygujący fragment Polskiego punktu widzenia z Wierzchowskim w roli głównej (wprawdzie ten wątek się pojawił również podczas posiedzenia ZP (http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska), ale tam się nieco przemknął i parlamentarzyści się sprawą głębiej nie zajęli, tu zaś zostaje nieco wyostrzony pytaniami prowadzącego program):

KP: Rozumiem. No i wszedł pan na ten, to miejsce katastrofy, tak? Rozumiem: zaczął pan chodzić… pomiędzy… szczątkami, tak?

MW (kiwając głową): Nie, właśnie nie. Ja po prostu… widząc, jaki jest ogrom…

KP: Ale coś pan musiał zobaczyć, że pan nie wszedł na, na teren…

MW (wzdycha): Widziałem, widziałem… yyy… parę ciał osób, które, które, które zginęły i… ja po prostu nie dałem rady. Znaczy to, to, to, tam, tam, tam nic nie było, tak jak, tak jak panu redaktorowi mówię, że, że… ludzie dobiegali, doszli Rosjanie, którzy nas odsunęli na… 10-15 metrów od , od, od… od tego miejsca.

KP: „Nas”, czyli kogo?

MW: Czyli mnie i, i, i paru pracowników z… z ambasady, tak? Bo to były… sekundy, tak? Ludzie gdzieś tam dochodzili… i, i my byliśmy tak… oddzieleni od, od, od miejsca katastrofy – z pół godziny, czterdzieści pięć minut, a potem zostaliśmy już yyy… yyy… bo dojechało od strony drogi… straż pożarna, która dogaszała małe ogniska, które…

KP: Czyli jak pan przybiegł tam…?

MW: Mhm.

KP: …straży nie było?

MW: Nie. Nie. Nie. Ja nie widziałem strażaków [żadnych].

KP: A czy byli milicjanci, funkcjonariusze OMON… służb rosyjskich?

MW: Yyy… Oni, oni dobiegali od strony, od strony drogi i ich się coraz więcej pojawiało z każdą chwilą, było, było coraz ich więcej. I oni część ustawiali z [nich kordon?] – ja nie wiem, czy to była milicja, czy, czy, czy to było wojsko, no.

KP: Czyli pan był tam prawdopodobnie przed… Sławomirem Wiśniewskim, bo jak Sławomir Wiśniewski filmował, to już straż gasiła.

MW (nieokreślony wyraz twarzy; kiwanie głową na boki):

KP: Czy pan pod-, przybył z drugiej strony?

MW: Ja byłem z drugiej strony, bo, bo… z relacji, które, które, które gdzieś śledziłem w mediach, yyy…, widziałem, że ten film, który pan Wiśniewski nagrał, był od strony… drogi – ja byłem od strony…

KP: Tak jak leciał samolot, a pan od…

MW: Tak…

KP: …strony, kiedy, gdzie miał przylecieć.

MW (kiwając głową): …gdzie miał przylecieć. Tak i, i tam gdzieś… oczekiwaliśmy.

KP: Co później? Były poszukiwania ciała p. Prezydenta?

MW: Potem były poszukiwania… tak, znaczy, yyy… był teren, miejsce katastrofy, był, gdzie leżał wrak, był dzielony na sektory… taśmami i, i, i, i miejsca były, jak rozumiem, opisywane. Ja już tam nie chciałem chodzić, bo…

KP: Mhm.

MW: Świadomość tego, że mógłbym… gdzieś naruszyć… chodząc… stanąć na kimś, czy, czy…

Co z tego fragmentu dialogu przed kamerami TV Trwam interesującego i zagadkowego zarazem wynika? Ano to, że prezydencki urzędnik Wierzchowski utrzymuje, iż nie było wozu/wozów straży pożarnej przez jakieś 30 do 45 minut, nim się pojawiła ta straż na pobojowisku. To nieco inaczej niż na „załączonym obrazku” z filmowania I. Fomina i S. Wiśniewskiego mającym pokazywać stan rzeczy (10 Kwietnia) o 8.55 pol. czasu, wg ofic. danych (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/co-oni-wyciagaja.html).

Wedle relacji J. Bahra z kolei (http://freeyourmind.salon24.pl/318082,wokol-zeznan-bahra), auto ambasadora miało się udać śladem ruskiej kolumny i wozu strażackiego, nomen omen. Wprawdzie G. Kwaśniewski, kierowca rajdowy Bahra, o straży nie wspomina (http://polska.newsweek.pl/smolensk””nieznana-relacja-oficera-bor,68588,2,1.html), lecz twierdzi, że najpierw pomknęli do końca pasa, a potem zawrócili w stronę lotniska i wyjechali na drogę, niewykluczone, że boczną bramą XUBS. Nie wiadomo też, czy ten właśnie moment był widziany przez P. Kraśkę z okna hotelu Nowyj:

Z góry przez okno zobaczyliśmy więcej. Wozy strażackie skręcały pod stację benzynową i płot z tyłu lotniska [co znaczyłoby, że nie jechały od strony lotniska tą drogą za laskiem, którą miał nadbiec Wierzchowski z felczerami – przyp. F.Y.M.]. Do pasa startowego był stąd kilometr, do głównej bramy następne dwa. Dlaczego przyjechała tu straż? Zobaczyliśmy limuzyny, które miały przewieźć delegację spod samolotu do Katynia. Też skręciły pod płot [oczywiście nikt z hotelu nie fotografuje tych zdarzeń – przyp. F.Y.M.], po czym zawróciły w stronę centrum miasta. Pobiegliśmy do wyjścia. W ostatniej chwili ktoś jeszcze krzyknął, że przyszła depesza o ofiarach, mogą być ranni.

Przy płocie i przy wozach strażackich było już pełno ludzi [precyzyjnych godzin, kiedy to się działo, Kraśko nie jest w stanie podać – przyp. F.Y.M.]: strażacy, milicjanci, ci, którzy pracowali albo mieszkali obok. Nie było jednak żadnej z naszych ekip, żadnej z naszych kamer. Wszyscy byli już albo w Katyniu albo przy filharmonii w Smoleńsku, gdzie miał być później prezydent. Zobaczyłem reporterów z innych stacji, ale wszyscy wiedzieli tyle samo: – Samolot skrzydłem zawadził drzewo (Smoleńsk 10 kwietnia 2010, s. 8-9).

Bahr powiada, że jechali za strażą, lecz nie dojechali z nią na „miejsce katastrofy”, zaś połączenie „centrum operacyjnym” MSZ z ambasadorem mającym już stać w okolicy pobojowiska (od strony, od której szedł Wiśniewski, a więc od ul. Kutuzowa) następuje, wedle ofic. danych, podkreślam, od godz. 9.07.53 (http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-msz-ujawnia-smolenskie-rozmowy-sikorskiego,nId,595431). Mniej więcej o tej godzinie ma też telefonować Wierzchowski do Sasina (po wcześniejszym, sprzed 9-tej, połączeniu z Grodzkim) i o tej godzinie ma Wierzchowski jeszcze nie widzieć strażaków ani straży, stojąc przecież w zonie Koli. To spore spóźnienie się straży z dojazdem zgadzałoby się poniekąd z relacjami Bahra i Kraśki. Prowadzący program Polski punkt widzenia nie zadaje świadkowi Wierzchowskiemu jednak tego narzucającego się w tej sytuacji najważniejszego pytania: czy przybiegłszy na pobojowisko „po katastrofie” prezydencki urzędnik nie widział też filmującego Wiśniewskiego ani Fomina? Wiele wskazuje na to, iż nie widział.

Free Your Mind

Za: FYM Report (29/05/13) | http://fymreport.polis2008.pl/?p=10423

Skip to content