Aktualizacja strony została wstrzymana

Żydzi byli sami sobie winni?

Wywiad z prof. Krzysztofem Jasiewiczem opublikowany w kwietniowym numerze „Focus Historia Ekstra”. – Admin.

Gazeta warszawska krzysztof jasiewicz

„Skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, »co się działo na obrzeżach Zagłady«, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydowskie policje w gettach” – mówiprof. Krzysztof Jasiewicz.

FOKUS: Jak wyjaśnić fakt, że Polskie Państwo Podziemne, istniejące przecież prawie od początku okupacji, praktycznie wyłączyło się ze sprawowania swojej funkcji wobec części obywateli – polskich Żydów? Szczególnie kiedy Żydzi zostali fizycznie oddzieleni przez okupantów hitlerowskich od reszty obywateli polskich. [Piękny przykład pytania, które już samo w sobie zawiera kłamstwo – admin]

 Krzysztof Jasiewicz: Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ten problem umknął z pola widzenia władz konspiracyjnych. Wystarczy przypomnieć Źegotę, jedyną taką organizację w okupowanej Europie, która była agendą PPP i różne inne starania. Od misji Karskiego po wystąpienie prezydenta Raczkiewicza do Piusa XII (3 stycznia 1943 r.). „Ojcze Święty! – pisał wtedy prezydent o sytuacji w Polsce. – Prawa boskie sponie­wierane, godność ludzka zdeptana, setki tysięcy pomordowanych”. A dalej wprost Raczkiewicz apeluje, by „w imię zasad chrześcijańskich [wystosować protest do władz niemieckich] przeciw poniewieraniu mordowaniu Żydów”.

Także Kościół w Polsce w osobie arcybi­skupa Sapiehy upominał się o Żydów, zwra­cając się do hr. Ronikiera, prezesa legalnie działającej Rady Głównej Opiekuńczej, ze sło­wami: „Konieczna jest interwencja w sprawie żydów, którzy przyjęli katolicyzm i według nauki Kościoła św. należą do jednej z nami wspólnoty wiernych”. Problem represji, tak­że wobec Żydów, poruszał Sapieha w rozmo­wach z władzami niemieckimi. Gdyby jednak ktoś zauważył, że chodzi tylko o Żydów na­wróconych, to przypomnijmy, że społeczeń­stwo polskie, podobnie jak wszystkie inne europejskie, było podzielone konfesyjnie i od wieków obowiązywała zasada, iż każda konfesja dba o swoich wiernych. Według tej zasady funkcjonowała sfera dobroczynności i inne typy wsparcia (fundacje, przytułki itd.).

A już – ku przypomnieniu – nie słyszałem, by za Polakami w sowieckiej strefie okupa­cyjnej (1939-1941) na Kresach Wschodnich wstawił się choć jeden rabin. A działy się tam straszne rzeczy. Niestety przy licznym udzia­le Żydów, co miało w okresie późniejszym wpływ na akcję ratowania tego narodu, bo wieść o postawach naszych Żydów i ich niegodziwościach rozlała się szeroko po całym kraju, gdy Niemcy w 1941 r. odbili Sowietom zagrabione polskie ziemie.

W narracji żydowskiej pojawia się mnó­stwo hipokryzji, bo niektórzy Żydzi usiłowa­li ratować się, przechodząc na katolicyzm, sądząc, że Kościół nie powinien wnikać w szczerość nawrócenia, lecz dawać im jedynie stosowny glejt na przeżycie. Tymczasem ludzie wierzący, a zwłaszcza hierarchowie nie mogą robić szopki z wiary, chociaż prze­cież tysiące Żydów skorzystało z fałszywych metryk chrztu wydawanych przez polskich duchownych. Chciałbym też zauważyć, że sami Żydzi, bardzo wpływowi w niektórych państwach, prawie nic dla swoich współbra­ci nie robili, biernie przyglądając się ich za­gładzie i zapewne kalkulując, co by na tym można było ugrać.

Jest jeszcze jeden motyw w różnych wy­powiedziach i publikacjach żydowskich. Za­wsze wszystko, co dla nich robiono, robiono źle lub było to o wiele za mało. Przypominają mi się sceny z paru filmów lub książek, gdzie i w związku z przygotowaniami do powstania w getcie warszawskim padają w dialogu zarzuty, że Polacy – naturalnie antysemici – nie dają Żydom broni, tak bardzo potrzebnej do walki. PPP nie miało wprawdzie magazynów broni w Puszczy Kampinoskiej czy in­nych miejscach, ale w pojmowaniu Żydów to bez znaczenia. Im się wydawało, że mamy tysiące sztuk rozmaitej broni. No a skoro oni umyślili sobie powstanie, to my im wszystko oddajemy – jeśli tego nie robimy, to tylko dlatego, że byliśmy antysemitami. Ten chory tok rozumowania żydowskiej narracji jako takiej wywołuje zjawisko projekcji – swoje zło i zaniechania Żydzi przerzucaj ą na innych, zwłaszcza na Polaków.

Przypomnijmy fakty. „Bracia – resztki Żydów w Polsce żyją z przeświadczeniem, że w najstraszniejszych dniach naszej histo­rii, wy nie udzieliliście nam pomocy – pisze Żydowski Komitet Narodowy w Polsce do organizacji żydowskich w Ameryce 1 stycznia 1943 r., a więc wkrótce po wymordowaniu większości Żydów z getta warszawskiego w Treblince. – Odezwijcie się przynajmniej w ostatnich dniach naszego życia. Jest to nasz ostatni apel do was”.

„Niemcy wywieźli i zamordowali lub spalili żywcem dziesiątki tysięcy Żydów – czy­tamy w innym piśmie Żydowskiego Komitetu Narodowego z Warszawy do Joint Distribu­tion Committee w Nowym Jorku z 15 maja 1943 r. – Część Żydów uratowała się. W całej Polsce z trzech milionów Żydów pozostało nie więcej niż 10 proc., resztę Niemcy wy­mordowali. W najbliższych tygodniach wy­mordują pozostałych. Można jeszcze ratować tysiące Żydów [podkr. K.J.], Przyślijcie na­tychmiast sto tysięcy dolarów. Od was zależy ratunek tysięcy ludzi. Czekamy”.

„Nie rozumiemy waszego milczenia – piszą znowu Żydzi polscy do Żydów ame­rykańskich. – Na pięć wysłanych depesz nie otrzymaliśmy odpowiedzi i mimo apelów i alarmów żadne fundusze dla nas nie nad­chodzą. Dlaczego Joint nie przesyła pienię­dzy? Możemy jeszcze uratować od zagłady i niechybnej śmierci tysiące Żydów, kobiet i dzieci. Musimy mieć znaczne fundusze. Zaalarmujcie natychmiast Joint i wszystkie inne organizacje żydowskie. Na ratowanie resztek Żydów musimy mieć sto tysięcy do­larów. Czekamy na waszą pomoc”.

W gettach funkcjonowały żydowskie siły porządkowe kolaborujące z hitlerowcami Wspólnie rabowali i wywozili mieszkańców

W gettach funkcjonowały żydowskie siły porządkowe kolaborujące z hitlerowcami Wspólnie rabowali i wywozili mieszkańców

A tego jest więcej. No i na apele do środowisk żydowskich pospieszył z pomocą jedynie… Rząd RP na Uchodźstwie, przezna­czając dodatkowe fundusze i wzywając pol­skie społeczeństwo do udzielania pomocy w przechowywaniu Żydów po aryjskiej stro­nie. Zachęcam do przejrzenia dokumentacji w Studium Polski Podziemnej, np. teka 78, z której pochodzą powyższe cytaty.

I jeszcze jedno w kontekście „rozlicze­niowych” książek Grossa. Owe żydowskie bzdury i dane wzięte z sufitu o Żydach zamordowanych głównie przez polskich chłopów to właśnie projekcja zmierzająca do ukrycia największej żydowskiej tajem­nicy. Otóż skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, „co się działo na obrzeżach Zagłady”, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydow­skie policje w gettach – bo to one wyła­pują, spędzają na różne Umschlagplatze i upychają w wagonach swoich sąsiadów, rodziny i przypadkowych Żydów. Wreszcie to żydowskie komanda zapędzają Żydów do komór gazowych, a potem oprawiają ich zwłoki, grzebiąc w pochwach, odbytnicach, wyrywając złote mostki i koronki.

FOKUS: W książce „Pierwsi po diable…”  (2002) przedstawia pan zupełnie inne poglądy, m.in. odżegnujące się od przypisywania Źy­dom winy za większość zbrodni sowieckich na terenach okupowanych Kresów. Wykorzys­tał pan wszystkie dostępne archiwa, w tym dostępne w latach 90. archiwa radzieckie.

 Krzysztof Jasiewicz: Niestety myślę, że uległem wów­czas pewnej modzie – że w dobrym tonie jest krytykować przedstawicieli własnego naro­du. Zdecydował także proces ponownego przyjrzenia się źródłom, sięgnięcie do źró­deł wcześniej niewykorzystanych lub wyko­rzystanych słabo.
Jest też element czysto ludzki. Zrozu­miałem, że przypadkowo znalazłem się po niewłaściwej stronie barykady. Szokujące bowiem dla mnie było, gdy moja znajoma, Żydówka, zafascynowana moimi prożydowskimi wywodami, usiłowała mnie zaprosić na spotkanie, na którym – jak to ujęła – róż­ni ludzie mówią, jak powrócili do swoich żydowskich korzeni. Stąd nietrudno wy­wnioskować, że moje wywody sugerowały tzw. wrażliwość żydowską, a zatem budzenie się we mnie Żyda.

Być Żydem to żaden wstyd, ale ja nim nie jestem, a ta konstatacja dość mocno mnie zreflektowała. Zwłaszcza gdy kolejny przedstawiciel tegoż narodu, a zarazem re­dakcji bardzo znanego pisma zagranicznego, zajmującego się tematyką żydowską (pew­nie kierując się podobną interpretacją mo­ich poglądów), zaproponował mi napisanie artykułu o stosunku polskiego Kościoła do zagłady Żydów. Sugerując, by napisać o tym mocno – cytuję z pamięci – „żeby Kościoło­wi dokopać”. Zrozumiałem, że niekoniecznie może tu chodzić o dialog lub poszukiwanie prawdy, lecz o zupełnie inne rzeczy. [No ro Pan profesor się w końcu połapał… lepiej późno, niż wcale – admin.]

FOKUS: Jednak lektura tamtej książki po­ruszała głęboko. Pana stanowisko, ocena źró­deł, stosunek do własnej profesji i własnych ograniczeń budzą szacunek. Zastosował pan kilka nowatorskich interpretacji danych statystycznych, wynikających z osobistych relacji kilku tysięcy uczestników wydarzeń. Skutecznie falsyfikuje pan i nazywa prostac­ką tezę o odpowiedzialności Żydów pod oku­pacją sowiecką za straszliwe nieszczęścia Po­laków. Domaga się pan nawet wprowadzenia pojęcia „kłamstwo jedwabieńskie” (wobec zaprzeczających tej zbrodni) na podobień­stwo „kłamstwa oświęcimskiego”. Opisuje pan sytuacje nieuczciwego przepływu dóbr od Żydów do Polaków. Ten proceder nazy­wa „pseudoszmalcownictwem”. Oto kilka cytatów: „okupacja sowiecka 39-41 jako pol­skie alibi dla obojętności wobec zagłady”, „Żydzi szukali konsensusu z każdą władzą, byle dawała jakoś żyć”, „Ukrywanie Żydów nie było postrzegane jako akt bohaterstwa czy humanitaryzmu, ale jako akt zdrady, działanie przeciwko polskiemu interesowi narodowemu”, „Niebezpieczeństwem byli sąsiedzi-Polacy”, „Żydom, którzy przeżyli, brakowało u Polaków bezinteresowności”, „musimy przyjąć, że udawanie iż nie par­tycypowaliśmy w Holokauście, jest kłam­stwem jedwabieńskim”.

Dokumentuje pan lęk przed żydowskim komunizmem. Publikuje pan wysłany do Londynu dokument kościelny, którego fragment brzmi: „Niemcy oprócz mnóstwa krzywd jakie wyrządzili, pod jednym wzglę­dem dali dobry początek, że pokazali możliwość wyzwolenia polskiego społeczeństwa spod żydowskiej plagi i wytknęli nam dro­gę, którą mniej okrutnie oczywiście i mniej brutalnie, ale konsekwentnie iść należy” (sprawozdanie kościelne z Polski z czerwca- -lipca 1941 r.).

 Krzysztof Jasiewicz: Miło, że mnie pan komplementuje, ale – jak w piosence – to już było. Ponadto brzmi to trochę tak: jak to możliwe, że pan, zdawałoby się, człowiek wykształcony, profe­sor zwyczajny PAN, stoczył się nisko i został, nazwijmy rzecz po imieniu, „antysemitą”.

Mam zbyt mało miejsca, aby wszystko wyjaśnić, bo to jest temat na książkę, a nie na wywiad. Pragnę jednak zwrócić uwagę na inny mój tekst, w którym 7 lat później ustosunkowałem się do swojej książki. No i jeszcze jedno – każdy tekst/źródło odczytuje się na nowo wraz z upływem czasu, dziś pew­nie jeszcze bym coś dorzucił. Siedem lat póź­niej napisałem o wadliwie skonstruowanej perspektywie badawczej i wynikającym stąd błędzie: „Sprowadzał się on do skrótu myś­lowego, że mój opis chrześcijanina i jego wia­ry, a także Polaka i jego patriotyzmu – mam na myśli drugi plan książki – w sposób ja­sny precyzuje moją pozycję metodologiczną (….). Przyjąłem bowiem założenie (…), że istnieją dwie wizje człowieka. Pierwsza – ewangeliczna: w myśl tej wizji człowiek jest zobowiązany przestrzegać Dekalogu i nauk Chrystusa w każdej wyobrażalnej naszymi zmysłami i doświadczanej rzeczywistości. W tej perspektywie konfrontacja człowieka z systemem okupacyjnym, z wyjątkiem bar­dzo nielicznych (vide o. Maksymilian Kol­be) kończy się katastrofą. Człowiek niemal na całym froncie przegrywa – żeby przeżyć, musi kraść, wystawiać fałszywe świadectwa, zabijać. Co więcej – do realizacji swoich celów czasu wojny wykorzystuje bezpośrednio i po­średnio Boga, bo modli się do Niego o swoje przetrwanie, a tam mieści się prośba, nawet nieświadoma o powodzenie w działaniach niedekalogowych (…). Druga wizja człowie­ka – nieewangeliczna-jest wersją »żydową«. Nie można więc (…) mieć do człowieka pre­ tensji, że »zawiesza« Dekalog lub przynaj­mniej przymruża nań oko. Jest w końcu tylko człowiekiem, a nawet więcej – jest zawsze Człowiekiem”.

Niestety, Żydów gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, że są narodem wybranym. Czują się oni upoważnieni do interpretacji wszystkiego, także doktryny katolickiej. Cokolwiek byśmy robili, i tak będzie poddane ich krytyce – że za mało, że źle, że zbyt mało ofiarnie. W moim najgłęb­szym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Żydami, bo on do niczego nie prowadzi. W nauce należy odrzucić empatię, sympa­tię czy antypatię, a skoncentrować się na faktach oraz niezbywalnym prawie do ich różnych interpretacji. Ludzi, którzy używa­ją słów „antysemita”, „antysemicki”, nale­ży traktować jak ludzi niegodnych debaty, którzy usiłują niszczyć innych, gdy brakuje argumentów merytorycznych. To oni tworzą mowę nienawiści.

Prawdziwym nieszczęściem są nawie­dzeni – a przeważnie tylko tacy są – bada­cze żydowscy, którzy nie dążą do opisania takiej czy innej rzeczywistości, lecz piszą pod z góry założoną tezę. A mówiąc bez ogródek – zwyczajnie i świadomie rozmija­ją się z prawdą. Ten nieszczęsny dokument „kościelny”, który pan z taką przyjemnością zacytował, niczego nie przesądza. Bo nie wiemy, kto go napisał i w jakich okoliczno­ściach, i nie wyraża on nic innego niż opinię autora i… strach przed Żydami – normalny, ludzki i uzasadniony. Bo ja głęboko jestem przekonany, że za zbrodnią w Jedwabnem i innymi pogromami nie stoi chęć zdoby­cia pierzyn i nocników żydowskich, nawet mniej jest tam odwetu za różne podłości żydowskie (a było ich sporo w latach 1939”” -1941 na terenie Łomżyńskiego i we wszyst­kich innych miejscach, gdzie Żydzi mieszka­li) – stoi tam wielki strach przed nimi. I ci zdesperowani mordercy być może w duchu mówili sobie: robimy rzecz straszną, ale może wnuki nasze będą nam wdzięczne. Myślę, że jest możliwa taka interpretacja, choć ona ze zbrodni nie rozgrzesza.

Warto jeszcze dopowiedzieć, że popra­wa stosunków polsko-żydowskich wymaga prowadzenia równolegle dwóch wątków, także stosunku Żydów do Polaków i Państwa Polskiego. To nie jest jednostronny proces polegający na epatowaniu polskimi zbrod­niami, przy jednoczesnym blokowaniu prze­dostawania się wiedzy o zbrodniach Żydów na Polakach. Jeszcze przed II wojną w okre­sie Wielkiej Czystki w ZSRR zamordowano 111 tys. Polaków, głównie na Białorusi i Ukrainie. Na tej pierwszej Żydzi stanowili ponad połowę wszystkich funkcjonariuszy NKWD, na tej drugiej aż dwie trzecie (we­dług oficjalnych danych). Nie ma więc moż­liwości, by nie wzięli w tej zbrodni udziału, nie wspomnę o okresie 1939-1941, bo nie chcę być oblany fekaliami.

Jest też problem badaczy żydowskich, którzy ukrywają, że są Żydami, i udają, że są np. Polakami, Francuzami czy Węgra­mi. Oni często świadomie fałszują historię i biją się w piersi w imieniu Polaków, Fran­cuzów czy Węgrów, przepraszając siebie za wyolbrzymione przez siebie zbrodnie i inne przewinienia.

FOKUS: To znaczy, że wszystkie tek­sty „skażone” pochodzeniem autora są nienaukowe?

 Krzysztof Jasiewicz: Sięgnąłem do Talmudu i uważ­na lektura przekonała mnie, że istnieje wiele interpretacji sformułowanych tam  „prawd”. Na przykład słynne zdanie: „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” nie precyzuje, o czyje życie chodzi, i tak może to być interpretowane nie tylko w dyskusjach rabinackich, lecz w głowach prze­ciętnych Żydów. Może to być życie własne albo członka rodziny, życie Żyda. Naród ży­dowski został ponoć „wybrany”, a to niesie wiele konsekwencji. To talmudyczny sposób myślenia Żydów, niekoniecznie religijnych. W środowisku żydowskim nabywa się ja­kiejś specyficznej świadomości grupowej. Znane są fakty entuzjastycznego witania podczas pierwszej wojny światowej Niem­ców w Kongresówce czy Rosjan w Galicji. Takie powitania odbywały się po klęsce Na­poleona i Księstwa Warszawskiego, podczas wkraczania wojsk zaborczych po upadku Polski, a nawet w trakcie potopu szwedz­kiego. Lecz wszyscy badacze żydowscy albo temu przeczą, albo przydają nieprawdopo­dobne interpretacje.

FOKUS: Może Żydzi nie są zadowoleni z żadnej władzy i każdą nową witają z nadzie­ją, że będzie dla nich lepsza, a przynajmniej nie gorsza.

 Krzysztof Jasiewicz: Brzmi to fatalnie, bo co powiedzieć Żydach, którzy witali Niemców (albo jak się narodowo mówi „nazistów”) w 1939 r. w Polsce? A były takie przypadki – w Krako­wie, Łodzi i innych miastach. W Zarębach Kościelnych na czele witających stał rabin w odświętnym stroju.

Żydów zaślepia ich nienawiść i chęć odwetu. To podstawowy powód, dla którego zasilili aparat bezpieczeństwa Bolszewii, potem sowiecki na Kresach i wreszcie UB po wojnie. Mam wrażenie, że człowiek w miarę wykształcony i średnio bystry zorientuje się, że niekoniecznie relacja żydowska jest prawdziwa  Źe wywód badacza żydowskiego nie zawsze jest mądrzejszy. I że jeśli jakiś badacz nie podziela tego poglądu, to wcale nie musi być antysemitą pozbawionym empatii.

Grupę badaczy nieżydowskich, która się identyfikuje z etosem żydowskim, złośli­wie nazwałbym ludźmi intelektualnie ułom­nymi. Często jest to spowodowane manierą stosowania nadmiernego krytycyzmu w sto­sunku do rodaków, przy bezkrytycznym stosunku do dywagacji żydowskich, z nadzieją, że to pomoże im w karierze. Ja bym wybrał Polskę. I myślę, że bycie krytycznym wobec Żydów – zwłaszcza gdy mordują dziś swo­ich sąsiadów na Bliskim Wschodzie – jest bardziej trendy i ma sens niż ich obrona i rozgrzeszanie. Na Holokaust pracowały przez wieki całe pokolenia Żydów, a nie Kościół katolicki. I Żydzi z tego – jak się wydaje-nie wyciągnęli wniosków.

http://gazetawarszawska.com

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2013-04-06)

Nierówność prof. Jasiewicza: Od (żydowskiej) afirmacji do kolaboracji

Żydzi masowo kolaborowali z sowieckim okupantem. Po wkroczeniu Armii Czerwonej stawiali im bramy tryumfalne i całowali pancerze sowieckich czołgów. Na tym nie koniec. Atakowali żołnierzy WP, tworzyli milicję, szydzili z klęsk państwa polskiego. I co najgorsze – czego Polacy najbardziej nie mogli im wybaczyć – denuncjowali naszych oraz zasilali administrację i aparat represji okupanta. Trzeba to nazwać po imieniu – była to zdrada stanu.

No dobrze – spyta dociekliwy – ale przecież potem Żydzi padali ofiarą pogromów. To fakt niezaprzeczalny – potwierdzi historyk, ale zaraz doda, że jednak wytłumaczalny i to w bardzo prosty sposób: pogromy były odwetem za ową kolaborację.
Takie tezy – gwoli ścisłości dodać trzeba, że nie nowe (pisał o tym np. śp. prof. Tomasz Strzembosz, czy jego uczeń dr Marek Wierzbicki) – możemy znaleźć w najnowszej książce: „Rzeczywistość sowiecka 1939 – 1941 w świadectwach polskich Żydów”.

Kim jest Krzysztof Jasiewicz?

Kim jest ten odważny naukowiec, który nie boi się głosić tak niepopularnych sądów, za które inni skazani zostali na salonowy lincz (by wspomnieć znów prof. Strzembosza)? Cóż to za nieznany dotąd, niepokorny i bezkompromisowy odkrywca? To musi być jakiś młody historyk, nieświadom najwyraźniej, jakie nieszczęście na siebie sprowadza.

Tymczasem nic bardziej mylnego. Autor nie jest ani taki młody, ani nieznany. To Krzysztof Jasiewicz. Ok. kilku lat profesor belwederski, kierownik Samodzielnej Pracowni Analiz Problemów Wschodnich w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Na stronie instytucji można znaleźć spory dorobek profesora i jego zespołu. Do sfery zainteresowań pracowni należy przede wszystkim historia Rosji i ZSRR, potem polskich Kresów, ze szczególnym uwzględnieniem okresu okupacji sowieckiej i sytuacji Żydów (w ramach tych projektów powstały m.in. książki: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-56” – chyba najwartościowsza praca profesora), „Świat niepożegnany. Żydzi na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej w XVIII-XX wieku”, czy „Tygiel narodów. Stosunki społeczne i narodowościowe na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej w latach 1939 – 1953”).

Nas najbardziej interesują dwie książki: wcześniejsza „Pierwsi po diable. Elity sowieckie w okupowanej Polsce 1939 – 1941 (Białostocczyzna, Nowogródczyzna, Polesie, Wileńszczyzna)”, i ostatnia, wspomniana już: „Rzeczywistość sowiecka 1939 – 1941 w świadectwach polskich Żydów”.

Dwie recenzje

W recenzji „Pierwszych po diable…” czytamy: „To próba innego spojrzenia na okupację ziem wschodnich Rzeczypospolitej lat 1939 – 1941 i wskazanie jej najważniejszych, lecz przeniesionych w czasie, skutków, połączona z opisem procesu formowania się sowieckich elit władzy”. Jakież to inne spojrzenie, czytamy dalej: „Zdaniem Autora, okres ten posłużył przede wszystkim do wykrystalizowania mitu Żyda-zdrajcy i latem 1941 zaowocował falą mordów na Żydach, popełnionych przez ludność autochtoniczną w całym pasie sowieckich podbojów. W Polsce dodatkowo posłużył do moralnego uzasadnienia powszechnej obojętności wobec Zagłady”.

A teraz recenzja „Rzeczywistości sowieckiej…” z tej samej strony wydawnictwa „Rytm”: „Pochodzące z archiwów londyńskich relacje polskich Żydów, opisujące okupację sowiecką Kresów Wschodnich lat 1939 – 1941, a także impresje Żydów z przymusowych pobytów w głębi ZSRR w latach 1940 – 1941 są w Polsce stosunkowo mało znane i wnoszą nowe spojrzenie na martyrologię obywateli polskich różnych narodowości pod sowieckim panowaniem w XX wieku. W części monograficznej napisanej przez Krzysztofa Jasiewicza, autora od końca lat 80. specjalizującego się w problematyce Kresów i ZSSR, znajduje się szczegółowa analiza postaw Żydów pod okupacją sowiecką i zjawisk z ich udziałem, również tych patologicznych i nagannych”.
Tylko te recenzje pokazują dziwną dychotomię. Raz mamy „mit Żyda-zdrajcy”, a następnie: „patologiczne i naganne postawy Żydów”.

Mit a rzeczywistość

„Pierwsi po diable…” powstali w 2001 roku, „Rzeczywistość sowiecka…” w ubiegłym roku, a więc, jak łatwo policzyć, osiem lat później. Kilka lat, a jakże inne spojrzenie. Pierwszą książkę reklamowała „Gazeta Wyborcza”; do dziś polecana jest np. na stronach Żydowskiego Instytutu Historycznego. Czy druga spotka się z równie entuzjastycznym podejściem wspomnianych środowisk – szczerze wątpię.

Czytelnika bardziej interesuje jednak co innego – gdzie jest prawda, a gdzie fałsz? Czy niechęć Polaków do Żydów wynikała tylko z „wrodzonego nam antysemityzmu”? Czy powodem była powszechna kolaboracja tych drugich – jak tego chce teraz Jasiewicz – z sowieckim okupantem? Czyżby autor przejrzał na oczy i ów mit „Żyda-zdrajcy” stał się historyczną rzeczywistością? Tylko czy taki pisarz, a szczególnie historyk, może być wiarygodny, zmieniając zdanie o 180 stopni? Nie można przecież – zawsze w imię naukowej rzetelności – raz uważać Żydów za Bogu ducha winne ofiary, a za chwilę za prześladowców, którzy w pewnym sensie zasłużyli na okrutny los.

Żydzi krzyczeli: „Niech żyje Hitler”

Na to dziwne rozdwojenie Krzysztofa Jasiewicza zwrócił już uwagę dziennikarz „Rzeczpospolitej” Piotr Zychowicz w artykule „Bramy tryumfalne dla Sowietów”: „Dotąd Jasiewicz bronił poglądu, że kolaboracja Żydów z Sowietami była zjawiskiem znikomym. W wydanej w 2001 roku książce „Pierwsi po diable” twierdził, że stereotyp kolaboracji został wymyślony przez Polaków próbujących zrzucić winę za sowietyzację kraju na żydowskich sąsiadów. Praca ta – trzeba przyznać dzieło znakomite – była chwalona na łamach »Gazety Wyborczej«, a jej autor stawiany za wzór innym badaczom zajmującym się tą problematyką. Minęło jednak kilka lat i Jasiewicz zmienił zdanie”.

Co teraz twierdzi Jasiewicz? Kolaboracja Żydów z Sowietami była – jak już pisaliśmy – masowa. Z tego właśnie powodu – a nie jak wcześniej uważał (i powszechnie uważają inni) – z „wrodzonego Polakom antysemityzmu, podgrzewanego przez zaściankowy Kościół katolicki i endecką ideologię” – wynikała niechęć do Żydów, która przybierała nieraz postać pogromów. Jak historyk argumentuje? Podobne zjawisko miało miejsce nie tylko na obszarze dawnej II RP, ale praktycznie na wszystkich terenach zajętych przez Sowiety w wyniku układu Ribbentrop – Mołotow i zdobytych przez Niemców w 1941 roku: na Litwie, Łotwie, w Estonii, części Finlandii i Rumunii.

Jasiewicz analizuje również, co działo się z Żydami później – jaka nagroda spotkała ich za kolaborację. Podstawą rozważań jest zbiór relacji polskich Żydów złożonych w armii Andersa. I tak Józef Blumenstrauch z Chełma Lubelskiego pisze o masowej (sic!!!) ucieczce Żydów spod okupacji sowieckiej na zachodnią stronę Bugu: „Jeżeli Żyd ucieka z raju, gdzie jest wolność, równość i szczęście – pod nóż gestapowców, to chyba nie muszę dodawać, że w tym raju było mu stokroć gorzej, niż u otwartego wroga Niemca. (…) Kiedy do Lwowa, Włodzimierza i Brześcia przybyły komisje niemieckie, masy Żydów wiwatowały setkami i tysiącami na cześć Niemiec i Hitlera. Proszę sobie wyobrazić tłumy Żydów krzyczących: »Niech żyje Hitler«. Sens był jasny: lepszy jest miecz śmierci od miecza głodu i niewolnictwa”.

Ci, którzy zostali w sowieckim raju, cierpieli nie tylko z powodu głodu, ale często – z wszystkich możliwych powodów: klasowych, religijnych, politycznych – byli represjonowani i trafiali do więzień oraz łagrów. Wyzwoleniem dla wielu stała się dopiero armia Andersa.

Opór przeciw IPN

Ale Krzysztof Jasiewicz dał się już poznać wcześniej jako obiektywny badacz. Na obronę prawdy historycznej zdobył się, analizując film „Opór” o „bohaterskich” braciach Bielskich:

„Film oddaje tylko cząstkę prawdy, fałszuje historię. Jest szkodliwy dla stosunków polsko-żydowskich. (…) Ten film jest piramidalną bzdurą, opisuje rzeczy, jakie na Nowogródczyźnie, w ogóle na Kresach Wschodnich w czasie wojny nie miały miejsca. W rzeczywistości ani oddział Bielskiego, ani inna działająca w tym rejonie grupa partyzantów pod dowództwem Simchy Zorina, licząca 562 osoby, nie prowadziły działalności bojowej. Chcieli przetrwać. Ich główną aktywnością było pozyskiwanie prowiantu od głodujących chłopów. Napadali na polskie wsie, rabując resztki żywności. Żydowskie grupy odznaczały się wyjątkową brutalnością, dochodziło do morderstw, gwałtów. Ciężko uznać rabunki i napady na ludność cywilną za przejaw bohaterstwa” (wywiad dla „Wirtualnej Polski”).

A teraz – dla porównania – wypowiedź profesora o IPN (po zmianie prezesa z Kieresa na Kurtykę):
„Teraz z rosnącym niepokojem patrzę na to, że jedna partia usiłuje zawładnąć wszystkim i byłoby katastrofą dla IPN, gdyby on się temu poddał. […]. Moje obawy wzbudza też […] pojawienie się wśród kadry IPN osób kontrowersyjnych, z nienajlepszej jakości warsztatem naukowym, ale wygłaszających – zbiegiem okoliczności – poglądy bliskie partii rządzącej. Mam też wrażenie, że niektórym działaniom IPN, skądinąd sensownym, zaczyna towarzyszyć oprawa sprawiająca wrażenie aktu politycznego, a to w ogóle podważa sens istnienia tej instytucji” (debata zorganizowana przez miesięcznik „Więź”, 2006; twierdzenia Jasiewicza obalał historyk IPN Antoni Dudek).
Czyli znów mamy ową nierówność, dwoistość Jasiewicza.

Teczki i Jedwabne

Pójdźmy dalej. Prof. Jasiewicz o teczkach:
„Zdumiewające, że posiadająca podobne walory poznawcze [do NKWD-owskiej – TMP] spuścizna po UB i SB, jest – z pomocą chwytów demagogicznych – w całości kwestionowana. Usiłuje się do znudzenia utrwalać pogląd, czasami formułowany wprost, że dokumentacja sprzed kilkunastu-kilkudziesięciu lat jest bezwartościowa, prawie jakby została wytworzona wyłącznie w celu skompromitowania konkretnych osób. Można by odnieść wrażenie, że tworzący ją ubecy wiedzieli, że ich elaboraty będą czytane przez historyków, dziennikarzy i in extenso publikowane w gazetach. Źe w tym celu, aby kogoś skrzywdzić po latach, preparowano »fałszywki«. Taki pogląd nas, ludzi z branży, wręcz rozśmiesza, bo owszem, mogło się zdarzyć, że »fałszywki« robiono na potrzeby konkretnej operacji, ale nie tworzono fałszywych agentów z fałszywymi teczkami i sfałszowanymi wpisami w kartotekach, bo to była dokumentacja o największym stopniu utajnienia i przed upadkiem ustroju niemożliwa do oglądu dla kogokolwiek z zewnątrz, więc z założenia możliwa do weryfikacji i, co więcej, weryfikowana wewnątrz struktur bezpieczeństwa w ramach różnych procedur. To nieuchronny element funkcjonowania, żelazna zasada skuteczności każdej służby bezpieczeństwa. Nasi krytycy idą jednak jeszcze dalej. Z jednej strony negują bowiem miarodajność badań opartych na źródłach proweniencji ubeckiej, z drugiej – posługują się tymi samymi materiałami i z pomocą wyobraźni usiłują, tym razem powołując się na jej »autorytet«, udowodnić tezę o nieprawdziwości tejże dokumentacji” („Dzika” historia – „cywilizowana” współczesność”, miesięcznik „Znak”, luty 2007).

Przyznać trzeba – rzeczowa opinia specjalisty, której… nigdy nie opublikowałaby „Gazeta Wyborcza” .
Ale kilka lat temu Krzysztof Jasiewicz pisał też o Jedwabnem:

„Nie chodzi o samobiczowanie ani o urazy. Chodzi o prawdę, prawdę straszną, którą historyk musi rzetelnie i wszechstronnie zbadać, a społeczeństwo poznać. Nawet jeżeli ta prawda rani i oburza. I nawet jeżeli ten akt ludobójstwa w Jedwabnem nazwiemy Holocaustem” („Sąsiedzi niezbadani”, „Gazeta Wyborcza”, grudzień 2000). Choć w całym tekście Jasiewicz polemizuje z niektórymi tezami autora „Sąsiadów” J. T. Grossa, a szczególnie jego warsztatem badawczym – konkluzja (patrz wyżej) nie pozostawia wątpliwości: w Jedwabnem doszło do ludobójstwa, a nawet Holokaustu. A może sęk w tym, gdzie i komu udziela się wywiadów? Słowa o Jedwabnem padły w „Gazecie Wyborczej”.

Lustracja jak faszyzm i komunizm

A może kluczem do zrozumienia Krzysztofa Jasiewicza jest pewien dokument. To list otwarty, jaki wystosował on do Prezesa Polskiej Akademii Nauk, prof. Michała Kleibera pod jakże frapującym tytułem: „Kiedyś i tak czeka ich DePiSacja”: „Z ogromną przykrością informuję, iż nie mogę złożyć oświadczenia lustracyjnego. Jest mi tym bardziej przykro, że publiczna forma wyartykułowania tej kwestii może być postrzegana jako akt demonstracyjnego nieskładania oświadczeń, lecz nie mam takich intencji, podobnie jak nie mam nic do ukrycia. Misją nauki, odkąd istnieje, jest dążenie do prawdy. Ta wielowiekowa tradycja naszego powołania buduje nasz etos środowiskowy, w nim mieści się, obok szacunku dla Człowieka, bo on jest zawsze jedynym punktem odniesienia, prawo do swobodnego wypowiadania sądów i prawo do sprzeciwu wobec kłamstwa, pogardy i nienawiści. Fascynacja światem czarno-białych prawd, podobnie jak w XX wieku faszyzmem i komunizmem, zakończy się dokładnie tak samo – na śmietniku historii. Niezależnie od butnego języka obozu rządowego i wiary, że będą rządzić dekadami ze względu na ogrom wyrządzonych spustoszeń – całą obecną formację czeka kiedyś dePiSacja, czyli przyznanie Im dożywotnio rent politycznych w wysokości mojej pensji profesorskiej, z wysługą lat wynoszącej dziś 2201 zł i 94 gr netto, w zamian za nieuczestniczenie w życiu publicznym i zakaz pokazywania się w mediach”.

Co to za medium, które pozwoliło prof. Jasiewiczowi na taką walkę z lustracją – lustracją jego osoby i środowiska? Oczywiście „Gazeta Wyborcza”. Było to w marcu 2007, kiedy nie splamił się jeszcze publikacją „Rzeczywistości sowieckiej…”, a żywa była jego wcześniejsza książka – „Pierwsi po diable…”. Teraz Krzysztof Jasiewicz w dzienniku Michnika na takie manifesty miejsca już nie znajdzie. Panie profesorze, czy warto było odwracać się od salonu?

Tadeusz M. Płużański

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze (4, lutego 2010)

 

Bronię prof. Krzysztofa Jasiewicza!

To człowiek o nieposzlakowanej opinii polskiego patrioty

KADR Z FILMU „HISTORIA KOWALSKICH” o polskiej rodzinie, która zapłaciła życiem za ukrywanie Żydów przed niemieckimi zbrodniarzami. Fot. wPolityce.pl

Dlaczego? Bo przeczytałem podpisy pod „Listem otwartym” potępiającym wybitnego i zasłużonego dla Polski naukowca. Na pierwszych miejscach jest Zarząd Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczypospolita” oraz prof. dr hab. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma.

Ci ludzie nie mają moralnego prawa do wypowiadania się na temat stosunków polsko-żydowskich, ponieważ wielokrotnie wykazali w tej sprawie swoje pełne zacietrzewienia wrogie Polakom stanowisko.

Należałem do założycieli tego Stowarzyszenia, ale bardzo prędko okazało się, że jest to  tak bardzo agresywna antypolska maszynka propagandowa, że oficjalne organizacje żydowskie wyglądają przy niej na aż tak życzliwe polskości, że mogą obawiać się oskarżenia o – horrible dictu – antysemityzm.

Z Pawłem Śpiewakiem miałem wrażenie bycia w przyjaźni, jednak po latach obnoszenia się przez niego z interesownym oportunizmem, a szczególnie po zniesławiającej polskość książce „Żydokomuna”, uważam go za inteligentnego oszusta z godną potępienia bezczelnością sprzeniewierzającego się w swej pracy interesom pracodawcy, od którego bierze sutą wypłatę. Śpiewak widzi i wytyka najmniejszą (czasem nawet tylko wymyśloną) słomkę w polskim oku, a odwraca się tyłem do potężnej belki zasłaniającej oczy tejże żydokomunie i jej piewcom. To kłamstwo jest szczególnie obrzydliwe u człowieka, który zna szczegóły stosunków polsko-żydowskich z osobistego, nawet rodzinnego, doświadczenia. Obrzydliwe, bo trzeba się naprawdę zaprzedać, żeby nie pamiętać np. takiej wypowiedzi Stefana Staszewskiego do mnie w 1980 r. (Śpiewak był jej świadkiem) – Proszę mi pomóc (w możliwości udzielenia wsparcia na rzecz „Solidarności” – K.W.), bo chciałbym wreszcie coś dobrego dla Polski zrobić. To „wreszcie” może przemówi kiedyś i do sumienia Śpiewaka.

Widząc atak takich ludzi jak Stowarzyszenie i jak Śpiewak na prof. Krzysztofa Jasiewicza, człowieka o nieposzlakowanej opinii polskiego patrioty, w ciemno – powtarzam – w ciemno należy stanąć po stronie Jasiewicza.

Zabieram głos w obronie profesora Krzysztofa Jasiewicza zgodnie z zasadą, że lepiej jest z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Domagam się rozsądku i bezstronności zanim zaczną do niego strzelać cyngle z GW z jednej strony, a z drugiej bronić go żydożercy. Jasiewicz jest zbyt cenną postacią wśród polskich historyków i w ogóle w polskim życiu publicznym, żeby pozwolić na wtrącenie go w otchłań obu form nienawiści – antypolonizmu i antysemityzmu.

Już na pierwszy rzut oka na nazwiska ludzi, których GW przedstawia z iście stalinowskim tytułem „Trzeba potępić antysemickie wywody prof. Jasiewicza – apelują naukowcy, dziennikarze, działacze społeczni”, widać, że nie są to ci, którzy mogliby obruszyć się na opinię, że „polskość to nienormalność”. Ani ci, którzy uznaliby za konieczne zaprotestowanie, gdy były t.w. „Bolek” mówi „dowcipnie”, że nie będzie liczył ilu Żydów jest w rządzie, ale sam nie jest Żydem, co „może pokazać”. Ani ci, którzy w trakcie kolejnych antypolskich kampanii nienawiści firmowanych przez GW i Jana Tomasza Grossa uznaliby za swój obowiązek ruszyć palcem w bucie w obronie poniżanej polskości.

Nie chcę jednak ze swojej strony „potępiać” tak ogólnie, jak oni potępiają. Są wśród nich i tacy, którzy szczerze uznali, że sprawa dialogu polsko-żydowskiego jest dobrem tak wielkim, że nie należy jej narażać żadną, choćby nawet uzasadnioną, ale krytyczną, wypowiedzią. Zwracam im jednak uwagę, że właśnie Jasiewicz ma na tym polu doświadczenia i bezpośrednie i długotrwałe i tak jednoznaczne, że mógłby być w tej sprawie dobrym sędzią.

Zdanie, którego propagandyści i posłuszni im oportuniści używają jako kamienia obrazy – „Na Holokaust pracowały przez wieki całe pokolenia Żydów, a nie Kościół katolicki” – nie jest twierdzeniem, że Żydzi są winni Holokaustu, a tylko to, że oskarżanie Kościoła (i tak samo Polaków) o sprawstwo lub współsprawstwo Zagłady ma mniej wspólnego z rzeczywistością niż wytworzona przez wieki przez samych Żydów opinia nie liczenia się z interesem narodu-gospodarza.

Jeżeli naukowcy podpisują się pod protestem, w którym potępia się opinie bez analizy ich wartości poznawczej, to bliżej im do organizatorów „potępień” po Czerwcu`76, niż Jasiewiczowi do Marca`68. Nikt nie jest w stanie wskazać, jakiej to władzy Jasiewicz miałby schlebiać, ani na jakie profity miałby liczyć. Przeciwnie, to po stronie jego oponentów widzimy i takich, którzy służyli władzy i w 68 i w 76. Jasiewicz całą swą długoletnią pracą udowodnił bycie rzetelnym i obiektywnym naukowcem, a jeżeli raz udzielił ostrej wypowiedzi, to wystarczy ją zestawić z jego innymi, napisanymi własną ręką opiniami o stosunkach polsko-żydowskich i ich powikłaniach.

Można Jasiewiczowi zarzucić brak doświadczenia medialnego, który spowodował istnienie – jak się zdaje – pewnej różnicy pomiędzy tym, co mówi się w ferworze rozmowy, a co samemu by się napisało w przemyślanej wypowiedzi. Można spierać się z niektórymi zapewne nazbyt uogólniającymi ocenami. Można zarzucać mu pokrewieństwo (przynajmniej tak można wnosić z brzmienia nazwisk) z Kaczyńskimi z jednej strony i Jaruzelskimi z drugiej. Ale nie można mu zarzucać antysemityzmu!

Dlaczego Jasiewicz nie broni się sam? To pytanie naganiaczy, którzy wiedzą, że głos rozsądku i obiektywizmu nie przebije się w zgiełku rozpętanej przez nich nagonki.

A tym, którzy patrzą na całą awanturę i nie rozumieją, o co w niej chodzi – odpowiadam: Jak nie wiadomo, o co chodzi – chodzi o polskość. Konkretnie o to – czyja jest Polska?

Krzysztof Wyszkowski

Za: Strona 'Krzysztof Wyszkowski’ (07 kwietnia 2013)

 

Dr. Skonka list do prof. Krzysztofa Jasiewicza

Pan prof. Krzysztof Jasiewicz
Polska Akademia Nauk
Wrocław 07-04-2013

Wielce Szanowny Panie Profesorze

Z wielkim uznaniem i szacunkiem przyjąłem osobiście  oraz moje  patriotyczne otoczenie  podobnie myślących Pana  poglądy na sprawy żydowskie.  Pana postawę wobec problemów żydowskich w Polsce i w świecie myślący Polacy i większość innych nacji , ludzie i środowiska naukowe potraktowały jako postawę obiektywną i naukowe stwierdzenie prawdy,  nieuleganie  koniunkturalnej propagandzie, ideologii, szantażowi  antysemityzmem. Moje otoczenie podziwia Pana odwagę głoszenia niepopularnej  obiektywnej prawdy, w zasadzie niemal zakazanej, a  przecież  jej głoszenie jest  podstawowym  obowiązkiem każdego naukowca.

Jestem byłym nauczycielem akademickim i  pracownikiem naukowym  m, in.  Politechniki Wrocławskiej( Instytutu Organizacji  i Zarządzenia ) usuniętym za obywatelską działalność opozycyjną (od 1977 roku ) w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.  Od 23 lat  jestem przewodniczącym Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu. Komitet w wciągu tego okresu, w wyniku rozpisanego konkursu,  zebrał setki relacji od  represjonowanych Polaków w Związku Radzieckim i z okresu stalinowskiej  PRL. Wielu też represjonowanych wspomina wrogość Żydów okazywaną wobec Polaków. zwłaszcza na terenie okupacyjnej strefy radzieckiej. Mimo wysiłków i starań tylko niewiele tych cennych autentycznych relacji (dowodów) udało się wydać drukiem, w  Internecie i w  formie  samizdetowej. Większość czeka nadal na opracowanie i wydanie.

Urodziłem i wychowywałem się w Łodzi  w środowisku robotniczym i w otoczeniu  żydowsko- niemiecko-polskim. W naszym domu i otoczeniu polskim nie było  żadnych ksenofobicznych zachowań. Nawet przeciwnie. Niemcy, Żydzi i Polacy mieszkali w tych samych slumsach na łódzkich Bałutach i większość  Polaków  i Żydów  żyło w podobnej nędzy.  Nieraz nawet sobie pomagali.  W moim domu panował lekki filosemityzm: matka pracowała  w małej fabryce należącej do Żyda a ojciec jako krawiec w warsztacie żydowskim gdzie większość stanowili Żydzi. O Żydach mówiło się życzliwie.  Po wybuchu wojny krótko  mieszkałem w Brzezinach koło Łodzi i jako niepozorny  mały chłopiec przemycałem  żywność do lokalnego  żydowskiego getta. Podobnie jak wielu Polaków  starałem się robić  to samo w Łodzi dopóki Niemcy nie uszczelnili granic getta. Moja powojenna niechęć do Żydów narastała po zakończeniu wojny i powrocie setek tysięcy Żydów do Polski  ze Związku Radzieckiego. Z woli Stalina i  Berii  zaczęli zajmować  czołowe, ważne stanowiska we wszystkich wpływowych sferach życia w  Polsce i oraz  uzurpować wiele praw i przywilejów.  Pogłębienie wiedzy o represjach żydowskich w ZSSR i stalinowskiej PRL  spowodowała moja działalność w Komitecie Pamięci Ofiar Stalinizmu i poznania prawdy o zbrodniach, krzywdach i szkodach  wyrządzonych Polakom, szczególnie polskim patriotom; przez Żydów. A jakie były formy i metody tych represji  z wielkim umiarem i wrodzonym taktem  wypowiedział się m. in. Jerzy Waldorff pisząc.

„Podobnie w okresie powojennym w Polsce z wielkim okrucieństwem Żydzi mordowali polskich patriotów w UB i Informacji Wojskowej”. Jerzy Waldorff, którego trudno byłoby posądzić o antysemityzm stwierdza, że „ za armiami wkraczającymi od wschodu albo i w samym ich składzie, przyszli ocaleni z niemieckiego pogromu Żydzi, jakże mało skłonni do wszystkie serca obejmującego pojednania! Pamiętam … w jednym z teatrów  ( w Łodzi , przyp. LS) zebrano przedstawicieli sztuki, na estradę weszła Judyta w mundurze, z naganem  u pasa aby nas oświecać , że wojna … wcale nie jest skończona! Teraz dopiero musi polać się krew byłych obszarników, kapitalistów , fabrykantów aby dało się zbudować państwo dyktatury proletariatu. Niebawem też zaczęły porażać wiadomości z przesłuchań w śledztwach politycznych, gdzie najokrutniejszych badań podejmowali się Żydzi (…) Za jedno przy tym z większych przestępstw uznano jakąkolwiek próbę krytykowania  jakichkolwiek żydowskich postępków, chociaż nikomu nie przyszło by do głowy oskarżać o antynordyzm człowieka, który powiedziałby, że dramaturgii Henryka Ibsena nie znosi.
Była to uboczna pokuta , jaką za zbrodnie hitleryzmu wziąć musieli na siebie Polacy.”

(Jerzy Waldorf, Fildrek, W-wa 1989, s. 96-99)

dr Leszek Skonka 

Za: Gazeta warszawska (08/04/2013)

Skip to content